czwartek, 31 marca 2016

Zadaj pytanie Agnieszce Pruskiej i wygraj "Literata" oraz "Hobbystę"




Zapraszam do udziału w konkursie zorganizowanym we współpracy z Wydawnictwem Oficynka oraz autorką, Agnieszką Pruską. Nagrodą w naszej zabawie jest pakiet powieści "Literat" oraz "Hobbysta".

Ale to nie koniec niespodzianek. Macie niepowtarzalną okazję przeprowadzić wywiad z autorką kryminałów, zadać jej pytanie i podpytać o interesujące was szczegóły z życia pisarza. 

Na Wasze propozycje pytań czekamy do niedzieli, 10 kwietnia włącznie. Zamieszczajcie swoje pytanie w komentarzach pod tym postem, wraz z adresem e-mail oraz imieniem i nazwiskiem/nickiem. Tylko takie zgłoszenia będą brane pod uwagę. Wraz z autorką wybierzemy 10 najciekawszych pytań, na które odpowie Agnieszka Pruska, a autor wybranego przez pisarkę pytania zostanie nagrodzony pakietem książek "Literat" i "Hobbysta", ufundowanym przez Wydawnictwo Oficynka. Wywiad zostanie opublikowany we wtorek, 12 kwietnia wraz z nazwiskiem/nickiem laureata.

Czekamy na Wasze pytania! Każdy z uczestników może zaproponować tylko jedno pytanie, więc zastanówcie się dobrze, o co chcielibyście zapytać autorkę. :) Czas start! Powodzenia!

środa, 30 marca 2016

Rozmowa Edyty Świętek z czytelnikami | WYNIKI KONKURSU!



Serdecznie dziękuję Magdalenie Majcher za zorganizowanie tej zabawy, a wszystkim uczestnikom za udział i postawione pytania. Przyznam szczerze, że miałam spory problem z wyborem dziesięciu spośród nich :).

   
Katarzyna Kwiatkowska: Czy kolejną książkę pisze się łatwiej niż pierwszą?

Dobre pytanie. Wydawać by się mogło, że trening czyni mistrza i z każdym następnym tekstem będzie łatwiej, ale nic bardziej mylnego. To prawda, że łatwiej jest ubierać myśli w słowa, z każdą powieścią dopracowuje się styl pisania oraz warsztat. Z drugiej jednak strony pragnieniem chyba każdego autora jest rozwój potencjału twórczego: chciałoby się, aby każda następna powieść była lepsza od poprzedniej. Czasami jest to bardzo duże wyzwanie, przy czym autor zawsze musi brać poprawkę na to, że nie sposób sprostać absolutnie wszystkim oczekiwaniom czytelników.
Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Podczas tworzenia pierwszego tekstu autor żyje życiem swoich bohaterów tak bardzo, że gdy zamknie oczy, niemalże widzi ich twarze. Nie ma problemu z zapamiętaniem detali dotyczących cech charakteru, wyglądu, upodobań, etc. Z reguły ta pierwsza powieść dojrzewa w głowie dość długo, zanim zostanie z niej uwolniona i przeniesiona na papier. Przy kolejnym utworze zaczynają się pojawiać prozaiczne problemy typu: jaką kawę pija główny bohater? Jaki jest ulubiony film naszej pierwszoplanowej postaci? Jaki kolor oczu i włosów mają poszczególne osoby?


Natalia Kapela: Jakie uczucia towarzyszą Pani podczas pisania książki, a jakie po napisaniu i zobaczeniu książki już gotowej na półce w księgarni?

Podczas pisania cierpliwość jest na wagę złota, gdyż prozaiczne klepanie w klawiaturę staje się na dłuższą metę monotonne i, niestety, nudne. Dobra zabawa jest podczas obmyślania fabuły oraz postaci. Sam proces zapisywania efektów wyobraźni jest o wiele bardziej żmudny i czasochłonny. Być może dlatego, gdy już stawiam kropkę po ostatnim zdaniu, czuję nieprawdopodobną ulgę i radość. To wspaniałe uczucie doprowadzić swoje zamierzenia do końca. 
Pomiędzy ową sławetną kropką, a momentem, gdy ujrzy się efekt pracy na półce w księgarni, następuje prawdziwa kumulacja emocji: oczekiwanie na okładkę, promocja, pierwsze, przedpremierowe opinie - wszystko to dostarcza nieprawdopodobnych wrażeń. 
No i w końcu przychodzi moment najbardziej upragniony: książka trafia do sprzedaży, a w następstwie w ręce czytelników. Znowu pojawia się pełne napięcia wyczekiwanie na reakcje odbiorców: spodoba się czy nie?
Najwięcej radości dostarczają sami czytelnicy. Nie ma chyba nic przyjemniejszego niż spontaniczna wiadomość od osoby, która właśnie skończyła lekturę i chce podzielić się z autorem swoimi przemyśleniami. To czytelnicy dodają skrzydeł i sprawiają, że autor ma motywację do tego, aby usiąść przy komputerze.


Sylwka S.: Czym jest dla Pani czas? Ulotną chwilą, masą wspomnień, łzą a może miłością?

Dla mnie czas to bezcenne dobro, którego, niestety, nie da się pomnożyć. Nie można go także odzyskać, a szkoda. Mawia się, że jest najlepszym lekarzem. Ja twierdzę, że to okrutny tyran – wciąż pogania mnie dzwoniącym budzikiem i wiszącymi nad głową terminami. Czas jest tym skarbem, który w jak największej ilości chciałabym dzielić z bliskimi osobami.


godmyt: Skąd bierze Pani pomysły na tytuły swoich książek?

Zazwyczaj, gdy zaczynam pisanie nowego tekstu, nadaję mu jakiś tytuł roboczy, do którego raczej się nie przywiązuję. Najlepsze pomysły na ostateczny tytuł przychodzą na ogół w trakcie pisania, wynikając z treści powstającego manuskryptu. Dla mnie ważną sprawą jest, aby tytuł pasował do całości, ale nie ujawniał zbyt wiele. Dobry tytuł ma zaintrygować i kusić czytelnika. W tym miejscu mogę napomknąć, że następna powieść mojego autorstwa, jaka zostanie wydana, to „Noc Perseidów”. Ten tytuł nasunął mi się niejako sam, gdyż ostatnie rozdziały powieści tworzyłam w sierpniu. Jak wiadomo wtedy można najczęściej obserwować zjawisko spadających gwiazd. Spadające gwiazdy kojarzą się z wypowiadaniem marzeń, a właśnie o tym jest ta powieść.


izabela81: "Poczułem się nic niewarty i za stary – dziewięć lat różnicy, podziurawiona ospą gęba. Na dodatek Klaudia jest po studiach, a ja mam tylko maturę z technikum i zawód stolarza. Gdzie mi tam do niej? Mogę jedynie marzyć. Na jawie jest poza zasięgiem. Nazbyt ładna. Nazbyt młoda. Nazbyt wykształcona." Czy myśli Pani, że w dzisiejszych czasach jest miejsce na takie kompleksy niższości, różnice społeczne, czy dwie osoby, które tyle różni, mogą stworzyć udany związek? 

