sobota, 29 listopada 2014

Ella Harper "Cząstka ciebie" [Recenzja]




W idealnym świecie, kiedy dwoje ludzi kocha się, pragnie ze sobą spędzić życie i mieć dziecko, tworzą szczęśliwą rodzinę i szybko doczekują się potomka. W idealnym świecie. Ale wszyscy wiemy, że idealny świat nie istnieje. Czasem mijają lata, nic się nie dzieje, lekarze bezradnie rozkładają ręce. Kolejne rozbudzone nadzieje i płynące z nich rozczarowania zadają ciosy w samo serce. Realizacja największego marzenia, mimo wszelkich starań i podjętych działań, nie przybliża się nawet o krok. Co wtedy dzieje się między małżonkami? Jaką podjąć decyzję, kiedy stanie się przed dylematem: miłość swojego życia czy pragnienie posiadania dziecka? Na te i inne pytania w swojej książce "Cząstka ciebie" odpowiedzi poszukuje autorka ukrywająca się pod literackim pseudonimem Ella Harper. 

Lucy i Luke Harte stanowią idealnie dobraną, perfekcyjną wręcz parę. Przyjaciele szczerze zazdroszczą im tego niesamowitego porozumienia dusz, jakie połączyło zakochanych. Harte'owie mają wszystko, oprócz jednego, najważniejszego. Po kilku lat bezowocnych starań i ośmiu poronieniach jeszcze raz stają przed szansą na realizację największego marzenia. W wyniku ostatniego możliwego zabiegu in vitro Lucy zachodzi w kolejną ciążę. Tym razem wszystko jest na dobrej drodze, aby kobiecie udało się donosić ciążę i urodzić zdrowe dziecko. Lucy jest w szesnastym tygodniu - jeszcze nigdy nie udało im się przekroczyć magicznej granicy dwunastego tygodnia. Wtedy nadchodzi cios. W wyniku wypadku samochodowego, w którym Luke odnosi poważne obrażenia, mąż Lucy na długie tygodnie zapada w śpiączkę. Jednak to nie koniec planów, jakie los przedsięwziął wobec małżeństwa Harte'ów. Lucy w telefonie męża natrafia na tajemnicze wiadomości, a kilka dni później przy szpitalnym łóżku nieprzytomnego Luke'a spotyka Stellę - koleżankę z pracy mężczyzny. Lucy przyjdzie znaleźć odpowiedź na pytanie, dokąd doprowadziła jej małżeństwo obsesyjna chęć posiadania dziecka.

Lubię książki wydawane pod opiekuńczymi skrzydłami klubu "Kobiety to czytają", gdyż poruszają istotne problemy społeczno-obyczajowe, stawiają czytelnika w ogniu pytań i pomagają spojrzeć na sprawę z nieco innej strony. Tym razem - przyznaję - do lektury podchodziłam z niewielkim lękiem, spodziewając się typowego, niezbyt ambitnego "czytadła". Takie wrażenie odniosłam, kiedy zaznajomiłam się z opisem wydawniczym i przez długi czas nie mogłam pozbyć się tych myśli. Aż sięgnęłam po książkę. Moje wyobrażenia legły w gruzach, dając obraz dojrzałej, przemyślanej, a przede wszystkim mądrej historii. "Cząstka ciebie" okazuje się być bardzo dobrą, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, iż rewelacyjną powieścią obyczajową. Autorka dokonuje wiwisekcji pary głównych bohaterów, dając świeże spojrzenie na problem bezpłodności w małżeństwie. Ale nie tylko, gdyż książka obfituje w liczne wątki poboczne, takie jak wierność, rola i wsparcie ze strony rodziny, motyw "tej drugiej" przedstawiony bardzo dokładnie i z dwóch stron medalu, poczucie winy, moralność, czy cena dążenia do realizacji marzeń. Ella Harper zadbała o wierny portret pary małżonków w chwili próby. Wszelkie emocje skupiają się głównie na osobie Lucy, gdyż Luke pozostaje niemym świadkiem następujących wydarzeń. Lucy sama musi odnaleźć prawdę, odpowiedzieć sobie na pytanie, co stracili przez lata starań o dziecko. Ten zabieg ma szczególne znaczenie, gdyż pozwala nam zrozumieć również kwestie, które wychodzą poniekąd "w praniu". Czy w takiej sytuacji to właśnie kobieta jest głównym motorem napędzającym działania całej rodziny? Czy macierzyństwo jest ważniejsze od ojcostwa? Co czuje mężczyzna, sprowadzony przez miłość swojego życia do roli "dawcy spermy"?

"Cząstka ciebie" to doskonały wybór dla klubu dyskusyjnego. Wymarzona lektura, aby siąść przy ciepłej herbacie i rozmawiać o niej przez długi czas. Mnogość wątków, jakie występują w książce, sprowadzi wymianę poglądów do szerokiej dyskusji na tematy niekoniecznie związanie z bezpłodnością i nieudanymi staraniami o dziecko. Mnie szczególnie do gustu przypadło tło powieści, życie poszczególnych członków rodziny Luke'a, jego matki, siostry i brata. Rodziny złamanej i rozbitej poprzez nagłą śmierć ojca. Autorka ciekawie pisze o żałobie, przekonuje, iż istnieją rany, które same nigdy się nie zabliźnią, jeśli starannie ich nie wyliżemy. Szczególną sympatią obdarzyłam szwagierkę Lucy - Nell, którą mogę jednoznacznie okrzyknąć moją ulubioną postacią lektury. Młoda kobieta, która kiedyś w życiu zabłądziła, dziś niekoniecznie podejmuje dobre decyzje i ufa właściwym osobom, jednak cały czas poszukuje - to zwłaszcza jej perypetie przypadły mi do gustu w tle dramatu Lucy i Luke'a. Książka, oprócz tej głównej, podejmuje jednocześnie kilka opowieści, poprzez co przez pierwszych kilkadziesiąt stron odnalezienie się w lekturze może powodować nieznaczne problemy. W mojej ocenie to jedyny zgrzyt. Całość przeczytałam w jeden wieczór, totalnie przejęta i rozemocjonowana odbywającym się na moich oczach załamaniem świata Lucy.

Idealny świat nie istnieje, tak jak i nie istnieją idealne lektury, jednak ja istotnie nie potrafię znaleźć większych wad tej powieści. Mogłabym polemizować z nieco zbyt ckliwym i niewyszukanym zakończeniem, gdyż na ten moment mojego życia nie potrafię zrozumieć pewnych uczuć, jakie zrodziły się w bohaterce, i słów, które zostały wypowiedziane. Jednak pamiętajmy, iż znamy siebie na tyle, ile nas sprawdzono, więc nie mnie oceniać kierunek, w jakim podążyła postać. Jedno jest pewne: kiedy zaczniecie swą przygodę z "Cząstką ciebie", nie będziecie w stanie przewidzieć, dokąd was zaprowadzi. Cenię powieść za wartką akcję i życiowe obserwacje. Tęskniłam za tym uczuciem niemożności oderwania się od lektury. "Cząstka ciebie" zaspokoiła ten głód.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Ella Harper, "Cząstka ciebie"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2014
ilość stron: 448
data premiery: 27.11.2014

piątek, 28 listopada 2014

Wywiad | Anna Fryczkowska: "Moja następna książka będzie jeszcze lepsza"

Anna Fryczkowska (fot. dzięki uprzejmości autorki)


W listopadzie do księgarni trafiła najnowsza, szósta już i, jak sama autorka przyznaje, najlepsza powieść Anny Fryczkowskiej - "Kurort Amnezja". Pisarka konsekwentnie, wraz z każdą kolejną książką, wspina się na literacki Olimp. Perfekcjonistka czy szczęściara? Jak pracuje, skąd czerpie inspiracje? Poznajcie Annę Fryczkowską. A potem koniecznie przeczytajcie "Kurort Amnezja".

Rozmawiamy z okazji premiery Pani najnowszej powieści „Kurort Amnezja”, w której oswaja Pani temat śmierci i żałoby. Co wpłynęło na powstanie książki o takiej tematyce?

Każdy kryminał oswaja temat śmierci, a całkiem dużo z nich – temat żałoby. Dzięki lekturze pozwalamy sobie przez chwilę pomyśleć o tym, co i tak nieuchronne. Śmierć jako zaburzenie, a opis śledztwa jako przywrócenie porządku świata. Każdy kryminał to potyczka z ludzkim lękiem przed nieuniknionym.
Ale zanim napisałam tę książkę, miałam przed oczami taki obraz: dziewczyna stoi przed lustrem i nie poznaje swojej twarzy. Odwraca się, a za nią stoi mężczyzna, który twierdzi, że jest jej narzeczonym. Jego też nie pamięta... Co gorsza, choć chciałaby mu zaufać, nie umie go nawet polubić.

