czwartek, 26 lutego 2015

Katarzyna Puzyńska "Trzydziesta pierwsza" [Recenzja]



"Trzydziesta pierwsza" to kolejna, po "Motylku" i "Więcej czerwieni", część cyklu kryminałów Katarzyny Puzyńskiej o policjantach z Lipowa. Spokojny, wiejski krajobraz zmącony obrazem zbrodni zjednał serca wielu czytelników. Debiutancka książka Katarzyny Puzyńskiej, "Motylek" zapewniła pisarce mocną pozycję pośród autorów powieści kryminalnych, "Więcej czerwieni" utwierdziła nas tylko w przekonaniu o niewątpliwym talencie Puzyńskiej. Czego możemy spodziewać się po "Trzydziestej pierwszej"?

Lipowo przygotowuje się do Świąt Bożego Narodzenia. Nieuchronnie zbliża się również dzień, kiedy na wolność po piętnastu latach ma wyjść morderca. Człowiek, który przyczynił się do śmierci trzech policjantów i jednego cywila. Pośród ofiar zabójczego pożaru był również ojca Daniela - Roman Podgórski. Młodszy aspirant Daniel Podgórski stara się nie dopuścić do głosu emocji i rzetelnie wykonywać swoje obowiązki zawodowe. Sprawy komplikują się, kiedy we wsi pojawia się rodzeństwo ze Szwecji i grozi jednemu z mieszkańców. W tym samym czasie do Lipowa przyjeżdża naukowiec, aby zbadać sprawę zbiorowego samobójstwa członków sekty, do jakiego doszło w 1965 r. na terenie miasteczka. Na dzień przed Wigilią wybucha pożar, w wyniku którego ginie człowiek. Sprawa niepokojąco przypomina tę sprzed piętnastu lat, kiedy zginął ojciec Daniela.

"Trzydziesta pierwsza" to najbardziej emocjonalny spośród wszystkich dotychczas wydanych tomów sagi o policjantach z Lipowa. Katarzyna Puzyńska wraca do wydarzeń, o których do tej pory zaledwie wspomniała. W tej części bohaterom przyjdzie zmierzyć się z demonami przeszłości i to starcie okaże się o wiele bardziej niebezpieczne aniżeli sama praca policjanta. Fabuła "Trzydziestej pierwszej" skupia się wokół Daniela Podgórskiego i Pawła Kamińskiego - synów tragicznie zmarłych policjantów, którzy w czasach teraźniejszych sami pełnią służbę w policji. Gdy na wolność wyjdzie morderca ich ojców, mężczyźni przekonają się, że oto nadeszła ich największa próba. Katarzyna Puzyńska rewelacyjnie łączy wątki kryminalne z tymi obyczajowymi i "Trzydziesta pierwsza" nie jest w tej materii wyjątkiem. To starannie opracowana, przemyślana w najmniejszym szczególe powieść. Poszczególne tropy zdają się być totalnie wyrwane z kontekstu, a kiedy dobrniemy już do końca okazuje się, iż całość jest logiczna, spójna i.. genialna! 3:0 dla Puzyńskiej. Po raz kolejny brałam pod uwagę wszystkich, tylko nie faktycznego zabójcę, którego tożsamość została zgrabnie ukryta pośród licznych wskazówek.

Uwielbiam w kryminałach Katarzyny Puzyńskiej to, jak autorka bawi się z czytelnikiem. Uchyla rąbka tajemnicy, zmierza ku zaskakującym zwrotom akcji i.. przerywa myśl. Najzwyczajniej w świecie przechodzi do innego bohatera i wątku, rozbudza ciekawość, nie pozwalając odłożyć książki na półkę. "Trzydziesta pierwsza" to, tak jak i "Motylek" oraz "Więcej czerwieni", kryminał na światowym poziomie. Jestem przekonana, iż sympatycy dwóch poprzednich części nie będą zawiedzeni. Ja - po raz trzeci już - jestem pod ogromnym wrażeniem. Autorce udaje się każdą kolejną część konstruować w taki sposób, że czytelnikowi absolutnie się to wszystko nie nudzi. Czuć powiew świeżości. Puzyńska żongluje wątkami, bohaterami, wprowadza nowe postacie, część tych "starych" wysyła na urlop. Cały czas coś się dzieje. Akcja nie zwalnia nawet na moment. "Trzydziestą pierwszą" autorka po raz kolejny udowadnia swój niebywały talent do kreowania historii kryminalnych.

Tradycyjnie już - jestem zachwycona i w pełni usatysfakcjonowana. Zdążyłam przyzwyczaić się, iż nazwisko "Puzyńska" jest obietnicą mocnych wrażeń i nie zawiodłam się. Na każdą kolejną powieść czekam miesiącami, aby potem pochłonąć w dwa wieczory. "Trzydziesta pierwsza" nie jest wyjątkiem. To doskonale skonstruowana, dojrzała i wciągająca historia.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Katarzyna Puzyńska, "Trzydziesta pierwsza"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2015
ilość stron: 560
data premiery: 24.02.2015

środa, 25 lutego 2015

Wywiad | Barbara Sęk: "Plany na przyszłość? Pisać i wydawać. Coraz lepiej i coraz więcej."

Barbara Sęk (fot. dzięki uprzejmości autorki)
Barbara Sęk - autorka "Miłości na szkle", powieści, która dosłownie przed chwilą ukazała się na rynku. Wystarczy chociażby przejrzeć opinie na lubimyczytac.pl - książka przez czytelników oceniana na "mocną ósemkę", zbiera same pozytywne recenzje. A temat jest doprawdy trudny, bo Barbara Sęk pisze o niepłodności. Ale jak pisze! Czy spodziewała się tak ciepłego przyjęcia "Miłości na szkle"? Jak przygotowywała się do pracy? Co spowodowało, że zaczęła pisać o niepłodności? Przeczytajcie, co ma do powiedzenia sama autorka.


Twoja najnowsza powieść „Miłość na szkle” zbiera pochlebne recenzje i spotyka się z ciepłym przyjęciem. Czy spodziewałaś się takich reakcji?

 Jestem zszokowana, bo miałam obawy, czy na rynku wydawniczym jest miejsce dla takich powieści. Całe szczęście wydawca nie podzielał moich wątpliwości. Zauważałam, że czytelnicy stronią od trudnej tematyki, a od książki oczekują wyłącznie relaksu. Traktują ją jako wypełniacz wolnego czasu, ucieczkę od szarej codzienności w krainę baśni, gdzie wszyscy żyją długo i szczęśliwie w sielankowej scenerii. Wydawało mi się, że powieści już nie są materiałem do refleksji, poszerzenia horyzontów. Zaobserwowałam również, że częstym kryterium oceny literatury jest stosunek odbiorcy do bohatera: to, czy ten budzi sympatię. A Anetę i Wojtka trudno lubić. Trudno ich podziwiać, a tym bardziej się z nimi utożsamiać, przyklaskiwać w działaniach. Są wadliwi, mięsiści. Nie przebierają w środkach i w słowach. Do tego nie jest to proza piękna. Nie ma tu literackiego języka. Są dwuznaczności oparte na mowie potocznej. Jest dom, tak wygłaskany, że aż nudny, w którym para zamyka się ze swoim problemem, chyba że ma wizytę w „sterylnych warunkach laboratoryjnych”.  Ta przestrzeń działania postaci jest mocno ograniczona. Jest seks, nagość i niekoniecznie w najpiękniejszym wydaniu. Odbiorca podgląda Raczyńskich w najbardziej intymnych, krępujących sytuacjach. Pomimo wszystko czytelnicy zaaprobowali ten bolesny realizm, oparty na monotonnej cykliczności. Nie oszukujmy się: niepłodność sprawia, że życie tych bohaterów staje się pełne schematów. Nie sądziłam, że takie rozwiązanie zda egzamin, ale teraz zaczynam wierzyć, że wkrótce zakończy się epoka lukrytywizmu.  