W mojej powieści główny bohater jest człowiekiem zakompleksionym i widzi jaskrawe różnice pomiędzy sobą a ukochaną kobietą. Próbuje ocenić realnie swoje szanse, zwłaszcza, że posiada pozornie silną konkurencję. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że wbrew pozorom pomiędzy Dawidem a Klaudią nie ma przepaści – są to ludzie, którzy potrafią ze sobą rozmawiać, obydwoje niosą przez życie bagaż przykrych doświadczeń, przepełnia ich empatia – a to są kwestie, które ludzi bardziej łączą niż dzielą.
Osobiście uważam, że tym, co najbardziej dzieli ludzi nie są ani pieniądze, ani pozycja społeczna, lecz brak nici porozumienia. Ludzie, którzy potrafią za sobą rozmawiać i reprezentują zbliżony poziom intelektualny, mogą budować udany związek bez względu na pozostałe dzielące ich różnice. Według mnie podstawą udanego związku jest dialog. Związek umiera z chwilą, gdy ludzie nie mają już sobie nic do powiedzenia.


Marta Maź: Niestety nie czytałam jeszcze tej książki i w związku z tym nurtuje mnie jedno pytanie. Czy zastosowany w tytule oksymoron to celowy zabieg ? Czy, pisząc " Wszystkie kształty uczuć", chciała Pani zwrócić uwagę na wszechogarniający nas materializm? Czy był jakiś inny powód?

Bardzo długo myślałam nad tytułem tej powieści. Pragnęłam, aby jak najpełniej odzwierciedlał jej treść. Pracując nad tekstem, w dużej mierze skupiłam się na przeżyciach moich bohaterów. Dokładałam starań, aby byli oni jak najbardziej wiarygodni dla czytelników. Słowo „kształty” pojawia się tutaj nieprzypadkowo. Po pierwsze chodziło mi o zasugerowanie czytelnikom, że powieść nie jest tylko i wyłącznie romansem, gdyż uczucia mogą przybierać różną postać: od miłości aż po nienawiść. Drugim aspektem użycia słowa „kształty” jest odwołanie się do profesji jednego z głównych bohaterów powieści. Dawid jest artystą rzeźbiącym w drewnie. W swoim rękodziele daje upust emocjom, które nim targają – w tworzenie wkłada mnóstwo pasji. Można zatem stwierdzić, że rzeźbiąc, nadaje swoim uczuciom realny kształt.

Karolina Chalcarz: Na okładce Pani książki znajduje się miś - przytulanka, należący chyba do generacji starszych misiów, stąd moje pytanie: czy miała pani swojego najukochańszego, zabieranego wszędzie, najlepszego przyjaciela pluszaka? I czy przetrwał on do dziś?

Owszem, mam takiego pieszczocha, który towarzyszy mi od wielu lat. Wprawdzie już od dawna nie zabieram go ze sobą na wyjazdy, lecz stary, pluszowy misiaczek ma stałe miejsce w moim domu.



Bogdan N.: Uwielbiam czytać, ale gdy porównuję siebie z moją żoną, to wychodzi na to, że moja żona czyta i więcej, i szybciej. ;) Co Pani na to, aby wprowadzono w Polsce Dzień Kobiet  Czytających?

Oczywiście jak najbardziej popieram taką ideę. Wnioskuję także, aby z tej okazji wręczać paniom książkowe upominki 

Izabela Raszka: A ja chciałabym zapytać o to, co szykuje Pani dla nas w najbliższym czasie. Co już teraz może Pani zdradzić? :)

Moja najnowsza powieść jest zatytułowana „Noc Perseidów” i ukaże się w maju bieżącego roku. Jest to historia czwórki dzieci, które wypowiadają swoje marzenia w noc spadających gwiazd. Po latach ich marzenia zaczynają się spełniać, lecz nie do końca wygląda to tak, jakby sobie mogli tego życzyć.
Oczywiście nie jest to jedyna publikacja, którą przewiduję w najbliższym czasie, lecz na razie nie mogę jeszcze ujawniać szczegółów związanych z moimi dalszymi planami.


Szczęśliwa Mama: Bieganie, sport... Dla niektórych to jak wyprawa w kosmos. Jeszcze do niedawna sama należałam do osób, które poczynania sportowe/fizyczne podziwiały jedynie przed ekranem telewizora, ale odkąd sama zaczęłam biegać, to bardziej wierzyć w siebie i po takim wysiłku łatwiej mi potem podejmować kolejne życiowe wyzwania, Do biegania motywują mnie słowa Marca Buhla: "Biegacz to nie ten, kto szybko biega. To ten, który nie ustaje w walce". Kocham bieganie :) A jak sport jest Pani ulubionym? Który dodaje Pani siły i chęci do działania? 


Moim ulubionym sportem jest… bieganie.  Wprawdzie biegam zupełnie amatorsko, ale czerpię z tego mnóstwo radości. Pokonując kolejne kilometry, walczę z własną słabością i zasiedzeniem. Zarówno moja praca zawodowa jak i działalność literacka związane są ze spędzaniem mnóstwa czasu przed komputerem. Mogę śmiało powiedzieć, że aktywne spędzanie wolnego czasu jest tym, co mnie uszczęśliwia. Bieganie pozwala na to, abym dała wytchnienie wiecznie zmęczonym oczom, wyciszyła myśli i posłuchała ulubionej muzyki. Czasami podczas kilku czy kilkunastokilometrowych eskapad przychodzą mi do głowy jakieś sensowne pomysły, które wykorzystuję później podczas pisania. Po takim przewietrzeniu szarych komórek pracuje się zdecydowanie przyjemniej.



Nagroda za najciekawsze pytanie, egzemplarz powieści "Wszystkie kształty uczuć" trafi do Marty Maź.
Bardzo proszę o kontakt przez fanpage bloga i przesłanie adresu do wysyłki. Gratulacje!

wtorek, 29 marca 2016

Agnieszka Pruska "Literat" | Recenzja



"Literat" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszki Pruskiej, ale... z pewnością nie ostatnie! Szukacie intrygującego, prostego i lekkiego kryminału z wartką akcją? Dobrze trafiliście, mam w zanadrzu coś, co mogłoby przypaść wam do gustu. Ja chyba wolę prostą i nikomu nieznaną Agnieszką Pruską, niż przegadane, przekombinowane kryminały z pierwszych miejsc list bestsellerów.

Podczas porannego joggingu przypadkowy mężczyzna dokonuje makabrycznego odkrycia. Sam nie może w to uwierzyć, ale oczy go nie mylą - ma przed sobą najprawdziwszą mumię, ale... skąd mumia miałaby się wziąć w rowie, przy trasie między Gdańskiem a Sopotem? Na miejscu natychmiast zjawia się zaalarmowana policja, z komisarzem Barnabą Uszkierem na czele. Mimo usilnych starań grupy śledczej, ku frustracji Uszkiera, nie udaje się rozwiązać sprawy. Kilka miesięcy później Trójmiastem wstrząsają kolejne zbrodnie. Początkowo śledczy nie wiążą ze sobą zdarzeń, jednak kiedy w sprawie pojawiają się nowe tropy, okazuje się, że mogą mieć do czynienia z seryjnym mordercą.

Odnoszę wrażenie, że "Literat" przypadnie do gustu miłośnikom lżejszych kryminałów, w stylu Anny Klejzerowicz. Nie lubię porównywać twórczości dwóch autorów, jednak gdybym miała to zrobić, pokusiłabym się właśnie o porównanie do prozy innej gdańskiej pisarki, Anny Klejzerowicz. W powieści Agnieszki Pruskiej nie pojawiają się wątki historyczne czy liczne nawiązania do sztuki, tak jak w przypadku jej bardziej doświadczonej koleżanki "po piórze", jednak obie autorki tworzą wciągające, emocjonujące i lekko napisane powieści kryminalne. Agnieszka Pruska nie szokuje brutalnymi scenami, w jej przypadku wartka akcja i lekkie pióro wystarczą, by przyciągnąć uwagę czytelnika.