Powieść obyczajowa, thiller psychologiczny, kryminał... A jak sama autorka zaklasyfikowałaby powieść „Kurort Amnezja”?

Mocna powieść psychologiczno-obyczajowa z elementami kryminału. Czy też kryminał przepojony obyczajem. Lubię ubierać swoje pomysły w zakrwawione szatki powieści gatunkowej.

W książce porusza Pani problem amnezji. Jak przebiegały przygotowania do zmierzenia się z tematem?

Zaczęło się od lektury reportażu w „Wysokich Obcasach” o pewnej dziewczynie, która straciwszy pamięć po wypadku, zaczęła życie totalnie od nowa. Przed wypadkiem studiowała prawo, nie była fanką prac domowych, marzyła o karierze. Po utracie pamięci zrezygnowała z ambicji prawniczych, zaczęła pisać bloga kulinarnego, marzy o prowadzeniu gospodarstwa agroturystycznego z restauracją. Czytałam o jej cierpieniu związanym z utratą tożsamości, o tym, jak zastanawiała się, kim naprawdę jest i czego chce.  Potem zaczęłam przeglądać literaturę przedmiotu, odbyłam kilka spotkań z fachowcami. Utrata pamięci stała się moim ćwiczeniem w patrzeniu na świat. Jak się widzi rzeczywistość, gdy ma się o niej niemal zerową wiedzę? Gdy nie wie się, kim się jest, z kim się było, co zrobiło się w życiu złego, a co dobrego? Kiedy pisałam, przez parę tygodni chodziłam po świecie, jakbym go w ogóle nie znała. Bez wiedzy o mechanizmach, które tym wszystkim rządzą, życie wydaje się dziwnie intensywne i zupełnie niezrozumiałe.
Jak na przykład w tym fragmencie „Kurortu Amnezja”: „Słodka woda to woda niesłona, tyle już się nauczyłam. Przynajmniej jeśli chodzi o akweny wodne. Podobno nie mówi się „akweny wodne”, twierdzą Ciotki. Marek uważa, że przesadzają, więc trzymam się raczej jego wersji, bo czyjąś powinnam przecież wybrać. Jeśli chodzi o herbatę – słodka woda w herbacie znaczy, że herbata została posłodzona. Staram się to wszystko przyswoić, a Marek pomija milczeniem uwagi Ciotek. Zależy mu na dobrym kontakcie z nimi, ze względu na mnie. Więc tylko całuje Ciotkę w dłoń, starsza pani milknie, a nawet jej twarz marszczy się w czymś w rodzaju uśmiechu.
Akwarium, zwłaszcza podświetlone, wygląda ładnie, Marek wsadza tam roślinki, kamyczki, wszystko przywiózł ze sobą, i popatruje na mnie, czy się cieszę. Uśmiecham się tak, żeby było widać zęby. Rozluźnia się, więc widać o to chodziło. Uśmiech z zębami jest weselszy niż uśmiech bez zębów”.

Sama Pani przyznaje, że „Kurort Amnezja” to jej najlepsza książka. Dlaczego właśnie „Kurort Amnezja”, a nie żadna z Pani poprzednich publikacji?

Co ja poradzę, że zawsze najbardziej lubię ostatnią. Na szczęście ciągle się rozwijam. Następna będzie jeszcze lepsza.

Co chciałaby Pani osiągnąć w polskiej literaturze?

Osiągnęłam już mnóstwo, to znaczy zgraną grupę wielu tysięcy czytelniczek i czytelników, którzy czekają na moją kolejną powieść. Dużo osób pisze do mnie po lekturze, lubię te dyskusje. Cieszy mnie też, że wydawca czeka na moje kolejne teksty i ufa na tyle, że wysyła mi umowę, gdy tylko przedstawię zarys pomysłu. A poza tym? Marzę o czerwonych dywanach i wywiadach w każdej śniadaniówce. Nie, żartuję, wolę, żeby mnie nie rozpoznawano w warzywniaku. Bycie nierozpoznawalnym to błogosławieństwo, naprawdę współczuję celebrytom.

Subiektywny przegląd mijającego roku w polskiej literaturze według Anny Fryczkowskiej – co warto przeczytać, na co zwrócić uwagę?

Trudne pytanie, bo za dużo czytam. Czytam, żeby się wybudzić i żeby zasnąć. Czytam, gdy jadę metrem i czekam na autobus. Czytam w pracy i na wakacjach. Jestem więc trochę skrzywiona, bo wymagania mam duże i wciąż rosną. Ale mogę też przytaczać długie listy tego, co mi się podobało. Może więc ograniczę się tylko do najnowszych kryminałów. Gaja Grzegorzewska, „Grób”, ona pięknie się bawi konwencjami popkulturowymi. „Gniew” Miłoszewskiego, niby kryminał, a przecież najlepszy, najmocniejszy, najprawdziwszy we fragmentach obyczajowych, więc biorę na poważnie zapewnienia autora, że zrywa z gatunkiem. Wznowienie Kate Atkinson, „Zagadki przeszłości”, historia po części kryminalna, po części przewrotnie obyczajowa. „Cicha przystań” Marty Mizuro, kryminał o polskiej prowincji, o silnych i słabych kobietach. „Monogram” Joanny Marat, gdzie połączono katastrofę smoleńską z wątkiem kryminalnym, panopticum odjechanych postaci oraz ciekawym obrazem Warszawy. „Z ostatniej chwili” Małgorzaty Sobieszczańskiej, kryminał z newsową dziennikarką w roli głównej, dlatego właśnie napisany w zdyszanym, newsowym tempie. „Zasługa nocy” Mateusza Marcina Lemberga, mam nieodparte wrażenie, że rośnie z niego polski Nesbo, na razie jest świetnym polskim Lembergiem. No i Nesbo, jak zawsze.

Jakie są Pani plany zawodowe na nadchodzący rok? Czy pisze już Pani dla nas coś nowego?

Ciągnę dwie książki. Trudno mi się na razie zdecydować, która będzie pierwsza, osadziłam je w totalnie odmiennych klimatach i piszę to jedną, to drugą, w zależności od nastroju. Jedna: Żoliborz, przedwojenna willa, a w niej pomieszkuje dość przypadkowy zestaw ludzkich wyrzutków. A może raczej osób nieprzystosowanych. Ukrainiec, który uciekł przed wojną; uwięziona we własnym pokoju dziewczyna, dotknięta hejtingiem internetowym; sfrustrowana gospodyni domowa, która kocha oglądać cudze mieszkania. Więzy, które ich łączą, stają się silniejsze niż pokrewieństwo.
Druga: sześć pisarek w odciętym od świata domu na peryferiach Warszawy. Jedna z kobiet traci życie. Wszystkie miały motyw, żeby chcieć usunąć koleżankę. Która to zrobiła? Tutaj trochę pogrywam z patronką powieści kryminalnej, Agatą Christie, ona kochała kryminały zbudowane według formuły „zamkniętego pokoju”. Ja dodałam do tego stalkera, który krąży dookoła domu oraz warszawskie peryferie z za wielkimi domami pobudowanymi na kredyt, do których jeszcze nie zdążono wybudować porządnych dróg dojazdowych, a za oknami ciągle jeszcze widać pola kapusty.

Czy czuje Pani, że osiągnęła literacki szczyt swoich możliwości, a może powieść życia wciąż jeszcze przed Anną Fryczkowską?


Mam taką nadzieję, choć wiadomo, że człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi. No, trochę mu pomagam, bo mnóstwo pracuję. Nad warsztatem, pomysłami, riserczem, stylem, konstrukcją. Kończę kolejne kursy, dużo rozmawiam z redaktorami, analizuję świetnie napisane powieści, żeby podpatrzeć cudze sztuczki. Przy każdej kolejnej redakcji książki usuwam zbędne słowa, a w zamian staram się chować do środka różne tropy, drugie dna. Uważni je znajdują, mniej uważni natomiast zarywają noc, żeby się dowiedzieć, kto zabił. I tacy, i tacy czytelnicy mnie cieszą.

czwartek, 27 listopada 2014

Krystyna Mirek "Podarunek" [Recenzja]




Krystyna Mirek ma dla Was doskonały podarunek. Pełną nadziei, niesamowicie ciepłą opowieść o tym, że nie zawsze los odpowiada na nasze prośby zgodnie z oczekiwaniami. Przewrotny los szykuje dla nas całkiem niezwykły podarunek. O tym podarunku w swojej najnowszej książce w niebanalny sposób pisze Krystyna Mirek. Warto przeczytać, zwłaszcza w tym wyjątkowym, przedświątecznym czasie.

