sobota, 23 sierpnia 2014

Recenzja przedpremierowa: Jørn Lier Horst "Jaskiniowiec"



Co jakiś czas na rynku pojawia się "nowy Larsson", kolejny "władca" skandynawskiego kryminału czy też "najlepsza powieść kryminalna roku". Czy to źle? Ależ skąd! Ani mnie to ziębi, ani grzeje, a jeśli dzięki temu ktoś ma szansę odkryć ciekawą książkę.. Jak to mówią, "why not?". Tym razem powiadają, iż mamy do czynienia z "nowym Jo Nesbø". Zrobię wyjątek i ze zwrotu "ani mnie to ziębi, ani grzeje" zostawię tylko drugą część. Bo ta powieść zdecydowanie grzeje.

Wyobraźcie sobie najgorszy rodzaj samotności. Samotność, która powoduje, że nikt nawet nie zauważył waszej śmierci. Taki los spotkał Viggo Hansena - mężczyzny, który przez cztery miesiące siedział martwy przed telewizorem i zapewne tkwiłby tak dłużej, gdyby nie zalegał z opłatą za energię elektryczną. Zaledwie trzy domy dalej mieszka policjant William Wisting. Mimo iż wszystko wskazuje na to, że śmierć Hansena nie była wynikiem przestępstwa, sprawa budzi zainteresowanie córki Wistinga, która jest dziennikarzem śledczym. Line postanawia napisać artykuł o samotnym życiu i śmierci mężczyzny. W tym samym czasie policja odnajduje kolejne zwłoki. Ciało znajduje się już w stanie posuniętego rozkładu, musiało leżeć porzucone przez długi czas. Śledczy mają problem z identyfikacją szczątków. Wkrótce sprawa rozrasta się do rozmiarów międzynarodowych, a wokół zaczynają krążyć wścibscy dziennikarze.

"Jaskiniowiec" to nie klasyczny kryminał, gdzie czytelnik przez cały czas główkuje, kto zabił. Tym razem mamy do czynienia z powieścią potężną, mozolnie utkaną, a w miarę upływu czasu kolejne płaszczyzny nakładają się na siebie. Tutaj głównym pytaniem nie jest "kto zabił?", lecz "gdzie znajduje się teraz?" i "kogo zabił?". Mimo iż wszystko zdaje się być jasne od początku, autorowi udaje się zwodzić czytelnika przez cały czas trwania fabuły i wprowadzić element zdumienia. Kluczenie, dreszczyk emocji, oczekiwanie w napięciu na odpowiedź na pytanie "na co natrafią śledczy w kolejnym rozdziale" - to główne zalety "Jaskiniowca". A tych zdecydowanie nie brakuje. Jest to powieść, która z pewnością zadowoli najbardziej wymagających czytelników skandynawskich kryminałów. 

Co ważne, "Jaskiniowiec" porusza istotne problemy społeczno-obyczajowe. Bez obaw, publikacja jest zdecydowanie stu procentowym kryminałem, a Jørn Lier Horst udowadnia, iż najlepsze powieści kryminalne powstają w Skandynawii. Autor utkał intrygę w tle dylematu, z którym rzeczywiście boryka się północ Starego Kontynentu. Mimo iż komfort życia w Skandynawii uchodzi za najlepszy w Europie, Norwegia boryka się z wysokim odsetkiem samobójstw. Panuje znieczulica, a ludzie żyją w samotności. O tym jest właśnie "Jaskiniowiec". O ludziach tak osamotnionych i odizolowanych od społeczeństwa, że stają się idealnym celem. O nich nikt nie zapyta, nikt za nimi nie zatęskni.. Uczynienie z tego motywu tła do powieści jest z pewnością jednym z powodów, dla których "Jaskiniowiec" tak bardzo przypadł mi do gustu. To nietuzinkowy i utrzymany na wysokim poziomie kryminał.

"Jaskiniowiec" to świetnie napisana powieść, której autor przez cały czas trwania opowieści dawkuje napięcie. Wciąż nie możemy wyjść z podziwu, czym jeszcze zaskoczy nas Horst. Ostanie strony, gdzie następuje odkrywanie wszystkich kart, pochłania się w trybie błyskawiczny, bez kontaktu z rzeczywistością i odczucia upływającego czasu. Kryminał na piątkę.


Dziękuję Wydawnictwu Smak Słowa za udostępnienie recenzyjnego egzemplarza powieści!


