poniedziałek, 16 maja 2016

Remigiusz Mróz "Trawers" | Recenzja przedpremierowa



Przyszedł czas pożegnania z komisarzem Forstem. Mam wrażenie, że to, co najlepsze Remigiusz Mróz zostawił na sam koniec. Nie zwykłam wylewać morza łez podczas ckliwych romansów, tymczasem uroniłam łzę, czytając ostatni rozdział "Trawersu". To nie tylko bardzo dobry kryminał czy thriller, to przede wszystkim rewelacyjna powieść.

W Kościelisku pojawia się grupa syryjskich uchodźców. Chwilę później na prowadzącym na Czerwone Wierchy szlaku zostaje odnaleziony zamordowany mężczyzna, a w jego ustach umieszczono syryjską monetę. Podejrzenie pada na grupę imigrantów, jednak również inna wersja nie wydaje się śledczym nieprawdopodobna, a prowadząca dochodzenie prokurator Dominika Wardyś-Hansen bierze pod uwagę, że Bestia z Giewontu powróciła. Niestety, prokurator sama wsadziła na dwadzieścia pięć lat do więzienia jedynego człowieka, który mógłby schwytać Bestię. Tymczasem komisarz Forst stara się przetrwać każdy kolejny dzień w więziennym środowisku, podczas gdy na wolności ktoś wciąż czeka na jego ratunek.

Ostatnia część trylogii z (byłym już) komisarzem Wiktorem Forstem zaczyna się od mocnego akcentu. Poznajemy brutalny, więzienny świat, w który Forst zdążył wsiąknąć już na dobre, aby chwilę później przenieść się na górskie szlaki, gdzie został zamordowany turysta. Potem jest już tylko lepiej (gorzej). "Trawers" to najlepsza część serii. Remigiusz Mróz stworzył nie tylko kapitalny kryminał, ale również powieść o bogatym tle społeczno-obyczajowym. Nie obce są mu problemy, z którymi boryka się współcześnie cała Europa. Mróz w szczery i bezkompromisowy sposób rozprawia się z mitami, jakie narosły wokół kryzysu imigracyjnego. Jest doskonałym obserwatorem rzeczywistości. Zapewniając swoim czytelnikom niebanalną rozrywkę i czystą przyjemność z obcowania z charyzmatycznym komisarzem Forstem, otwiera nasze oczy na ważne problemy współczesnego świata.

Remigiusz Mróz udowadnia, że nie bez powodu jest jednym z najchętniej czytanych polskich pisarzy młodego pokolenia. Jeśli kiedykolwiek zastanawiał was fenomen tego faceta, przeczytajcie "Trawers". Nikt tak jak on nie potrafi kluczyć i tworzyć tak genialnych, inteligentnych, a jednocześnie mocno ironicznych, a momentami bezczelnych śledczych. I nikt tak jak on nie potrafi budować napięcia przez trzy kolejne tomy. A wszystko to po to, by wbić czytelnika w fotel i zmasakrować zakończeniem. Pochłonęłam "Trawers" w dwa wieczory, a potem długo nie mogłam spać. Smaku tej lekturze dodaje... pojawienie się Joanny Chyłki, uwielbianej przez czytelników bohaterki innej serii pióra młodego pisarza. Chyłka i Forst na kartach jednej powieści? Musicie to przeczytać!

Czy zastanawialiście się kiedyś, co dzieje się z bohaterami waszych ulubionych książek, kiedy pisarz już opuści ich i pozwoli podążać dalej swoimi ścieżkami? Uwielbiam otwarte zakończenia. "Trawers" nie odkrywa wszystkich kart, bo zawsze jest jakiejś "dalej". Po raz pierwszy beczałam podczas lektury kryminału. Chyba nie muszę nic więcej dodawać. "Trawers" wyzwala przeróżne emocje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz