niedziela, 31 lipca 2016

Krystyna Mirek "Wszystkie kolory nieba" | Recenzja przedpremierowa



Krystyna Mirek zdobyła serca czytelniczek pełnymi ciepła, pozytywnymi historiami, w których każdy z nas może odnaleźć część siebie. Pisze o problemach codzienności, dodając otuchy i sprawiając, że każde, nawet największe zmartwienie traci na znaczeniu. W swojej najnowszej powieści, będącej kontynuacją "Większego kawałka nieba", porusza ważne problemy: alkoholizm w rodzinie, kłopoty finansowe i samotne macierzyństwo. A to nie wszystko, co znajdziecie na kartach "Wszystkich kolorów nieba".

Iga już wie, że Wiktor ją kocha. Przed dziewczyną otwierają się całkiem nowe perspektywy, jednak ona nie zamierza biernie przyglądać się biegowi wydarzeń. Próbuje odnaleźć się w świecie, do którego nie pasuje, jednak sytuacji nie ułatwiają zawistne koleżanki z pracy i przyszła teściowa. Pani Janicka próbuje dyktować narzeczonej syna warunki. Zdaje się nie pamiętać, że kilkadziesiąt lat temu była zwyczajną, prostą dziewczyną, całkiem jak Iga.... Wiktor również nie ułatwia ukochanej startu w nowym życiu. Chce zapewnić Idze godny byt, dlatego prosi ją, aby ta rzuciła pracę. Iga jednak nie zamierza być utrzymanką narzeczonego. Tymczasem w życiu przyjaciela Wiktora, Janka dużo się dzieje. Na horyzoncie pojawiają się dwie kobiety, a Janek nie potrafi się zdecydować, z którą z nich ułożyć swoje życie.

Najnowsza powieść Krystyny Mirek odpręża, relaksuje i pomaga oderwać się od codzienności. Co ważne, autorka nie unika trudnych tematów, a z lektury jej książki płyną życiowa mądrość i doświadczenie. Pisarka potrafi znaleźć pozytywne strony w najtrudniejszej nawet sytuacji, czego uczy swoje czytelniczki. W życiu nie zawsze wszystko kończy się przesłodzonym happy endem, a Krystyna Mirek stworzyła zupełnie nowe znaczenie pojęcia "szczęśliwe zakończenie" w polskiej literaturze. Cóż, nie wszystkie problemy możemy rozwiązać. We "Wszystkich kolorach nieba" podoba mi się dojrzałe podejście do tematu problemu alkoholowego w rodzinie czy samotnego macierzyństwa. Krystyna Mirek bez lukru pisze o trudnych sprawach, a mimo to jej powieść jest niesamowicie pozytywna i niesie optymistyczne przesłanie.

Czytelniczki kochają takie historie. Sekret popularności Krystyny Mirek tkwi w tym, że autorka poznała pragnienia kobiet i oddaje w ich ręce książki, w jakich odnajdują siebie, swoich bliskich, przyjaciół i znajomych. Bohaterowie "Wszystkich kolorów nieba" to ludzie tacy jak my. Krystyna Mirek zbudowała ciekawe portrety całkiem zwyczajnych ludzi. Nieobce są nam ich problemy, dlatego czytamy książkę z wypiekami na twarzy. Kolejnym plusem są stworzone przez autorkę plastyczne opisy. Wykreowany świat został opisany przepiękną, cieszącą oko polszczyzną. Właściwie nie mam do tej powieści żadnych zastrzeżeń, gdyż przeczytałam z największą przyjemnością. Mogę jedynie wspomnieć o tym, o czym pisałam już w recenzji "Większego kawałka nieba" - ta historia jest bardzo dobra, jednak moim zdaniem nie było potrzeby, aby dzielić ją na dwie części.

"Wszystkie kolory nieba" nie zawiodą wiernych czytelniczek Krystyny Mirek. Książka już znajduje się w czołówce najlepiej sprzedających się książek na empik.com, z pewnością odniesie duży sukces. Zasłużenie, bo co jak co, ale ta kobieta potrafi pisać świetne powieści obyczajowe, czego "Wszystkie kolory nieba" są kolejnym dowodem.

Dziękuję Wydawnictwu Znak za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Krystyna Mirek "Wszystkie kolory nieba"
Wydawnictwo Znak, 2016
liczba stron: 400
data premiery: 17.08.2016

sobota, 30 lipca 2016

Jerzy Ciszewski "Ojciec'44" | Recenzja



Ojciec autora publikacji, Jerzy Ciszewski brał udział w Powstaniu Warszawskim, a "Ojciec'44" jest swego rodzaju hołdem złożonym ku jego czci. Czytelnicy otrzymali książkę, której autor nie zastanawia się nad sensem zrywu narodowowyzwoleńczego, nie opisuje życia codziennego Warszawiaków i nie kreuje bohatera romantycznego. Nie. Jeśli szukacie właśnie tego, zajrzyjcie do innych publikacji o Powstaniu. Tutaj doświadczycie przede wszystkim czystej sensacji.

Kim był Jerzy Ciszewski, pseudonim "Mötz"? Jako jedynemu powstańcowi udało mu się zestrzelić nad Warszawą samolot wroga. Był jedną z najbardziej znanych postaci walczących z Niemcami podczas Powstania Warszawskiego. Został ranny podczas pamiętnego sierpniowego zrywu, i prawdopodobnie właśnie to pozwoliło mu przeżyć. Jego syn, Jerzy Ciszewski junior próbuje przybliżyć nam sylwetkę ojca, opisując dni walczącej Warszawy w niezwykle realistyczny sposób.

"Ojciec'44" to ciekawy portret jednego z powstańców walczących o Warszawę, a jednocześnie powieść sensacyjna mocno osadzona w realiach drugiej wojny światowej. To obraz miasta, w którym wciąż tli się iskierka nadziei, mimo beznadziejnego położenia. "Ojciec'44" nie jest książką dla ludzi o słabych nerwach. Opisy są bardzo naturalistyczne, dzięki czemu Ciszewskiemu udaje się przybliżyć skalę tragedii. Jeśli dotychczas czytaliście tylko romantyczne historie z powstaniem tłem, to dobra lektura na otrzeźwienie. Sceny Warszawy na skraju epidemii ze względu na piętrzące się stosy trupów czy wzmianki o cywilach wykorzystywanych przez Niemców jako przynęta na "bandytów" otwierają oczy i pozwalają zrozumieć, co w 44. roku tak naprawdę działo się w Warszawie. Współcześnie w popkulturze powstanie obrosło wieloma mitami, z którymi "Ojciec'44" skutecznie się rozprawia.