Jørn Lier Hors, "Jaskiniowiec"
Wydawnictwo Smak Słowa, 2014
ilość stron: 390
data premiery: 10.09.2014

sobota, 16 sierpnia 2014

Paula Daly "Gdy przejdziesz przez próg" [Recenzja]



Nikomu nie można ufać. Nawet ludziom, których znamy pół życia - do tego wniosku dochodzi Natty, bohaterka najnowszej powieści w serii "Kobieca strona thillera". Przyznam, iż straciłam już nadzieję na to, iż w tym cyklu ukaże się naprawdę DOBRA, trzymająca w napięciu publikacja. "Gdy przejdziesz przez próg" to zdecydowanie najlepsza książka w serii, zasiadając jednak do jej lektury, należy pamiętać, że ta "Kobieca strona thillera" nie zaspokoi głodu klasycznego thillera. To lekka, aczkolwiek i wciągająca oraz dawkująca napięcie powieść.

Natty i Sean to typowa brytyjska rodzina. Prowadzą z pozoru szczęśliwe i spokojne życie, jednak skrywają więcej tajemnic niż przeciętna familia. Małżeństwo Wainwrightów mija się nawzajem od dłuższego czasu, a Natty jest zbyt zajęta prowadzeniem perfekcyjnego życia, aby dostrzegać potrzeby męża. Kiedy ich młodsza córka podczas szkolnej wycieczki trafia do szpitala, kobieta zostawia Seana ze swoją najlepszą przyjaciółką i jedzie opiekować się Felicity. Niestety, po powrocie do domu odkrywa, że Eve zajęła jej miejsce przy boku Seana. Zdumiona spostrzega, że wystarczyło dziesięć dni, podczas których opiekowała się chorą córką, by jej mąż pokochał inną kobietę. Natty nie umie poradzić sobie z nową sytuacją, a Eve coraz lepiej czuje się w domu Wainwrightów. Tymczasem Natty otrzymuje tajemniczą wiadomość, której autor sugeruje, iż nie jest to pierwszy raz, kiedy Eve rozbiła małżeństwo. Zdumiona Natty przekonuje się, iż wszystko, co wie na temat Eve, to kłamstwo. Kim tak naprawdę jest ta kobieta i co robi w domu Natty?

Paula Daly w imponujący sposób buduje napięcie, dzięki czemu "Gdy przejdziesz przez próg" okazuje się lekturą niezwykle wciągającą. Kiedy zaczniecie czytać, obiecuję wam, już po was! Każdy z rozdziałów kończy się w kulminacyjnym momencie, zagadki mnożą się, a przeszłość okazuje się o wiele bardziej mroczna, niż Natty mogłaby w ogóle przypuszczać. Dużym atutem jest główna bohaterka - szybko przekonujemy się, iż również ona nie jest krystalicznie czysta i skrywa tajemnicę. Jaką? Chcemy się tego dowiedzieć jak najszybciej! Przedstawione sytuacje nie są czarno-białe, a bohaterowie jednoznacznie dobrzy albo źli. To ludzie z krwi i kości, a cała historia jest wysoce prawdopodobna. 

"Gdy przejdziesz przez próg" obnaża tajemnice małżeństwa. Rozbiera związek na czynniki pierwsze. Wina nigdy nie leży po jednej stronie. Bardzo podobało mi się przedstawienie Natty i Seana jako pary. Wainwrightowie wpadli w błędne koło, w jakim uczestniczy dziś tysiące małżeństw. Natty zajęta byciem perfekcyjną matką, perfekcyjną panią domu i właścicielką hotelu, przestała dostrzegać potrzeby swojego męża. Książka pokazuje to, co w życiu ważne. Takie kobiety, jak Eve, które wykorzystują zaniedbanie męża przez żonę, istnieją naprawdę. "Gdy przejdziesz przez próg" to również swego rodzaju przestroga, by nie stracić z oczu tego, co najistotniejsze.

Już kilkakrotnie zarzucałam serii "Kobieca strona thillera", iż te książki koło thillera nawet nie stały, ale, no cóż, ma to również swój urok. W cyklu ukazują się powieści poruszające tematy ważne, potrzebne, a przy okazji otrzymujemy wątki kryminalne i sensacyjne. "Gdy przejdziesz przez próg" to zdecydowanie najlepsza z dotychczas wydanych w serii publikacji.

Jeśli liczycie na naprawdę mocne wrażenia, to nie jest książka dla was. Polecam ją dla kobiet, które pragną relaksu z dreszczykiem emocji w tle. "Gdy przejdziesz przez próg" przeczytałam od deski do deski w jeden dzień. To jedna z tych powieści, których nie możesz odłożyć, dopóki nie skończysz.


Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!


Paula Daly, "Gdy przejdziesz przez próg"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2014
ilość stron: 456
data premiery: 07.08.2014

sobota, 9 sierpnia 2014

Recenzja przedpremierowa: Anna Klejzerowicz "Cień gejszy"



Znaleźć wspólny mianownik w morderstwach popełnianych współcześnie na terenie Gdańska oraz wydarzeniach z początku XX wieku w Japonii? Połączyć romantyczną historię odnalezionych drzeworytów z nielękającym się niczego zabójcą? Takie rarytasy, proszę państwa, tylko u Anny Klejzerowicz. Emil Żądło, znany z rozwikłania zagadki zbrodni inspirowanych "Sądem ostatecznym" Memlinga, powraca 10 września.

Emil wiedzie w miarę spokojnie życie wraz z ukochaną Martą u boku. Teraz nie musi się już martwić, skąd weźmie środki na uregulowanie czynszu za mieszkanie. Emil jest wziętym i uznanym trójmiejskim dziennikarzem śledczym. Kiedy mężczyzna odkrywa, iż ktoś podszywa się pod niego na internetowych forach, jego spokój zostaje zakłócony. Komentarze związane są z japońskimi drzeworytami, o których, prawdę mówiąc, Emil nie miał do tej pory pojęcia. Od czego ma się jednak kobietę-historyka sztuki? Żądło rozpoczyna swoje prywatne śledztwo, we współpracy ze swoją ukochaną oraz, teraz już, podkomisarzem Zebrą. Okazuje się, iż popełniane ostatnio w Gdańsku i jego okolicach morderstwa mają wiele wspólnego ze sprawą japońskich drzeworytów. Zagadka sięga swoimi korzeniami początków XX wieku i ówczesnej Japonii.

Charakterystyczną cechą stylu Anny Klejzerowicz jest prostota i dosadność wypowiedzi. Autorka pisze wprost, swoją opowieść snuje ciągle, nie odbiegając przy tym od głównego wątku - przynajmniej takie odnosimy wrażenie. Lecz kiedy przyjrzymy się bliżej historii, widzimy, iż opowieść w rzeczywistości jest skomplikowana i rozgrywa się co najmniej na kilku płaszczyznach. Mocną stroną Klejzerowicz są dialogi i te przeważają również w "Cieniu gejszy". Czy to dobrze, czy źle? Mam wrażenie, iż poprzednia część cyklu o Emilu Żądle, "Sąd ostateczny", była bardziej rozbudowana pod względem narracji. Tutaj większość informacji zostaje przekazana czytelnikowi za pomocą słów danego bohatera. Sama nie jestem zwolenniczką zbyt wielu opisów, jednak te sytuacyjne czasem się przydają. W "Cieniu gejszy" nieco mi ich zabrakło. Ale to jedyny mankament tej powieści.

Anna Klejzerowicz ponownie uwodzi czytelnika rozbudowaną i skomplikowaną intrygą. Zawsze podczas lektury którejś z książek pisarki, zastanawiam się, jak autorce udaje się stworzyć zagadkę tak szeroko rozciągniętą w czasie. Znów kończę powieść usatysfakcjonowana. Anna Klejzerowicz wykorzystuje swoją pasję i zaraża nią odbiorcę. Autorka jest miłośniczką sztuki oraz historii. Łączy te zainteresowania, wyszukuje niezwykle ciekawą, aczkolwiek nie do końca jasną historię z przeszłości, ściśle związaną z architekturą, dokłada do tego wątek kryminalny i voila! Tak jest również w przypadku "Cienia gejszy". Podziwiam pisarkę za umiejętność wplatania swoich opowieści w historię powszechną, wykorzystywanie elementów kulturalnych w połączeniu z fikcją literacką. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, iż jakość samej intrygi jest nawet lepsza niż w "Sądzie ostatecznym"! "Cień gejszy" to lektura zdecydowanie lżejsza aniżeli poprzednia część z cyklu o Emilu Żądle. Nie czujemy na karku oddechu zabójcy, autorka zrezygnowała z opisów ciał zamordowanych, które co prawda w pierwszej książce były kluczowe, tutaj poniekąd pozostają w tle zagadki.