Marta ma męża i dwójkę wspaniałych dzieci, a mimo to czuje się bardzo samotna. Mąż przestał dostrzegać jej potrzeby, Marta sama nie potrafi znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytanie, dlaczego z oddanych i pełnych miłości ludzi stali się obcymi sobie osobami. Marta od lat pozostaje w cieniu teściowej, która w każdy możliwy sposób daje Marcie do zrozumienia, iż ta nigdy nie była i nie jest kobietą godną ukochanego syna Eleonory. Marta wysyła prośbę do losu. Nie przypuszcza jednak, że ten odpowie zupełnie inaczej, niż Marta mogłaby się spodziewać.
Kaja to młoda, ładna i wesoła dziewczyna. Ma tylko jedną wadę - jest niewypłacalną dłużniczką, która stale pogłębia swoje problemy, pożyczając kolejne pieniądze na nowe ubrania, kosmetyki, dobre jedzenie i organizację świąt. Kaja lubi towarzystwo bogatych mężczyzn, którzy mogą wyciągnąć ją z kłopotów. W pogoni za facetem idealnym nie zauważa tego, co w życiu jest naprawdę ważne. 

"Podarunek" przeczytałam z największą przyjemnością płynącą z lektury. To wspaniała powieść obyczajowa, pełna wiary, ciepła i nadziei. Krystyna Mirek urzeka prostotą bohaterów, przepięknym słowem oraz ujmującą historią. Siłą tej książki są życiowe obserwacje oraz mająca swoje źródło w publikacji mądrość. Z pozoru prosta opowieść odpowiada najgłębszym potrzebom ludzkiego serca, pomaga znaleźć odpowiedź i uwierzyć. Autorka ofiarowała swoim czytelnikom niezwykły podarunek. Sprezentowała nam zamkniętą w 376 stronach tajemnicę, gotowe rozwiązanie, za jakim zdarza nam się gonić latami. Krystyna Mirek pozwala odbiorcy utożsamiać się z bohaterami, gdyż ci są niezwykle prawdziwymi ludźmi z krwi i kości, żyjącymi po sąsiedzku. W książkach Krystyny Mirek odnajdujemy.. siebie, dlatego te są magiczne i wyjątkowe.

Krystyna Mirek uświadamia czytelnikowi, jaką siłą dysponuje każdy człowiek. Prośba do losu może zostać wysłuchana, jednak to, co zrobimy z otrzymanym podarunkiem, pozostaje już w naszej gestii. To właśnie my sami mamy moc tworzenia, możemy podejmować decyzje, które w pełni odmienią życie. "Podarunek" to opowieść o tym, że nie istnieją gotowe rozwiązania, a złoty środek jest mitem. Autorka przepięknie pisze o życiu swoich bohaterek, nie oszczędzając nam wzruszeń oraz radości. 

"Podarunek" to wyjątkowa książka na wyjątkowy czas. Doskonale sprawdzi się jako prezent pod choinkę, umili długie, zimowe wieczory, rozgrzeje nasze serca i dusze. To jedna z tych powieści, których nie chcemy kończyć jednym tchem. Mamy ochotę delektować się słowem, cieszyć ciepłem, jakie rozlewa się po naszym ciele podczas lektury. Współodczuwamy z bohaterami, coraz mocniej zaciska się nawiązana między czytelnikiem a postacią więź. Krystyna Mirek bez wątpienia wykazuje się niecodziennym talentem do pisania powieści obyczajowych. Już dzisiaj wiem, że z radością przeczytam każdą jej książkę.

Dziękuję Wydawnictwu Filia za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego powieści!

Krystyna Mirek "Podarunek"
Wydawnictwo Filia, 2014
ilość stron: 376
data premiery: 05.11.2014

poniedziałek, 24 listopada 2014

Jessica Treadway "Patrz na mnie" [Recenzja]




Przez cały czas, niezmiennie próbuję dogadać się z książkami z serii "Kobieca strona thillera" Wydawnictwa Prószyński i S-ka. Poświęcam czas i uwagę każdej z powieści, jaka ukazuje się w cyklu, z nadzieją, że w końcu trafię na coś, co rzuci mnie na kolana. Nie obca mi literatura kobieca, jak i takie gatunki, jak thiller czy kryminał, a jednak nie iskrzy. O co więc chodzi?

Hanna zostaje ciężko pobita, a jej mąż Joe zamordowany podczas napadu, jakiego ofiarami stają się we własnym domu. Głównym podejrzanym jest chłopak córki ofiary, Rud. Podczas śledztwa policjanci i prokuratura całkiem poważnie biorą pod uwagę również samą Dawn, córkę Hanny i Joe'go, jednak ta nigdy nie została oficjalnie oskarżona. Kiedy kilka lat później Rud wygrywa apelację, Hanna zgadza się zeznawać, czego nie zrobiła podczas pierwszego procesu. Kobieta musi odtworzyć w pamięci noc napadu. Jednocześnie do domu wraca Dawn, która wyjechała od razu po napadzie, w jakim zginął jej ojciec, a matka została brutalnie pobita. Hanna musi zmierzyć się z demonami przeszłości i znaleźć w pamięci odpowiedź na pytanie, co stało się tamtej pamiętnej nocy.

Przyznam, iż opis zaintrygował mnie na tyle, że byłam skłonna uwierzyć, że czeka mnie wyróżniająca się spośród innych lektura. Wątek kryminalny, skomplikowane relacje rodzinne, niewyjaśniona tajemnica sprzed lat - i już czułam się kupiona. A jednak, książka jest w dużym stopniu przegadana i.. wieje nudą. Akcja toczy się w ślimaczym tempie, a przynajmniej połowa książki poświęcona jest wspomnieniom i przeżyciom wewnętrznym bohaterki. W pełni rozumiem zamysł autorki, która miała zamiar przedstawić sprawę sięgając do jej źródeł, ale zrobiła to w mało ciekawy i nieożywiony sposób. Zabrakło umiejętności zbudowania napięcia, przetrzymania czytelnika w wykreowanym przez siebie świecie. Bo, no cóż, ja podczas lektury miałam ochotę uciekać jak najdalej od rzeczywistości Jessici Treadway.

"Patrz na mnie" nawet nie stała koło thillera na księgarnianej półce. Nie pierwszy raz zwracam uwagę na nietrafiony dobór lektury do serii "Kobieca strona thillera". Rozumiem, że po "babskim" thillerze nie mam co się spodziewać druzgocących scen, psychopatycznych morderców itd., ale oczekuję nieco więcej niż słaba, pozbawiona napięcia akcja, nawet jeśli jestem kobietą. Poza kiepską fabułą treść nie oferuje nam nic więcej, a dylematy moralne, o jakich wspomina wydawca w swoim opisie, rozmywają się w tle. "Patrz na mnie" nie stanowi więc atrakcyjnej literatury, zarówno jako thiller, jak i powieść obyczajowa.

Czy będę nadal próbować odnaleźć się w serii "Kobieca strona thillera"? Nie wiem. Z każdą kolejną książką tracę nadzieję. Nie wszystkie są tak słabe, jak "Patrz na mnie", poprzednia, "Gdy przejdziesz przez próg" okazała się wcale niegłupią lekturą, a w porównaniu z kolejnymi, jedna z pierwszych - "Dopóki cię nie zdobędę" okazuje się co najmniej godną uwagi pozycją. "Patrz na mnie" to jedna z najgorszych, o ile nie najgorsza powieść serii. Jestem na nie.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Jessica Treadway "Patrz na mnie"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2014
ilość stron: 448
data premiery: 20.11.2014

niedziela, 23 listopada 2014

Konkurs! Wygraj powieść Zbigniewa Zborowskiego "Trzy odbicia w lustrze"





Konkurs!

Wygraj 1 z 2 egzemplarzy powieści "Trzy odbicia" w lustrze Zbigniewa Zborowskiego ufundowanych przez Wydawnictwo Zysk i S-ka.

"Trzy odbicia w lustrze" to wspaniała, trzypokoleniowa saga kobiet z rodziny Czeplińskich.

