Młodziutka, zaledwie dwudziestodwuletnia autorka zadebiutowała powieścią obyczajową "Garść pierników, szczypta miłości" przepełnioną magiczną, świąteczną atmosferą. Kim jest Natalia Sońska? Jak ważne są dla niej Święta Bożego Narodzenia, że zdecydowała się umieścić akcję swojej debiutanckiej książki właśnie w tym wyjątkowym czasie? Przekonajcie się sami!
Jestem… dość pokręconym człowiekiem.
Bywam roztrzepana, ale kiedy trzeba, umiem wziąć się w garść. Zazwyczaj tryskam
energią, ale zdarzają mi się momenty zamyślenia. Uwielbiam się cieszyć, śmiać,
uśmiechać, ale lubię się też wzruszać. Jestem ambitna, ale chwilami baaardzo
leniwa. Jestem osobą o dużym dystansie do siebie i wydaje mi się, że mam
poczucie humoru (choć czasem śmieję się z żartów, które innych nie bawią
wcale). Jestem szczera, często do bólu, ale nie umiem owijać w bawełnę. Z
jednej strony jestem człowiekiem, który lubi mieć wszystko pod kontrolą, a z
drugiej uwielbiam niespodzianki (te miłe, rzecz jasna!).Jestem optymistką, choć
nie raz łapię „doła”. Jestem blondynką i
zdarza się, że bywam tą stereotypową, z dowcipów. Ale przede wszystkim jestem
sobą, nikogo nie udaję, z nikim się nie utożsamiam, a ci, którzy mnie znają,
mówią, że nawet da się ze mną wytrzymać. ;)
Pisanie daje mi… wytchnienie. Mogę oderwać się od
szarej codzienności, przenieść się w
inny świat, gdzie wszystko układa się po mojej myśli, bo przecież sama go
tworzę. :)Wszystko od A do Z jest takie, jak sobie zaplanuję,
a jeśli coś mi nie pasuje, po prostu to zmieniam. To bardzo dobre rozwiązanie
dla kogoś, kto nie jest do końca zadowolony ze swojego życia, co oczywiście nie
oznacza, że ja nie jestem. Z jednej strony czasem żałuję, że nie mogę sobie
napisać własnego, z drugiej – byłoby przecież takie przewidywalne i nudne… :)
Chciałabym, aby moja powieść… wywoływała uśmiech na twarzy, wzruszała, powodowała, że na sercu
robi się jakoś cieplej. Sama przeżywałam takie emocje pisząc „Garść pierników…”
i byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby czytelnicy i czytelniczki odbierali ją w
podobny sposób. Chciałabym, aby była umileniem wolnej chwili, momentem dla
siebie, książką, która przynosi radość, jak prezent pod choinką. :)
Marzę o… niebieskich migdałach. I to
bardzo często! :) Czasem mam wrażenie, że więcej w
moim życiu takiego bujania w obłokach niż twardego stąpania po ziemi. Ale chyba
nie brakuje mi ani zdrowego rozsądku, ani momentów zapomnienia, i to pomaga mi
dążyć do realizowania moich najskrytszych marzeń… o których, przecież nie wolno
mówić na głos, bo się nie spełniają!
Czytelnicy są dla mnie… jak widownia w teatrze. Pracuję
ze wszystkich sił, by to co tworzę było dobre – aby zadowolić jak najszersze
grono odbiorców. Oczywiście każdy człowiek jest inny, są osoby, które nie
zaklaszczą w dłonie, ale staram się dla nich tak samo. Każdy czytelnik jest bardzo
ważny, tak samo jak i każda opinia, ta
bardziej lub mniej przychylna.
W przyszłości chciałabym… stanąć przed lustrem i powiedzieć
sobie „kurczę, dałaś radę!”. Chciałbym być zadowolona z siebie, z tego co
robię. Pragnę także, aby inni byli ze mnie zadowoleni. Chciałbym żyć w zgodzie
z samą sobą, ale też w zgodzie z innymi, przynosić radość sobie i im, być dla
siebie, ale przede wszystkim dla ludzi. Dążę do pełni szczęścia, mam nadzieję,
że gdzieś tam na mnie czeka. :)
Moje życie zmieniło się, gdy… zaczęłam studia.
Przewartościowałam je wówczas i raczej tego nie żałuję. Trwam w tych
postanowieniach do dzisiaj i całkiem nieźle mi to wychodzi. Poznałam
wspaniałych ludzi, bez których pewnie nie byłoby mnie tu, gdzie jestem. Ponadto
wtedy chyba też dojrzałam do dorosłości, zyskałam więcej pewności siebie, zrozumiałam jak to jest brać w pełni
odpowiedzialność za swoje czyny,
musiałam nauczyć się radzić sobie samodzielnie ze wszystkim co się
wówczas zaczęło dziać. To oczywiście nie oznacza, że stałam się całkiem
poważnym człowiekiem, nie uznającym dobrej zabawy – zdecydowanie nie! Po prostu
więcej w tym wszystkim teraz umiaru. :) No i wtedy też podjęłam decyzje,
że zacznę pisać. I zaczęłam. :)
Nie lubię, kiedy… ktoś narzuca mi swoje zdanie nie
mając solidnych argumentów, podpierających jego rację. Szanuję osoby, które
mają odmienne poglądy, lubię dyskutować, ale muszę mieć poważne uzasadnienie
zarówno by obronić własne spojrzenie na daną sprawę, a także, aby przyjąć do
wiadomości zdanie drugiej osoby. Wymiana poglądów to nic złego, byleby była
uzasadniona. I nie przeczę, że gdy ktoś ma naprawdę dobre argumenty, jest w
stanie mnie do nich przekonać, bo i tak się zdarza. Ale zdanie „ma być tak, bo
ja tak mówię” w ogóle mnie nie przekonuje, nawet drażni.
Święta Bożego
Narodzenia są dla mnie… najpiękniejszym okresem w roku. Są czasem spotkań z
rodziną i ciepłych życzeń. Są chwilą tylko dla siebie i innych. Dzięki ich
magii mogę zapomnieć o wszelkich trudach. Staram się nie myśleć o problemach i
codziennej gonitwie. Są czasem błogiego lenistwa i obżarstwa bez liczenia
kalorii (kto by trzymał dietę, gdy na stole tyle pyszności! :D ). Są w końcu
momentem refleksji, zastanowienia się nad pewnymi sprawami, idealnym momentem
na powzięcie jakichś postanowień.
Wymarzonym prezentem dla mnie
jest… gwiazdka z
nieba! Bo gdyby ktoś ją dla mnie zdobył, oznaczałoby to, że naprawdę się starał
i chciał ten prezent zdobyć właśnie dla mnie. Ale to tylko przenośnia i nie
mówię o niej dlatego, że jest niemożliwa do zdobycia. Chodzi mi raczej o coś
takiego, co otrzymam ze szczerego serca, co będzie na tyle charakterystyczne,
że będzie mi przypominać tylko o tej osobie. I to wcale nie musi być prezent,
który będzie się mienił tak bardzo, że jego wartość będzie aż raziła po oczach.
Mógłby to być nawet guzik, byle był podarowany szczerze i coś oznaczał (chociaż
fajnie by było, gdyby to był guzik od kominiarza :D).
Oooo! Aż się uśmiechnęłam. Bardzo przyjemnie się czytało. I bardzo przyjemna Natalia! :)
OdpowiedzUsuń