"Cień gejszy" to doskonała zagadka dla tęgich umysłów, ale również opowieść o wielkiej miłości, która pozostawia ślady odczuwalne nawet sto lat później. Lektura jest także interesującym studium kultury japońskiej dla takich laików, jak ja. Autorka zaraża swoimi zainteresowaniami, w treści przemyca liczne ciekawostki i niuanse kulturowe. Tak jak i poprzednim razem, tak i teraz lekturę kończę bogatsza o nową wiedzę.


Dziękuję Wydawnictwu Replika za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego powieści!


Anna Klejzerowicz "Cień gejszy"
Wydawnictwo Replika, 2014, Wydanie II
data premiery: 10.09.2014
ilość stron: 252

Iza Skabek z serii "Gaba gada": "Gaba i Grzebień"



Nam, dorosłym, trudno wczuć się w skórę dziecka. Z jednej strony odczuwamy jego emocje, pokazujemy świat, z drugiej jednak - świat dziecka wciąż pozostaje nieprawdopodobny dla umysłu dorosłej osoby. Potrzeba niemałej wyobraźni, aby podczas zabawy sprostać wymaganiom najmłodszych i ze zwykłego, z pozoru mającego jedno zastosowanie przedmiotu uczynić bohatera fascynującej gry. Dlaczego o tym piszę? Gdyż do takich refleksji skłoniła mnie książka Izy Skabek z serii "Gaba gada", "Gaba i Grzebień". Jest to publikacja dla dzieci, z naciskiem na "dla dzieci". Tym większe uznanie dla autorki, która potrafiła sobie wyobrazić historię, w której zwykły grzebień jest niezwykłym Rekinem-Grzebieniem.

Gaba to niesforna, aczkolwiek przesympatyczna bohaterka serii "Gaba gada". Jak słusznie wskazuje tytuł cyklu, Gaba to dziecko, które bardzo dużo mówi. I wciąż jej się coś przydarza! Wokół dziewczynki zawsze dużo się dzieje.. Tym razem Gaba buntuje się przeciwko czesaniu. Bo Gaba strrrasznie nie lubi czesania! Niestety, mus to mus i nawet kiedy tajemniczym zbiegiem okoliczności w domu ginie szczotka, mama znajduje czerwony grzebień. Dziewczyna zaczyna się czesać, gdy nagle.. Grzebień mocno gryzie ją w głowę! Szybko okazuje się, iż nie jest to taki zwykły grzebień, tylko Rekin-Grzebień, który czyha na różową Rybkę Marysię. Wystarczy pozwolić wpłynąć Rekinowi-Grzebieniowi do wanny, aby ten zaczaił się na biedną rybkę.. 

Przyznam szczerze, że mnie opowieść nie przekonała, ale, ale.. Moje dziecko zaśmiewało się w głos! Stąd mój wniosek, iż "Gaba i Grzebień" to publikacja dla dzieci, z naciskiem na "dla dzieci". Podziwiam Izę Skabek za umiejętność stworzenia tak nieprawdopodobnej, aczkolwiek atrakcyjnej z punktu widzenia historii dla najmłodszych. Aby pisać książeczki takie, jak "Gaba i Grzebień", zdecydowanie trzeba wykazać się wyobraźnią i zrozumieniem dziecięcego świata. Ten egzamin Iza Skabek zdała śpiewająco. "Gaba i Grzebień" to zabawna, odprężająca historyjka. Książka nie posiada zbyt wielu walorów edukacyjnych, leczy czy w dzisiejszych czasach wszystko, co tworzone dla dzieci, musi być "edukacyjne"? Pozwólmy dzieciom być tylko dziećmi! Tę potrzebę zrozumiała Iza Skabek. Jak powszechnie wiadomo, potrzeba jest matką wynalazku, dlatego dzisiaj możemy czytać naszym pociechom "Gabę i Grzebień".

Na co zwróciłam przede wszystkim uwagę? Na przepiękne ilustracje. Takiej kreski nie widziałam od czasów mojego dzieciństwa. Tytułowa Gaba jest uroczą dziewczynką i ilustratorce doskonale udało się oddać to, co o jej charakterze chciała przekazać autorka. 

Wprawdzie nie mam córki, lecz z tego, co się orientuje, wiele dziewczynek z lękiem podchodzi do czynności czesania. Iza Skabek przekonuje, iż podczas tego zabiegu można przeżyć doprawdy fascynującą zabawę! "Gaba i Grzebień" to lekka lektura dla przedszkolaków oraz dla dzieci, które zaczynają już czytać samodzielnie. Duża, wyraźna czcionka może być w tym zdecydowanie pomocna.

