poniedziałek, 24 października 2016

Trochę inny dziennik. 52 listy na każdy tydzień roku



Gdzie widzisz siebie za 10 lat? Co jest dla ciebie najcenniejsze? Czego chciałbyś spróbować? Kiedy jasno określimy nasze cele i zapatrywania na przyszłość oraz przejmiemy stery nad naszym życiem, dobijemy do właściwego portu. Zawsze powtarzam, że marzenia się nie spełniają. Marzenia się spełnia. Nie twierdzę, że "Trochę inny dziennik" odmieni wasze życie, ale z pewnością pomoże obrać właściwy kierunek.

"Trochę inny dziennik" Moorea'i Seal to dość specyficzna publikacja. Tekstu jest tu jak na lekarstwo, a wszystko dlatego, że autorka motywuje czytelnika, aby on sam zadbał o treść. Zachęca nas do tego, abyśmy uporządkowali swoje myśli. Przekonuje, że każdy może odkryć w sobie twórczą moc. Wydawca na swojej stronie internetowej zapewnia, że książka "spodoba się miłośnikom robienia list, osobom, które lubią spisywać wspomnienia a także każdemu, kto po prostu lubi ładne rzeczy" (źródło: pascal.pl) i... nie sposób się z tym nie zgodzić. Bo to, co przyciąga wzrok to przede wszystkim piękne wydanie. Ciekawa szata graficzna, staranie wyselekcjonowane obrazki oraz pachnący świeżym drukiem, wysokiej jakości papier.

"Trochę inny dziennik" zapewnia nie tylko świetną zabawę przy przygotowywaniu list. Jestem przekonana, że za kilka lat z przyjemnością przeczytam moje zapiski i przypomnę sobie, jaka byłam wówczas, gdy tworzyłam listy. Jako dziewczynka zakopałam z moją przyjaciółką pudełko wspomnień. Jestem osobą refleksyjną, rozpamiętuję przeszłość i otaczam się pamiątkami. Już dziś wiem, że za jakiś czas "Trochę inny dziennik" będzie źródłem mojej radości i wzruszeń.

Kilka lat temu jasno określiłam moje cele. Nie miałam wtedy "Trochę innego dziennika", nie spisałam żadnej listy. Śmiało kroczyłam raz obraną drogą. To nie tak, że bez "Trochę innego dziennika" nie spełnicie swoich marzeń i musicie mieć tę  książkę, bo inaczej nie będziecie mogli poczuć się szczęśliwymi ludźmi, nie mniej jednak warto mieć tę publikację w biblioteczce. Omijam szerokim łukiem półki z książkami motywacyjnymi, a "Trochę inny dziennik" skradł moje serce. Może dlatego, że sama go tworzę?

Dziękuję Wydawnictwu Pascal za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Moorea Seal, "Trochę inny dziennik. 52 listy na każdy tydzień roku"
Wydawnictwo Pascal, 2016
liczba stron: 144
data premiery: 14.09.2016

niedziela, 23 października 2016

Edyta Świętek "Miód na serce" | Recenzja



Ryszard Riedel w wielkim przeboju grupy Dżem, piosence "Whisky" śpiewał: "Lecz nie wiedzą o tym,że najgorzej to.... to samotnym być. Nie, o nie! Nie chcę już samotnym być, nie!". Taka już nasza ludzka natura. Wiedział o tym Riedel, wie o tym Edyta Świętek, dlatego w swojej prozie przekonuje nas o tym, że zdecydowanie łatwiej idzie się przez życie z drugim człowiekiem.

"Miód na serce" to już dwunasta powieść Edyty Świętek. Autorka szczególną uwagę w swojej twórczości poświęca potrzebie miłości. Tym razem bohaterem jej książki jest Ciaputek, który Ciaputkiem zaczął być jeszcze w dzieciństwie i ów pseudonim przylgnął do niego już na stałe. Ciaputek w wyniku splotu nieszczęśliwych okoliczności zostaje sam ze swoją półroczną córeczką Iwonką. Poświęca się wychowaniu dziecka, a jego własne potrzeby schodzą na dalszy plan. Mijają lata, a Iwonka ma już sześć lat i postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Przecież tata nie może być do końca życia samotny! Przydałaby się "pani Ciaputkowa". Mała Iwonka - postać przeurocza - szybko zaczyna wdrażać swój plan w życie. Dobra zabawa i wzruszenia gwarantowane.