"Literat" to nie lada gratka dla wszystkich książkomaniaków. W rozwiązaniu zagadki niemały udział będzie miał dyskusyjny Klub Miłośników Kryminałów, a w powieści znajdziecie mnóstwo nawiązań do klasycznych powieści kryminalnych. Agnieszka Pruska w ciekawy sposób przeplata ze sobą świat rzeczywisty i fikcję literacką. Autorka w umiejętny sposób dawkuje napięcie, pozwala czytelnikowi zaangażować się w śledztwo. Przez pierwszą połowę miałam wrażenie, że oto błądzę, niczym ślepiec we mgle, cierpiąc z powodu niemożności poskładania ze sobą pojedynczych elementów. Nic więc dziwnego, że bohaterowie książki - bardziej doświadczeni ode mnie śledczy, nie potrafili rozwiązać spraw tajemniczych śmierci mieszkańców Gdańska. Kiedy jednak udało im się odnaleźć wspólny mianownik, dochodzenie przybrało najmniej oczekiwany obrót, a sama intryga okazała się rozbudowana i wielowarstwowa.

"Literata" przeczytałam w jeden dzień. Rzuciłam wszystko inne w kąt, na dobre zatapiając się w wykreowanym przez autorkę świecie. Powieść Agnieszki Pruskiej zapewnia doskonałą rozrywkę i okazję do treningu mózgu. Spróbujcie ramię w ramię z komisarzem Uszkierem rozwiązać sprawę brutalnych morderstw w Trójmieście. Spodoba wam się!

Dziękuję Wydawnictwu Oficynka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Agnieszka Pruska "Literat"
Wydawnictwo Oficynka, 2016
liczba stron: 335
data premiery: 15.10.2015

poniedziałek, 28 marca 2016

Remigiusz Mróz "Rewizja" | Recenzja przedpremierowa



Chyłka i Zordon, bohaterowie doskonale przyjętych przez czytelników thrillerów prawniczych, "Kasacji" i "Zaginięcia", powracają. Ale, ale! Spodziewajcie się niemałego zaskoczenia, tym razem charyzmatyczna Joanna Chyłka i młody prawnik, Kordian Oryński staną po przeciwnych stronach barykady. Stawką jest milion złotych, jednak gra toczy się o znacznie więcej.  Czy w zepsutym świecie korupcji i nadużyć finansowych można postąpić w zgodzie z własnym sumieniem?

Kobieta i jej nastoletnia córka padają ofiarą brutalnego gwałtu i morderstwa. Pogrążony w żałobie mąż i ojciec, mężczyzna pochodzenia romskiego składa wniosek o wypłatę ich polisy na życie, jednak ubezpieczyciel odmawia. Rodzą się wątpliwości - jak to się stało, że biedną romską rodzinę było stać na opłatę wysokich składek? Wkrótce później mężczyzna zostaje oskarżony o zabójstwo. Jego obrońcą zostaje gasnąca gwiazda, była pracowniczka kancelarii Żelazny&McVay, Joanna Chyłka. Tymczasem to właśnie prawnicy z Żelaznego&McVaya reprezentują interesy firmy ubezpieczeniowej, która odmówiła wypłaty w kwocie miliona złotych. Kordian Oryński, niegdysiejszy bliski współpracownik i podopieczny Chyłki, ma za zadanie przygotować się na sądową batalię. Kto wyjdzie z tego starcia cało - mistrzyni czy jej uczeń?

Z każdą kolejną książką z cyklu, uwielbiam Chyłkę i Zordona jeszcze bardziej. Największymi zaletami tej powieści są mistrzowsko napisane, inteligentne dialogi oraz sami zainteresowani, czyli Joanna Chyłka i Kordian Oryński. W "Rewizji" nie obowiązuje pojęcia dobra i zła, i właśnie to jest w tej książce najciekawsze. Bohaterowie nie są czarno-biali, potrafią zaskoczyć czytelnika w najmniej oczekiwanym momencie. A zakończenie... wielu z was może poczuć się rozczarowanym, Remigiusz Mróz maksymalnie skomplikował życie swoich postaci, ale uwierzcie, to zakończenie to prawdziwy majstersztyk. Kiedy skończyłam czytać "Zaginięcie", pomyślałem "o kurde, bardziej spektakularnego finału to już chyba nie mógł wymyślić". Pomyliłam się. Mógł. Mógł i zrobił to w "Rewizji".

Zazdroszczę Remigiuszowi Mrozowi naturalnej lekkości pióra (no, i czasu!!! napisał "Rewizję" w TRZY TYGODNIE! W trzy tygodnie, podczas gdy ja... no dobra, on nie ma dzieci:)). Z powieści na powieść rozwija swój warsztat, doskonali styl i baaardzo podoba mi się kierunek, w jakim zmierza. Kapitalne, oryginalne pomysły to jedno, ale trzeba to jeszcze umieć dobrze opisać, w odpowiednim momencie podkręcić atmosferę, uchylić rąbka tajemnicy, ale w żadnym wypadku nie pozwolić czytelnikowi rozgryźć intrygi. Mróz to potrafi. Komplikuje życie swoich bohaterów, nie zawsze stawia ich w korzystnym położeniu, ale właśnie dzięki temu wygrywa. Jego nieidealni bohaterowie zdobyli serca nieidealnych czytelników, którzy wciąż czekają na więcej. Kariera czy uczciwość? Pieniądze czy wierność własnym przekonaniom? No, kto z was nigdy nie miał takich dylematów?

Cykl z Chyłką i Zordonem w rolach głównych nie przestaje mnie zaskakiwać. No, bo przecież z zasady pierwsza część jest zawsze najlepsza, a kontynuacje są tylko marnymi substytutami. Czy rzeczywiście? Nie tym razem. Każda kolejna powieść w cyklu jest lepsza od poprzedniej, a ja... aż się boję, co będzie w kolejnej!

Dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Remigiusz Mróz, "Rewizja"
Wydawnictwo Czwarta Strona, 2016
liczba stron: 624
data premiery: 30.03.2016

czwartek, 24 marca 2016

Natalia Rogińska "Pokalane poczęcia" | Recenzja




Natalia Rogińska to nowa autorka w klubie Kobiety to czytają. Chociaż "Pokalane poczęcia" są jej czwartą powieścią, to moje pierwsze spotkanie z pisarką. Lubię książki wydawane pod skrzydłami klubu, przekonała mnie również tematyka książki, zbieżna z moimi zainteresowaniami. Jak przebiegało to literackie spotkanie?

Greta bardzo pragnie mieć dziecko. Z jednym jajnikiem może to być utrudnione, ale Greta się nie poddaje. Jest w stanie posunąć się naprawdę daleko, aby spełnić swoje marzenie. Kiedy kolejne in vitro zawodzi, Greta jest załamana, ale wie, że się nie podda. W Michalinie po cichu odzywa się instynkt macierzyński. Od dwóch miesięcy spotyka się z młodszym od siebie mężczyzną i wierzy, że jest idealnym kandydatem na ojca, nawet jeśli on sam w ogóle nie myśli o dziecku. Maja zaszła w ciążę z żonatymi mężczyzną. Romans z szefem okazał się dla niej brzemienny w skutkach, a ultrakatolicka żona kochanka nakazuje dziewczynie przerwać ciążę. Adriana starannie zaplanowała swoje macierzyństwo. Prowadzenie firmy wymaga od niej wiele poświęceń, nie chce też niszczyć figury, poza tym najzwyczajniej nie ma czasu na ciążę. No, i potencjalnego tatusia, ale to przecież nie jest problem we współczesnym świecie, kiedy istnieją banki spermy i instytucja surogatki. Honorata jest w ciąży. Znowu. Kobieta realizuje boski plan, a raczej - plan swojego męża. Jej ostatnia ciąża zakończyła się dużymi komplikacjami, gdy, tłumacząc się wiarą, młode małżeństwo zrezygnowało z diagnostyki prenatalnej. Jest jeszcze Agata, która, chociaż w ciążę zachodzi, nie może jej donosić. Lekarz zleca parze specjalistyczne badania genetyczne.