Dziękuję pani Izie Skabek za udostępnienie recenzenckiego egzemplarza książki!

Iza Skabek "Gaba i Grzebień"
Wydawnictwo Spotart, 2014
ilustracje: Dorota Prończuk

czwartek, 7 sierpnia 2014

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Ty jesteś moje imię" [Recenzja]



Dzisiaj wszystko odkładamy na później. Wszak zdążymy jeszcze pokochać, założyć rodzinę, mieć dzieci.. Pokolenie Krzysztofa i Basi Baczyńskich wiedziało, iż tego czasu może zabraknąć. Po co czekać? Aż Niemcy odejdą? A jeśli nie odejdą? I właśnie - paradoksalnie - dlatego to pokolenie kochało mocniej, pewniej, bardziej. W najtrudniejszych dla człowieka czasach potrafili kochać miłością tak piękną, jaka nam się nawet nie śniła. Poznajcie historię niezwykłej miłości, osadzoną w murach bombardowanej Warszawy. Poznajcie Krzysztofa i Basię Baczyńskich.

W samym środku wojennej zawieruchy krzyżują się losy młodego poety, Krzysztofa Baczyńskiego i dziewiętnastoletniej Barbary Drapczyńskiej. Wystarczy jedno spojrzenie, uścisk dłoni.. Miłość wybucha z niewyobrażalną siłą. Cztery dni po pierwszym spotkaniu Baczyński oświadcza się ukochanej i zostaje przyjęty. Rodziny zakochanych sceptycznie podchodzą do tak wczesnych deklaracji młodych. Radzą poczekać na koniec wojny. Przyszli państwo Baczyńscy wiedzą jednak, iż tej wojny mogą nie przeżyć. Miłość, jaka połączyła zakochanych, rozkwita w czasach wszechobecnej śmierci i okrucieństwa. Baczyńscy są jednym.

"Piękna" to słowo, które w najmniejszym stopniu nie oddaje charakteru tej powieści. Tak jak Basia zastanawiała się, czy istnieje stopień wyższy od słowa "najszczęśliwsza", tak ja rozważam istnieje przymiotnika wyższego, aniżeli "najpiękniejsza". "Ty jesteś moje imię" wycisnęła łzy z moich oczu, dotknęła głębi mojej duszy po to, aby na dobre wpisać się w kanonie najcudowniejszych lektur. Tak, jak parającemu się słowem Baczyńskiemu zabrakło jasności umysłu, kiedy grom z jasnego nieba spadł na niego, gdy spotkał Basię, tak i mnie brakuje dziś słów, by opisać tę wyjątkową opowieść, którą z tak wielką dbałością o słowo spisała Katarzyna Zyskowska-Ignaciak. Najpiękniejsze historie pisze życie, lecz tylko wielcy autorzy potrafią uczynić z nich wielką powieść. Do ich grona bez wątpienia dołącza dziś Katarzyna Zyskowska-Ignaciak i jej "Ty jesteś moje imię".

Nie żałuję żadnego przeczytanego słowa, każdy znak (!) w tej powieści jest jakby dostojny. Zachwyca język, wprost literacki, a prozę w naturalny, harmonijny sposób wzbogaca poezja w najpiękniejszym wydaniu. Wiersze Baczyńskiego są najwierniejszym świadectwem miłości, a również poglądów, jakie dzieli ze sobą Barbara i Krzysztof. Ci, którzy znali młodych Baczyńskich, zgodnie twierdzili, że są jednością. I właśnie tę jedność udało się autorce oddać na kartach powieści w taki sposób, iż każdy z czytelników.. zamarzy o niej.

Opowieść zaczyna się, kiedy ciężarna Basia ukrywa się wraz z rodzicami w piwnicy jednej z warszawskich kamiennicy. Wokół odgłosy powstańczych walk, tymczasem kobieta prawie od miesiąca nie ma wiadomości od swojego męża. Jeszcze nie wie, iż ten zginął czwartego dnia powstania... Potem wraz z autorką przenosimy się w czasie do zimowych dni czterdziestego pierwszego roku. To wtedy skrzyżowały się drogi Krzysztofa i Basi. Cała powieść podzielona jest na cztery rozdziały, które poprzedzają zapisy wydarzeń z sierpnia 1944, kiedy Barbara czekała na jakąkolwiek wiadomość od Krzysztofa.