Dlaczego akurat niepłodność? Co spowodowało, że podjęłaś decyzję, aby napisać właśnie na ten trudny temat?

Jak odpowiem, to mnie zlinczują ci, którzy twierdzą, że autor nie może pisać o czymś, o czym nie ma pojęcia. Tak, tak, temat wziął się z mojego bladego pojęcia o problemie. Wszędzie bębniono o niepłodności i metodach jej leczenia. W sposób nie informacyjny, a opiniotwórczy. Jedni twierdzili, że to droga na skróty, inni, że droga przez mękę. Nie mogłam uwierzyć w to wszystko, co czytałam bądź słuchałam w mediach, bo temat stał się podstawą walki politycznej przeciwnych frakcji. Obawiałam się, że wyciąga się pewne jednostkowe fakty na potrzeby udowodnienia tez, na których można coś ugrać. Z dramatu i niemocy ludzkiej czyni się kiełbasę wyborczą. Mity podawane na tacy jako prawdy absolutne. Jednostronna paplanina, pozbawiona obiektywizmu, bez przedstawienia miarodajnego materiału badawczego. Postanowiłam przestudiować temat na własną rękę, aby się ustosunkować jakkolwiek by ten czasownik nie brzmiał w kontekście książki. Żeby cokolwiek pojąć, musiałam się wcielić w rolę osoby, która zmaga się z takimi trudnościami. To jest paradoks całej sprawy: niepłodni siedzą zamknięci w sypialniach, stronią od ludzi, żeby nie poruszać tematu, który dla nich stanowi tabu, kiedy w tym samym czasie inni wrzeszczą w telewizji, mówiąc o ich – tak osobistym, intymnym – problemie. Wypowiadają się dosadnie i kategorycznie, jakby w ogóle nie zakładali, że w ten sposób można kogoś urazić.

Dokładne opisy poszczególnych procedur medycznych, wnikliwa analiza wszelkich zabiegów, badań… Jak udało Ci się tak doskonale przygotować do pracy?

Wiedziałam, że poruszenie problemu tak drażliwego, o takiej skali występowania wymaga przygotowania, bo wiąże się ze szczególną odpowiedzialnością. A osoby, które od wielu lat leczą niepłodność, nie posługują się językiem laików, tylko żargonem medycznym. Mają ogromną wiedzę. Do dziś jestem przerażona i nie wiem, czy nie porwałam się z motyką na słońce, skoro jeszcze trzy lata temu nie wiedziałam co oznaczają tak proste skróty jak: IUI, IVF itp. Moja znajomość tematu decydowała o  tym, czy ta propozycja zostanie potraktowana poważnie przez wydawców, potem czytelników, czy będzie miała moc oddziaływania. Nie spodziewałam się, że materiał będzie tak obszerny i trudny do zgłębienia. Prawdę powiedziawszy, w pewnym momencie mnie to przerosło i porzuciłam pisanie. Całe szczęście nie wykasowałam pliku i nie wyrzuciłam notatek, bo kryzys minął i zawzięłam się. Już zbyt wiele czasu i energii poświęciłam sprawie. Szybko przestałam leczyć Raczyńskich w Googlach, bo ilość sprzecznych informacji, jakie uzyskałam, przyprawiła mnie o zawrót głowy. Oczywiście do końca korzystałam z publikacji na fachowych portalach takich jak www.nasz-bocian.pl, czy ze strony internetowej Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu. Ale przede wszystkim postawiłam na konsultacje ze specjalistą od leczenia niepłodności. Prawdopodobnie gdyby nie to, utrwaliłabym wiele mitów, od których aż się roi w wirtualnej przestrzeni. Byłoby łatwiej, gdybym sobie darowała to oprowadzanie czytelnika przez meandry, procedury leczenia, ale zależało mi, żeby właśnie od tego nie stronić, żeby te blaski i cienie najmocniej obnażyć. 

Co pragnęłaś pokazać pisząc „Miłość na szkle” i czy jesteś zdania, że udało się ten zamysł przenieść na papier?

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To był dla mnie najistotniejszy aspekt. Zamierzałam pokazać, że bardzo łatwo jest osądzać z perspektywy obserwatora, natomiast gdy stajemy się uczestnikami pewnych wydarzeń, niemoc zmusza nas do osiągnięcia kompromisu. Wtedy trzeba pójść na ustępstwo z partnerem, często trzeba nagiąć własny kręgosłup moralny.  Dla niektórych jest to godne potępienia, dla innych godne podziwu. To zależy z jakiej pozycji przyglądamy się sprawie. Ja nie wiem, czy takie przesuwanie granic jest dobre czy złe. Wiem, że jest ludzkie.  Zamierzałam unaocznić, że świat nie jest czarny lub biały. Istnieją też odcienie szarości. Można mieć lewicowe poglądy, być ateistą i mieć wątpliwości moralne przed przystąpieniem do zabiegów wspomagających rozród. Tak to wygląda w przypadku Wojtka. Zależało mi również na tym, żeby pokazać, że kwestie związane z rodzicielstwem są tak samo istotne dla mężczyzn jak i dla kobiet, zwrócić uwagę na drugie pięćdziesiąt procent związku. Chciałam również zmobilizować czytelników do podjęcia refleksji nad współczesnymi czasami, w których bardzo wolno dojrzewamy do ról społecznych: małżonków, rodziców; nie jesteśmy w stanie uzyskać samowystarczalności finansowej, materialnej, poczucia bezpieczeństwa, które pozwoliłyby na podjęcie świadomej i odpowiedzialnej decyzji o założeniu rodziny przed trzydziestką. Do refleksji nad czasami, w których mamy złudne wrażenie stabilizacji. Nie przyjmujemy do wiadomości, jak bardzo wszystko jest ulotne. Wydaje nam się, że dzięki postępowi technologicznemu, cywilizacyjnemu możemy mieć swój los pod pełną kontrolą, wystarczy mieć gruby portfel.

Opowiedz, proszę, jak przebiega u Ciebie proces tworzenia. Czy z góry wiesz, jak potoczą się losy bohaterów, a może często coś zmieniasz, poprawiasz tekst?