Na szczególną uwagę zasługuje doskonały, dojrzały warsztat pisarski Edyty Świętek. Znam autorkę prywatnie i wiem, że bardzo ważna jest nie tylko treść, ale i forma, dlatego długo dłubie w tekście i go poprawia. Czytelnik od razu to dostrzeże. Utarło się, że literatura kobieca jest pisana byle jak, na kolanie, a książkom reprezentującym ten gatunek daleko do ideału, ale Edyta Świętek na pewno wymyka się tym schematom. "Miód na serce" podbija serca czytelniczek, którym bliskie są tematy poruszane przez autorkę. Niewątpliwie jedną z największych zalet tej powieści jest postać babci Hani, której obecność wywoła uśmiech na nawet najbardziej ponurej twarzy.

"Miód na serce" to ukłon w stronę tych czytelniczek, które poszukują miłej, odprężającej i lekkiej lektury. Jednocześnie bawi i wzrusza do łez. Jestem przekonana, że ta historia podbije kobiece serca. Edyta Świętek wie, co jest w życiu najważniejsze i dzieli się tą wiedzą ze swoimi czytelnikami.

Dziękuję Wydawnictwu Replika za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Edyta Świętek "Miód na serce"
Wydawnictwo Replika, 2016
liczba stron: 320
data premiery: 11.10.2016

piątek, 21 października 2016

Fiona Barton "Wdowa" | Recenzja



Przyznam, że mam z tą książką mały problem. Podobała mi się historia przedstawiona przez Fionę Barton, autorka z pewnością miała nietuzinkowy i oryginalny pomysł, jednak mam wrażenie, że zabrakło przysłowiowej kropki nad "i", a potencjał tej powieści nie został w pełni wykorzystany.

Przyznam, że przed lekturą "Wdowy" nie myślałam o innych uczestnikach dramatów, jakie rozgrywają się na salach sądowych. Bo oprócz ofiar i sprawców są jeszcze ich najbliżsi. Zazwyczaj skupiamy się na rodzinie ofiary, solidaryzujemy się z nią. Zapominamy o bliskich morderców, gwałcicieli czy pedofilów. Tymczasem oni również przeżywają swój dramat. Jean wiernie trwała u boku swojego męża, podejrzanego o popełnienie straszliwej zbrodni. Cierpliwie znosiła oskarżycielskie spojrzenia i obecność ciekawskich dziennikarzy. Czy żona mogła nie wiedzieć? Po śmierci Glena kobieta postanawia podzielić się swoją wersją historii.

Jedna wersja prawdy nie istnieje. Każdy z bohaterów ma swoją prawdę. Ale która jest tą właściwą? Zazdroszczę Fionie Barton pomysłu. Nie ulega wątpliwości, że stworzyła niesztampowy thriller psychologiczny. Miała na swą powieść oryginalny pomysł. Autorka przeprowadziła dokładną analizę psychiki kobiety, która prawdopodobnie spędziła życie z człowiekiem będącym w stanie posunąć się do najbardziej obrzydliwych czynów, o czym świadczą dowody. Ale Jean trwa wiernie u jego boku. Czy wie coś, co mogłoby rzucić nowe światło na tę sprawę? No przyznajcie sami - kapitalny pomysł. Szkoda, że "Wdowa" jest momentami przegadana, a zakończenie nie przyniosło odpowiedzi na wiele ważnych pytań. Wynika to poniekąd z konstrukcji powieści, jednak moja ciekawość nie została zaspokojona. Mam wrażenie, że z tej idei można było wycisnąć bardziej soczyste kąski. Nie mogę powiedzieć, że Fiona Barton zmarnowała pomysł, ale na pewno nie wykorzystała w pełni jego potencjału.