"Ty jesteś moje imię" to powieść, która zasługuje na najwyższą z możliwych not. Dzieło wspaniałe, ważne i potrzebne. Książka, na którą czeka się miesiącami, a może i latami. Przepadniesz, tak jak i ja. Będziesz miał złamane serce, ale wyniesiesz z tej publikacji o wiele, wiele więcej niż możesz przypuszczać.


Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Ty jesteś moje imię"
Wydawnictwo Filia, 2014
ilość stron: 424
data wydania: 23.07.2014

środa, 6 sierpnia 2014

"A gdy się zejdą, raz i drugi..." Maria Ulatowska, Jacek Skowroński "Autorka"



Takie duety literackie nie zdarzają się codziennie. Maria Ulatowska, znana i lubiana autorka powieści obyczajowych, oraz Jacek Skowroński, pisarz publikacji z gatunku sensacyjno-kryminalnych. Z ich spotkania powstała powieść łącząca w sobie cechy obyczaju oraz kryminału. Doskonale zrównoważone dzieło, w którym co prawda przeważa tematyka kryminalna, ale jedno bez drugiego nie istnieje. Poznajcie "Autorkę", która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Justyna Zamorska jest autorką poczytnych powieści. Mimo sukcesu w życiu zawodowym, jej życie prywatne właśnie legło w gruzach. Justyna jest świeżo po rozwodzie. Nagle zaczynają ginąć kobiety. Początkowo te morderstwa zdają się nie mieć ze sobą nic wspólnego, policja szybko jednak dochodzi do wniosku, że ofiary łączy ze sobą.. postać autorki. Precyzując - zamiłowanie do twórczości Justyny. Wszystkie kobiety posiadały w swoich zbiorach książkę z osobistą dedykacją pisarki. Nadkomisarza Zawada (chyba nie ten z tvn-owskich "Kryminalnych"?;)) oraz policyjna profilerka szybko uświadamiają sobie, iż mają do czynienia z seryjnym mordercą, który nie cofnie się przed niczym w drodze do tylko sobie znanego celu. Tymczasem giną osoby z coraz bliższego otoczenia Justyny Zamorskiej.. Zegar tyka, a zagadka wciąż pozostaje nierozwiązana.

Zacznę może nietypowo, gdyż od daleko zarysowanego tła, jednakże w tym tle dostrzegam środowisko, w jakim obracam się od pewnego czasu, kiedy zaczęłam moje zainteresowania literackie traktować bardziej otwarcie. Tworząc osobę Justyny Zamorskiej, Ulatowska i Skowrońska wykreowali postać współczesnego pisarza, który docenia rolę mediów społecznościowych w swej pracy. Punkt dla autorów za ukłon w stronę fanów swojej twórczości, przywołanie ich obecności w klubach dyskusyjnych, na spotkaniach autorskich czy w facebookowych czeluściach internetu. Szkoda, że te pasjonatki literatury szybko zostały uśmiercone, ale.. Właśnie! Chylę czoła za niekonwencjonalność pomysłu. Śmierć z powodu preferencji literackich? Szalony morderca czyhający na czytelniczki konkretnej powieści? Brzmi intrygująco! "Intryga w najlepszym wydaniu" - reklamuje wydawca. I tak jest.

Połączenie dwóch gatunków jest niezwykle udane. Chociaż zdecydowanie przeważa wątek kryminalny, szybko przekonamy się, iż nie ma zbrodni bez.. I tak dalej, bo przecież nie będę Wam zdradzać zakończenia powieści. Dwa światy, ten obyczajowy i kryminalny, doskonale się uzupełniają, przenikają przez siebie nawzajem. Współistnieją we wzajemnej harmonii, napędzają obustronnie. Który z nich jest ważniejszy? Nie sposób jednoznacznie orzec. Podczas lektury wydaje nam się, iż to stuprocentowy kryminał, jednak kiedy patrzymy na "Autorkę" w kontekście całości dostrzegamy, iż poszczególne elementy łączy ze sobą mozolnie utkana, precyzyjna praca Ulatowskiej, która wniosła do powieści to, co obyczajowe. Przyznam, iż chyba pierwszy raz mam okazję czytać efekt współpracy dwóch pisarzy i jestem zaskoczona, gdyż "Autorka" to naprawdę spójna, logiczna i taka.. jedna opowieść. 

