Dziękujemy za nadesłane propozycje pytań! Oto zapis niezwykłej rozmowy, jaką z pisarką przeprowadzili jej czytelnicy. O co pytali Agnieszkę Olejnik miłośnicy jej prozy i jak odpowiadała sama autorka? Zapraszamy do lektury wywiadu!
Autorki najciekawszych odpowiedzi - Martucha180 oraz Kasia zostaną nagrodzone egzemplarzami powieści "A potem przyszła wiosna". Gratulacje!
W pani powieściach postacie kobiece są niezwykle, ulotne,
jakby nie z tego świata. Czy łatwiej jest wykreować postacie kobiece czy
męskie? Które z nich uważa Pani za cięższy materiał do obróbki...?
Anna
Dla mnie jako pisarki
trudniejsi są mężczyźni, ponieważ konstruując męskich bohaterów nigdy nie mam
pewności, czy potrafiłam odpowiednio „wgryźć się” w męską psychikę. Wprawdzie
od dziecka otaczali mnie się chłopcy (mam dwóch braci), zawsze miałam mnóstwo
przyjaciół płci męskiej, no i jestem matką trzech synów; siłą rzeczy dobrze
znam męski świat. A mimo to, jak by nie patrzeć, widzę ich z kobiecej
perspektywy.
Zupełnie inną rzeczą
jest, że moim zdaniem różnice między płciami są zwykle nieco wyolbrzymiane.
Znam wielu mężczyzn emocjonalnych, wrażliwych i subtelnych, oraz całkiem sporo
kobiet tak twardych, silnych psychicznie i stanowczych, że powinny być jakimiś przywódcami
wojskowymi.
Kilka dni temu przeczytałam Pani książkę pt.
"Zabłądziłam", cytuje w niej Pani piosenki Starego Dobrego Małżeństwa
(osobiście uwielbiam, słucham od tego czasu bez przerwy;)) Jest to wyraz Pani
prywatnych sympatii, przekazuje Pani swoim bohaterom swoje upodobania muzyczne,
czytelnicze itp, czy też wyszukuje im zainteresowania w inny sposób?
Beata
Oczywiście, że swoje.
Na przykład w „Dziewczynie z porcelany” Michał słucha zmysłowego, bluesowego
głosu Liz Wright, a to jedna z moich ulubionych wokalistek. Również w
„Dziewczynie…” bohaterowie rozmawiają o literaturze, wymieniają się ulubionymi
lekturami – są to powieści, które bardzo cenię: „Córka fortuny” (przepiękna,
jedna z najlepszych książek Isabel Allende) oraz „Trafny wybór” Rowling,
książka niełatwa, nieprzyjemna, ale mądra i ważna. W najnowszej mojej powieści
– „A potem przyszła wiosna” – główny bohater, Konrad, wspomina o „Pogodzie dla
bogaczy”. To świetna książka, jedna z moich ulubionych, a trochę ostatnio
zapomniana.
No a Stare Dobre
Małżeństwo – to jest zespół w pewnych kręgach wręcz kultowy, i ja do tych
kręgów należę.
Gdyby miała przyrównać pani swoje życie do jakiejś książki,
to jaka by to była książka i dlaczego?
Bartłomiej
Nie mam pojęcia, nie
czytałam nic podobnego. Musiałaby to być powieść o kimś, kto jako dziecko
kompletnie w siebie nie wierzył, był wręcz do bólu nieśmiały. Poturbowany
emocjonalnie przez rozwód rodziców, ten ktoś następnie twardnieje i przechodzi
okres buntu – w tym czasie wielokrotnie balansuje na krawędzi, ale na szczęście
udaje mu się utrzymać jaką taką równowagę. Potem nasz bohater uczy się, że
marzenia są po to, żeby je spełniać, a nie biadolić, że się nie da - aż
wreszcie, już jako dojrzały człowiek, doznaje objawienia: trzeba żyć tak, by
pewnego dnia postawić znak równości między słowami „szczęście” i „życie”.
Znacie taką książkę?
Chętnie bym przeczytała.
Czy wśród wszystkich Pani bohaterów jest taki, który
wzbudził Pani szczególną sympatię i trzymała Pani mocno kciuki, żeby mu się
powiodło, a może jest jakiś, który bardzo Panią denerwował, czy po prostu
wszystkich Pani lubi, bo to przecież Pani bohaterowie?
Jacek
Oczywiście, że nie wszystkich
lubię. Irytuje mnie Aneta, jedna z bohaterek „A potem przyszła wiosna”, choć
bardzo się starałam znaleźć coś na jej usprawiedliwienie. Sama – jako
czytelniczka – nie znoszę powieści, w których świat jest czarno-biały i
wszystko da się łatwo rozpisać w tabelce: dobre/złe. To takie baśniowe,
kompletnie nieprawdziwe. Dlatego staram się nie konstruować postaci w taki
sposób. Wszyscy moi bohaterowie mają i wady, i zalety. Michał i Zuza z
„Dziewczyny z porcelany” są nieporadni wobec uczucia, które ich dopadło, dają
się podpuszczać, robią sobie na złość – dokładnie tak, jak to bywa w życiu.