Czekamy na Twoje "Trzy odbicia w lustrze"!

Zadanie konkursowe polega na przedstawieniu Twoich tytułowych"Trzech odbić w lustrze". Pozostawiamy pełną dowolność formy oraz treści. 
Czekamy na zdjęcia, prace plastyczne, opowiadania, wiersze, anegdotki.. Liczymy, iż uruchomicie wodze wyobraźni.

Prace konkursowe należy przesyłać na adres mailowy przegladczytelniczy@interia.pl do 01.12.2014 do godz. 23:59 włącznie. Wyniki dnia następnego na fanpage'u Przegląd czytelniczy.

Warunkiem udziału w konkursie jest polubienie strony organizatora konkursu Przegląd czytelniczy oraz sponsora nagród Wydawnictwa Zysk i S-ka.

Konkurs jest przeznaczony dla wszystkich osób zamieszkałych na terenie oraz poza granicami RP, pod warunkiem wskazania adresu do wysyłki na terenie kraju.

piątek, 21 listopada 2014

Zbigniew Zborowski "Trzy odbicia w lustrze" [Recenzja]




Zosia, Wanda, Anna. Trzy kobiety, jedna tajemnica. Wprawione w ruch wielkie koło fortuny, które potrzebowało 75 lat, by zakończyć pełen obrót. Nieważne, czy twardo stąpacie po ziemi, uważacie, że wszelkie nieszczęścia, jakie nas spotykają, są wynikiem ludzkich błędów, pomyłek, raz źle obranych dróg. Możliwe, że wierzycie w zabobony, ufacie, iż rzucony czar może na zawsze zmienić losy trzech pokoleń kobiet. To nieważne, bo i w jednym i w drugim przypadku po prostu musicie przeczytać książkę Zbigniewa Zborowskiego "Trzy odbicia w lustrze". Książkę, która mocno mnie oczarowała.

Zosia spędza upalne lato 1939 roku w otoczonym wołyńskimi lasami dworku Hryniewiczów. Serce młodej, ufnej dziewczyny szybko ulega zalotom dziedzica majątku, Adama Hryniewicza. Zosia zawsze marzyła o lepszym życiu, niż to, jakie wiedli jej rodzice. Upragnione studia i praca korepetytorki u Hryniewiczów miała jej w tym pomóc. Prawie jej się udało. Dziewczyna zachodzi w niechcianą ciążę, a chwilę później wybucha wojna. Zosia z córką przy boku wraca do płonącej Warszawy, podejmuje heroiczne wręcz wysiłki, by pozostać przy życiu i ocalić swoje dziecko. Fatum dosięgnie nie tylko Zosię, ale i jej córkę Wandę - ofiarę nowego systemu oraz Annę - wnuczkę, która stawia swe pewne kroki w kapitalistycznej rzeczywistości. Czy uda się odwrócić los? Zosia doskonale pamięta pewną kobietę, która w przedwojennej Warszawie rzuciła przekleństwo na młodą wówczas dziewczynę oraz cały jej ród.

Zadziwiające, jak doskonale Zbigniew Zborowski rozumie potrzeby kobiet. Autor stworzył przepiękny, dostarczający wielu wzruszeń i radości portret trzech pokoleń kobiet. Bohaterki są absolutnie wyjątkowymi osobami, kobietami, z którymi chętnie usiadłabym przy gorącej herbacie i posłuchała opowieści o ich zadziwiających losach. Musiałam zadowolić się powieścią "Trzy odbicia w lustrze" i nie był to marny substytut. Zbigniew Zborowski napisał wspaniałą sagę, ukazując zależności pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, między historią naszej rodziny a nasza własną opowieścią. Zborowski upewnia nas w przekonaniu, iż dzieje każdego człowieka będą niepełne bez świadectwa przodków, co doskonale rozumieją starsze osoby. Pozostaję oczarowana portretami tych kobiet, a w szczególności jednej z bohaterek już w jesieni swego życia. Postać emanuje spotykaną tylko u naszych ukochanych babć niezwykłą mądrością życiową, spokojem. Zbigniew Zborowski obudził we mnie najgłębsze tęsknoty serca.

"Trzy odbicia w lustrze" prowadzi czytelnika przez życie trzech pokoleń kobiet, nie oszczędzając ich przed wpływem historii nieco potężniejszej aniżeli dzieje rodu - historii Polski, Europy i świata. Zbigniew Zborowski do niedawna był nurkiem eksplorującym zatopione na dnie Morza Bałtyckiego wraki i swoją pasję w intrygujący sposób połączył z opowieścią o kobietach z rodziny Czeplińskich oraz elementami historii XX wieku. Mieszanka daje piorunujący, zachwycający czytelnika efekt. Autor stworzył niesztampową, ambitną i porywającą sagę, nie tylko dla kobiet. Jest to opowieść o trzech pokoleniach kobiet, ale zdecydowanie nie tylko dla pań. Również mężczyźni znajdą w tej historii coś dla siebie. 

"Trzy odbicia w lustrze" to napisana z niezwykłą dbałością o szczegóły i autentyzm saga rodzinna, która wciąga bez reszty. Poza pięknym literackim językiem i ekscytującą fabułą oferuje nam coś jeszcze. Za pomocą tej książki możemy dokładnie przyjrzeć się lustrzanemu odbiciu bohaterek powieści oraz.. swojej własnej rodziny. Gorąco polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Zbigniew Zborowski "Trzy odbicia w lustrze"
Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2014
ilość stron: 416
data premiery: 13.10.2014

czwartek, 20 listopada 2014

Caroline Leavitt "Gdzie jesteś, Jimmy?" [Recenzja]




"Gdzie jesteś, Jimmy?" to najnowsza propozycja Wydawnictwa Świat Książki wydana w cyklu Leniwa Niedziela. Trzeba przyznać, iż tematyka i forma książki zostały idealnie dobrane do serii wydawniczej, w jakiej ukazała się powieść. Bo "Gdzie jesteś, Jimmy?" autorstwa Caroline Leavitt to doskonała rozrywka podczas leniwej, relaksującej (niekoniecznie) niedzieli.

Rok 1956. Ava Lark jest piękną, rozwiedzioną samotną matką, kobietą pracującą, a na dodatek Żydówką. Już samo to połączenie wystarczy, aby we współczesnych jej czasach otoczenie zerkało na nią podejrzliwym wzrokiem. Ava wychowuje nastoletniego syna Lewisa, który wciąż tęskni za ojcem i obwinia matkę o rozwód rodziców. Chłopiec przyjaźni się z Rose i Jimmy'm - mieszkającym w sąsiedztwie rodzeństwem, które także wychowuje się w niepełnej rodzinie. Pewnego dnia Jimmy znika. Mijają dni, tygodnie, miesiące, a sprawy zaginięcia nastolatka nie udaje się rozwiązać. Nikt nie wie, co stało się z Jimmy'm. Rose i Lewis składają sobie przysięgę, że nigdy nie przestaną szukać Jimmy'ego. Po latach, już jako dorośli ludzie, spotykają się ponownie. Czy dotrzymali obietnicy? Czy odkrycie prawdy jest jeszcze możliwe? A może lepiej, by pewne tajemnice nigdy nie ujrzały światła dziennego?

Caroline Leavitt snuje swoją opowieść w szalenie interesujących czasach. Lata 50. to okres wielkich kontrastów, nowej generacji rodzącej się w cieniu zimnej wojny. Autorce udało się na kartach powieści oddać niepowtarzalny klimat tamtych czasów, tworząc liczne aluzje i nawiązania kulturowe. Na tym tle niebywale ciekawie prezentuje się kreacja jednej z głównych bohaterek - Avy Lark. Rozwód i samotne macierzyństwo wpływają na portret kobiety widziany oczyma sąsiadów i znajomych. Lata 50. to czasy, kiedy coraz częściej zaczynało dochodzić do rozwodów, jednak rozwiedziona, a na dodatek piękna kobieta wciąż budziła mieszane uczucia. Caroline Leavitt w sposób realistyczny opisuje swego rodzaju odosobnienie, jakiego doświadczyła Ava i jej syn Lewis. Autorka stworzyła wierny obraz rozbitej rodziny, wątpliwości nastoletniego syna wychowującego się bez ojca, starania matki, by zapewnić mu godny byt. "Gdzie jesteś, Jimmy?" to wielowątkowa historia, w której ważna jest nie tylko sprawa zaginięcia tytułowego bohatera, ale i istota rodzicielstwa. Rodzicielstwa samotnego, a poprzez to niezwykle trudnego. Wysiłki Avy Lark wzruszają, ale i skłaniają do głębszej refleksji. Rozterki Lewisa to myśli nie tylko nastolatka żyjącego w latach 50., ale wciąż aktualna wewnętrzna szamotanina młodego człowieka.