Historie tych kobiet mają dwa wspólne ogniwa - początek i koniec. Bohaterki są pacjentkami prywatnego gabinetu ginekologicznego na Chmielnej, gdzie ważą się losy ich samych oraz nienarodzonych dzieci. "Pokalane poczęcia" to nie jest tradycyjna powieść, a raczej zbiór opowiadań ze wspólnym początkiem i zakończeniem. Książka zaczyna się rozdziałem, w którym Ireneusz, ginekolog z Chmielnej, krótko opisuje historie swoich pacjentek i problem, z jakim do niego się zwróciły. Potem poznajemy poszczególne opowieści, każdy rozdział jest poświęcony w całości danej bohaterce. W zakończeniu wszystkie znów pojawiają się na chwile, by czytelnik mógł poznać rozwiązanie ich problemów.

Taka konstrukcja nie przekonuje mnie do końca. Pokusiłam się o stwierdzenie, że to raczej zbiór opowiadań niż tradycyjna powieść. Autorka nie dawkuje napięcia stopniowo, od razu podsuwa czytelnikowi pełne historie poszczególnych bohaterek, a moim zdaniem powinna rozdzielić je na krótkie, sugestywne w wymowie rozdziały. W rezultacie nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić do danej postaci, a już zniknęła na dobre, aby pojawić się dosłownie na chwilę w zakończeniu. Natalia Rogińska za dużo wzięła na swoje barki, z tej książki można byłoby spokojnie zrobić kilka powieści. Decydując się zawrzeć wszystkie te historie w jednej publikacji, autorka sporo zaryzykowała, ale czy wygrała? Za dużo tego dobrego.

Poszczególne historie są intrygujące, ale - paradoksalnie - chciałabym i mniej, i więcej. Chętnie przeczytałabym bardziej rozbudowane opowieści, ale może nie w jednej, a kilku książkach? Autorka chciała powiedzieć za dużo, poruszyła mnóstwo intrygujących wątków, ale tylko rozbudziła moją ciekawość. Mam wrażenie, że książka byłaby lepsza, gdyby pisarka ograniczyła się do dwóch, maksymalnie trzech historii. Opisywane przypadki są arcyciekawe, ale zabrakło miejsca, żeby zapewnić czytelnikowi pełen obraz sytuacji. Szkoda, bo to książka z ogromnym potencjałem. Wciąga i emocjonuje. Podczas lektury byłam podekscytowana, zajęta życiem głównych bohaterów, lecz teraz odczuwam duży niedosyt.

"Pokalane poczęcia" to powieść o tym, jak trudna bywa ścieżka do macierzyństwa. To opowieść o całkiem zwyczajnych kobietach, które łączy jedno - chęć (lub też niechęć) posiadania dziecka. Czytelnik obserwuje, jak macierzyństwo zmienia poszczególne bohaterki. To książka o ogromnym potencjale, ale nie do końca przemyślana.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Natalia Rogińska "Pokalane poczęcia"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2016
liczba stron: 304
data premiery: 22.03.2016

niedziela, 20 marca 2016

Joanna Opiat-Bojarska "Gra pozorów" | Recenzja



W końcu i ja miałam okazję poznać najnowszą książkę Joanny Opiat-Bojarskiej, o której ostatnio jest naprawdę głośno. Wydawca reklamuje powieść jako "rasowy kryminał, napisany z matematyczną precyzją", chociaż ja uważam, że bliżej jej do thrillera niż kryminału. W czym tkwi sekret popularności "Gry pozorów"? Czy tylko w dobrej reklamie?

Minął rok od śmierci Gabriela Wilka, męża i ojca. Jego żona, Aleksandra wciąż nie może się otrząsnąć z marazmu po morderstwa, jakiego ofiarą padł mężczyzna. Policji nie udało się wykryć sprawcy zabójstwa. Mało tego, nigdy nie odnaleziono ciała Gabriela, chociaż świadkiem jego egzekucji zarejestrowanej przez ukrytą kamerę była cała Polska. Aleksandra myślała, że zabójstwo męża było najgorszym, z czym przyszło jej się zmierzyć, jednak sprawy komplikują się jeszcze bardziej, kiedy kobieta zostaje porwana i przez tydzień przetrzymywana przez nieznanego sprawcę. Po uwolnieniu Aleksandra pada ofiarą szantażu. Obawiając się o życie swoje i dzieci, postanawia sama rozwikłać zagadkę śmierci Gabriela i dowiedzieć się, kto jest nadawcą tajemniczych, otrzymywanych przez nią wiadomości.

Spodziewałam się "rasowego kryminału", jak sugerował wydawca, a dostałam thriller, dlatego czuję się zawiedziona. To nie jest zła książka, jednak ja miałam akurat wielką ochotę na dobrą, klasyczną powieść kryminalną, czego, niestety, nie otrzymałam od Joanny Opiat-Bojarskiej. Odczuwam lekki niedosyt. Może właśnie dlatego lektura nie wbiła mnie w fotel? Zakończenie rzeczywiście może zaskoczyć, jednak nie wprawiło mnie w osłupienie. Dlaczego? Chyba nie przywiązałam się na tyle do bohaterów i nie dałam ponieść się tej historii, aby wywołała we mnie wielkie emocje. Słaba redakcja, błędy stylistyczne i interpunkcyjne irytowały oraz odwracały moją uwagę od opisywanych wydarzeń. Przeczytałam, było okej, ale nie mogę powiedzieć, aby akcja porwała mnie w zawrotnym tempie i raczej nie będę podzielać zachwytów nad tą książką. Jest w porządku, ale żeby od razu genialnie?

Wielką zaletą książki jest mnogość wątków, z których każdy został, zgodnie z zapowiedziami wydawcy, pociągnięty z "matematyczną precyzją". Joanna Opiat-Bojarska prowadzi swojego czytelnika za rękę, wiernie oddaje ciąg wydarzeń, nie pozwalając, aby odbiorca poczuł się zagubiony w jej świecie. Plus za świetnie zrobione portrety psychologiczne bohaterów, chociaż muszę przyznać, że Aleksandra, główna postać kobieca jest mocno irytująca i chyba nie da się jej lubić. Cóż, zdecydowanie wolę Ankę Rogozińską, bohaterkę innych książek Joanny Opiat-Bojarskiej, "Słodkich snów, Anno" oraz "Zaufaj mi, Anno". Zachowanie Aleksandry wydawało mi się momentami nielogiczne, ale nie będę się spierać, w końcu znamy siebie na tyle, na ile nas sprawdzono. Któż wie, jak zachowałby się na miejscu bohaterki?