Książkę warto przeczytać ze względu na realistyczne opisy i portret głównego bohatera, jednak nie do końca jestem przekonana co do rozwiązań fabularnych. To nie jest klasyczna powieść, gdyż jest pozbawiona głównego wątku, intrygi, wokół której rozgrywałaby się całość. Nie wiem dlaczego, ale tak właśnie wyobrażałam sobie powieść sensacyjną osadzoną w czasach powstania, co sugeruje wydawca w blurbie. Autor próbował pozbierać wspomnienia ojca w jedną całość, dodał trochę fikcji literackiej, jednak zabrakło mi głównego przedmiotu fabuły. Jest tutaj całe mnóstwo wątków pośrednich, każdy rozdział opowiada właściwie inną historię, ale jeśli już publikacja jest sprzedawana czytelnikom jako powieść, powinien pojawić się dominujący, główny wątek, dlatego nie przyznaję "Ojcu'44" bardzo wysokiej oceny, chociaż oczywiście polecam i cieszę się, że ta książka powstała. To piękne, że pamiętamy.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Jerzy Ciszewski "Ojciec'44"
Wydawnictwo Czarna Owca, 2016
liczba stron: 256
data premiery: 20.07.2016

czwartek, 28 lipca 2016

Patronat medialny: Magdalena Wala "Marianna" | Recenzja przedpremierowa



Powieść historyczna nie musi być nudna, a o przeszłości można pisać inaczej niż opisując liczne bitwy i podsuwając czytelnikowi mnóstwo dat. Okazuje się, że można stworzyć książkę, której akcja rozgrywa się w przeszłości, i dotrzeć do szerszego grona odbiorców. "Marianna" to przede wszystkim świetna powieść obyczajowa, która przypadnie do gustu nie tylko miłośnikom powieści historycznych.

Kiedy wybuchło powstanie listopadowe, Marianna przywdziała męski mundur, ścięła włosy i ruszyła w bój. Po upadku powstania cała i zdrowa wraca do domu, jednak okazało się, że jej zniknięcie wywołało liczne plotki, a rodzinie mogą grozić liczne represje ze strony Rosjan. Marianna nie ma wyjścia. Aby zapobiec konfiskacie majątku i wywózce najbliższych na Syberię, musi wyjść za mąż. Matka szybko podsuwa jej odpowiedniego kandydata. Marianna, nie mając innego wyjścia, zgadza się z sugestią rodzicielki i wyjeżdża do majątku narzeczonego, aby tam poślubić mężczyznę. Kandydat na męża w zasadzie ma wszystko, czym powinien się wyróżniać przyszły mąż - jest bogaty, młody, przystojny i wykształcony. Dlaczego więc tak rozpaczliwie poszukuje żony? Co jest z nim nie tak, skoro żony musiał szukać na dalekiej Litwie?

Przeczytałam "Mariannę" w dwa wieczory, z najwyższą przyjemnością. Lubię powieści historyczne, ale dawno nie czytałam książki rozgrywającej się w przeszłości, która byłaby napisana tak lekko i płynnie. Magdalena Wala posiada ciekawe pióro i cięty język, o czym przekonała czytelników swojej debiutanckiej powieści "Przypadki pewnej desperatki". Wówczas poznaliśmy opowieść o współczesnej dziewczynie, jednak w tle również obserwowaliśmy wydarzenia z przeszłości. Jak autorka wypadła w klasycznej powieści historycznej? Równie dobrze, a może nawet lepiej. Magdalena Wala prowadzi akcję mocną ręką i, mimo iż bohaterowie biorą ślub w jednym z pierwszych rozdziałów, ich "żyli długo i szczęśliwie" wciąż wydaje się odległą przyszłością. Przy tej książce nie sposób się nudzić, a wszystko to dzięki licznym zwrotom akcji i mnogości wątków. Świetny pomysł na powieść i nie mniej udane wykonanie - "Marianna" to powieść napisana lekkim językiem i utrzymana w duchu kobiecej literatury obyczajowej.

Magdalena Wala zaprasza nas do świata XIX-wiecznych intryg. Tytułowa Marianna jest silnym charakterem, inteligentną kobietą, a jej potyczki słowne z mężem i miejscowymi intrygantkami wywołały wiele ironicznych uśmiechów na mej twarzy. Obawiałam się, że nowa powieść Magdaleny Wali, wszak publikacja historyczna, będzie pozbawiona tego pazura, który tak przypadł mi do gustu w "Przypadkach pewnej desperatki". Niesłusznie, gdyż pikanterii tej książce dodaje sama główna bohaterka. Z Marianną nie sposób się nudzić. Uwielbiam takie kobiety w literaturze. Silne, niebojaźliwe, wyprzedzające swoje czasy. Mam wrażenie, że Marianna posiada trochę współczesnych cech, co w zderzeniu z jej światem wyszło wprost kapitalnie. "Marianna" to przepiękna historia miłości głównej bohaterki i jej męża, Michała. Tutaj ślub jest dopiero początkiem przygody, a w drodze do szczęścia nasza Marianna będzie musiała dowiedzieć się, kto tak bardzo chce jej zaszkodzić i pozbyć się z posiadłości.

Ach, czy wspominałam już, że uwielbiam imię Marianna i przepadłam, kiedy tylko zobaczyłam tytuł nowej powieści Magdaleny Wali? Sama nazwałam tak bohaterkę mojej debiutanckiej powieści... Marianny to wspaniałe kobiety, a ja wyczułam pismo nosem, wietrząc świetną powieść obyczajowo-historyczną. Przeczytajcie, jestem pewna, że nie będziecie zawiedzeni.

Dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Magdalena Wala "Marianna"
Wydawnictwo Czwarta Strona, 2016
liczba stron: 328
data premiery: 03.08.2016

wtorek, 26 lipca 2016

Magda Stachula "Idealna" | Recenzja przedpremierowa




Jakiś czas temu dostałam od Wydawnictwa Znak maila zaczynającego się od zagadkowego zdania: "Załóżcie się ze mną o Idealną". Zaintrygowana przeczytałam opinie o powieści pierwszych czytelników, pracowników wydawnictwa, którzy przecież zawodowo czytają książki. Redaktor polskiej literatury przyznała, że nie zdarzyło się jej jeszcze, aby nie mogła się kompletnie oderwać od opisywanej historii. Mimo iż początkowo nie zwróciłam większej uwagi na tę powieść, poprosiłam o egzemplarz do recenzji. Przepadłam. Oto jeden z najlepszych polskich debiutów ostatnich lat.

Anita jest pogrążoną w depresji kobietą. Od kilku lat bezskutecznie stara się o dziecko, a jej małżeństwo sypie się niczym domek z kart. Idealną odskocznią od rzeczywistości są kamery miejskiego monitoringu. Wystarczy kilka sekund i Anita może znaleźć się w dowolnym miejscu na świecie. Szczególnie upodobała sobie Pragę. Pewnego dnia wokół Anity zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Mąż znika gdzieś na całe dnie, a ona sama znajduje w swojej szafie ubrania, jakich nigdy nie kupiła, a w torebce pomadkę, która na pewno nie jest jej własnością. Czy Anita jest na prostej drodze do szaleństwa? A może to ktoś inny steruje jej życiem? Dlaczego?

Taka powieść zdarza się raz na setki przeczytanych publikacji. Wszystkie opinie, jakie miałam okazję przeczytać na temat tej książki, znajdują swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, a szum, jaki zaistniał wokół "Idealnej" jeszcze premierą, nie jest tylko efektem działania dobrych marketingowców, chociaż rzeczywiście, książka ma świetną promocję. Zasłużenie. Magda Stachula zasługuje, aby dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Zasługuje, aby Polacy usłyszeli o diabelsko utalentowanej rodaczce, która właśnie zdecydowanym krokiem weszła na rynek wydawniczy. Oto pojawia się na scenie pisarka (tak, tak, pisarka, nie autorka), która potrafi przyciągnąć uwagę niemal każdego czytelnika. Trafia idealnie w niszę na rynku. Bo "Idealna" to nie tylko thriller, kapitalny zresztą, ale też świetna powieść psychologiczna z mocno zarysowanym tłem obyczajowym. Problemy z niepłodnością i kryzys małżeński przeplatają się z wątkami czysto sensacyjnymi i kryminalnymi.

Na stronie autorki czytamy, że książka zaliczana jest do nowego nurtu w literaturze domestic noir, którego cechami charakterystycznymi są psychologiczny suspens oraz małżeńska dysfukncja. "Idealna" jest rekomendowana jako powieść dla fanów "Dziewczyny z pociągu", ale moim skromnym zdaniem to niegrzeczność wobec Magdy Stachuli. Nie mogłam przebrąć "Dziewczyny z pociągu", a w "Idealnej" akcja pędzi w zastraszającym tempie. Czytam bardzo dużo, a rzadko trafiam na książkę, której nie mogę przerwać, mimo iż powieki opadają ze zmęczenia, a wskazówki zegara wskazują nieprzyzwoicie późną porę. "Idealna" to debiut idealny, cóż więcej mogę dodać? Pisarka stworzyła niezapomniane portrety psychologiczne głównych bohaterów, a na szczególną uwagę zasługuje Marta, która w powieści nieźle namiesza. Nie znosiłam jej, pałałam wobec tej postaci żądzą mordu, jednak nie mogłam wyjść z podziwu, jak udanie "zrobiła" ją Stachula.

To będzie hit. Książka z pewnością uzyska status bestsellera i przez miesiące będzie okupywać pierwsze miejsca listy najlepiej sprzedających się powieści w kraju. A potem? Może sprzedaż praw za granicę? W końcu mamy się czym, a raczej kim chwalić. Magda Stachula to prawdopodobnie najbardziej utalentowana debiutantka w kraju. Nie polecam, nie pozostawiam waszej uwadze. Nie macie wyjścia, MUSICIE to przeczytać.

Dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Magda Stachula "Idealna"
Wydawnictwo Znak Literanova, 2016
liczba stron: 384
data premiery: 17.08.2016

sobota, 23 lipca 2016

Maciej Żurawski "Czarna wołga" | Recenzja



"Czarna wołga" to literacki debiut Macieja Żurawskiego, dziennikarza i dokumentalisty i, choćbym nie wiedziała, czym zajmuje się na co dzień autor, z pewnością strzeliłabym bez pudła. Miała być powieść, tymczasem dziennikarskie zacięcie i zamiłowanie do dokumentu nieco utrudniły Żurawskiemu zadanie, bo wyszło tajemnicze "coś", co najtrafniej można określić słowami "więcej niż dokument, mniej niż powieść".

Lata 80., Wrocław. Nie ucichły jeszcze echa stanu wojennego, a tymczasem kapitan Kazimierz Zgrobel musi zmierzyć się z najtrudniejszą sprawą w swojej karierze. Reprezentując znienawidzoną przez społeczeństwo formację, milicjant próbuje znaleźć seryjnego mordercę, który grasuje po mieście i z zimą krwią zabija mężczyzn, a ich okaleczone zwłoki pozostawia w windach. Opinia publiczna żąda ujęcia sprawy, a naciski "z góry" wcale nie ułatwiają sprawy, która sama w sobie jest trudna i skomplikowana. Zgrobela to dochodzenie kosztuje więcej, niż wszystkie prowadzone przez niego w przeszłości śledztwa, gdyż usiłując się dowiedzieć prawdy, będzie musiał odpowiedzieć sobie na pytania kim jest i w jaką stronę zmierza jego małżeństwo.