Jako zodiakalna Panna… To chyba wszystko wyjaśnia. Na początku pojawia się temat. Potem wybieram bohaterów, którzy będą stanowili najlepsze narzędzie do wyczerpania tematu. Następnie opracowuję szczegółowe życiorysy postaci. Wiem o nich wszystko, znam znacznie więcej faktów i informacji z ich życia niż zawieram w powieści. Potem wybieram narrację (rozpisując pierwszą scenę na kilka możliwości), która najlepiej spełni założenia powieści i doprowadzi do finału, który będzie zaskakujący, ale będzie się mieścił w granicach prawdopodobieństwa. Bardzo się pilnuję, żeby nie powiedzieć zbyt dużo, żeby zostawić czytelnika w finale z masą pytań, za to z małą ilością odpowiedzi. Tylko z materiałem badawczym do refleksji. Zaczynam od planu. Potem piszę dwie sceny: początek powieści i zakończenie. Wiem, jestem przewidywalna do bólu. Ale czasem zdarza mi się, że po drodze coś mnie zaskoczy, wpadnę na nowy pomysł, dodatkowy wątek. Prawdę mówiąc, moje powieści to rozprawki tylko z podłożoną fikcją literacką.  A tekst poprawiam bez końca, jak na zodiakalną Pannę przystało. Mogę mieć brudne mieszkanie, ale tekst muszę mieć czysty. 

Jak długo pisałaś „Miłość na szkle”?

Trudno to określić. W lutym 2013 stworzyłam pierwszą scenę. Kolejne cztery miesiące zdobywałam wiedzę o niepłodności, niewiele pisząc, głównie obmyślając fabułę. W sierpniu porzuciłam tekst, mając 70 stron. Strasznie się męczyłam z Raczyńskimi i sądziłam, że czytelnicy też nie zniosą tego przeciągania liny, jakie było ich udziałem. Jakby było tego mało: dowiedziałam się, że Magda Witkiewicz wydaje powieść o niepłodności. Wydawało mi się, że dalsza praca nie ma sensu. Do pisania wróciłam w listopadzie po targach książki, podczas których kilku wydawców wyraziło zainteresowanie tematem. Dodatkowo przeczytałam książkę Magdy i stwierdziłam, że nasze projekty są tak różne, tak inaczej ujmujemy problem, że mogę kontynuować. Zawzięłam się i skończyłam po kwartale - w połowie lutego 2014. Można więc powiedzieć, że projekt pochłonął rok, aczkolwiek samo stukanie w klawiaturę zajęło mi około siedmiu, ośmiu miesięcy.
  
Co teraz? Jakie plany zawodowe na przyszłość?

Pisać i wydawać. Coraz lepiej i coraz więcej. :)

Która z Twoich powieści – „Dlaczego ona?” czy „Miłość na szkle” w Twoim odczuciu jest ważniejsza, może nawet lepsza?

Dla każdej z tych książek należy przyjąć inne kryteria. To dwa różne gatunki. „Dlaczego ona?” to powieść społeczno-obyczajowa, z wszechwiedzącym, obiektywnym trzecioosobowym narratorem i zbiorowym bohaterem.  Zawiera elementy sagi rodzinnej i romansu. Jest obszerną powieścią, bardzo epicką, taką... pozytywistyczną.  „Miłość na szkle” to powieść psychologiczna: narracja pierwszoosobowa, całkowicie subiektywna, obejmująca głównie emocje, przemyślenia, poglądy bohatera. Powieść współczesna. W „Dlaczego ona?” spostrzegam debiutancką świeżość, lekkość. Z kolei w „Miłości na szkle” dojrzałość, większą świadomość literacką. Choć obie są wymagające pod względem treści, tak pierwszą zaliczyłabym do mocnej, zaangażowanej literatury popularnej, natomiast „Miłość na szkle” już ani trochę. To przykład literatury middlebrow, literatury środka. W obu występują spore partie dialogowe, ale „Dlaczego ona?” jest filmowa, a „Miłość na szkle” teatralna. Która ważniejsza? „Miłość na szkle”. Dlatego, że tworzy mój wizerunek. Tu już nie jestem autorką książki o tytule takim i takim, tylko autorką powieści obyczajowych. Przy dwóch książkach, nawet różnych, już można znaleźć jakiś wspólny mianownik dla tematyki i stylistyki danego autora. Pewne aspekty twórczości bledną, inne nabierają wyrazistości.  Już wiadomo, że pisanie to nie jakiś wypadek losowy, tylko świadome działanie, zmierzające do zaistnienia na stałe na rynku wydawniczym.   

poniedziałek, 23 lutego 2015

Diane Chamberlain "Milcząca siostra" [Recenzja]




Premiera każdej kolejnej powieści Diane Chamberlain to dla mnie literacka uczta. Co tu dużo mówić - uwielbiam autorkę i informację o premierze jej następnej książki zawsze przyjmuję z olbrzymi entuzjazmem. 19 lutego 2015 r. w Wydawnictwie Prószyński i S-ka ukazała się dziesiąta już powieść autorstwa Diane Chamberlain - "Milcząca siostra". Chamberlain jest chyba jedyną pisarką, o której mogę powiedzieć, że przeczytałam absolutnie wszystkie jej książki, jakie tylko ukazały się w Polsce. Również "Milczącą siostrę" pochłonęłam jednym tchem.

Riley MacPherson przez długie lata żyła w przekonaniu, iż jej siostra Lisa popełniła samobójstwo. Okazuje się jednak, że tragedia, która na zawsze poróżniła rodzinę Riley.. nie miała miejsca. Riley miała zaledwie dwa lata, kiedy Lisa zniknęła bez śladu. Domniemane samobójstwo okazuje się starannie ukrytą intrygą. Lisa żyje i przybrała nową tożsamość. Riley po śmierci ojca i rozstaniu z ukochanym postanawia odnaleźć siostrę. Pragnie dowiedzieć się, dlaczego Lisa zdecydowała się opuścić rodzinny dom i upozorowała własną śmierć. Riley odkrywa mroczną prawdę o sobie i swoich najbliższych.

"Milcząca siostra" to pasjonująca i porywająca historia, od której nie sposób się oderwać. Doskonała powieść obyczajowa ze świetnym wątkiem kryminalnym - aż chce się dodać "tradycyjnie już w wydaniu Diane Chamberlain". To jedna z lepszych lektur Chamberlain. Treścią nieco przypomina "Zatokę o północy", jakościowo dorównuje rewelacyjnie napisanej "W słusznej sprawie". Dla sympatyków Diane, tak jak i dla mnie, powieść w pewnym momencie może być nieco przewidywalna, ale nie odczułam, aby to była wada. Tak bardzo lubię i cenię twórczość Chamberlain, że możliwość poruszania się po jej gruncie była dla mnie kolejnym cennym doświadczeniem. "Milcząca siostra" to standardowa Chamberlain. Mroczna tajemnica sprzed lat, poróżniona rodzina, skomplikowana intryga i mocne charaktery. 

"Milcząca siostra" chwyta za gardło już od pierwszego rozdziału i nie puszcza aż do ostatniej strony. Nie będziecie w stanie odłożyć tej książki, zanim nie poznacie zaskakującego zakończenia. Ja jestem zachwycona. Pochłonęłam jednym tchem, a każdy kolejny rozdział "czytał się sam". Chamberlain jest mistrzynią w budowaniu napięcia. Doskonale potrafi kluczyć, kręcić, by na sam koniec wybrnąć w sposób przemyślany i niezwykle dojrzały. "Milcząca siostra" to zbiór pięknych myśli i cytatów. Diane stawia przed nami szereg ważnych pytań. Próbuje zdefiniować sprawiedliwość, szczerze pisze o rodzinie i drugiej szansie. Po raz kolejny autorka udowadnia, iż jej powieści są doskonałym materiałem do dyskusji i nie można wyobrazić sobie lepszych lektur dla klubów dyskusyjnych.