Nie dołączam do grona osób zachwyconych najnowsza powieścią Joanny Opiat-Bojarskiej. Jest o wiele słabiej napisana niż poprzednie książki autorki, z którymi miałam styczność, wspomniane powyżej lektury z cyklu o Ance Rogozińskiej, dziennikarce śledczej. "Gra pozorów" plasuje się gdzieś po środku, w skali od jeden do dziesięciu przyznałabym jej pięć punktów.

Dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Joanna Opiat-Bojarska "Gra pozorów"
Wydawnictwo Czwarta Strona, 2016
liczba stron: 320
data premiery: 18.02.2016

sobota, 19 marca 2016

Karolina Wilczyńska "Dasz radę, Nataszo" | Recenzja




Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach Wydawnictwa Czwarta Strona najnowszą powieść Karoliny Wilczyńskiej, "Dasz radę, Nataszo", byłam zdziwiona. Czytałam poprzednią część, "Jeszcze raz, Nataszo" i odniosłam wrażenie, że to zakończona opowieść, do której nie ma co wracać, gdyż wszystko na końcu okazało się jasne. Myliłam się, a Karolina Wilczyńska przygotowała dla swoich czytelniczek kontynuację powieści. Czy słusznie?

Natasza uporządkowała swoje sprawy po rozwodzie i zaczyna nowy rozdział. Przeszłość jednak nie daje o sobie tak łatwo zapomnieć, a kobieta jest o krok od powrotu do nałogu. Czy starczy jej sił na stoczenie wewnętrznej walki, kiedy samotność da o sobie znać w bolesny sposób? Kobieta załamuje się, wydaje się nie mieć żadnych perspektyw na przyszłość, jednak w końcu i dla niej zaświeci słońce. Natasza poświęca się pracy, zakłada fundację, która ma pomagać kobietom, odnawia znajomości z przeszłości, kiedy... w jej życiu na nowo pojawia się były mąż, Darek. Czy związek z mężczyzną, który już raz zdradził i oszukał, może się udać? A może lepiej zostać samotną i nie wchodzić drugi raz do tej samej rzeki? Jaką decyzję podejmie Natasza?

Nie lubię kontynuacji książek. Wyjątek robię dosłownie dla serii kilku autorów, Katarzyny Puzyńskiej czy właśnie Karoliny Wilczyńskiej i jej cyklu "Stacja Jagodno". Jak wypadła więc Natasza? Nie jestem do końca przekonana do tej kontynuacji. "Jeszcze raz, Nataszo" to oryginalna, niebanalna powieść, tymczasem odniosłam wrażenie, że powieść "Dasz rade, Nataszo" jest... odgrzewana. Autorka postarała się o skomplikowanie życia głównej bohaterce, wprowadziła na scenę nowe postacie, pokusiła się o świeże wątki, a jednak odnoszę wrażenie, że to już nie to samo. Zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu pierwsza część, doceniłam nieszablonowy pomysł na książkę i zatraciłam się w świecie wykreowanym przez Wilczyńską. Tym razem było "tylko" dobrze, bez ochów i achów.

Czy warto? Myślę, że tak, ale nie nastawiajcie się na tak genialną powieść, jak "Jeszcze raz, Nataszo". Natasza spowszechniała, rozliczyła się z przeszłością i, owszem, okazuje się, że z jej historii można jeszcze wycisnąć coś soczystego. Podobał mi się wątek z załamaniem i nałogiem Nataszy. Autorka szczerze i bezkompromisowo opisała walkę z alkoholizmem. Postawiła na drodze Nataszy ludzi, którym, tak zwyczajnie, na niej zależy i pragną jej pomóc. Tak po ludzku. Plus za wątek z przebudzeniem i powrotem do życia. No, i oczywiście mój ukochany Bałtyk. Mam takie zboczenie, że książka dostaje ode mnie automatycznie ogromnego plusa, jeśli chociaż część jej fabuły toczy się nad polskim morzem.

"Dasz radę, Nataszo" to powieść, która mnie nie zachwyciła, ale i nie rozczarowała. Jestem gdzieś po środku, nie mogąc zdecydować się na wyrażenie jednoznacznej opinii. Z pewnością opowiadam się po stronie zwolenników poprzedniej części o Nataszy i wolę Karolinę Wilczyńskiej w cyklu o Jagodnie, którego już dwie części zachwyciły mnie oraz podbiły moje serce. Czekam na kolejną.

Dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Karolina Wilczyńska "Dasz radę, Nataszo"
Wydawnictwo Czwarta Strona, 2016
liczba stron: 273
data premiery: 02.03.2016

wtorek, 15 marca 2016

Patronat medialny: Małgorzata Mroczkowska "Zanim zrozumiem" | Recenzja



W swojej najnowszej powieści "Zanim zrozumiem" Małgorzata Mroczkowska zabiera czytelnika w niesamowitą podróż po zakamarkach ludzkiej psychiki. Stajemy się mimowolnymi świadkami dramatu małżeńskiego, sterowanego przez toksyczną kobietę. Wbrew temu co mogłaby zasugerować delikatna i subtelna okładka, to naprawdę mocna, skłaniająca do refleksji historia. Poznajcie Joannę i Piotra.

Joanna pochodzi z małej miejscowości na wschodzie Polski. Piotr od urodzenia mieszka w Warszawie, jego ojciec jest cenionym lekarzem, a sam Piotr - dobrze zapowiadającym się psychologiem i terapeutą. Poznali się przypadkiem, szybko w sobie zakochali i wzięli ślub. Koniec bajki. Joanna, niepewna siebie, pełna kompleksów związanych ze swoim pochodzeniem, przejmuje sterowanie nad ich związkiem. Skłócona z własną rodziną i bliskim męża kobieta stara się zdobyć pełną kontrolę nad życiem męża. Ich z pozoru szczęśliwe małżeństwo jest toksycznym związkiem, w którym mężczyzna, inteligenty psycholog ulega na każdym kroku żądaniom Joanny. Każdego dnia wybuchają nonsensowne kłótnie, podjudzane przez kobietę. Sceny z małżeńskiego życia przeplatają się z zapisami prowadzonych przez Piotra sesji terapeutycznych.

"Zanim zrozumiem" to swoista wiwisekcja małżeńskiego pożycia pary głównych bohaterów. Małgorzata Mroczkowska rozbiera na czynniki pierwsze ich związek, podsuwa czytelnikowi sugestywne oraz wymowne sceny ze wspólnego życia Piotra i Joanny, pozwala, aby odbiorca sam dokonał oceny i zrozumiał, co tak naprawdę łączy młode małżeństwo. Na pierwszy plan wysuwa się toksyczna Joanna, która, sama czując się gorsza w dużym mieście, zarzuca Piotrowi złe traktowanie. Czytelnik obserwuje coś zgoła odmiennego, pojawia się więc pytanie: co dzieje się w rzeczywistości, a co tylko w głowie Joanny? "Zanim zrozumiem" to zachwycająca powieść obyczajowo-psychologiczna. Jestem zachwycona najnowszą książką Małgorzaty Mroczkowskiej, która okazała się autorką uniwersalną - "Zanim zrozumiem" to powieść zupełnie inna od poprzedniej publikacji pisarki, "Angielskiego lata".