Najpierw plusy. Debiutancka powieść Macieja Żurawskiego naszpikowana jest smakowitymi kęskami w postaci elementów rzeczywistości Polaków w schyłkowym PRL-u, po upadku stanu wojennego. Mamy tutaj stosunek rodaków do ówczesnej milicji, którą reprezentują maksymalnie stereotypowe postacie, przez co "Czarna wołga" zyskuje specyficzny klimat PRL-owskich spelun i smak gorzkiej wódki popijanej przez funkcjonariuszy milicji obywatelskiej. Mamy tutaj również wzmianki o głośnych sprawach kryminalnych PRL-u, choćby o sprawie Marchwickiego czy tytułowej czarnej wołgi. Mamy tutaj również produkty, jakich dziś próżno szukać na półkach, a które podbijały serca i portfele Polaków w latach 80. Autor w interesujący i przystępny dla czytelnika sposób dzieli się wynikami swojej pracy dokumentalisty. To plus, ale też minus.

Podczas lektury czasem odnosiłam wrażenie, jakoby same tło było ważniejsze od dochodzenia prowadzonego przez Zgrobela. Żurawskiemu bliżej do dokumentalisty niż do autora, dlatego jego powieść jest zawieszona jakby pomiędzy. Autor nie może się zdecydować, w którą stronę pójść. Czy to źle i czy aby to na pewno jest minus? Chyba nie do końca. "Czarną wołgę" czyta się momentami jak reportaż, ale dzięki temu czytelnik wierzy w sens prezentowanej historii i zastanawia się, czy to rzeczywiście jest tylko fikcja. Minusem jest natomiast brak elementu zaskoczenia, bo czytelnik szybko dowiaduje się, kto zabija i właściwie do końca ma nadzieję, że to wszystko nie jest takie proste, ale jednak, niestety, jest. Oczywiście, powieść nie jest kompletnie pozbawiona zwrotów akcji, jednak rozwiązanie tej najważniejszej zagadki zostało podsunięte zbyt szybko.

"Czarną wołgę" przeczytałam z niemałym zainteresowaniem, choć dość szybko byłam świadoma wad tej powieści, co jednak nie zabrało mi frajdy z lektury, bo uwielbiam kryminały osadzone w przeszłości, a okres PRL-u jest jednym z moich ulubionych w polskiej historii. Uważam, że warto przeczytać książkę, chociaż nie nastawiajcie się na wielkie "wow".

Dziękuję Wydawnictwu Oficynka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Maciej Żurawski "Czarna wołga"
Wydawnictwo Oficynka, 2016
liczba stron: 182
data premiery: 30.05.2016

środa, 20 lipca 2016

Agnieszka Olszanowska "Listy z dziesiątej wsi" | Recenzja



Niedawno zapytałam czytelników bloga, czym kierują się, wybierając lekturę i co sprawia, że decydują się na daną książkę. W przypadku "Listów z dziesiątej wsi" najpierw zakochałam się w okładce, później zachwycił mnie blurb, będący obietnicą dobrej, może nieco mistycznej lektury. Podobno nie powinno się oceniać książki po okładce, lecz w tym przypadku tak uczyniłam i nie żałuję.

Beata żyła, jak tysiące innych kobiet w Polsce. Dom, mąż, dzieci. Nigdy nie pracowała, kiedy więc mąż zostawia ją dla innej, Beata zostaje bez środków do życia. Pewnego dnia, gdy jest już naprawdę źle, w jej mieszkaniu zjawia się brat, spłaca długi i zabiera Beatę z powrotem do domu. Do Zwierzyńca. Beata nie poznaje rodzinnej wsi, która podążyła z duchem czasu i zmieniła się w plantację kukurydzy. Kobieta buntuje się przeciwko zmianom, a w sercu wciąż ma dawny obraz rodzinnego domu. Próbuje poukładać swoje życie, zaczyna pracę i... poznaje mężczyznę. Jednocześnie, zgłębiając treść znalezionych na strychu starych listów, poznaje historię nieszczęśliwej miłości swojej babki i opowieść o mężczyźnie, którego los nigdy nie rozpieszczał. Wraz z Beatą podążymy jego śladami do Oświęcimia i komunistycznej Warszawy.

Przeczytałam "Listy z dziesiątej wsi" prawie tydzień temu i długo zastanawiałam się, co chcę zawrzeć w recenzji. Chciałabym wiernie oddać naturę tej powieści, ale to chyba niemożliwe bez znajomości jej treści. Debiut Agnieszki Olszanowskiej to dobra, nieco mroczna i tajemnicza literatura obyczajowa. To nie jest jedna z tych powieści, które z góry wiemy, jak się skończą, chociaż mogłaby to sugerować ta część z "poznaje mężczyznę" w tle. Nie, to nie jest książka w stylu Grocholi czy Kordel. To nie jest powieść o kobiecie, która wyjeżdża na wieś, buduje dom, a wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Mnóstwo tu niedopowiedzeń i sugestii, przez co książka zyskuje specyficzny, niezapomniany klimat. Niewiele debiutantek może pochwalić się tak plastycznymi opisami świata przedstawionego. Realistyczne i wierne portrety psychologiczne bohaterów są kolejnymi atutami powieści.

Debiutantce nie udało się uniknąć pewnych niedociągnięć, jednak jestem w stanie przymknąć na nie oko, gdyż całość wypada bardzo korzystnie. Może rzeczywiście dwieście dziewięćdziesiąt sześć stron to za mało, aby zamknąć zgrabnie wszystkie rozpoczęte wątki, a pomysłów starczyłoby co najmniej na trzy książki, jednak jestem przekonana, że "Listy z dziesiątej wsi" są zapowiedzią czegoś większego. Mam nadzieję, iż to nie jednorazowy flirt Agnieszki Olszanowskiej z pisarstwem, gdyż na uwagę zasługuje nienaganny styl, poprawna polszczyzna oraz ciekawe rozwiązania fabularne. Odczuwam lekki niedosyt, chciałabym, aby w szczególności wątek prześladowanego przez władze PRL księdza został pociągnięty, dlatego wspomniałam o niedociągnięciach, przed jakimi nie uchroniła się debiutantka.