Konrad z mojej najnowszej książki jest cudowny, romantyczny i wrażliwy, ale
zarazem daje się wodzić za nos swojej dziewczynie. Wiele razy chciałam nim
porządnie potrząsnąć. Podobnie jak Majką z „Zabłądziłam”, która w swym
nastoletnim buncie popełnia okropne błędy i nawet jeśli już wie, że postępuje
głupio, duma nie pozwala jej się wycofać. Majka jest trochę podobna do mnie z
okresu dojrzewania. Tylko że ja byłam jeszcze trudniejsza ;).
Bardzo lubię Polę z „A
potem przyszła wiosna” oraz postaci drugoplanowe – Ulkę i pana Stefana. Pola
jest krucha, subtelna, szalenie kobieca, ale jest w niej zaskakująca siła. A
Ulka i pan Stefan to po prostu dobroć – nienachalna, cicha, codzienna dobroć.
Obyśmy wszyscy spotykali na swojej drodze takich ludzi.
Załóżmy, że istnieje możliwość przeniesienia się na jeden
dzień do świata przedstawionego w dowolnej powieści. Jaką Pani by wybrała i
dlaczego? A może żadną?
Iza
Wybrałabym świat
przedstawiony mojej powieści fantasy dla dzieci – „Ava i Tim. Droga na północ”.
Teraz właśnie czytam ją wieczorami mojemu najmłodszemu synkowi i razem
„wędrujemy” przez górzystą krainę, w której wody trzeba szukać w jaskiniach,
gdzie wieczorem i rano pojawia się mgła gęsta jak śmietana, za każdą skałą mogą
czyhać groźni ghornowie, rzeki roją się od zielonoskórych pławców, a mewy są
szpiegami na usługach Zła. Jednocześnie zaś w tym świecie można znaleźć taką
przyjaźń, o jakiej się marzy przez całe życie.
Wiosna jest porą roku, kiedy przyroda na nowo budzi się do
życia, a człowiek z nową energią zapomina o mroźnej zimie. Czy według Pani,
wiosna stanowi również dobry czas na początek tworzenia nowej książki?
Edyta
Zapewne, ale nie dla
mnie. Ja wiosną zapadam na dziwną chorobę, która polega na kompletnym
zidioceniu ogrodniczym. Dziesięć razy dziennie sprawdzam, czy tulipany
wystawiły łebki, czy młodziutkie, czerwone listki na różach nie pomarzły, czy
coś już kwitnie, czy coś się zieleni. Wiosnę kocham żywiołowo i trudno mi wtedy
wysiedzieć w domu, a pisanie to jednak wielogodzinne zamknięcie. Nie zniosłabym
tego. W marcu zakładam wysokie gumowce i rękawice robocze, i cały wolny czas
spędzam babrząc się w ziemi, wdychając jej zapach. Wracam nieziemsko zmęczona,
ale szczęśliwa jak świnka wietnamska. Dopiero gdy wszystko ruszy, zazieleni się
i zacznie radzić sobie beze mnie, wracam do pisania. Na ogół zbiega się to w
czasie z początkiem wakacji.
Zauroczyła mnie okładka powieści "A potem przyszła
wiosna", stąd moje pytanie - czy jest ona Pani autorstwa, a jeżeli nie, to
czy przy jej projektowaniu były brane pod uwagę Pani sugestie odnośnie jej
wyglądu?
Małgorzata
W wydawnictwie Czwarta
Strona panuje tak wspaniała atmosfera, że gdy autor wtyka nos w sprawę okładki,
nikt go nie beszta, nie daje po łapach i w ogóle wszyscy cierpliwie słuchają,
co ma do powiedzenia. Dlatego pozwalam sobie podsyłać mojej Redaktor
Prowadzącej zdjęcia, które mi się podobają, a potem razem robimy selekcję. Nie
pamiętam już, czy zdjęcie, które widnieje na okładce „Wiosny”, podesłałam ja,
czy też otrzymałam je jako odpowiedź na moje propozycje. Tak czy owak,
upierałam się, żeby jakoś połączyć je z motywem desek, ponieważ Konrad, główny męski
bohater tej powieści, kocha zapach żywicy, pracę z surowym drewnem i naturalne
ciepło, które ma w sobie ten materiał. I tak właśnie powstała ta okładka –
klimatyczna, subtelna, po prostu piękna.
Czym jest dla Pani SŁOWO?