Kapitalny zabieg w postaci połączenia opisów życia Piotra i Joanny ze scenami z gabinetu terapeutycznego sprawia, że książkę czyta się jednym tchem. Małgorzata Mroczkowska w swojej najnowszej powieści podsuwa czytelnikowi historie zupełnie obcych sobie kilku osób. Z niecierpliwością czekałam na te momenty, kiedy do głosu dochodzą pacjenci gabinetu terapeutycznego Piotra. W połączeniu ze scenami z życia głównych bohaterów, zapisy sesji tworzą spójną całość, odnoszę wrażenie, iż bez tych kilku opowieści ta powieść byłaby niepełna. Pojedyncze sceny uzupełniają historię Piotra i Joanny. Mogłoby się wydawać, że są wyrwane z kontekstu, ale to tylko złudzenie. Losy przypadków ludzi pozwalają nam zrozumieć, jak powinniśmy traktować drugiego człowieka i jak nie zgubić się w dzisiejszym, bądź co bądź - wymagającym, świecie.

"Zanim zrozumiem" to prawdziwa perełka. Niebanalna, intrygująca i - co najważniejsze - prawdziwa powieść o najbardziej odległych strefach ludzkiej psychiki. Każdy z nas ma w sobie coś z Joanny i każdy z nas posiada cechy Piotra. Rzecz w tym, aby się odnaleźć i, jeśli zajdzie taka potrzeba, w porę poprosić o pomoc. Bo - posłużę się tutaj zasadą Hipokratesa - najważniejsze to, żeby "przede wszystkim nie szkodzić". Piękna powieść, gorąco polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Małgorzata Mroczkowska "Zanim zrozumiem"
Wydawnictwo Czwarta Strona, 2016
liczba stron: 388
data premiery: 16.03.2016

poniedziałek, 14 marca 2016

Zadaj pytanie Edycie Świętek i wygraj egzemplarz "Wszystkich kształtów uczuć"



We współpracy z autorką powieści "Wszystkie kształty uczuć", Edytą Świętek oraz Wydawnictwem Replika przygotowaliśmy konkurs, w którym czytelnicy mają możliwość wygrać egzemplarz najnowszej książki pisarki. Mało tego! ;)
Otrzymaliście jedyną i niepowtarzalną okazję zadania swojej ulubionej autorce pytania oraz przeprowadzenia wywiadu, który zostanie opublikowany na blogu Przegląd czytelniczy.

Na Wasze propozycje pytań czekamy do niedzieli, 20 marca włącznie. Zamieszczajcie swoje pytanie w komentarzach pod tym postem, wraz z adresem e-mail oraz imieniem i nazwiskiem/nickiem. Tylko takie zgłoszenia będą brane pod uwagę. Wraz z autorką wybierzemy 10 najciekawszych pytań, na które odpowie Edyta Świętek, a autor wybranego przez pisarkę pytania zostanie nagrodzony egzemplarzem książki "Wszystkie kształty uczuć" ufundowanym przez Wydawnictwo Replika. Wywiad zostanie opublikowany w środę, 30 marca wraz z nazwiskiem/nickiem laureata.

Czekamy na Wasze pytania! Każdy z uczestników może zaproponować tylko jedno pytanie, więc zastanówcie się dobrze, o co chcielibyście zapytać swoją ulubioną autorkę. :) Czas start! Powodzenia!

niedziela, 13 marca 2016

Virgina Baily "Rzymski poranek" | Recenzja



Ostatnio zachwycam się wszystkim, co wydaje Czarna Owca. Rozpływałam się w zachwytach nad "Światłem, którego nie widać", odkryłam niezwykłą perełkę w postaci powieści "Wersje nas samych", a teraz zamierzam się z wami podzielić kolejną niesamowitą książką. Moją uwagę (i wzrok!) przykuła przepiękna okładka "Rzymskiego poranku", przedstawiająca jedną z uliczek włoskiej stolicy. Podobno nie powinno się oceniać książki po okładce, lecz w tym przypadku zachwycająca grafika jest obietnicą zapierającej dech w piersi, arcyciekawej i niesztampowej treści. Przekonajcie się sami.

1943 rok, Rzym. Chiara mija na ulicy żydowską kobietę, która wraz z rodziną ma zostać wywieziona do obozu zagłady. Ich spojrzenia krzyżują się. Jedna sekunda wystarczy, aby Chiara podjęła decyzję. Kobieta postanawia ocalić życie małego chłopca, syna przypadkowo spotkanej kobiety. Prosi żołnierzy, by uwolnili dziecko, tłumacząc, że musiała zajść pomyłka, gdyż chłopak jest jej siostrzeńcem. Chiarze udaje się uratować chłopca. Daniele Levi, bo tak nazywa się chłopczyk, jest trudnym dzieckiem, jego wychowanie przysparza kobiecie mnóstwo problemów. Trzydzieści lat później Chiara nie ma żadnej wiadomości od Daniele, a mimo to nie potrafi zapomnieć o uratowanym podczas wojennej zawieruchy chłopcu. Względny spokój Chiary zostaje zburzony, kiedy odbiera telefon od nastoletniej dziewczyny, która podaje się za córkę Daniele.

Zachwycająca, przepiękna, epicka - taka jest powieść Virginii Baily. Dostarczyła mi wielu wzruszeń i radości. Ta książka pełna jest emocji, które wnikają głęboko w duszę czytelnika i nie pozwalają o sobie zapomnieć przez długi, długi czas. Historia włoskiej kobiety i uratowanego przez nią od zagłady żydowskiego chłopca trafi prosto do nawet najbardziej zatwardziałych serc. Uwielbiam takie lektury, które zostają ze mną na długo, czyniąc mnie lepszym człowiekiem. "Rzymski poranek" to nie jest tylko kolejna powieść o wojnie. To powieść o istocie człowieczeństwa, miłości ponad podziałami oraz ocaleniu. Spodziewałam się dobrej lektury, ale nie aż tak rewelacyjnej. "Rzymski poranek" podbił moje serce i dołączył do wirtualnej półki moich ulubionych lektur.

Oklaski należą się tłumaczowi, który wyłapał drobne niuanse językowe, absurdy sytuacyjne wynikające z niewystarczającej znajomości języka włoskiego przez młodą Walijkę, która przyjechała do Włoch i stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Nieśmiało uśmiechałam się pod nosem, poznając jej perypetie, a konsternacja wywołana wiadomością, że właśnie zjadła tradycyjną włoską prosciutto crudo, czyli nic innego jak surową szynkę, spowodowała mój nie do końca kontrolowany chichot. "Rzymski poranek" to świetnie napisana, kapitalnie przetłumaczona i rewelacyjnie zredagowana powieść. Aż chce się czytać takie dobre książki. Wspominałam o tym przy okazji recenzji "Wersji nas samych", ale muszę się powtórzyć - uwielbiam Wydawnictwo Czarna Owca za doskonałe przygotowanie książki do druku. W dzisiejszych czasach rzadko zdarzają się tak dobrze zredagowane powieści.

Polecam "Rzymski poranek" wszystkim miłośnikom ambitnej, niebanalnej literatury. To doprawdy wysoka półka, dwa w jednym - doskonała rozrywka i uczta intelektualna. Wspaniała powieść o tym, co naprawdę w życiu jest ważne. Nieco przewrotna, momentami brutalnie szczera, ale w każdym słowie - przepiękna i wyjątkowa. 

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Virgina Baily "Rzymski poranek"
Wydawnictwo Czarna Owca, 2016
liczba stron: 400
data premiery: 17.02.2016

piątek, 11 marca 2016

Barbara Spychalska-Granica "Marzenia na agrafce" | Recenzja przedpremierowa



Po ciepło przyjętym przez czytelniczki debiucie Barbara Spychalska-Granica powraca z nową powieścią. Przyszedł czas na "Marzenia na agrafce". Czego możecie spodziewać się po nowej książce autorki? Jedno jest pewne - sympatycy "Niespodzianki na 6 liter" z pewnością nie będą zawiedzeni.