Nowa książka Diane Chamberlain to mistrzostwo obyczaju. Rewelacyjnie napisana, przemyślana w najmniejszym szczególe, z wyrazistymi postaciami, mocna powieść. Z pewnością nie będziecie zawiedzeni. "Milcząca siostra" spełnia oczekiwania i zapewnia doskonałą rozrywkę. Bardzo mocno polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Diane Chamberlain, "Milcząca siostra"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2015
ilość stron: 456
data premiery: 19.02.2015

niedziela, 22 lutego 2015

Czytanka - odwracanka | Tom Schamp "Otto jeździ tam i z powrotem"



Dzisiejsza propozycja - czytanka - odwracanka "Otto jeździ tam i z powrotem" to sugestia dla rodziców dzieci w wieku do lat 3. Mój mężczyzna - 4,5 letni - wydaje mi się na tę książkę już nieco za duży, chociaż, oczywiście, poświęciliśmy tej pozycji chwilę czasu i okazuje się, że sam chętnie wraca do świata Ottona, który jeździ tam i z powrotem. Jednak ja zawzięcie będę bronić swej tezy głoszącej pogląd, iż to literatura dla dzieci młodszych. Starsze przedszkolaki i dzieci w wieku szkolnym są już na wyższym poziomie niż "Otto się cieszy! Dzisiaj jedzie z tatą samochodem". Ale dla maluchów - bomba!

Otto jedzie z tatą samochodem. Jedzie tam i z powrotem. A my - wraz z Ottonem i jego tatą. Okrążamy rondo, objeżdżamy miasto, przecinamy skrzyżowanie.. Dosłownie i w przenośni. Bo "Otto jeździ tam i z powrotem" to czytanka - odwracanka. Aby przeczytać całą książkę i obejrzeć wszystkie obrazki, każdą stronę musimy odwrócić bokiem, do góry nogami, w prawo, w lewo. Utkniemy więc w korku, natkniemy się na roboty drogowe, przejedziemy przez sam środek miasta w godzinach szczytu. Bo Otto jeździ tam i z powrotem.

Tuż po rozpakowaniu przesyłki, zaskoczył mnie duży format książki. Moją uwagę zwróciło piękne wydanie, ciekawe ilustracje i twarde strony - to ważne, kiedy mamy w domu malucha, który lubi, hm, siać zniszczenie. "Otto jeździ tam i z powrotem" wydaje się wręcz niezniszczalny. Wprawdzie nie mieliśmy okazji tego przetestować - starszy syn wyrósł już z etapu unicestwiania wszystkiego, co go otacza, młodszy - zaledwie 10-dniowy - jeszcze natomiast do tego momentu nie dotarł, ale musicie uwierzyć mi na słowo i zaufać moim odczuciom. Otto przeżyje spotkanie z najbardziej nawet nastawionym na destrukcję młodym człowiekiem.

Ciekawe rozwiązanie, ładne wydanie, cieszące oko ilustracje - tym wyróżnia się Otto. Sam tekst nie jest zbyt odkrywczy, to zbiór najprostszych zdań, żadna większa opowieść, stąd zaklasyfikowałam książkę do literatury dla dzieci poniżej 3 lat. Dla mojego syna było już zbyt prosto, ale miał niesamowitą frajdę z tego odwracania książeczki, odkrywania, obserwowania i.. komentowania. "Otto jeździ tam i z powrotem" służy bardziej do oglądania i odwracania właśnie, niż do czytania. Doskonały prezent dla malucha. 

Dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Tom Schamp "Otto jeździ tam i z powrotem"
Grupa Wydawnicza Foksal, Wydawnictwo Wilga, 2015
data premiery: 14.01.2015
ilość stron: 14

sobota, 21 lutego 2015

Alina Krzywiec "Tu jeszcze nie raj" [Recenzja]



Ultrakatolickie środowisko, a w samym środku zamkniętego kręgu - kobieta jałowa, której z jakiegoś powodu "Bóg nie chce obdarować potomstwem". Cichy dramat Eryki w zestawieniu z podejrzeniem przemocy w zaprzyjaźnionej rodzinie z katolickiej wspólnoty - takie połączenie zaproponowała nam Alina Krzywiec w swojej najnowszej powieści "Tu jeszcze nie raj". Jej poprzednia książka "Kolebka. Teraz, kiedyś, później" nie spełniła moich oczekiwań. Jak było tym razem?

Eryka od siedmiu lat jest żoną Tomasza - lidera katolickiej wspólnoty. Prowadzą spokojne i ustabilizowane życie. Eryka pragnie dziecka, jednak mąż, pozostając w zgodzie ze swymi poglądami, nie dzieli z nią tych marzeń, zostawiając wszystko w rękach Boga. Nie zgadza się na żadne badania i leczenie. Eryka jako pedagog szkolna dostaje zgłoszenie o podejrzeniu przemocy w zaprzyjaźnionej rodzinie z katolickiej wspólnoty. Życie kobiety ulega przewartościowaniu. Eryka zaczyna dostrzegać fałsz, na jakim zbudowane jest jej małżeństwo. Kim są i jakimi wartościami naprawdę kierują się ludzie z najbliższego otoczenia Eryki? Czy jej związek ma szansę przetrwać? I jak w tym wszystkim odnajdą się dzieci z rodziny, w której najprawdopodobniej dochodzi do przemocy? 

"Tu jeszcze nie raj" to przede wszystkim powieść psychologiczna, dopiero później - obyczajowa. Alina Krzywiec dokonuje starannej analizy głównych bohaterów. Wnika w sam środek ultrakatolickiej wspólnoty i wyciąga zaskakujące wnioski. Na szczególną uwagę zasługuje portret Eryki. Kobiety zagubionej, pełnej sprzeczności. Warto poznać "Tu jeszcze nie raj" chociażby ze względu na intrygującą kreację głównej bohaterki powieści. Pod tym względem "Kolebkę" oraz nową książkę autorki dzielą lata świetlne. Przez pierwszą przebrnęłam ot tak, mimochodem. Czytając "Tu jeszcze nie raj" skupiłam się przede wszystkim na przeżyciach wewnętrznych Eryki. Przedstawione wydarzenia poniekąd schodzą na dalszy plan. Najważniejsza jest tutaj postać - jej doświadczenia, wspomnienia, emocje, dylematy. Alina Krzywiec stawia przed czytelnikiem szereg niezwykle ważnych pytań o funkcjonowanie dzisiejszego świata. Autorce udało się zbudować bohaterów z jednej strony stereotypowych, z drugiej - tak bardzo nietypowych. "Tu jeszcze nie raj" można odebrać ambiwalentnie. Sama Eryka jest chodzącą ambiwalencją, powieść będąca zapisem jej przeżyć nie mogłaby więc być inna. 

Z całej książki najbardziej podobało mi się zakończenie. I znów muszę przyznać, iż - z jednej strony - jest takie przewidywalne, z drugiej - potrafi jednak zaskoczyć i poruszyć czytelnika. Taka jest cała powieść Aliny Krzywiec. Niby zwyczajna, bez polotu, a jednak wyjątkowa i ważna. Czy to dobrze? Zależy. To nie jest książka z gatunku tych, które albo pokochacie, albo znienawidzicie. Równie dobrze możecie pozostać obojętni. Sama historia jest bardzo dobra, kreacja głównej bohaterki wręcz perfekcyjna, jednak brakuje tej iskry, która zmusiłaby czytelnika do wsiąknięcia w świat wykreowany przez Krzywiec. "Tu jeszcze nie raj" nie pochłania w stu procentach, nie wykrada każdej wolnej chwili, mimo swoich niewątpliwych zalet. Proza Aliny Krzywiec jest w tym przypadku bez zarzutu, a jednak sposób narracji nie porywa. 