Lubię takie powieści. Niejasne, niełatwe i tajemnicze. Agnieszka Olszanowska rozbudziła moją ciekawość i na pewno przeczytam jej kolejną powieść, aby przekonać się, jak rozwija się ta interesująca autorka i w jaką poszła stronę. Tymczasem polecam lekturę jej literackiego debiutu, gdyż moim zdaniem naprawdę warto.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Agnieszka Olszanowska "Listy z dziesiątej wsi"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2016
liczba stron: 296
data premiery: 07.07.2016

wtorek, 19 lipca 2016

Patronat medialny: Agata Przybyłek "Takie rzeczy tylko z mężem"



Agata Przybyłek, młodziutka autorka, znana czytelniczkom z zabawnej powieści "Nie zmienił się tylko blond" czy ambitniejszej obyczajówki "Bez ciebie", nie próżnuje. Właśnie wydała trzecią już w tym roku książkę, którą Przegląd czytelniczy nie bez dumy objął patronatem medialnym. Uwaga! To zdecydowanie najlepiej napisana książka Agaty Przybyłek.

Zuzanna, lat dwadzieścia osiem, na stanie przystojny, choć nieco nieobecny mąż, czteroletni syn Marcel i duży dom. Bajka? Chyba jednak nie do końca. Ludwik, zamiast spędzać wieczory w towarzystwie małżonki, woli biegać po okolicznych lasach i szukać skarbów. Zuza czuje się samotna, a kiedy zupełnie przypadkiem trafia na spotkanie autorskie pewnej znanej trenerki motywacyjnej, zachęcona słowa psycholożki, postanawia zawalczyć o uwagę Ludwika. Zanim jednak wcieli swój plan w życie, na głowę zwali jej się nastolatka będącą zadeklarowaną fanką gotyku i... Przeczytajcie sami. Zastanawialiście się kiedyś, do czego posunie się zaniedbana przez męża kobieta? Możecie się przekonać.

Nie zgodzę się, że Agata Przybyłek pisze komedie, chociaż wydawca uparcie podsuwa nam takie sugestie na okładkach książek napisanych przez młodą autorkę. "Takie rzeczy tylko z mężem" to lekka obyczajówka, przy której, oczywiście, z pewnością szeroko się uśmiechniecie, jednak Agacie bliżej do obyczaju, niż do klasycznej komedii. Jej powieść, oprócz oczywistych, czystych rozrywkowych walorów, niesie ze sobą ciekawą naukę dla młodych mężatek. To książka, która z pewnością przypadnie do gustu miłośniczkom prozy Magdaleny Witkiewicz czy Nataszy Sochy. Podoba mi się nieograniczona wyobraźnia Agaty i jej życiowe obserwacje. Można by rzec, że "Takie rzeczy tylko z mężem" to samo życie, podczas gdy autorka jest panną i w kwestii małżeńskich problemów raczej nie posiada własnego doświadczenia. Drżyjcie więc, gdyż Agata jest przede wszystkim doskonałą obserwatorką, a wyciągnięte wnioski przedstawia w krzywym zwierciadle. Może więc zobaczycie w tej powieści siebie?

Czytam każdą książkę Agaty. Byłam jedną z pierwszych recenzentek "Nie zmienił się tylko blond", dlatego jestem pod ogromnym wrażeniem progresu, jaki poczyniła autorka od czasu wydania debiutanckiej powieści. Różnicę widać przede wszystkim w stylu. "Takie rzeczy z mężem" to z pewnością najlepiej napisana książka autorki, a i fabuła zaspokoiła moje wcale niemałe wymagania. Przeczytałam tę powieść w jeden wieczór i jedno popołudnie. Książkę czyta się doskonale, a przejścia pomiędzy poszczególnymi scenami następują w płynny sposób. Krótkie rozdziały, intrygujące zwroty akcji są największymi zaletami tej powieści. Jedynym minusem jest dla mnie zakończenie, a właściwie jego brak, gdyż osobiście za seriami nie przepadam, a jeśli już mam je czytać, wolę, aby wszystkie wątki zostały domknięte, a kolejna książka poruszała zupełnie nowe tematy, tak jak w przypadku poprzedniego cyklu autorki, w którym dotychczas ukazały się powieści "Nie zmienił się tylko blond" i "Nieszczęścia chodzą stadami".

Najnowsza książka Agaty Przybyłek z pewnością trafi do kobiet zaczytujących się w utrzymanej w lekkim tonie literaturze obyczajowej. Cieszę się, że ta powieść jest taka udana i mocno kibicuję Agacie w dalszej karierze, a książkę, oczywiście, serdecznie wam polecam. Myślę, że nie będziecie zawiedzeni.

Dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Agata Przybyłek "Takie rzeczy tylko z mężem"
Wydawnictwo Czwarta Strona, 2016
liczba stron: 380
data premiery: 20.07.2016

czwartek, 14 lipca 2016

Joanna Opiat-Bojarska "Bestseller" | Recenzja



"Bestseller" to moje czwarte spotkanie z twórczością Joanny Opiat-Bojarskiej i... zdecydowanie najbardziej udane. Autorka najlepiej wypada w klasycznym kryminale, czego przykładem jest jej najnowsza powieść. Potrzeba nie lada odwagi, by nazwać swoją książkę "Bestsellerem". Opiat-Bojarska odważyła się i wygrała.

Emila Sienkiewicz, zwyciężczyni literackiego talent show i wschodząca gwiazda polskiej literatury rozrywkowej, kilkanaście dni przed premierą swojej drugiej powieści zostaje zamordowana. Śledztwo prowadzą niezawodni Majewski i Burzyński - para policjantów z poznańskiego Wydziału Kryminalnego. Trop prowadzi za kulisy telewizyjnego programu. Śledczy odkrywają pełen obłudy i zakłamania świat, napędzany przez naprawdę duże pieniądze. Czy Emilia zginęła, bo naraziła się komuś z programu? A może padła ofiarą zazdrosnego narzeczonego? W rozwiązaniu zagadki pomocna okaże się antropolog sądowa Anita Broll.