"Gdzie jesteś, Jimmy?" wciąga zdecydowanie postępującą akcją. Autorka umiejętnie buduje napięcie, a czytelnik staje się uczestnikiem emocjonującego, choć nietypowego śledztwa, mającego na celu wyjaśnienie kwestii zaginięcia tytułowego Jimmy'ego. Nastolatek zniknął bez śladu, mimo starań policji, rodziny, sąsiadów i znajomych nie udaje się wyjaśnić sprawy. Powieść przedstawia dramat tych, którzy zostali. Matka i siostra Jimmy'ego radzą sobie z tragedią każda na swój sposób. Ale czy "radzą sobie" jest odpowiednim określeniem podejmowanych prób? Leavitt stworzyła wzruszający portret rodziny rozbitej poprzez traumatyczne wydarzenie z przeszłości. Tląca się nadzieja stale nie pozwala iść dalej, niewyjaśnione tajemnice sprzed lat uniemożliwiają zostawienie tragicznego dnia za sobą. "Gdzie jesteś, Jimmy?" to fascynująca, wyjątkowa powieść będąca zbiorem niewypowiedzianych słów, niewyjaśnionych spraw oraz niemających ujścia uczuć. Leavitt napisała książkę, która aż kipi od emocji bohaterów. Jedynych w swoim rodzaju, prawdziwych i bliskich nam bohaterów.

"Gdzie jesteś, Jimmy?" to doskonała rozrywka, powieść reprezentująca sobą doprawdy wysoki poziom. Caroline Leavitt stworzyła emocjonującą oraz niebanalną powieść. Jestem zachwycona ciekawymi porterami psychologicznymi bohaterów, intrygującym spojrzeniem na amerykańskie przedmieścia w latach 50. No i akcja - niezatrzymująca się nawet na chwilę. Uwaga! "Gdzie jesteś, Jimmy?" wciąga bez reszty!

Dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Caroline Leavitt "Gdzie jesteś, Jimmy?"
Wydawnictwo Świat Książki, 2014
ilość stron: 384
data premiery: 22.10.2014

środa, 19 listopada 2014

Wywiad | Karolina Wilczyńska: "Jeżeli podczas lektury budzą się ludzkie emocje, to dla mnie największa nagroda."

Dumna autorka z egzemplarzem swojej powieści (fot. dzięki uprzejmości autorki)


Właśnie ukazała się najnowsza powieść Karoliny Wilczyńskiej, "Jeszcze raz, Nataszo". Książka zbiera fantastyczne opinie pierwszych recenzentów, postanowiłam więc poznać jej autorkę i zadać kilka nurtujących mnie pytań. Jak Karolina Wilczyńska reaguje na pozytywne recenzje, jakie zbiera jej powieść? Dla kogo napisała "Jeszcze raz, Nataszo"? Czy odnajduje w tej historii siebie? Przeczytajcie sami.

    Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy czytałam notkę biograficzną o Pani osobie na ostatnich stronach książki „Jeszcze raz, Nataszo”. „Posiada dar nieograniczonego rozciągania czasu (…)” – jak Pani to robi, że udaje się pogodzić wszystkie zajęcia i jeszcze znaleźć czas na napisanie książki?
Właśnie sama nie wiem jak i dlatego doszłam do wniosku, że muszę posiadać dar rozciągania czasu. ;) A tak bardziej serio, to jestem osobą aktywną, lubię działać, chętnie podejmuję wyzwania. To mnie nie męczy, a przeciwnie – daje mi energię. Jeżeli coś powinno być zrobione – robię to i już. A pisanie? To właśnie jedna z najważniejszych dla mnie rzeczy, więc rozciągam czas jeszcze trochę, a potem jeszcze i… piszę kolejną opowieść.
    Pojawiły się pierwsze recenzje „Jeszcze raz, Nataszo” i są to opinie bardzo pozytywne. Jak Pani reaguje na te oceny?
A jak mogłabym reagować? Cieszą mnie. Bardzo. Siedzę przed monitorem i uśmiecham się myśląc: „Opowieść Nataszy wzbudza emocje, daje impuls do przemyśleń”. O to mi chodziło. Zawsze podkreślam, że dla mnie najważniejsze są ludzkie uczucia. I jeżeli one budzą się podczas lektury – jakiekolwiek by nie były – to dla mnie największa nagroda. A jeżeli dodatkowo czytelnicy chwalą mój warsztat, styl, to dla mnie dodatkowy powód do zadowolenia.
    Dla kogo jest powieść „Jeszcze raz, Nataszo”? Czy tylko dla kobiet?
Cóż, bohaterką jest kobieta. Autorką jest kobieta. Pewnie więc i treść pokazuje bardziej kobiecą perspektywę. Jednak jestem pewna, że każdy człowiek, bez względu na płeć, podobnie czuje, w podobny sposób przeżywa to, co go spotyka. To chyba bardziej kwestia wrażliwości niż płci. Zresztą nie lubię podziałów na literaturę „kobiecą” i „męską”, uważam, że są książki dobre i złe. W związku z tym poznanie historii Nataszy polecam wszystkim, a ocenę pozostawiam tym, którzy przeczytają.
    Teraz, kiedy książka trafia już na księgarniane półki.. Czy jest jeszcze coś, co by Pani zmieniła, poprawiła?
Nie. Starałam się przekazać czytelnikom opowieść bohaterki najlepiej jak potrafię. Taka była, gdy przelewałam ją na papier. Włożyłam w nią serce, a poprawianie byłoby już wyrachowaną ingerencją w losy bohaterki. Wolę pokazać czytelnikom historię, która żyła we mnie, którą czułam podczas pisania. I mam nadzieję, że to się uda.
    Proszę w kilku zdaniach powiedzieć, czym dla Pani jest powieść „Jeszcze raz, Nataszo”. Jaką rolę odegrała w Pani życiu?
Każda historia, którą opisuję ma dla mnie duże znaczenie. Rodzi się we mnie i wyrasta na gruncie moich przeżyć, doświadczeń i obserwacji. Można powiedzieć, że to, co piszę jest moją odpowiedzią na otaczający świat. Dlatego odgrywają w moim życiu ważną rolę. Tak samo było z „Jeszcze raz, Nataszo”. Od razu jednak dodam, że nie znaczy to wcale wiernego opisywania tego, co sama przeżyłam.
    „Jeszcze raz, Nataszo” to swego rodzaju spowiedź głównej bohaterki, jej wspomnienia, refleksje. Czy odnajduje Pani tam również siebie?
Właściwie odpowiedź rozpoczęłam już w poprzednim pytaniu. Jednakże fakt, że nie opisuję dosłownie własnych przeżyć nie oznacza, że nie ma tam cząstki mnie. W końcu Natasza powstała w mojej wyobraźni, a na dodatek jesteśmy kobietami, więc ja to trochę Natasza, a ona to trochę ja. Zresztą myślę, że każda czytelniczka odnajdzie w powieści fragment swojego życia.
    Ile trwały prace nad powieścią „Jeszcze raz, Nataszo”?
Zależy co uznać za pracę – jeżeli samo pisanie, to około dwóch miesięcy. Tyle, że ja spisuję historie, gdy już ułożą mi się w głowie. A ten proces trwa znacznie dłużej.
    Powieść jest zbiorem uniwersalnych prawd życiowych, ciekawą wskazówką dla czytelnika. Skąd czerpała Pani inspiracje do stworzenia tej historii?
Zawsze czerpię z życia - swojego, ludzi, których spotykam. Nie wymyślam też „uniwersalnych prawd życiowych”, bo nie ma takiej potrzeby. Te prawdy są, każdy ma je w sobie, trzeba tylko zatrzymać się na chwilę, wyciszyć, odciąć od zewnętrznego zgiełku i poszukać. Jeżeli udaje mi się choć w niewielkim stopniu towarzyszyć czytelnikom w tym procesie, to jest to dla mnie niezwykle cenne i bardzo mnie cieszy.
    W maju 2015 roku nakładem Wydawnictwa Czwarta Strona ukaże się pierwsza część cyklu „Stacja Jagodno”. Czego możemy się spodziewać? Czy książka będzie utrzymana w podobnym klimacie, jak „Jeszcze raz, Nataszo”?
„Stacja Jagodno” będzie cyklem powieści , w których opowiem tym razem historie wielu kobiet. Ich losy będą się splatać, a miejscem, które połączy je na krócej lub dłużej będzie właśnie Jagodno. Moim zamiarem jest pokazanie wszystkich smaków życia – od słodyczy sukcesów do goryczy porażek. A wszystko to na tle moich rodzinnych stron – malowniczych Gór Świętokrzyskich. Moim celem, jak zawsze, będzie pokazanie całej gamy ludzkich emocji, ale i siły kobiecej solidarności. Mam nadzieję, że nie zawiodę czytelników. 