"Tu jeszcze nie raj" warto przeczytać ze względu na interesującą tematykę, niebanalną historię i - powtórzę się - doskonały portret głównej bohaterki. To właśnie Eryka przekonała mnie do siebie w takim stopniu, iż oceniam książkę na "bardzo dobry". Czy kobieta, która w przeszłości podpalała marihuanę, romansowała i studiowała (właśnie w tej kolejności) na francuskiej Sorbonie oraz usunęła ciążę mogła zostać żoną lidera katolickiej wspólnoty? Mogła, oczywiście. Jaką drogę pokonała? I jak odnajduje się w tym małżeństwie? Przekonajcie się sami. Alina Krzywiec ma pewne trudności ze sposobem narracji, nie potrafi porwać czytelnika, ale jej historia jest bardzo interesująca. Uważam, że warto.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Alina Krzywiec, "Tu jeszcze nie raj"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2015
ilość stron: 364
data premiery: 10.02.2015

środa, 11 lutego 2015

Recenzja przedpremierowa | Barbara Sęk "Miłość na szkle"



Najnowsza powieść Barbary Sęk "Miłość na szkle" totalnie oderwała mnie od rzeczywistości na jeden dzień. Uwielbiam takie książki. Soczyste, prawdziwe, świeże opowieści, które pozostają w głowie na długo. Wywołują kaca, nie opuszczają nas na chwilę po skończeniu lektury. Barbara Sęk napisała bardzo współczesną powieść o bardzo współczesnych trzydziestokilkulatkach, którzy, kiedy już zdobędą wykształcenie, osiągną odpowiedni status materialny, kupią mieszkanie, samochód, w końcu zapragną mieć dziecko. Jednak nie wystarczy powiedzieć "jesteśmy gotowi, zróbmy sobie dziecko". Bo okazuje się, że to dziecko po prostu się nie pojawia.

Aneta i Wojtek Raczyńscy po roku bezowocnych starań o dziecko decydują się na wizytę w klinice leczenia niepłodności. To dla nich ostatni dzwonek - Aneta ma trzydzieści pięć lat, Wojtek - trzydzieści osiem. Szereg badań, skomplikowana diagnostyka, skrupulatna obserwacja cykli miesiączkowych, seks z zegarkiem w ręku - to wszystko wystawia małżeństwo Anety i Wojtka na ciężką próbę. Ich dramat rozgrywa się w gabinetach lekarskich, w sypialni oraz - ku rozpaczy Wojtka - na forach internetowych. Kolejne miesiące przynoszą nowe rozczarowania, każdy negatywny test ciążowy jest źródłem frustracji i narastających napięć pomiędzy małżonkami. Niepłodność z dnia na dzień coraz bardziej poróżnia Anetę i Wojtka. 

"Miłość na szkle" to świetnie napisana, boleśnie prawdziwa i niebanalna powieść o pragnieniach ludzkich serc. Barbara Sęk rozbiera małżeństwo Raczyńskich na czynniki pierwsze. Obnaża ich słabości, z niesamowitą odwagą oraz szczerością pisze o problemach współczesnej pary. "Miłość na szkle" to książka absolutnie dla wszystkich, nie tylko tych, którym znany jest problem niepłodności. Barbara Sęk w sobie tyko znany magiczny sposób pisze o partnerstwie w związku, wspólnym radzeniu sobie z przeciwnościami losu. Nieważne, czy, tak jak Raczyńscy, miesiącami staraliście się o dziecko, los zaskoczył was niespodzianką w postaci potomka czy udało się od razu, kiedy tylko podjęliście taką decyzję. Po prostu musicie przeczytać "Miłość na szkle". Barbara Sęk tworzy wyjątkową atmosferę. Mężczyźni doskonale odnajdą się w tej historii, kobiety z kolei otworzą serca i umysły na męskie potrzeby. Opowieść poznajemy z punktu widzenia Wojtka - mężczyzny, którego wraz z upływem czasu i wzrostem intensywności starań o dziecko, ukochana kobieta sprowadza do roli dawcy wartościowych, starannie wyselekcjonowanych plemników. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na partnerstwo, miłość, wzajemne wsparcie? Czy starania o dziecko nie pozbawią Anety i Wojtka tego, co dotychczas w ich związku było najważniejsze? Na te pytania wspólnie z bohaterami odpowiedzi poszukuje Barbara Sęk.

Problem, o jakim pisze Barbara Sęk, jest złożony i skomplikowany, a jednak pisarce udało się zachować lekkość pióra i swoistą świeżość wypowiedzi. Momentami zabawna, ale i bolesna - taka jest najnowsza książka autorki "Dlaczego ona?". Wraz z bohaterami poznajemy procedury medyczne, towarzyszymy im we wszystkich wzlotach i upadkach. Barbara Sęk wykazuje się sporą empatią dla par, którym nieobcy jest problem niepłodności. Drobiazgowo opisuje problem, z niesamowitą precyzją przedstawia jego złożoność. Rzeczywistość idealnie współgra z charakterami bohaterów i ich otoczeniem. Autorka w naturalny wręcz sposób umieszcza ich w świecie klinik leczenia niepłodności i powracających pytań "a wy kiedy będziecie mieć dziecko?". Aneta i Wojtek to ludzie z krwi i kości, dlatego mamy wrażenie, iż historia jest na maksa rzeczywista. I prawdziwa. "Miłość na szkle" skutecznie porusza czytelnika. Chwyta za gardło i nie pozwala o sobie zapomnieć.

Przepadłam pod wpływem słowa Barbary Sęk. Wspaniały warsztat, niebanalny temat i świeżość, niesamowita świeżość, którą autorka wnosi swoją książką. To wielka sztuka pisać jakby mimochodem, pół serio o tym, co boli, nie tracąc przy tym twarzy i powagi sytuacji. "Miłość na szkle" jest jedną z ciekawszych propozycji wydawniczych na pierwszy kwartał 2015 roku. Przeczytać warto, a może i trzeba. Jestem przekonana, iż "Miłość na szkle" podbije serca czytelników.

Dziękuję autorce i Wydawnictwu Świat Książki za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Barbara Sęk "Miłość na szkle"
Wydawnictwo Świat Książki, 2015
ilość stron: 328
data premiery: 18.02.2015 

wtorek, 10 lutego 2015

Recenzja przedpremierowa | Claire Kendal "Wiem o tobie wszystko"



Stalking - jeszcze do niedawna zjawisko niezidentyfikowane, kojarzone głównie z życiem celebrytek z pierwszych stron gazet. Okazuje się jednak, iż coraz częściej ofiarami stalkerów padają całkiem zwyczajne kobiety, niewystawiające się na widok publiczny i prowadzące spokojne życie w zaciszu czterech ścian. Stalking to chora miłość, obsesja, która skutecznie zatruwa życie pokrzywdzonej. Claire Kendal porusza ten temat w swej debiutanckiej powieści, jaka właśnie ukazuje się nakładem Wydawnictwa Akurat - "Wiem o tobie wszystko".