"Bestseller" zachwycił mnie drobiazgowością. Jestem pod wrażeniem nie tyle samej historii, która, rzecz jasna, jest świetna, ale przede wszystkim bogatego tła. Podziwiam Joannę Opiat-Bojarską, że wykorzystała rewelacyjny pomysł na kryminał i uczyniła z niego właściwie tylko tło swojej opowieści, swoistą wisienkę na torcie. Musi mieć głowę pełną pomysłów, skoro wykorzystuje jeden z nich, aby stworzyć drugi plan. Ta powieść jest najlepszą spośród książek Opiat-Bojarskiej, które miałam okazję czytać, a autorka najlepiej odnajduje się w klimatach czysto kryminalnym, co właśnie udowodniła "Bestsellerem". Książka jest zdecydowanie o wiele lepiej napisana niż wydana w tym roku "Gra pozorów", miałam wrażenie, że czytam powieść zupełnie innej autorki. Nie znalazłam tu żadnego błędów, nie złapałam pisarki na najmniejszym potknięciu. Pozwoliłam sobie wysnuć wnioski o dużej zasłudze redakcji. Powieści zostały wydane w dwóch różnych wydawnictwach, a już kiedyś zwracałam uwagę na drobiazgowość redakcji i dokładność korekty w książkach wydawanych przez Czarną Owcę.

Muszę pochwalić autorkę za rzetelny research. Joanna Opiat-Bojarska zasiadła do pisania doskonale przygotowana, a jej rozległa wiedza imponuje szczególnie podczas czytania fragmentów o pracy antropologa sądowego. Czytelnik czuje, że ta książka nie została napisana na podstawie informacji wyszukanych w Googlach. Opiat-Bojarska kocha to, co robi i zaraża tą miłością odbiorców swojej książki. "Bestseller" to powieść napisana z pasją. To również ciekawe spojrzenie na współczesny rynek wydawniczy. Autorka dzieli się poczynionymi obserwacjami, a wykreowany przez nią świat wcale nie różni się od tego, w jakim pisarka na co dzień się obraca. "Bestseller" wyróżnia się więc nie tylko ciekawym wątkiem kryminalnym, skomplikowaną intrygą i pędzącą w zawrotnym tempie akcją, ale też niebanalnym tłem obyczajowym.

Nie czytałam "Konesera" i chyba muszę nadrobić zaległości, jeśli powieść utrzymana jest w podobnych klimatach, jak "Bestseller". Na szczęście, sama autorka mówi, że kolejność czytania jest dowolna, bo choć bohaterowie są ci sami, to wszystkie wątki w poprzedniej książce zostały zakończone, a "Bestseller" to inna historia. Jeśli jeszcze nie znacie więc twórczości Joanny Opiat-Bojarskiej, premiera jej nowej, dziewiątej już powieści jest doskonałą okazją, by nadrobić zaległości.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Joanna Opiat-Bojarska "Bestseller"
Wydawnictwo Czarna Owca, 2016
liczba stron: 368
data premiery: 15.06.2016

środa, 13 lipca 2016

Anna Karpińska "Przekonaj mnie, że to ty" | Recenzja przedpremierowa




Lubiana i doceniana przez czytelniczki autorka powieści obyczajowych powraca ze swoją najnowszą powieścią. "Przekonaj mnie, że to ty" z pewnością przypadnie do gustu miłośniczkom twórczości Anny Karpińskiej, ale też kobietom zaczytującym się w życiowych, słodko-gorzkich historiach. 

Urszula i Edyta. Matka i córka. Po śmierci ukochanego męża i ojca, kobiety nie mogą odnaleźć wspólnego języka. Właściwie od zawsze nie potrafiły się porozumieć, jednak obecność Marka łagodziła kontakty. Kiedy zostają same z pensjonatem w samym sercu Krynicy Morskiej, Edyta postanawia pomóc matce, rezygnując z realizacji własnych marzeń. Frustracja narasta, kiedy w ośrodku pojawia się Iga, córka znajomego Edyty, której obecność budzi dawno uśpione demony. Skrywane przez lata tajemnice wychodzą na jaw, a Edyta ma żal do matki. W tle wciąż przewija się ukochana Hiszpania i perspektywa wyjazdu. Czy Urszula pozwoli Edycie żyć własnym życiem? Czy Edyta odważy się spełnić własne marzenia i co na to jej matka?

Anna Karpińska w swojej najnowszej powieści opisuje skomplikowane relacje matki i córki. Myślę, że w tej historii kobiety w każdym wieku odnajdą część siebie. Bardziej dojrzałe panie dostrzegą w Urszuli siebie, a te nieco młodsze doskonale zrozumieją sytuację, w jakiej znalazła się Edyta. W tej książce nie ma prostych rozwiązań. Obserwujemy pojedynek serca z rozumem, matczynej miłości i skłonności do nadopiekuńczości z młodzieńczym szaleństwem i porywami serca. To powieść o poszukiwaniu własnej tożsamości i swojego miejsca na świecie. Czasem czujemy potrzebę zmian, jednak boimy się, rezygnujemy z marzeń, bo przecież to, co znane jest bezpieczniejsze. "Przekonaj mnie, że to ty" to właśnie opowieść o tej potrzebie. Myślę, że zaskoczy was zakończenie i końcowe wnioski płynące z lektury.

"Przekonaj mnie, że to ty" to kolejna emocjonująca powieść obyczajowa autorstwa Anny Karpińskiej. I choć nie dorównuje niedoścignionej moim zdaniem "Chorwackiej przystani", pisarka napisała jedną z najlepszych książek w swoim dorobku. Ostatecznie przekonały mnie trudne relacje i niewyjawione sekrety z przeszłości - tematy, które w literaturze obyczajowej są przeze mnie szczególnie pożądane. Mamy tutaj dwuosobową narrację, dzięki czemu jesteśmy na bieżąco nie tylko z poszczególnym wydarzeniami, ale też mamy cały czas podgląd na przeżycia wewnętrzne głównych bohaterów. Smaku lekturze dodaje wątek ze spełnianiem marzeń Urszuli o wydaniu własnej książki, tak bliskich mojej osobie.