Zapraszam również na stronę internetową autorki www.karolinawilczynska.eu

wtorek, 18 listopada 2014

Kamil Janicki "Damy złotego wieku" [Recenzja]




Wiek XVI w Polsce nazywany jest "złotym wiekiem". W połowie tego wieku państwo polsko-litewskie było jednym z największych państw w Europie. Szesnaste stulecie to okres, kiedy Polska stanowczo wzmocniła swoją potęgę i znaczenie na arenie międzynarodowej. Zaobserwowano rozkwit kultury, nauki i sztuki. Kobiety, które opisuje Kamil Janicki, nie tyle żyły, co brały czynny udział w tworzeniu tej epoki. Przyjrzyjmy się z bliska "Damom złotego wieku" w serii "Prawdziwe historie".

Bona Sforza, Barbara Radziwiłłówna, Anna Jagiellonka. Polacy znają te kobiety z kart historii. Kim były, jak żyły najpotężniejsze kobiety XVI wieku?
Bona Sforza przyczyniła się do rozkwitu "złotego wieku", sterując królem i całym państwem renesansowej Europy. Urodziła się w podrzędnym włoskim rodzie, urosła do rangi królowej jednego z najpotężniejszych krajów ówczesnego świata. Bona przez całe życie oddawała się intrygom, aż w końcu sama padła ofiarą spisku wymierzonego w swoją osobę. Ukochany syn, któremu za wszelką cenę starała się zagwarantować polską koronę, okazał się jednym z jej największych wrogów.
Barbara Radziwiłłówna to jedna z najbarwniejszych kobiet w polskiej historii, która stała się inspiracją wielu utworów, a także współczesnych dzieł filmowych. Kobieta, którą do szaleństwa pokochał sam król Zygmunt August i dla niej zaryzykował wszystko, co posiadał, kiedy ta nosiła w łonie nieślubne dziecko władcy. Wyrafinowana nierządnica czy zakochana do szaleństwa w królu dziewczyna?
Anna Jagiellonka - ostatnia, po śmierci króla Zygmunta Augusta, osoba z dynastii Jagiellonów, która cokolwiek znaczyła na objętym bezkrólewiem terytorium Polski. Kobieta wierna swoim ideałom, skromna i dotąd pozostająca w cieniu. Wraz z jej śmiercią, kończy się w Polsce "złoty wiek".

"Damy złotego wieku" to fantastycznie napisana, wciągająca i emocjonująca lektura. Kamil Janicki wykazuje się niezwykłą wręcz dbałością o szczegóły, przy czym jego publikacja nie jest zbiorem suchych, pozbawionych literackiego polotu faktów. Już same losy prezentowanych kobiet są gotowym materiałem na zajmującą i interesującą książkę, ale potrzeba jeszcze tego tajemniczego "czegoś", aby odpowiednio wyszlifować i wykrystalizować zebrane informacje. Kamil Janicki robi to w sposób godny mistrza. "Damy złotego wieku" okazują się literaturą historyczną, która zadowoli nie tylko pasjonatów historii, ale i osoby, które za tą dziedziną nauki raczej nie przepadają. Autor swoją opowieść snuje w idealnym rytmie, nie za szybko, nie za wolno, stopniowo wprowadzając na arenę kolejne postacie, które trzęsły polską polityką w XVI wieku. Skupiając się na trzech głównych bohaterkach - Bonie, Barbarze Radziwiłłównie oraz Annie Jagiellonce - Janicki nie pomija innych fascynujących osób, pozostaje jednak wierny pierwotnemu kształtowi powieści, poprzez co czytelnik zostaje wyposażony w pełny obraz życia "Dam złotego wieku".

Janicki trafił w dziesiątkę, dobierając bohaterki swojej najnowszej książki. Może nieco za dużo tutaj Bony, a za mało pozostałych kobiet - Barbary i Anny, ale to w zasadzie jedyny zarzut, jaki mogę skierować w stronę tej powieści, poza tym jest to zrozumiałe ze względu na bieg historii i rolę, jaką odegrała Bona w kształtowaniu się tytułowego "złotego wieku" w Polsce. Otrzymujemy doskonałe portrety psychologiczne wszystkich kobiet, chociaż w tej materii nieco pomięta powinna czuć się Anna Jagiellonka. Jej autor poświęca najmniej miejsca i odniosłam wrażenia, iż nie tylko miejsca, ale również uwagi. W mojej opinii najciekawsza jest część o Barbarze Radziwiłłównie. Ten rozdział pochłonęłam jednym tchem, pozostając pod wrażeniem nie tyle historii związku szlachcianki z Zygmuntem Augustem - wszak jest to opowieść, która urosła do rangi legendy w polskiej kulturze - co intrygującym faktom, do których dotarł Janicki i w jakie wyposażył swoją publikację.

"Damy złotego wieku" swoim rozmachem, fabułą oraz formą dorównują "Dziewczynom z Powstania" - książce, która dotychczas pozostawała moim osobistym numerem jeden w rankingu powieści wydanych w serii "Prawdziwe historie". Teraz "Dziewczyny.." muszą podzielić się zaszczytnym pierwszym miejscem z kobietami, które żyły czterysta lat wcześniej, a ich losy są nie mniej fascynujące, co koleje życia bohaterek Powstania Warszawskiego. 

Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Kamil Janicki "Damy złotego wieku"
Wydawnictwo Znak Horyzont, 2014
ilość stron: 498
data premiery: 03.11.2014

niedziela, 16 listopada 2014

Wywiad | Ewa Bartkowska: "Pisząc, byłam wewnątrz książki, żyłam w niej i spałam."




Ewa Bartkowska od zawsze marzyła o tym, by napisać i wydać powieść. Udało się, jej debiutancka książka pod tytułem "Ja, judaszka" trafiła na księgarniane półki. Autorski debiut Bartkowskiej to książka pełna emocji, o emocjach i w sposób emocjonalny napisana. Czy Ewa Bartkowska potrafiła zachować dystans, a może wsiąkła w życie swoich bohaterów na dobre? Co czuje autor, kiedy marzenie się spełnia i jego debiutancka książka zostaje wydana? Ile trwa napisanie powieści?


„Ja, judaszka” to Pani debiutancka powieść. Wiem, że wydanie książki było zawsze Pani marzeniem. Zastanawia mnie jednak, czy ta historia była w pewnym sensie oczywista, gdy myślała Pani o napisaniu książki, czy pomysłów było co najmniej kilka i trzeba było dokonać wyboru?

W chwili, gdy podjęłam decyzję, że tak, wreszcie napiszę książkę, miałam w głowie zupełnie inną historię. Zaczęłam nad nią pracować, ale tydzień później, pewnego dnia, nagle, moje myśli przeskoczyły na inny tor i dosłownie „zobaczyłam” opowieść o Alicji i Wiktorze. Wizja była tak kusząca, że nie byłam w stanie się jej oprzeć, więc natychmiast zarzuciłam pierwotny pomysł i napisałam „Ja, judaszka”.      

Ile czasu zajęło Pani napisanie tej powieści? Chodzi mi już o sam akt tworzenia, od momentu kiedy napisała Pani pierwsze zdanie.

Począwszy od pierwszego zdania, zanim dobrnęłam do ostatniego, upłynęło dziewięć miesięcy. Pisałam od rana do wieczora, codziennie, bez względu na dzień tygodnia.

A kiedy już Pani skończyła, czy poprawkom nie było końca? Wciąż Pani szukała, urozmaicała, czy po prostu wysłała Pani gotowe dzieło do wydawcy?

Wysłałam je do Wydawcy. Poprawki zaczęły się potem, gdy porozumieliśmy się w kwestii wydania. Pierwotna wersja zawierała dodatkowy, dość obszerny wątek życia Julki, która w „Ja, judaszka” jest zaledwie wspomniana kilka razy z imienia. Było też kilka innych poprawek. Jednak porównując obie wersje jestem z tych zmian bardzo zadowolona, wyszły książce na dobre.    