Gdybym miała ocenić tę powieść w skali liczbowej, zapewne otrzymałaby ode mnie mocną siódemkę. To bardzo dobra książka, a jednak lekki niedosyt pozostaje. Spodziewałam się rewelacyjnej historii, tymczasem do najwyższej oceny trochę jej jednak brakuje.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Fiona Barton "Wdowa"
Wydawnictwo Czarna Owca, 2016
liczba stron: 456
data premiery: 14.09.2016

poniedziałek, 17 października 2016

Tarryn Fisher "Mimo twoich łez" | Recenzja przedpremierowa




Przyznaję, że kiedy przeczytałam pierwszą część tej trylogii, powieść "Mimo moich kłamstw", nie spodziewałam się, że będę miała okazję przeczytać jej kontynuację. Z prostej przyczyny - nie przewidywałam, że książka spodoba mi się na tyle, abym chciała poznać dalsze losy bohaterów. W końcu to New Adult, raczej omijany przeze mnie gatunek. Ale przepadłam, a teraz powracam do Was z recenzją "Mimo twoich łez".

Leah dopięła swego i to ona tym razem dochodzi do głosu. Podczas lektury przez cały czas zadawałam sobie jedno pytanie: czy gdyby to Leah była bohaterką pierwszego tomu, nie pokochalibyśmy jej i nie znienawidzili Olivii? Tutaj nikt nie jest bez winy. Każdy kłamie, kręci i w zasadzie mógłby pretendować do miana antybohatera. Każdy walczy o miłość, a w miłości, jak na wojnie, wiadomo, wszystkie chwyty dozwolone. Leah ma coś, dzięki czemu udało jej się zachować Caleba przy sobie. Coś, a raczej kogoś. Olivia znika z pola widzenia, ale na czy dobre? 

"Mimo twoich łez" to powieść o tym, jak cienka jest granica między miłością a nienawiścią. Jej bohaterowie wywołują skrajne emocje, od współczucia, poprzez złość, aż po niechęć. Obok tej historii nie można przejść obojętnie. Można ją pokochać lub znienawidzić, ale żadnego czytelnika nie pozostawi obojętnym. Fenomen Tarryn Fisher polega właśnie na kreacji głównych bohaterów, z których żaden nie jest krystalicznie czysty i nie pozostaje bez winy. Jak to się więc dzieje, że identyfikujemy się z tymi postaciami? Cóż, chyba mamy dość idealnych, czarno-białych bohaterów. Tarryn Fisher swoją trylogią wniosła powiew świeżości i udowodniła, że można jeszcze napisać coś oryginalnego.

Część pytań nadal pozostaje bez odpowiedzi, nie wszystkie wątki zostają rozwiązane. Tarryn Fisher podlewa ziarnko niepewności i sprawia, że oczekiwanie na zakończenie trylogii staje się jeszcze bardziej emocjonujące. Książkę czyta się błyskawicznie, a Leah, Caleb i Olivia z pewnością umilą niejeden długi, jesienny wieczór.

Dziękuję Wydawnictwu Otwarte za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Tarryn Gisher, "Mimo twoich łez"
Wydawnictwo Otwarte, 2016
liczba stron: 26.10.2016

środa, 12 października 2016

Premierowo: Anna Fryczkowska "Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki)"




Ależ to jest powieść! Fachowcy zaliczają prozę Anny Fryczkowskiej do nurtu domestic noir, czyli "kryminałów bez detektywów", w których najważniejsza jest odpowiedź na pytanie nie kto zabił, a dlaczego, a mnie nie pozostaje nic innego, jak przyznać im rację, gdyż w temacie gatunków literackich nadal jestem totalnym ignorantem. Zatrzymałam się gdzieś na podziale obyczaj, kryminał, horror i science fiction. No, może jeszcze odróżniam sensację od powieści młodzieżowych. :) Ale do rzeczy: Anna Fryczkowska napisała rewelacyjną książkę i to o niej miałam dzisiaj opowiadać.