"Autorka" to w moim odczuciu rewelacyjna powieść o zbrodni, miłości, szaleństwie oraz o.. literaturze. Ciekawa pod względem treści, ale i forma sprosta wysokim wymaganiom. Czekałam na tę powieść odkąd tylko ukazała się w zapowiedziach, i nie zawiodłam się. Poproszę o więcej takich niesztampowych, interesujących i ambitnych powieści! Czekam na kolejne literackie spotkanie Marii Ulatowskiej i Jacka Skowrońskiego. Zdecydowanie powstają wtedy perełki.


Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego powieści!


Jacek Skowroński, Maria Ulatowska "Autorka"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2014
ilość stron: 424
data wydania: 05.08.2014

sobota, 2 sierpnia 2014

Anna Karpińska "Za jakie grzechy?" [Recenzja]




Zaczyna się jak banalna komedia romantyczna - on przed ołtarzem stwierdza, że jednak nie może tego zrobić. Ona nie dowierza, bo jak to, przestał ją kochać w jeden dzień? Przecież jeszcze wczoraj wszystko było w jak najlepszym porządku.. Anna Karpińska jednak już po chwili zaskakuje. "Za jakie grzechy?" to powieść, która skradła moje serce i czas. Przemyślana, mądra książka o poszukiwaniu szczęścia. Niekoniecznie przy boku mężczyzny.

Alina zostaje porzucona przez swojego ukochanego tuż przed ołtarzem. Na podwalinach jej szczęścia Miłosz buduje swój wiązek z.. siostrą Aliny, Aldoną. Na domiar złego, najbliżsi przechodzą nad tym do porządku dziennego, stało się, Miłosz z Aldoną tworzą szczęśliwą rodzinę, mają wspaniałą córkę, a Alina powinna w końcu wybaczyć i zaakceptować to, co się stało. 

Umiera ukochany wuj Aliny. Wkrótce okazuje się, iż zostawił kobiecie w testamencie pokaźny majątek: drukarnię, dom i oszczędności. Alina musi podzielić się spadkiem z Tomaszem, mężczyzną będącym krewnym ciotki. Wygląda na to, iż wuj nawet zza grobu ma plany wobec Aliny. Jednocześnie w gabinecie psychoterapeutycznym kobiety pojawia się Piotr, który.. już trzykrotnie uciekł sprzed ołtarza. Czy jego pojawienie się w życiu Aliny to przypadek? Jak kobieta poradzi sobie z zarządzaniem wielkim przedsiębiorstwem? Czy mężczyzna jest tak naprawdę niezbędny do szczęścia?

"Za jakie grzechy?" to powieść z gatunku tych, których nie mogłam odłożyć na wirtualną półkę, dopóki nie skończyłam. Historia pochłonęła mnie w całości, wzbudziła wiele emocji, począwszy od złości, poprzez radość, a nawet smutek. Anna Karpińska stworzyła opowieść, która porywa czytelnika w swój świat, porusza do głębi i nie pozwala o sobie zapomnieć. Mimo nazbyt prostego i banalnego początku, który mógłby sugerować, iż mamy do czynienia z dość płytką i niewyszukaną historią, szybko przekonujemy się, iż autorka ma nam do zaoferowania o wiele, wiele więcej. "Za jakie grzechy?" to doskonała i niegłupia rozrywka. 

Największym atutem powieści jest Alina, główna bohaterka, która pomimo niepowodzeń życiowych pozostaje uroczą, ciepłą, a przede wszystkim inteligentną osobą. Czytelnik przywiązuje się do postaci, współodczuwa jej klęski. Zapewne wielu z was uroni łzę przy tej historii. Alina to bohaterka, z którą chętnie poszłabym na kawę. Urzeka swoją autentycznością. 

Powieść porusza wiele istotnych tematów i ciężko określić, który z motywów jest tym przewodnim. Pokuszę się jednak o stwierdzenie, iż głównym wątkiem są tutaj relacje rodzinne. Relacje niesamowicie trudne, gdyż od najmłodszych lat zatruwane przed toksyczną matkę i ojca w stu procentach podporządkowanego żonie. Karpińska opisuje sytuację, co dzieje się, gdy jednemu dziecku w domu wolno absolutnie wszystko, podczas gdy potrzeby drugiego są spychane na dalszy plan. Czułam autentyczną złość, widząc jawną niesprawiedliwość, jaka dotyka bohaterkę i utrudnia start w dorosłe życie. Rodzina Aliny, zmuszając ją do zaakceptowania tego, że została porzucona przed ołtarzem dla własnej siostry, dodatkowo zniechęca ją do siebie. Warto przeczytać "Za jakie grzechy?" chociażby ze względu na ten zniekształcony rodzinny portret. Anna Karpińska w sposób precyzyjny przedstawia poszczególnych członków tej familii i otaczających ją ludzi. Skupia się przede wszystkim na emocjach i dzięki temu otrzymujemy staranny oraz rzetelny obraz.