Nowa publikacja Anny Karpińskiej to doskonała propozycja dla miłośniczek (i miłośników!) literatury obyczajowej. Myślę, że to jedna z lektur "urlopowych", o której warto pamiętać przy pakowaniu walizki. Gwarantuje rozrywkę i miłe chwile spędzone z książką.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Anna Karpińska "Przekonaj mnie, że to ty"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2016
liczba stron: 448
data premiery: 19.07.2016

niedziela, 10 lipca 2016

Maja Wolny "Czarne liście" | Recenzja




To jest jedna z lepszych polskich powieści wydanych w 2016 roku - mogę to powiedzieć z całą pewnością już dziś, chociaż do końca roku pozostało jeszcze ponad 5 miesięcy. Imponuje wszechstronnością i rozmachem, z którym obejmuje życie dwóch fascynujących kobiet i kluczowe dla Polski i Europy wydarzenia XX wieku. Maja Wolny przygląda się pogromowi kieleckiemu i pisze o najbardziej wstydliwych dla nas, Polaków sprawach.

Julia Pirotte, polska fotografka pochodzenia żydowskiego, po wojnie wraca do kraju. Na zlecenie redaktora gazety, w której pracuje, jedzie do Kielc, aby tam stworzyć relację ze zdarzenia, jakie w historii zapisze się jako pogrom kielecki. Julia jest wstrząśnięta tym, co zastaje na miejscu i nie do końca wierzy w podaną do wiadomości społeczeństwa wersję wydarzeń.
Sześćdziesiąt lat później Weronika Czerny, historyczka badająca stosunki polsko-żydowskie we wsi polskiej w latach 40., przeżywa najgorszy dramat, jaki może stać się udziałem matki. Jej córka, Laura znika bez śladu. Czy jej zaginięcie może mieć jakiś związek z traumatycznymi wydarzeniami z przeszłości?

"Czarne liście" to powieść o zdarzeniach, zapisujących się nie tylko w naszej pamięci, ale i w ciele, zdarzeniach przekazywanych wraz z kodem genetycznym kolejnym pokoleniom. To monumentalna powieść, zachwycająca rozległością i drobiazgowością o szczegóły. Mamy dwie kobiety, żyjące w zupełnie różnych czasach, kilku narratorów i wiele płaszczyzn, powoli nakładających się na siebie. Mamy również trudne dla Polaków wydarzenia z przeszłości, które najchętniej chcielibyśmy wymazać z pamięci. I mamy współczesny wątek kryminalny. Czyli wszystko to, co lubię najbardziej. "Czarne liście" to napisana poprawną polszczyzną, utrzymana w doskonałym stylu powieść, którą trudno wpasować w sztywne ramy gatunków literackich. Maja Wolny napisała pełną świeżości, oryginalną książkę.

O pogromie kieleckim nie mówi się wiele. To wstydliwa karta w naszej historii. Maja Wolny nie tylko opisuje samo zdarzenia, ale poświęca dużo uwagi ówczesnym i współczesnym postawom wobec wydarzeń z 4 lipca 1946 roku. Ponadto pisze o tym, co działo się na polskiej wsi w czasach okupacji hitlerowskiej i w pierwszych miesiącach po kapitulacji Niemiec. "Czarne liście" to bolesna, ale jakże potrzebna powieść. Maja Wolny rozlicza się z przeszłością, której piętno boleśnie odczuwają przedstawiciele następnych pokoleń. Autorka umiejętnie wplotła wątek o poszukiwaniu własnej tożsamości i wybaczeniu. Ta książka dla mnie jest mistrzostwem świata. Akcja toczy w zawrotnym tempie, a przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Wnioski płynące z zakończenia skłaniają do refleksji i sprawiają, że ta powieść zostanie z czytelnikiem na długo.

Nie mam do tej historii absolutnie żadnych uwag i oceniam ją bardzo wysoko. Zapragnęłam ją przeczytać, odkąd tylko zobaczyłam ją w zapowiedziach, a moje wrażenia po lekturze odpowiadają wyobrażeniom na temat tej powieści. "Czarne liście" to doskonała polska proza i jedna z lepszych książek, jakie zaproponowano nam, czytelnikom, w bieżącym roku. Polecam zwrócić na nią uwagę w pierwszej kolejności.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Maja Wolny "Czarne liście"
Wydawnictwo Czarna Owca, 2016
liczba stron: 376
data premiery: 06.07.2016

środa, 6 lipca 2016

Tie Ning "Kobiety w kąpiel" | Recenzja



Nieustanna walka serca z rozumem, (nie)zwykłe marzenia i wielka historia - Chinki - kobiety takie jak my - mają swoje pragnienia, cele i plany. Tie Ning, autorka dotychczas niewydawana w Polsce, jest jedną z najzdolniejszych przedstawicielek chińskiej literatury współczesnej. Polscy czytelnicy mają okazję poznać wielokrotnie nagradzaną, docenianaą przez krytyków pisarkę za sprawą wydanej właśnie przez Wydawnictwo Znak powieści "Kobiety w kąpieli".

Tiao, tak jak i jej rówieśnice, dorastała w cieniu kluczowych wydarzeń XX wieku. Brutalnie rozdzielona z rodzicami, w późniejszych latach bezskutecznie próbowała przełamać opór do matki, którą połączył wieloletni, płomienny romans z pewnym lekarzem. Wu przez kilka lat zdradzała męża. Niebawem Tiao ma wyjść za mąż, jednak wciąż nie może zapomnieć o mężczyźnie z przeszłości. Tymczasem jej siostra, Fan swoją przyszłość widzi w Ameryce, przekonana, że spełni się jej własny "american dream", a nowa rzeczywistość rozwiąże wszystkie problemy. Fei jest zbyt dumna, by pracować, tak jak większość chińskich kobiet, w fabryce. Wszystkie bohaterki na swój sposób próbują sobie poradzić z przytłaczającą je rzeczywistością i wziąć przyszłość we własne ręce. Tylko czy w Chinach ktokolwiek jeszcze może decydować o swoim losie?