Tej książki nie da się przeczytać inaczej, niż jednym tchem. Wciąga od pierwszej sceny. Genialne, rozbudowane portrety psychologiczne bohaterów i wartka akcja przyciągną uwagę nawet najbardziej wybrednego czytelnika. Fryczkowska nie musi wysyłać swoich bohaterów w nietypowe plenery czy mroczne uliczki. Nie, ona potrafi zabić zamknięta w czterech ścianach, a konkretnie - w czterech ścianach domu bajecznie bogatej Zuzy, która skrywa o wiele więcej tajemnic niż tylko istnienie borykającej się z głębokim autyzmem, dorosłej siostry. Kobieta organizuje imprezę, na którą zaprasza swoje bliższe i dalsze znajome, charaktery wyrwane z zupełnie różnych światów. Zabawa jest przednia, ale nagle jedna z nich zostaje zamordowana. Śnieżyca odcięła je od świata, jasnym więc jest, że nikt nie wszedł do domu, a zabić musiała jedna z nich. Tylko... która?

Jakkolwiek to nie zabrzmi, Anna Fryczkowska rozumie swoich bohaterki, nawet te najczarniejsze charaktery. Dokonuje swoistej wiwisekcji głównych postaci i wyciąga mądre wnioski. Ta historia jest prawdopodobna, przez co przeraziła mnie o wiele bardziej niż szeroko polecane thrillery międzynarodowych sław. Tutaj nie ma wybuchów czy widowiskowych strzelanin, bo Fryczkowska nie potrzebuje uciekać w sensację, aby zainteresować czytelnika. Wystarczy zamknąć swoje bohaterki na klucz i zaczekać, aż te zaczną wywlekać brudy. "Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki)" to nie jest powieść napisana na kolanie, w pośpiechu. Każdy szczegół został przemyślany, a jedno zdarzenie wywołuje kolejne - efekt domina.

"Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki)" to bardzo dobra powieść psychologiczna, będąca dowodem na to, że popularny na świecie nurt domestic noir ma spore szanse rozwinąć się również w Polsce, a Anna Fryczkowska jest jego czołową przedstawicielką. I rzeczywiście, odpowiedź na pytanie "kto zabił?" została przyćmiona przez wyjaśnienie, dlaczego to zrobił. Oczywiście polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Burda Książki za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Anna Fryczkowska "Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki)"
Wydawnictwo Burda Książki, 2016
data premiery: 12.10.2016

poniedziałek, 10 października 2016

Sabina Waszut "Bar na starym osiedlu" | Recenzja



Uwielbiam historie z rodzinnymi tajemnicami w tle, opowieści o trudnych powrotach i poszukiwaniach własnej tożsamości. Takie powieści zostają ze mną na dłużej, a ich bohaterowie zapadają w pamięć. Czy tak samo było również w przypadku najnowszej książki Sabiny Waszut?

Nagrodzone na Festiwalu Literatury Kobiecej Pióro i Pazur "Rozdroża" dość mocno mnie rozczarowały, dlatego "W obcym domu" już sobie odpuściłam. Przyznam, że wahałam się przy tym tytule. Spróbowałam i nie żałuję. Dałam autorce drugą szansę i odkryłam bardzo dobrą powieść obyczajową. Główną bohaterką jest Ola, która niegdyś wyjechała z matką do Warszawy. A raczej - uciekła, gdyż zwykłym wyjazdem ich ucieczki ze Śląska nazwać nie można. Co się stało? Dlaczego mama Oli tak nagle podjęła decyzję o porzuceniu dotychczasowego życia? Po latach Ola wraca na Śląsk. Ku swojemu zdziwieniu, odziedziczyła po dawno niewidzianej babci niewielki bar na starym osiedlu. Młoda kobieta stawia wszystko na jedną kartę i przyjmuje spadek.

Śląsk jest mocno specyficznym miejscem. Wiem, bo chociaż sama urodziłam się i mieszkam na Zagłębiu (spróbujcie powiedzieć mieszkańcom Sosnowca, że pochodzą ze Śląska!), to Śląsk pozostaje na wyciągnięcie ręki. Sabina Waszut jest doskonałą obserwatorką, a jej opisy śląskich miast znajdują mocne odzwierciedlenie w rzeczywistości. Waszut nie tworzy świata swoich bohaterów, ona go opisuje. To, co mogło przeszkadzać w "Rozdróża", tym razem wypadło na plus: niedopowiedzenia i swoista oszczędność słowa tworzą niezapomnianą atmosferę tajemniczości. Autorka rozbudza ciekawość czytelników, sprawia, że z niesłabnącym zainteresowaniem przewracamy kolejne strony, aby poznać historię Oli i jej rodziny. Umiejętnie dawkowane napięcie oraz wielobarwne, absolutnie nie czarno-białe postacie to kolejne mocne strony tej powieści.