"Za jakie grzechy?" to emocjonująca, ciekawa i niebanalna powieść, którą przeczytałam z największą przyjemnością. Dotychczas przeczytałam jedną książkę autorstwa Anny Karpińskiej, "Chorwacka przystań" i śmiało mogę polecić pisarkę wielbicielkom przyjemnej, relaksującej, ale nie bezmyślnej prozy. Co ciekawe, w publikacji "Za jakie grzechy?" również pojawia się wątek bałkański. Sami przekonajcie się, jaki!


Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego powieści!

Anna Karpińska "Za jakie grzechy?"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2014
ilość stron: 456
data premiery: 10.08.2014

piątek, 1 sierpnia 2014

Sara Blædel "Bogini zemsty" [Recenzja]




Podobno Sara Blædel jest "duńską królową kryminału". Podobno. Bo chociaż jej twórczość do najgorszych nie należy, to nie chcę wiedzieć, do kogo należą mniej prestiżowe tytuły duńskiego kryminału. Mnie Blædel nie zachwyciła. Jedyne, co mogę powiedzieć o jej książce to "poprawna".

Ginie młody mężczyzna. Szybko okazuje się, iż może być powiązany z grupą rockersów. Kiedy asystent kryminalna Louise Rick przesłuchuje wdowę po zmarłym, dzwoni do niej jej przybrany syn. Przerażony oznajmia Louise, że na imprezę klasową wtargnęła grupa niebezpiecznych chuliganów, poszukujących alkoholu, papierosów i kosztowności. Kiedy Louise dociera na miejsce, dla 12-letniej Signe jest już za późno. Dziewczynka podczas próby wezwania pomocy wpadła spanikowana na miejsce. Niestety, umiera jeszcze tej samej nocy. Dla jej matki życie nie ma dalszego sensu. W wyniku kolejnych tragicznych zdarzeń dochodzi do śmierci następnych osób. Szybko okazuje się, iż pożar, który przyniósł ze sobą ofiary w ludziach, był wynikiem podpalenia. Policja poświęca się śledztwu. Louise szybko przekonuje się, iż sprawy tylko pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego...

Czytając pierwsze 100 stron "Bogini zemsty", wielokrotnie walczyłam z pokusą, aby nie odłożyć lektury. Zdaje się, iż Blædel nie słyszała opinii, która głosi, iż autor ma krótką chwilę na to, aby zainteresować czytelnika swoją książką. Lubię, gdy powieść wciąga mnie od pierwszego zdania, a napięcie utrzymywane jest do ostatniej strony. Tego właśnie szukam w kryminałach. Chociaż "Bogini zemsty" nie jest lekturą złą, to, niestety, jako kryminał nie sprostał moich oczekiwań, przynajmniej do połowy. Potem akcja przyspiesza i zaczyna być naprawdę interesująco. Z jednej strony cieszę się, że dotrwałam do końca, bo ostatnie, co można powiedzieć o "Bogini zemsty", to to, że jest książką bezmyślną. Wprost przeciwnie. To powieść, która daje do myślenia i wzbogaca czytelnika. Z drugiej jednak strony - nie jest na tyle dobra, aby ją polecać.

"Bogini zemsty" z pewnością nie jest lekturą przewidywalną. Sprawa jest złożona, a bohaterka wraz z rozwojem akcji przekonuje się, iż nie wszyscy mówią całą prawdę, a ci, których znała, tak naprawdę są dla niej obcymi ludźmi. Louise musi odpowiedzieć sobie na pytanie, komu może ufać. Śledztwo okazuje się być dla niej prawdziwą próbą. Przyjdzie jej udowodnić, iż jest przede wszystkim dobrą policjantką, a w pracy kieruje się faktami, a nie swoimi uczuciami. Ten wątek w zasadzie jest najbardziej interesującym z całej powieści. Podobało mi się przedstawienie ten emocjonalnej strony pracy policjantki.

Po "duńskiej królowej kryminału" spodziewałam się dużo, dużo więcej. Źle nie jest, ale czy to wystarczy, by polecić książkę? Wiem jedno: sama drugi raz nie przeczytałabym tej powieści.


Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego powieści!


Sara Blædel "Bogini zemsty"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2014
ilość stron: 472
data premiery: 08.07.2014