Bogumiła jest młodą, pełną kompleksów dziewczyną. Tusza nie pozwala w pełni cieszyć jej się życiem, do tego dochodzą problemy z akceptacją starodawnego imienia i nadopiekuńczość matki. Kobieta postanawia odpocząć i w tym celu wyjeżdża nad morze. W podróży miał jej towarzyszyć ukochany Rafał, jednak tuż przed wyjazdem okazuje się, że Rafał, owszem, nad morze pojedzie, ale... w towarzystwie koleżanki naszej bohaterki. Bogumiła nie zamierza jednak rezygnować z wakacji marzeń. Na miejscu poznaje Waldemara - samotnego ojca z kilkuletnim synem. Czy dziewczynie uda się zrzucić zbędne kilogramy i zacząć zupełnie nowe życie? Jaką rolę odegra w nim jej nowy znajomy?

"Marzenia na agrafce" to ciekawy portret współczesnej, zakompleksionej, młodej dziewczyny. Podoba mi się, że bohaterka nie jest wcale ideałem i daleko jej od obowiązującego kanonu kobiecego piękna. Bogumiła przemawia głosem wszystkich niepewnych i wycofanych młodych kobiet, zagubionych w wymaganiach, jakie stawia przed nimi współczesny świat. Czy kilka dodatkowych kilogramów naprawdę odbiera dziewczynom prawo do szczęścia? Barbara Spychalska-Granica w intrygujący sposób opisała wewnętrzne rozterki głównej bohaterki. Czytelniczka podczas lektury na własnej skórze poczuje wszystkie wątpliwości Bogusi, jej kompleksy i wstyd odczuwany z powodu własnego wyglądu oraz niemodnego imienia. Oczywiście, zdarzają się w życiu poważniejsze problemy, ale Bogusia jeszcze tego nie wie. Czy zmieni swoje nastawienie do życia? Tego dowiecie się z lektury najnowszej powieści Barbary Spychalskiej-Granicy.

Odnoszę wrażenie, że, niestety, autorce zabrakło pomysłu na pociągnięcie fabuły. Treści wystarczyłoby na opowiadanie, lecz na pełnowymiarową powieść to trochę zbyt mało i z tego powodu w pewnym momencie akcja niebezpiecznie zwalnia, wprawiając czytelnika w znużenie. Scenariusz typowy dla komedii romantycznych, więc - co kto lubi. Mnie zabrakło tutaj swoistej wisienki na torcie, ciekawego dylematu natury moralnej i tła społeczno-obyczajowego. Szkoda, bo powieść zapowiadała się naprawdę dobrze, a została w dużej mierze przegadana. Zaletą "Marzeń na agrafce" są z pewnością piękne krajobrazy, powiew morskiej bryzy i ciekawy porter bohaterki, o którym już zdążyłam wspomnień. Mam nadzieję, że w kolejnej książce Barbara Spychalska-Granica wprowadzi mnogość wątków i zdecyduje się na bardziej dynamiczną akcję.

"Marzenia na agrafce" przeczytałam z przyjemnością, gdyż lubię lekki styl autorki. Miałam nadzieję na bardziej rozbudowaną akcję i dlatego czuję się nieco zawiedziona, chociaż nie mogę powiedzieć, by najnowsza powieść Barbary Spychalskiej-Granicy była zła. Nie, to dobrze napisana, łatwostrawna literatura kobieca, która z pewnością spodoba się miłośniczkom miłych i przyjemnych czytadeł, o.

Dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Barbara Spychalska-Granica "Marzenia na agrafce"
Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2016
data premiery: 28.03.2016

środa, 9 marca 2016

Olga Rudnicka "Były sobie świnki trzy" | Recenzja przedpremierowa



Kiedy na drodze do szczęścia i względnego spokoju stoi... intercyza małżeńska, trzy kreatywne kobiety dość szybko dochodzą do wniosku, że w ich sytuacji najbezpieczniej byłoby zostać wdową. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. "Były sobie świnki trzy" to najnowsza komedia kryminalna znanej i lubianej przedstawicielki młodego pokolenia piszących Polek, Olgi Rudnickiej.

Jolka, Kama i Martusia prowadzą życie nie do końca usłane różami, ale w gruncie rzeczy nie mają na co narzekać. Pełne konto w banku, całe mnóstwo rozrywek i nadmiar wolnego czasu. Problemy zaczynają się, kiedy dodatkowe kilogramy zamiast ubywać zaczynają przybywać, a kurze łapki pod oczami wcale nie ułatwiają sytuacji. Jakby tego było mało, ich mężowie zaczynają jawnie romansować z młodszymi, bardziej atrakcyjnymi kobietami, nic nie robiąc sobie z oddania i wierności swoich małżonek. Cóż, zawsze można byłoby wziąć rozwód, ale... No właśnie. Jolka, Kama i Martusia na chwilę przed ślubem, niesione wizją romantycznej i wiecznej miłości, podpisały intercyzy. W przypadku rozwodu zostałyby z niczym, a na to przecież nie mogą sobie pozwolić. Najbezpieczniej byłoby zyskać status wdowy. I tutaj zaczynają się schody. Przecież nie jest tak łatwo wykończyć męża, wbrew ogólnie przyjętej przez społeczeństwo wizji. Chyba że...

"Były sobie świnki trzy" to świetna zabawa i niebanalna rozrywka. Autorka trzyma wysoki poziom, jaki narzuciła sobie podczas pisania "Diabli nadali" i sprawnie posługuje się żartem sytuacyjnym. Cięte, inteligentne dialogi, podszyte zdrową dawką ironii, ciekawe portrety głównych bohaterów i mnóstwo humoru - tego możecie spodziewać się po lekturze najnowszej powieści bestsellerowej autorki. Bawiłam się znakomicie. "Były sobie świnki trzy" to idealna lektura na wieczory, w których odczuwamy tak zwane "zmęczenie materiału" i najzwyczajniej w świecie nie mamy ochoty na arcyważną i skomplikowaną lekturę. Olga Rudnicka zapewniła mi doskonałą zabawę!

Wielokrotnie podczas lektury książki "Były sobie świnki trzy" parskałam niepohamowanymi wybuchami śmiechu i dostawałam ataków kaszlu, próbując powstrzymać się od chichotu i jednocześnie starając się nie obudzić dzieci. W moim życiu ostatnio naprawdę dużo się dzieje, a ja potrzebowałam lekkiej i przyjemnej literatury Olgi Rudnickiej. Możliwe, że ta powieść najzwyczajniej w świecie trafiła na odpowiedni moment w moim życiu i właśnie dlatego tak bardzo mnie zachwyciła, ale chyba o to chodzi w literaturze typowo rozrywkowej - zapewnić doskonałą zabawę i odskocznię od rzeczywistości? Absurd sytuacyjny goni poprzedni absurd, a na dokładkę mamy tutaj przystojnego, inteligentnego, chociaż nieco zbyt przewrażliwionego detektywa. Uwielbiam!