Martucha180
Oho, pytanie natury
filozoficznej. Słowo… Jest dla mnie tworzywem. Tym, z czego stwarzam nowe
światy, w czym rzeźbię swoje postaci. To jest mocne tworzywo, twarde, silne –
potrafi zranić, pokaleczyć głębiej niż prawdziwe ostrze, nawet zabić. Ale może
też ratować życie, goić rany, łagodzić ból i dawać radość.
Słowa są dla mnie
ważne i bardzo długo je pamiętam. Zawsze traktowałam je bardzo poważnie. Jeśli
ktoś mi coś obiecał, potrafiłam to pamiętać przez kilka lat, sama także bardzo
poważnie traktowałam własne obietnice. To niekoniecznie dobre podejście. Ludzie
często mówią coś, żeby zabić ciszę, żeby odwrócić uwagę albo chwilowo pozbyć
się kłopotu. Musiałam dorosnąć, żeby zrozumieć, że nie wszystkie słowa mają jednakową
wartość, i żeby nie cierpieć z tego powodu, że ludzie niekiedy mówią jedno, a
robią coś zupełnie innego.
Czy lubi Pani kończyć pisać książki, czy może wręcz
przeciwnie, odwleka Pani moment postawienia ostatniej kropki, bo podczas
powstawania powieści związała się Pani na tyle z bohaterami, ich historiami, relacjami,
uczuciami, że aż żal ich opuścić?
Kasia
Uwielbiam kończyć i
zaczynać. Nie lubię natomiast pewnego etapu, który nadchodzi gdzieś w okolicach
setnej strony. Jest to faza bezsilności. Zawsze mi się wtedy wydaje, że to
koniec, pomysł się skończył, wystarczyło go tylko na rozpoczęcie historii, i
choć wiem, jak cała sprawa się skończy, nie mam pojęcia, jak do tego finału
dojść. Często w tym momencie przerywam pisanie, niekiedy zaczynam kolejną
książkę. Potem, ni stąd, ni zowąd, wracam do pierwszego tekstu i po prostu ciurkiem
piszę kolejne 200 stron. Dziwne, ale tak to właśnie wygląda.
Co do rozstania z
bohaterami, to postawienie ostatniej kropki wcale nie oznacza takiego
rozstania. Po krótkim odpoczynku do tekstu należy wrócić, czyta się go jeszcze
dwa lub trzy razy, zwykle w odstępach kilku tygodni. Potem, już po negocjacjach
z wydawcą, wprowadza się ewentualne poprawki – i na koniec czeka nas jeszcze
korekta autorska. To jest moment, kiedy czytam własną książkę czwarty lub piąty
raz, i szczerze mówiąc, mam jej serdecznie dosyć.
Jak przekonałaby Pani kogoś, kto nie lubi czytać książek, by
jednak się przełamał i spróbował, zaczynając właśnie od Pani powieści?
Katarzyna
Przykro mi to
stwierdzić, ale nie da się przekonać kogoś takiego. Można mu ewentualnie
podsunąć naprawdę dobrą książkę i zobaczyć, czy „zaskoczy” – ale to, co dla mnie jest dobrą książką,
może nie być interesujące dla kogoś innego, i w tym szkopuł.
Po latach pracy w szkole
jako polonistka wiem jedno: większość ludzi nie lubi czytać z bardzo prostego
powodu: zwyczajnie nie potrafią tego robić bez wysiłku. Chodzi mi o umiejętność
czytania nie na głos, lecz w myślach – z taką swobodą, z jaką oddychamy czy
pijemy wodę. Niestety, jest to właśnie UMIEJĘTNOŚĆ, a to znaczy, że nauczenie
się tego wymaga treningu i starań. Proszę sobie wyobrazić, że jest piękna
pogoda, jesteśmy na wczasach nad jeziorem. I teraz kogoś, kto słabo pływa,
zachęcamy do przepłynięcia na drugi brzeg owego jeziora. Będzie to dla niego
udręka. Nawet jeśli to zrobi, będzie psioczył, że bez sensu, że to było
okropne, że nigdy więcej. Ja pływam dobrze, więc rozkoszowałabym się dotykiem
słońca na karku i szeptem trzcin, z przyjemnością rozgarniałabym wodę
ramionami. Dokładnie tak samo jest z czytaniem książek.
Czekałam na ten wywiad, wyszedł super :) Gratuluję nagrodzonym za najciekawsze pytania.
OdpowiedzUsuńświetny wywiad, miło się czyta słowa Pani Agnieszki :-)
OdpowiedzUsuńJakże mi miło! Dziękuje i gratuluję koleżance.
OdpowiedzUsuńProszę o kontakt na FB bądź przesłanie adresu do wysyłki nagrody na maila przegladczytelniczy@interia.pl :)
Usuń