Prosty język i artystyczna wręcz wrażliwość to przepis na sukces "Baru na starym osiedlu". Najnowsza powieść Sabiny Waszut to fascynująca historia o odkrywaniu we własnym wnętrzu najgłębiej skrywanych pragnień i tęsknot. Ola na nowo poznaje miejsca swojego dzieciństwa i przeżywa zauroczenie tym, co przecież niegdyś jej spowszechniało. Można? Można! Przekonajcie się sami. Polecam.

Dziękuję Wydawnictwu MUZA SA za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Sabina Waszut "Bar na starym osiedlu"
Wydawnictwo MUZA SA, 2016
liczba stron: 304
data premiery: 28.09.2016

sobota, 8 października 2016

Olga Rudnicka "Granat poproszę!" | Recenzja (przed)premierowa



Olga Rudnicka - 28-letnia autorka ma na swoim koncie 13 powieści. Książki młodej, zdolnej i utalentowanej pisarki sprzedają się jak ciepłe bułeczki, a autorka zdążyła zdobyć grono wiernych fanów, którzy czekają na każdą jej kolejną powieść. Za kilka dni na rynku ukaże się "Granat poproszę!", a ja miałam okazję przedpremierowo przeczytać książkę. I chociaż tym razem w komedii kryminalnej jest nieco mniej tego kryminału, to ja i tak, jak zawsze, bawiłam się świetnie.

Poznajcie rodzinę antybohaterów. Rudnicka ma talent do kreowania genialnych postaci. Już dla samych kreacji warto przeczytać tę książkę. Emilia Przecinek, autorka poczytnych romansów, zostaje porzucona przez męża. Na domiar złego nie ma pieniędzy, by spłacić kredyt hipoteczny, ale od czego ma się najbliższych? Życie Emilii staje na głowie, kiedy sprowadzają się do niej matka i teściowa, a kochanka męża zostaje znaleziona martwa. Pierwszą podejrzaną jest, naturalnie, Emilia, jednak nawet policjanci nie wierzą, że ta kobieta mogłaby kogoś zamordować. Z pomocą nastoletnich dzieci, charyzmatycznej agentki oraz, rzecz jasna, obu mamuś, pisarka będzie zmuszona rozwiązać kwestię śmierci kochanki wiarołomnego małżonka. Na domiar złego Cezary zostaje oskarżony o defraudację. Dobra zabawa, oczywiście, gwarantowana.

Rudnicka utrzymuje wysoką formę, chociaż chyba bliżej mi do dwóch jej poprzednich powieści, "Diabli nadali" i "Były sobie świnki trzy". Właściwie jedyne, co mogę zarzucić tej książce, to stosunkowo niewielka liczba wątków kryminalnych przy tematach czysto obyczajowych, ale czy to wada? Co kto woli. Olga Rudnicka nie straciła ciętego języka i ironicznego spojrzenia. Atutem jej prozy jest mnogość absurdów sytuacyjnych i zabawnych dialogów. No, i groteskowe postacie. Chociaż pierwsze skrzypce w tej powieści gra Emilia Przecinek, na szczególną uwagę zasługują Jadwiga i Aldona, czyli mamusie. Były największymi wrogami, ale wszystko do czasu. Kiedy Cezary opuścił Emilię, one zawiązały wspólny front, aby odegrać się na niewiernym synu i zięciu. Ich perypetie wywołają uśmiech na nawet najbardziej ponurej twarzy.

Nie lubię jesieni. Kiedy temperatura spada, a wieczór wydłuża się, mnie dopada jesienna chandra. "Granat poproszę!" to idealna propozycja na ten czas. Poprawi humor i rozjaśni nawet najbardziej pochmurny dzień.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Olga Rudnicka "Granat poproszę!"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2016
liczba stron: 336
data premiery: 11.10.2016