„Ja, judaszka” aż kipi od emocji bohaterów. Czy udało się Pani zachować emocjonalny dystans, a może zaczęła Pani w którymś momencie żyć życiem swoich postaci?

Nawet nie starałam się go zachować. Po pierwsze to niełatwe, po drugie może okazać się zgubne, bo możemy zacząć ślizgać się po powierzchni. Jeśli chcę opisać emocje, opisać prawdziwie, oddać ich temperaturę, to muszę wejść w sytuację, muszę ją czuć. Pisząc, byłam wewnątrz książki, żyłam w niej, spałam w niej, moje ciało było na zewnątrz, ale ja żyłam w środku. Wiem, że nie wszyscy są w stanie to zrozumieć, odczułam na własnej skórze. Kilkoro znajomych nie pojmowało, że nie nagle nie mam czasu na telefoniczne rozmowy, na kawę, weekendowy wyjazd. Padła nawet propozycja wizyty u psychiatry, bo „to nienormalne”.

Co czuje autor, kiedy jego powieść trafiła na księgarniane półki?

Ludzie odbierają zdarzenia indywidualnie, nie wiem, czy inni autorzy czuli dokładnie to samo. W moim przypadku to była ogromna radość, wręcz uniesienie. Ale też niedowierzanie, że to dzieje się naprawdę, że ja ją stworzyłam, to  m o j a  książka. Przeżycie warte każdego poświęcenia i czasu.

Co dalej? Czy „Ja, judaszka” to jednorazowy eksperyment czy zamierza Pani zająć się pisarstwem na poważnie?

 Pisanie jest bardzo poważnym zajęciem, i tak je traktuję. Nigdy nie myślałam o nim w kategoriach eksperymentu. Mam kilka pomysłów na kolejne książki, w tym jeden już przerobiony, gotowy i niecierpliwy, by wyjść z więzienia mojej głowy.

Gdyby miała Pani w kilku zdaniach zachęcić czytelnika do przeczytania książki, co by Pani powiedziała?

Mam wrażenie, że współczesny świat to ogromne targowisko, gdzie wszyscy, zachwalając swoje „towary”: umiejętności, talenty i siebie samych, przekrzykują się nawzajem. Nie chcę tego robić -  nikogo do niczego zachęcać, ponieważ sama nie lubię być czy to zachęcana, czy też zniechęcana. Książka została wydana, istnieje fizycznie, jest w zasięgu każdego czytelnika. Informacje o niej i recenzje również.  

Co podczas pracy nad powieścią sprawiło najwięcej trudności?

Przymus wracania do rzeczywistości, nawet jeśli w minimalnym zakresie. Momenty, gdy musiałam oderwać się od pisania, wyjść z opowieści by odebrać telefon, wyjść po zakupy, zrobić to czy tamto. Natomiast samo tworzenie, wyobrażanie, pisanie to, dla mnie, pasmo czystej przyjemności.

Jakie odbiera Pani sygnały teraz, już po premierze książki?

Całe spektrum możliwych – niektórzy, jak moi bliscy i przyjaciele, są szczęśliwi, że się udało. Inni szczęśliwi, ale i zaskoczeni treścią czy stylem. Niektórzy dzwonią i opowiadając wrażenia po lekturze wyznają zmieszani, że się nie spodziewali, że „potrafisz aż tak”. Sygnały więc odbieram bardzo pozytywne, książka się podoba, to miłe, gdy ktoś poświęcił czas by przeczytać, i jeszcze odnalazł coś dla siebie.

sobota, 15 listopada 2014

Anna Fryczkowska "Kurort Amnezja" [Recenzja]




Oswojenie i uporanie się ze śmiercią to niezwykle trudny temat dla każdego pisarza, jednakże ważny oraz potrzebny. Nie tylko dla autora, ale i dla czytelnika. W swojej najnowszej powieści Anna Fryczkowska zagląda śmierci w twarz. Opisuje żałobę, emocje targające człowiekiem po stracie ukochanej osoby i posuwa się o krok dalej. "Kurort Amnezja" nie jest zwykłą powieścią obyczajową poruszającą motyw śmierci. To również doskonały, trzymający w napięciu thiller psychologiczny. Publikacja niebanalna i wyróżniająca się na polskim rynku wydawniczym.

Wanda i Marianna. Dwie kobiety, jedna tajemnica. Wanda zatraca się w nienawiści i chęci zemsty do kobiety, która zrujnowała jej życie. Marianna żyje w nieświadomości, jaką krzywdę wyrządziła tej pierwszej. Po tragicznym w skutkach wypadku, w wyniku którego Wanda straciła męża, dziewczyna cierpi na amnezję. Nie pamięta ani samego momentu zdarzenia, ani tego, jak wyglądało jej życie wcześniej. Narzeczony, by chronić Mariannę, ulokował ją w nadmorskim kurorcie. Jest środek zimy, a więc nikt nie powinien zakłócać dziewczynie wypoczynku. Tymczasem Wanda trafia na ślad Marianny i zjawia się w Brzegach, wiedziona żądzą zemsty, pogrążona w żałobie zakrawającej pod szaleństwo.

"Kurort Amnezja" jest z całą pewnością najdoskonalszą książką Anny Fryczkowskiej w całej jej karierze. Autorka dokonuje swoistej wiwiseksji bohaterek, doprowadza do ich konfrontacji, a ta z kolei wiedzi do zaskakujących wniosków. Fryczkowska obnaża śmierć, patrzy jej odważnie prosto w twarz, obcuje z szaleństwem, jakie kostucha rozsiewa wokół. Pisarka prezentuje intrygujące podejście do tematyki, stawia obok siebie w parze miłość i nienawiść, zemstę oraz akceptację, żałobę i życie. "Kurort Amnezja" to powieść mroczna, niesztampowa, pozostająca jednak w szerokich ryzach obyczaju. Anna Fryczkowska rozbiera psychikę bohaterek na części pierwsze, bezwstydnie odsłania wszelkie słabości i ułomności ludzkiego umysłu oraz zasiewa wątpliwość, czy aby na pewno słowo "ułomności" w pełni odpowiada naturze człowieka. I właśnie o tym ta książka w głównej mierze opowiada - o ludzkiej naturze, wszak śmierć jest naturalną konsekwencją biegu, chociaż nie zawsze sposób, w jaki przychodzi, przywodzi na myśl zgodny z prawami życia.

Czym "Kurort Amnezja" wyróżnia się na tle innych powieści podejmujących się tematyki śmierci oraz żałoby? Fryczkowska nie krystalizuje zmarłego, przeciwnie, w miarę rozwoju akcji dowiadujemy się, iż tak naprawdę był człowiekiem, który nie zasłużył na miłość. Jak w tej sytuacji ze swoim smutkiem poradzi sobie Wanda, żona zmarłego? I jaką rolę odegra Marianna, ta, którą Wanda obwinia o śmierć męża? To zaskakujące spotkanie wnosi świeże spojrzenie na sprawę. Anna Fryczkowska nie powiela utartych schematów, proponuje czytelnikowi coś zupełnie nowego, tak bardzo różniącego się od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Jak wspomniałam powyżej, "Kurort Amnezja" jest nie tylko powieścią obyczajową, ale wyróżnia się również jako thiller psychologiczny. Marianna musi znaleźć odpowiedź na pytanie, kim jest ona sama, jak i również rozwiązać sprawę niejasnej śmierci oraz dowiedzieć się, kto zabił i dlaczego to zrobił.

Podczas lektury "Kurortu Amnezja" czytelnik żyje emocjami bohaterek. Anna Fryczkowska stworzyła opowieść, obok której nie sposób przejść obojętnie. Historię nieszablonową, wymykającą się schematom. Właśnie ta niesztampowość zachwyca mnie najbardziej w momencie, kiedy na rynku ukazują się rocznie setki, a może i tysiące powieści polskich autorów. Annie Fryczkowskiej udało się pójść o krok dalej niż napisanie bardzo dobrej, trudnej powieści emocjonalnej. Bo ta bardzo dobra, trudna powieść emocjonalna jest przy tym wszystkim absolutnie wyjątkowa.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Anna Fryczkowska "Kurort Amnezja"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2014
ilość stron: 424
data premiery: 13.11.2014

czwartek, 13 listopada 2014

Recenzja przedpremierowa | Karolina Wilczyńska "Jeszcze raz, Nataszo"




Zawsze jest odpowiedni moment, aby powiedzieć sobie "spróbuj jeszcze raz". Nieważne, jak bardzo zabłądziliśmy w życiu, gdzie zgubiliśmy siebie, jak długo pozwalaliśmy sobie na funkcjonowanie w fałszu. Możemy zatrzymać się, spojrzeć po raz ostatni za siebie, złapać głęboki oddech i podjąć jeszcze jedną próbę. Do tego przekonuje nas Karolina Wilczyńska w swojej najnowszej powieści "Jeszcze raz, Nataszo".