Clarissa żyje w poczuciu osaczenia. Na każdym kroku widzi jego twarz, odbiera wiadomości, listy, głuche telefony, ucieka, gdy jest śledzona. Rafe staje się jej największym przekleństwem. Clarissa rezygnuje ze swojego życia prywatnego, na kilka tygodni znika z pracy, pojawia się tylko w miejscach publicznych. A wszystko po to, aby wymknąć się swojemu prześladowcy. Nic z tego. Rafe jest niczym cień Clarissy. Wie o niej wszystko. Z dnia na dzień pętla na szyi Clarissy zaciska się coraz mocniej. Kobieta starannie gromadzi dowody, aby pewnego dnia, gdy będzie w stanie udowodnić Rafe'owi nękanie, udać się na policję. Życie Clarissy wymyka się spod kontroli. A wszystko przez chorą miłość Rafe'a.

Claire Kendal napisała wiarygodny, trzymający w napięciu thriller psychologiczny, który z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom powieści "Zanim zasnę". Do czego zdolny jest Rafe? - to pytanie zadajemy sobie przez cały czas trwania opowieści, a z rozdziału na rozdział jesteśmy coraz bardziej rozemocjonowani krokami, jakie mężczyzna podejmuje. Od początku wiemy, KTO jest stalkerem, ale problem "kto?" nie jest tu najważniejszy. Istotne, jest "jak?" i "co?". Taką formę poniekąd wymusza tematyka. Stalker bierze czynny udział w życiu swojej ofiary, spogląda jej w oczy, prześladuje swoją nieustanną obecnością. Claire Kendal stworzyła rzetelny portret ofiary, jak i sprawcy stalkingu. Czytelnik na własnej skórze odczuje strach, jaki towarzyszy prześladowanej kobiecie. "Wiem o tobie wszystko" rodzi w nas uczucie autentycznej złości i bezsilności. Autorka zadbała również o przedstawienie społecznego podłoża problemu, wyjaśnienie, dlaczego pokrzywdzona jest w tej sytuacji sama.

"Wiem o tobie wszystko" pochłania się jednym tchem. To wciągająca i świetnie napisana powieść, której nie mogłam odłożyć na półkę, dopóki nie poznałam całej historii. Dawno żadna książka nie wzbudziła we mnie tak silnych i negatywnych emocji. Miałam ochotę realnie wpłynąć na opowieść, wykrzyczeć Rafe'owi w twarz wszystkie krzywdy Clarissy, wesprzeć ją w tym trudnym dla niej okresie. "Wiem o tobie wszystko" to thriller psychologiczny, który nie tylko trzyma w napięciu, ale porusza nasze poczucie empatii. Stawia czytelnika w roli ofiary. Narracja toczy się dwutorowo - z jednej strony mamy narratora zewnętrznego, z drugiej - Clarissa wtajemnicza nas w swoje problemy, "udostępniając" notatnik. Na uwagę zasługuje również tło historii prześladowania Clarissy przez Rafe'a. Kobieta, aby zniknąć na kilka tygodni z pracy, zgłasza się na ławnika przysięgłego. Proces, w którym uczestniczy Clarissa, stanowi ciekawe uzupełnienie całej opowieści.

Jestem przekonana, iż "Wiem o tobie wszystko" spotka się z uznaniem wszystkich tych, którzy przepadają za niebanalnymi, poruszającymi istotne problemy thrillerami psychologicznym. Claire Kendal napisała wiarygodną, odpowiadającą współczesnym realiom powieść. Czyta się z największą przyjemnością. Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Akurat za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Claire Kendal "Wiem o tobie wszystko"
Wydawnictwo Akurat, 2015
ilość stron: 416
data premiery: 18.02.2015

poniedziałek, 9 lutego 2015

David Nicholls "My" [Recenzja]



David Nicholls jest znany przede wszystkim z bestsellerowej powieści "Jeden dzień". Ja również uległam przepięknej historii miłości Emmy i Dextera. To książka, którą czytałam dobrych kilka lat temu, a wciąż ze szczegółami pamiętam całą opowieść. Mimo to chętnie wróciłabym do świata Davida Nichollsa, dlatego z entuzjazmem podeszłam do informacji o premierze nowej powieści autora - "My".

Douglas Petersen jest mężczyzną po pięćdziesiątce. Ma syna, który zaraz rozpocznie dorosłe życie i opuści rodzinny dom. Spędził ze swoją żoną ponad dwadzieścia lat, kiedy więc okazuje się, iż Connie zamierza odejść, Douglas postanawia zorganizować dla swojej rodziny podróż życia. Starannie planuje wakacje. Ma nadzieję, iż ta ostatnia podróż uzmysłowi żonie, że rozstanie jest złym pomysłem. Douglas wierzy, że spędzony razem czas pozwoli jemu i Connie ponownie zbliżyć się do siebie, a syn znów mu zaufa. Zaczyna więc rezerwować bilety, bukować hotele, studiować przewodniki turystyczne. Nic nie może wymknąć się spod kontroli. A jednak, okazuje się, że nie można zaplanować wszystkiego i nie wszystko idzie po myśli Douglasa. Czy podczas jednej podróży można naprawić coś, co psuło się przez lata?

David Nicholls powieścią "My" udowadnia, iż jako pisarz posiada wiele twarzy. Książka, tak różna od wspomnianego "Jednego dnia", nie przypomina bestselleru ani stylem, ani formą, ani fabułą. David Nicholls jest wielowymiarowym autorem. "My" to książka zdecydowanie lepiej napisana, bardziej przemyślana, efektywniej "zrobiona", ale jednak nie podbiła mego serca w takim stopniu, jak "Jeden dzień". Podchodząc do sprawy czysto technicznie - "My" jest o klasę wyżej na szczeblu literatury niż debiut autora. Bardziej ambitna, wnikliwa. Ale historia nie porwała mnie nawet w pięćdziesięciu procentach tak, jak opowieść o Emmie i Dexterze. "My" to dobra, a nawet bardzo dobra powieść, i nieco słabsza historia.

"My" to świetnie napisana tragikomedia. Narratorem jest główny bohater. Na szczególną uwagę zasługuje kreacja tej postaci. Douglas, mężczyzna po pięćdziesiątce, naukowiec, mąż, ojciec. Ma dobre intencje, jest solidny, ale brakuje mu wyobraźni i inteligencji emocjonalnej. Dokładnie zaplanował swojej rodzinie każdą minutę ich "podróży życia". Kiedy ci mają ochotę na chwilę luzu, Douglas spina się sam w sobie, bo przecież teraz muszą iść zobaczyć dom Anne Frank, jutro nie będzie na to czasu, czeka muzeum, a potem dalsza podróż, nie mogą iść teraz do knajpy, dom Anne Frank i muzeum czekają! Ukłony dla Davida Nichollsa za genialną kreację głównego bohatera. W swojej niedoskonałości jest tak uroczy, że warto przeczytać książkę chociażby po to, by poznać Douglasa. Douglasa, który jest źródłem wielu radości i wzruszeń. Bo, jak to w tragikomedii, przyczyny jego niepowodzeń są jednocześnie przyczyną niekontrolowanych wybuchów śmiechu.