Najnowsza powieść Olgi Rudnickiej z pewnością sprosta oczekiwaniom fanów autorki. A jeśli jeszcze nie znacie prozy młodej pisarki i akurat macie ochotę na coś przyjemnego i nietrudnego w odbiorze, doskonale trafiliście. "Były sobie świnki trzy" to doskonały początek przygody z twórczością Rudnickiej. Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Olga Rudnicka "Były sobie świnki trzy"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2016
liczba stron: 360
data premiery: 15.03.2016

sobota, 5 marca 2016

Laura Barnett "Wersje nas samych" | Recenzja



Są w życiu takie chwile, które definiują nasze życie. Chwile, które zmieniają wszystko i nadają sprawom zupełnie nowy bieg. Powieść Laury Barnett "Wersje nas samych" zachwyca nie tylko oryginalnym pomysłem, ale również stylem, w jakim została napisana. To jedna z lepszych współczesnych zagranicznych powieści obyczajowych, jakie przeczytałam w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Przepadłam i zwariowałam na punkcie "Wersji nas samych".

Eva, Jim i trzy zupełnie różne wersje ich historii. Łączy je jedno - moment pierwszego spotkania. Eva jest młodą studentką, od kilku miesięcy spotyka się z Davidem. Pewnego dnia ulega niegroźnemu wypadkowi, w wyniku którego psuje jej się rower. Na pomoc zmierza nieznajomy mężczyzna, który przedstawia się jako Jim Taylor. Młodzi ludzie szybko łapią ze sobą dobry kontakt, więc Jim proponuje nowo poznanej znajomej kolejne spotkanie. I to jest właśnie TA chwila, moment, kiedy Evie przyjdzie podjąć decyzję, która zaważy na jej przyszłości, chociaż ona sama jeszcze nie ma o tym najmniejszego pojęcia. Co by było, gdyby Eva została z Davidem? A gdyby zdecydowała się odejść od narzeczonego i poddać się zauroczeniu Jimem?

Poznajemy trzy równie fascynujące, zapierające dech w piersiach, równorzędne historie znajomości Jima i Evy. Nie, to nie jest książka o tym, jak ważne w życiu jest mieć chłopaka i przyjaciół. To ambitna i dojrzała powieść, w której poznajemy historię życia głównych bohaterów, poszukujących swojego miejsca na świecie i popełniających błędy. Od życiowych omyłek nie uchroni ich nawet upływ mijającego czasu, gdyż błądzenie wcale nie jest domeną ludzi młodych. Nasi bohaterowie zaliczają katastrofalne pomyłki, bo - jak wiadomo - błądzić jest rzeczą ludzką. I właśnie dzięki tym potknięciom pokochałam z całego serca Jima i Evę. Są do bólu prawdziwi, ludzcy. Każda z ich wersji nie przestaje poszukiwać szczęścia, aż do zaskakującego finału, który wycisnął łzy z moich oczu. Uwielbiam powieść Laury Barnett za niesamowite emocje i oryginalne przedstawienie tematu miłości, małżeństwa, wierności oraz zdrady.

"Wersje nas samych" to powieść o miłości, ale... Bardzo nietypowa powieść o miłości. Jestem przekonana, że przypadnie do gustu również tym czytelnikom, którzy na co dzień raczej omijają z daleka powieści obyczajowe. Laura Barnett stworzyła mądrą, uniwersalną opowieść ponad podziałami i schematami. Czy zastanawialiście się kiedyś "czy poznałabym mojego męża, gdybym nie dostała wtedy tamtej pracy? Czy miałabym dzieci, gdybym poszła wtedy inną drogą?"? Ja - owszem, wiele razy. Dzięki lekturze powieści "Wersje nas samych" znam już odpowiedzi na moje pytanie. Laura Barnett skłania do refleksji - czy kocha się tylko raz, tego jedynego człowieka, który jest nam przeznaczony? "Wersje nad samych" to genialna opowieść o życiu i jego całej palecie barw.

Jestem zachwycona. Świetny pomysł, rewelacyjne wykonania, a do tego lekki, niebanalny styl i przepiękny język. Wisienką na torcie w tym przypadku są bardzo dobre tłumaczenie oraz redakcja. Tutaj ukłony w stronę Wydawnictwa Czarna Owca, które nie wydaje "byle jak, byle szybko, byle więcej", a ich książki są doszlifowane i dopracowane w najmniejszym szczególe. Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Laura Barnett "Wersje nas samych"
Wydawnictwo Czarna Owca, 2016
liczba stron: 480
data premiery: 03.02.2016

środa, 2 marca 2016

Patronat medialny: Edyta Świętek "Wszystkie kształty uczuć"




Czytelnicy mojego bloga z pewnością wiedzą, że od dłuższego czasu biorę czynny udział w promocji książek Edyty Świętek, gdyż są one doskonałym sposobem na oderwanie się od rzeczywistości. W księgarniach właśnie ukazała się nowa powieść autorki, "Wszystkie kształty uczuć", która moim zdaniem jest najlepszą spośród dotychczasowych książek pisarki.

Klaudia właśnie osiedliła się w niewielkiej miejscowości pod Krakowem, gdzie otrzymała posadę nauczycielki w szkole. Młoda kobieta przez całe życie przed czymś ucieka - najpierw wyjechała z Wrocławia, aby w rodzinnym mieście zostawić bolesne wspomnienia z przeszłości, później opuściła Kraków, by rozpocząć nowe życie w Jodłówkach. Jednak trudne dzieciństwo na zawsze pozostawiło ślad w psychice dziewczyny. Poszukując miłości i ciepła, Klaudia poznaje nie tylko życzliwych przyjaciół, ale również mających wobec niej nie do końca uczciwe zamiary ludzi. Szybko po przybyciu do Jodłówek kobieta wzbudza zainteresowanie Dawida, miejscowego artysty.

W swojej najnowszej powieści Edyta Świętek - jak sam tytuł wskazuje - pisze o wszystkich kształtach uczuć. To nie jest zwykły romans, ale przede wszystkim ciekawa powieść obyczajowa o tym, jak wielki wpływ na nasze dorosłe życie ma trudne dzieciństwo. To także opowieść o nieprawdopodobnej wewnętrznej sile, którą ma w sobie każdy z nas i w najtrudniejszych momentach znajduje ją w sobie, aby podnieść się po odniesionej porażce i pójść dalej przed siebie. W końcu - "Wszystkie kształty uczuć" to historia wielkiej przyjaźni i jeszcze większej miłości, a także o sile macierzyńskiego uczucia. Edyta Świętek stworzyła wielowymiarową, intrygującą historię o zadziwiających kolejach ludzkiego losu.

Uważam "Wszystkie kształty uczuć" za najlepszą ze wszystkich dotychczasowych powieści Edyty Świętek. Na plus zdecydowanie przemawia bogate tło społeczno-obyczajowe oraz kontrowersyjna, trudna tematyka, jaką autorka podejmuje w swojej książce. To zupełnie inna od pozostałych książek pisarki, Edyta wiele zaryzykowała, rezygnując ze sprawdzonych, dobrze sobie znanych klimatów lekkich obyczajów z wyraźnym zabarwieniem romansowym i... wygrała. "Wszystkie kształty uczuć" to wyjątkowa powieść, która z pewnością przypadnie do gustu zwolennikom niebanalnych rozwiązań w literaturze. Ja jestem zachwycona i pozostaję pod wielkim wrażeniem nowej powieści Edyty Świętek.

"Wszystkie kształty uczuć" to rewelacyjna powieść obyczajowa. Edyta Świętek udowadnia, że życie wcale nie jest czarno-białe i mieni się rozmaitymi kolorami z szerokiej palety barw. Przeczytałam "Wszystkie kształty uczuć" jednym tchem, zatracając się w tej cudownej historii. Polecam gorąco.

Dziękuję Wydawnictwu Replika za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Edyta Świętek "Wszystkie kształty uczuć"
Wydawnictwo Replika, 2016
liczba stron: 384
data premiery: 29.02.2016