Małżeństwo Nataszy i Darka po 18 latach przechodzi do historii. Jeszcze do niedawna Natasza miała "wszystko": życie pełne luksusów, własną agencję reklamową, wybudowany wraz z mężem dom oraz szczęśliwy związek. Chwilę po rozwodzie kobieta analizuje swoje dotychczasowe doświadczenia. Odkrywa fałsz, na jakim oparła całe swe dorosłe życie, cofa się do najwcześniejszych lat, kiedy kształtowała się jej osobowość, krystalizowały się jej relacje z rodzicami, wkraczała w damsko-męskie związki, rodziły się pierwsze przyjaźnie. Natasza musi dojrzeć, aby powiedzieć sobie "spróbuj jeszcze raz".

"Jeszcze raz, Nataszo" to próba poradzenia sobie z przeszłością, swego rodzaju katharsis, które posiada ogromną moc oczyszczającą. Powieść jest zapisem doświadczeń i myśli kobiety na życiowym zakręcie, świadectwem jej marzeń i planów. Niezwykle życiowa oraz prawdziwa proza Karoliny Wilczyńskiej w sposób jednocześnie subtelny i brutalny stawia czytelnika w ogniu pytań. "Jeszcze raz, Nataszo" niesie ze sobą ogrom pytań oraz odpowiedzi, a do tych z kolei musimy dojść sami. Błądzić jest rzeczą ludzką, lecz nigdy nie jest za późno, aby odciąć się od tych pomyłek, zmienić coś w swoim życiu i spróbować raz jeszcze. Powieść jest impulsem do zmian, motorem napędzającym do działania, który każe ponownie przewartościować swoje życie i uszeregować wartości wedle ich hierarchii. 

"Jeszcze raz, Nataszo" jest powieścią nieprzeciętną i wyjątkową. Podzielona na dziesięć rozdziałów, stanowiących pojedyncze przesłania, jakie powinny stać się udziałem życia każdej kobiety, omawia istotne i uniwersalne prawdy życiowe. Nie sugerujcie się klasyfikacją jako literatura kobieca bo z pewnością pojawią się takie opinie. Opinie osób, które tej książki nie czytały. "Jeszcze raz, Nataszo" nie jest pospolitym czytadłem, służącym jedynie zaspokojeniu chęci rozrywki. To niesztampowa książka, będąca swego rodzaju psychoanalizą głównej bohaterki. Karolina Wilczyńska przeprowadza staranną obserwację Nataszy, podsuwa nam jej kilka wcieleń, by przekonać nas o jej ludzkim obliczu. Wszak każdy z nas ma nie jedną twarz i w życiu wciela się w wiele ról. Dawno nie czytałam powieści, w której autorka przeprowadza aż tak dokładną i skrupulatną analizę psychologiczną głównego bohatera.

Jest to powieść z gatunku tych, które przeczytać nie tyle wypada, co trzeba. "Jeszcze raz, Nataszo" jest dojrzałą, przemyślaną w każdym szczególe lekturą, której oddałam się z największą przyjemnością. Radość płynąca z obcowania z książką to nie jedyne, co wyniosłam z tej publikacji. Może to zabrzmi nazbyt pompatycznie, ale odnoszę wrażenie, jakoby powieść wniosła w moje życie więcej niż setki innych przeczytanych tytułów. 

"Jeszcze raz, Nataszo" z pewnością jest jedną z ciekawszych propozycji na polskim rynku wydawniczym w 2014 roku.

Dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Karolina Wilczyńska "Jeszcze raz, Nataszo"
Wydawnictwo Czwarta Strona, 2014
ilość stron: 304
data premiery: 19.11.2014

środa, 12 listopada 2014

Marcin Ciszewski "Krüger. Szakal" [Recenzja]




Marcin Ciszewski swoimi poprzednimi powieściami zapewnił sobie pewne miejsce na literackiej scenie polskiej sensacji. Autor powraca z nowym, zaskakującym bohaterem. Pisarz przyzwyczaił nas do głośnych wybuchów, ataków terrorystycznych czy odważnych gliniarzy ruszających w pościg za rosyjskimi gangsterami, tymczasem mamy do czynienia z postacią z początku XX wieku, napadającym na banki Wilhelmem Krügerem. Najlepszym w swoim fachu.

Kiedy Wilhelm Krüger, wraz ze swoimi wspólnikami, okradał warszawski Bank Zachodni nie wiedział, że oto los odwraca jego kartę. Zawsze opanowany, perfekcyjny aż do bólu, wyrachowany. Nigdy nie pozwala sobie na drgnięcie ręki czy najmniejszy błąd, kiedy w dłoni trzyma broń. Jednak tym razem nie wszystko idzie zgodnie z planem, niekoniecznie z winy Krügera. Świadkiem wydarzeń jest przypadkowy mężczyzna, w którym osoba Wilhelma wzbudza niezdrowe zainteresowanie. Postanawia podążyć jego śladem. Podczas ucieczki  z miejsca zdarzenia, sytuacja wymyka się spod kontroli. Nie obywa się bez ofiar. Tropem Krügera zmierza nie tylko tajemniczy mężczyzna, ale i policja.

"Krüger. Szakal" wyróżnia się na tle innych powieści Marcina Ciszewskiego. Dotychczas autor kreował rzeczywistość sobie współczesnych bohaterów, tymczasem umieszcza akcję swojej książki 100 lat temu. Zabieg ten wymaga nie lada wprawy oraz wiedzy pisarza. Ciszewskiemu udało się zbudować wysoce realistyczną i prawdopodobną literaturę sensacyjną, a tło historyczne powieści stanowi swoistą "wisienkę na torcie". To mądra i emocjonująca publikacja, napisana w sposób dojrzały i przemyślany. Jedną z jej największych zalet jest bez wątpienia główny bohater. Autor stworzył szalenie intrygującą i przekonującą kreację Wilhelma Krügera. Klucząc pomiędzy latami dzieciństwa i dorastania Wilhelma, a rokiem 1918, kiedy Krüger jest już pełnoletnim mistrzem w złodziejskim fachu, zbudował portret człowieka wyszkolonego, by okradać i bez mrugnięcia okiem zabijać. Tego typu bohater musi mieć swojego odwiecznego wroga, i nie inaczej jest w przypadku Krügera. Powieść ukazuje swego rodzaju wędrówkę, jaką mężczyźni pokonują, aby się spotkać. Wilhelm - zupełnie nieświadomie, podczas gdy odnalezienie Krügera staje się szczególnym celem dla drugiego z nich.

"Krüger. Szakal" to jedna z tych powieści, którym zdecydowanie trzeba dać drugą szansę. Możliwe, iż książka nie zaciekawi was od razu, ba, istnieje prawdopodobieństwo, że całą historię uznacie początkowo za monotonną, ale dajcie temu tytułowi czas. Poszczególne warstwy nakładają się na siebie z biegiem czasu, a akcja zazębia się wokół osoby Krügera powoli, aczkolwiek systematycznie. "Krüger" może nie wzbudzi takich emocji, jak inne książki Ciszewskiego, niewykluczone, że fanom mocnych wrażeń będzie brakować napięcia, jednak kiedy ocenimy lekturę w kontekście całości, dostrzeżemy jej niewątpliwe atuty, o których wspominam powyżej. 

Jak zapowiada wydawca, "Krüger. Szakal" rozpoczyna nową serię Marcina Ciszewskiego. Ja czuję się kupiona, książka zaintrygowała mnie na tyle, że pozostaję ciekawa dalszych losów Wilhelma. Doskonale czyta się powieść, o której, oprócz tego, że zalicza się do gatunku sensacji, można powiedzieć, iż jest także dobrą literaturą samą w sobie. 

Dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego powieści!

Marcin Ciszewski "Krüger. Szakal"
Wydawnictwo Znak Literanova, 2014
ilość stron: 400
data premiery: 20.10.2014