Podsumowując - bardzo dobra powieść, bardzo dobra tragikomedia, historia nieco mniej ciekawa. Ogólny bilans wypada zdecydowanie na plus. Bawiłam się wyśmienicie, chociaż momentami opowieść mnie nudziła, jednak nie było to uczucie, które towarzyszyło mi podczas lektury przez cały czas. Przywiązałam się do głównego bohatera, przeżyłam niemałe zaskoczenie na końcu, gdyż byłam przekonana, iż wszystko skończy się inaczej. Czego chcieć więcej? "Jednego dnia"!

Dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

David Nicholls "My"
Wydawnictwo Świat Książki, 2015
ilość stron: 480
data premiery: 04.02.2015

piątek, 6 lutego 2015

Patronat medialny | Krystyna Śmigielska "Kochanek pani Grawerskiej". Recenzja przedpremierowa



Miłość oraz polityka to połączenie iście wybuchowe. Kiedy kariera wpływowego polityka zostanie zagrożona, ten nie cofnie się przed niczym. Gotów jest nawet rzucić na pożarcie swoją młodą, atrakcyjną żonę. Witajcie w świecie, w którym pieniądz jest warty tyle, ile może zatuszować, a kobieta jest tylko pięknym dodatkiem do mężczyzny. Dodatkiem niekoniecznie szanowanym i docenianym. W świecie, w którym miłość rodzi się w najbardziej absurdalnych okolicznościach. „Kochanek pani Grawerskiej” Krystyny Śmigielskiej w księgarniach od 17 lutego.

Marta Grawerska jest piękną i młodą żoną mężczyzny, który zaraz ma zostać ogłoszony nowym wojewodą. Powszechnie szanowany i wpływowy Marek Grawerski w domu zamienia się w wybuchowego oraz agresywnego męża. Kobieta jest tak spragniona miłości i uwagi, że szybko decyduje się na romans z pierwszym mężczyzną, jaki pojawia się na horyzoncie. Marta jeszcze nie wie, że swoją decyzją odmieni dotychczasowe życie wielu osób. Grawerska zostaje uprowadzona, a jej mąż zaszantażowany. Porywacze są w posiadaniu informacji, które mogą zniszczyć karierę Marka. Tymczasem Marta, kiedy mija pierwszy szok i przerażenie, poddaje się rodzącemu się w trudnych warunkach uczuciu. 

Nie dajcie się zwieść tytułowemu „kochankowi”! To zdecydowanie nie jest tradycyjny romans, a raczej sensacja dla kobiet w najczystszej postaci.  „Kochanek pani Grawerskiej” jest powieścią sensacyjno-obyczajową z polityką w tle. Krystyna Śmigielska obnaża swoich bohaterów, opisuje wszechobecne zepsucie i żądzę władzy. Wykreowanym przez autorkę światem steruje pieniądz i kontrola. „Kochanek pani Grawerskiej” to niepokojąco prawdopodobny obraz demoralizacji, jakiej ulegają ludzie będący na szczycie. Jednocześnie książka przywraca nadzieją na to, że w tym zepsutym świecie istnieją jeszcze wartości, które nie podlegają sprzedaży. W każdym momencie możemy zatrzymać się i zawrócić z raz obranej drogi. Im wyżej zajdziemy, im więcej dostaniemy, im kosztowniejsze życie prowadzimy,  tym jest trudniej, ale nie jest to niemożliwe. Krystyna Śmigielska przekonuje, że – przede wszystkim – warto być człowiekiem i kochać. Ah, jak kochać!

Na szczególną uwagę zasługuje trzymający w napięciu i umiejętnie skonstruowany wątek sensacyjny. To zdecydowanie największy atut tej lektury, w ostateczności decydujący o jej atrakcyjności z punktu widzenia czytelnika. Chociaż miłość rodzi się w absurdalnych okolicznościach, to sam plan uprowadzenia Grawerskiej jest wręcz perfekcyjny. Opracowana w najmniejszym szczególe akcja, doskonałe przygotowanie porywaczy dodają całości znamion profesjonalizmu. Krystyna Śmigielska zadbała również o ważne w powieści sensacyjnej napięcie. Autorka stopniowo podkręca atmosferę, przez cały czas wodzi czytelnika za nos. To wielka sztuka  - wprowadzić narratora wszystkowiedzącego i jednocześnie zachować w tajemnicy najważniejsze szczegóły. Czytając „Kochanka pani Grawerskiej” mamy wrażenie, że Krystyna Śmigielska czerpie frajdę z podtrzymywania czytelnika w niepewności. 

„Kochanek pani Grawerskiej” to książka, którą pochłonęłam w jeden dzień. Czyta się ją bardzo łatwo i szybko. Nie mogłam oderwać się do lektury, dopóki nie przeczytałam „jeszcze jednego rozdziału”. A potem kolejnego, i kolejnego… Krystyna Śmigielska przywiązuje czytelnika do swojej opowieści. Ma niekwestionowany talent narracyjny i potrafi zainteresować opowiadaną przez siebie historią. Warto przeczytać!

Dziękuję Wydawnictwu Replika za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Krystyna Śmigielska "Kochanek pani Grawerskiej"
Wydawnictwo Replika, 2015
data premiery: 17.02.2015

wtorek, 3 lutego 2015

Magdalena Kołosowska "Dlatego mnie kochasz" [Recenzja]



Kiedy dom, zamiast być ostoją bezpieczeństwa, staje się piekłem, instynkt zawodzi. "Dlaczego ona nie odeszła od niego wcześniej?" - zastanawiamy się często. Czym kieruje się inteligentna, atrakcyjna kobieta, gdy jej małżeństwo zamienia się w koszmar, mąż znęca się nad nią fizycznie i psychicznie, a ona wciąż wraca? Odejść - tak łatwo powiedzieć, tak trudno zrobić. Scenariusz wręcz szablonowy - on utrzymuje rodzinę, ona w pełni poświęciła swoje życie dla dzieci i męża, nie ma gdzie (i za co) uciec. Jak wyrwać się z matni?

Marcin był pierwszą miłością Agaty. Jej życie miało wyglądać inaczej.. Najpierw studia, praca, wspólne mieszkanie, ślub, dzieci. A jednak dziewczyna pozwoliła Marcinowi podjąć wszystkie decyzje za nią. Połączyło ich wielkie uczucie, w wieku 20 lat Agata była już mężatką, zaraz została matką, rzuciła studia, chwilę później urodziła drugą córkę. Okazało się, iż ta inteligentna i mądra młoda kobieta jest w pełni zależna od męża. Męża, który szybko ujawnia swoje prawdziwe oblicze. Oblicze tyrana. Ale Agata nie chce i nie może odejść. Ma dwie małe córki, które potrzebują ojca. Poza tym.. przecież zdecydowała się być z tym człowiekiem na dobre i na złe. Agata staje się jedną z tych kobiet, które ukrywają siniaki pod grubą warstwą pudru. Nie przestaje jednak pragnąć bliskości i poczucia bezpieczeństwa, szybko znajduje je gdzie indziej. Stąpa po bardzo cienkim lodzie. Czy uda jej się wyrwać z pułapki własnego małżeństwa?