Przejmująca, zapierająca dech w piersiach, epicka - taka właśnie jest nominowana do azjatyckiego Bookera, MAN ASIAN LITERARY PRIZE 2012 powieść Tie Ning. Akcja toczy się leniwie, a każda strona przesiąknięta jest kulturą i historią chińską. Mamy tutaj całe mnóstwo niezwykle sugestywnych, chwytających za gardło scen. Autorka nie szczędzi nam ludzkich dramatów, przy czym nie traci swojej suwerenności, robi to w sposób dyskretny, nie ocenia, przez co czytelnik ma czasem wrażenie, jakby czytał reportaż. Fabuła w "Kobietach w kąpieli" schodzi poniekąd na dalszy plan. Tie Ning stawia na jakość wypowiedzi i płynący z lektury przekaz. To nie tak, że przez pięćset stron nic się w powieści nie dzieje, a Ning tylko rozprawia o sytuacji kobiet w chińskim społeczeństwie. Ba, dzieje się bardzo dużo, a autorka ani przez chwilę nie poddaje żadnego z bohaterów ocenie, nie pyta również o sens wydarzeń. Ona po prostu opisuje, i robi to w sposób fenomenalny. Dawno nie czytałam tak sugestywnej lektury, która zachwyciłaby mnie swobodą wypowiedzi i brakiem moralizatorskiego tonu.

Przyznaję, że z literaturą azjatycką byłam dotychczas raczej na bakier. Wolałam rodzime klimaty, a i z większym zainteresowaniem niż w stronę Wschodu patrzyłam w kierunku Zachodu. No cóż, dalekie azjatyckie realia wydawały mi się mocno egzotyczne, a ja z zasady lubię czytać o tym, co dobrze znam, dostrzegać w literaturze znajome elementy rzeczywistości. Nie wiem, ile dotychczas straciłam, ale jednego mogę być pewna - "Kobiety w kąpieli" to bardzo udane spotkanie i krok w stronę Wschodu, który wcale nie jest tak egzotyczny, jak mogłoby się wydawać. Przekonałam się, że, niezależnie od ustroju, doktryny politycznej czy położenia geograficznego, człowiek podąża za głęboko zakorzenionymi w sercu pragnieniami i dąży do ich spełnienia. Tie Ning w swojej powieści opisuje najbardziej intymne sekrety swoich bohaterek, zagląda w ich dusze i przeprowadza swoisty eksperyment, opisując postacie obdarte z prywatności, niczym tytułowe kobiety w kąpieli.

"Kobiety w kąpieli" to mądra, ambitna i dojrzała powieść, która z pewnością przekona do siebie czytelników poszukujących niekonwencjonalnych rozwiązań. Może nieco niesztampowe, trochę zadziorne "Kobiety w kąpieli" zachwycają realizmem postaci i mocno osadzonymi w rzeczywistości realiami. To niełatwa książka, na którą trzeba poświęcić kilka wieczorów, ale naprawdę warto.


Specjalnie dla czytelników Przeglądu czytelniczego Wydawnictwo Znak przewidziało 35% rabat na zakup książki "Kobiety w kąpieli":




Dziękuję Wydawnictwu Znak za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!
Tie Ning, "Kobiety w kąpieli"
Wydawnictwo Znak, 2016
liczba stron: 496
data premiery: 06.07.2016

piątek, 1 lipca 2016

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Niebieskie migdały" | Recenzja



"Niebieskie migdały" to moje drugie spotkanie z twórczością Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak. Zachwyciłam się prozą autorki podczas lektury "Ty jesteś moje imię". Byłam ciekawa, jak autorka wypadła w nieco lżejszym wydaniu, dlatego na lekturę powieści wznowionej właśnie w Wydawnictwie Filia miałam ochotę, odkąd tylko zobaczyłam zapowiedź na stronie wydawcy. Jak przebiegało to spotkanie?

Balbina, nazywana przez bliskich Iną, jest samotną matką małego Kajtusia. No cóż, życie nie ułożyło się tak, jak planowała, a ojciec dziecka zniknął, kiedy tylko dowiedział się, że wkrótce zostanie tatusiem. Scenariusz z życia wzięty. Ina jednak nie zamierza się poddawać. Planuje również już nigdy się nie zakochać. W końcu miłość to płacz, zgrzytanie zębami i ból podczas porodu. Ina próbuje poukładać swoje życie, czego nie ułatwiają jej przyjaciele i najbliżsi, którzy za wszelką cenę starają się wyswatać Inę z interesującym mężczyzną, na każdym kroku podsyłając jej swoich kandydatów.

"Niebieskie migdały" to napisana w lekkim stylu historia młodej matki i jej zmagań z codziennością. Myślę, że ta opowieść spodoba się przede wszystkim kobietom, które same są mamami, gdyż znajdziemy tutaj wiele zabawnych uwag i anegdotek, jakie są elementami naszej codzienności. Ale spokojnie, również bezdzietne panie znajdą tutaj coś dla siebie, gdyż Karolina Zyskowska-Ignaciak daleka jest od serwowania swoim czytelniczkom przesłodzonych, pełnych lukru opowieści o zalewającej serce i umysł miłości do potomka. Ina jest matką i kobietą niedoskonałą, a jej historia jest jakby z życia wzięta, dzięki czemu zyskuje przy bliższym poznaniu. 

"Niebieskie migdały" to książka, którą pochłoniecie w jeden, maksymalnie dwa wieczory. Doskonała lektura na lato, pozwala odprężyć się i zapomnieć o codzienności, jednocześnie proponując nam coś więcej niż tylko zmagania nowoczesnej singielki z mężczyznami. Katarzyna Zyskowska-Ignaciak napisała powieść, która jest łatwa, lekka i przyjemna, ale nie pozbawiona większego sensu i głębi. Autorka zaprasza na spotkanie z przesympatyczną bohaterką, której po prostu nie da się nie polubić. Perypetie Iny z pewnością przypadną do gustu miłośniczkom kobiecej literatury rozrywkowej.

Nie jest to książka wybitna, nie zmieni niczego w waszym życiu, ale z pewnością przyjemnie jest ją przeczytać. Ja spędziłam z lekturą miłe chwile. Odczuwałam przyjemność z kontaktu z książką, jednocześnie nie irytując się wątpliwymi walorami historii, co ostatnio zdarza mi się coraz częściej przy lekkich obyczajówkach. Polecam w ramach relaksu po ciężkim dniu.

Dziękuję Wydawnictwu Filia za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Niebieskie migdały"
Wydawnictwo Filia, 2016
liczba stron: 335
data premiery: 15.06.2016