"Dlatego mnie kochasz" to wiarygodna, bardzo dobrze napisana powieść o potrzebach ludzkiego serca. Opowieść o kobiecie, która, z różnymi skutkami, poszukuje bliskości i akceptacji. Magdalena Kołosowska do tematu przemocy w rodzinie podchodzi bardzo starannie oraz rzetelnie. Zadbała o szczegółowy portret psychologiczny kobiety, która pada ofiarą agresji w czterech ścianach własnego domu. Poszukuje odpowiedzi na pytanie "dlaczego?" i znajduje je. "Dlatego mnie kochasz" to ostrzeżenie, głos rozsądku. Kołosowska wytyka głównej bohaterce, iż ta, tracąc siebie, poniekąd wpisała się w schemat strony pokrzywdzonej. To nie jest kolejna powieść z gatunku "ona dobra, on tyran". Autorka książki wie, iż życie nie jest tylko czarno-białe. "Dlatego mnie kochasz" to wiarygodny obraz rozpadu związku. Nikt nie usprawiedliwia przemocy oraz zdrady, nie sugeruje, iż te mają rację bytu w małżeństwie. Jednak Kołosowska rzuca nowe światło na znaczenie słowa "rodzina". Podczas lektury odczuwamy złość na Agatę, iż ta starannie ukrywa siniaki, wciąż tkwi w tym domu. Z całego serca potępiamy Marcina, nie akceptujemy jego gniewu, fizycznego i psychicznego upokarzania Agaty. Ale.. "Dlatego mnie kochasz" mieni się różnymi barwami. Agata nie jest jednoznacznie biała, a Marcin - czarny.

"Dlatego mnie kochasz" czyta się błyskawicznie. Książka wciąga szybko postępująca akcją, już od pierwszej strony dzieje się dużo. Powieść Magdaleny Kołosowskiej to niebanalna, jednocześnie prosta, lekka i nieskomplikowana oraz - paradoksalnie - złożona, kręta historia, która mogła wydarzyć się w sąsiedztwie. Bezwstydnie, niczym przez dziurkę od klucza podglądamy życie młodych ludzi, świadomi katastrofy, w kierunku której to wszystko zmierza. Z historii Agaty i Marcina możemy wynieść mądrą lekcję. Magdalena Kołosowska powieścią "Dlatego mnie kochasz" udowadnia, iż jest doskonałym obserwatorem ludzkich charakterów. W sposób pełen magii i nadziei wyprowadza swoich bohaterów z najbardziej zawiłych ścieżek. 

Polecam "Dlatego mnie kochasz" jako doskonałą lekturę na leniwe popołudnie. Magdalena Kołosowska urzeka słowem, chwyta czytelnika za gardło i nie pozwala odetchnąć aż do ostatniej strony. Jakiś czas temu czytałam książkę Teresy Ewy Opoka "Żona psychopaty" o podobnej tematyce i "Dlatego mnie kochasz" podobała mi się zdecydowanie bardziej. Ważny temat w połączeniu z ciekawymi bohaterami sprawia, iż książkę warto przeczytać.

Dziękuję Wydawnictwu Feeria za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Magdalena Kołosowska "Dlatego mnie kochasz"
Wydawnictwo Feeria, 2015
ilość stron: 432
data premiery: 04.02.2015

poniedziałek, 2 lutego 2015

Recenzja przedpremierowa | Ron Rash "Serena"



Od niepamiętnych czasów nie miałam do czynienia z tak silnym i niesamowitym charakterem, jaki w swojej powieści stworzył amerykański autor Ron Rash. "Serena" to książka, jaka w pełni zadowoli sympatyków powieści obyczajowych, ale przeczytać powinni ją wszyscy, również ci, którzy za obyczajem nie przepadają. Dlaczego? Postać Sereny wypada znać, a powieść warto odkryć, chociażby ze względu na genialną kreację głównej bohaterki. Sereny Pemperton.

Koniec lat 20. XX wieku. Młode małżeństwo Serena i George Pempertonowie budują swoje przedsiębiorstwo drzewne. Są wspólnikami zarówno w życiu, jak i w interesach. To zorientowani na jasno sprecyzowane cele, twardzi oraz bezwzględni w biznesie ludzie. Pierwsze skrzypce w tym związku gra Serena. Kobieta ma wpływ na wszystkie decyzje i postępowanie swojego męża. Pempertonowie bezlitośnie rozliczają się z każdym, kto wejdzie im w drogę. Kiedy okazuje się, iż małżonkowie nigdy nie zostaną rodzicami, Serena zdaje sobie sprawę, iż nieślubny syn George'a może pokrzyżować jej plany. Kobieta nie cofnie się przed niczym, aby dopiąć swego.

Ron Rash stworzył niesamowitą kobietę o niezwykle silnej osobowości. Stwierdzenie, iż Serena Pemperton to charakter na miarę Lady Makbet nie jest ani trochę przesadzone. To genialnie wykreowana bohaterka. Odnoszę wrażenie, iż kreacja Sereny w filmowej adaptacji powieści będzie dla Jennifer Lawrence rolą życia. Każda aktorka marzy o takiej postaci, jak Serena. Świeżej, skomplikowanej, wyrachowanej, bezwzględnej, dążącej po trupach do celu, świadomej swych zalet i w stu procentach wykorzystującej ich, aby osiągnąć to, co postanowiła. Jestem zachwycona sposobem, w jaki Ron Rash stworzył Serenę Pemperton. Starannie, z niesamowitą precyzją. Wraz z rozwojem akcji Serena stopniowo odkrywa swoją prawdziwą twarz. Początek lektury nie wydawał mi się szczególnie porywający, obawiałam się, iż "Serena" okaże się niewypałem. Teraz już wiem, iż wstępne uśpienie akcji miało służyć wykreowaniu charakteru Sereny. Ron Rash udowadnia, iż jest wielkim pisarzem. Jego Serena Pemperton zapadnie w mej pamięci na długo.

"Serena" to świetnie napisana powieść obyczajowa, w której z powodzeniem można szukać elementów thrillera psychologicznego oraz kryminału. Sposób, w jaki Serena realizuje swoje plany, jej wyrachowanie, obcowanie ze zbrodnią i śmiercią zagęszczają atmosferę. Ron Rash zadbał o to, by najpierw starannie, z dbałością o każdy szczegół wykreować rzeczywistość, a dopiero później postarał się o wartką akcję. W kontekście całości - dla mnie bomba, choć przyznam, iż nie zaiskrzyło od razu. Potrzeba cierpliwości, aby poznać wszystkich bohaterów, przyswoić sobie wszystkie fakty, rozeznać się w sytuacji. Pierwsze sto stron powieści to właściwie wstępne rozpoznanie, dopiero później fabuła przyspiesza i porywa nas w zastraszającym tempie. Niebanalna historia i - powtórzę się - genialna kreacja głównej bohaterki czynią z "Sereny" literaturę doprawdy wysokich lotów.

Z przyjemnością obejrzę teraz film w reżyserii Susanne Bier, o tym samym tytule "Serena". Muszę przekonać się sama, w jaki sposób przeniesiono tak niezwykły charakter z kart powieści na ekrany kin. Opowiadam tylko o Serenie, jakby w książce nie istnieli inni bohaterowie. To nie tak. Wszystkie charaktery Rona Rasha są bardzo dobre, na uwagę również zasługuje chociażby mąż Sereny, George Pemperton. Jednak nikt nie jest w stanie dorównać Serenie. Już dawno żaden bohater literacki nie wzbudził we mnie aż takich emocji. Serena jest po prostu bezbłędna i kapitalna. 

Ron Rash "Serena"
Wydawnictwo Świat Książki, 2015
ilość stron: 440
data premiery: 04.02.2015