poniedziałek, 30 listopada 2015

Natalia Sońska: "Chciałabym, aby moja powieść wywoływała uśmiech na twarzy"




Młodziutka, zaledwie dwudziestodwuletnia autorka zadebiutowała powieścią obyczajową "Garść pierników, szczypta miłości" przepełnioną magiczną, świąteczną atmosferą. Kim jest Natalia Sońska? Jak ważne są dla niej Święta Bożego Narodzenia, że zdecydowała się umieścić akcję swojej debiutanckiej książki właśnie w tym wyjątkowym czasie? Przekonajcie się sami!

Jestem… dość pokręconym człowiekiem. Bywam roztrzepana, ale kiedy trzeba, umiem wziąć się w garść. Zazwyczaj tryskam energią, ale zdarzają mi się momenty zamyślenia. Uwielbiam się cieszyć, śmiać, uśmiechać, ale lubię się też wzruszać. Jestem ambitna, ale chwilami baaardzo leniwa. Jestem osobą o dużym dystansie do siebie i wydaje mi się, że mam poczucie humoru (choć czasem śmieję się z żartów, które innych nie bawią wcale). Jestem szczera, często do bólu, ale nie umiem owijać w bawełnę. Z jednej strony jestem człowiekiem, który lubi mieć wszystko pod kontrolą, a z drugiej uwielbiam niespodzianki (te miłe, rzecz jasna!).Jestem optymistką, choć nie raz łapię „doła”.  Jestem blondynką i zdarza się, że bywam tą stereotypową, z dowcipów. Ale przede wszystkim jestem sobą, nikogo nie udaję, z nikim się nie utożsamiam, a ci, którzy mnie znają, mówią, że nawet da się ze mną wytrzymać. ;)

Pisanie daje mi… wytchnienie. Mogę oderwać się od szarej codzienności,  przenieść się w inny świat, gdzie wszystko układa się po mojej myśli, bo przecież sama go tworzę. :)Wszystko od A do Z jest takie, jak sobie zaplanuję, a jeśli coś mi nie pasuje, po prostu to zmieniam. To bardzo dobre rozwiązanie dla kogoś, kto nie jest do końca zadowolony ze swojego życia, co oczywiście nie oznacza, że ja nie jestem. Z jednej strony czasem żałuję, że nie mogę sobie napisać własnego, z drugiej – byłoby przecież takie przewidywalne i nudne… :)

Chciałabym, aby moja powieść… wywoływała uśmiech na twarzy, wzruszała, powodowała, że na sercu robi się jakoś cieplej. Sama przeżywałam takie emocje pisząc „Garść pierników…” i byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby czytelnicy i czytelniczki odbierali ją w podobny sposób. Chciałabym, aby była umileniem wolnej chwili, momentem dla siebie, książką, która przynosi radość, jak prezent pod choinką. :)

Marzę o… niebieskich migdałach. I to bardzo często! :) Czasem mam wrażenie, że więcej w moim życiu takiego bujania w obłokach niż twardego stąpania po ziemi. Ale chyba nie brakuje mi ani zdrowego rozsądku, ani momentów zapomnienia, i to pomaga mi dążyć do realizowania moich najskrytszych marzeń… o których, przecież nie wolno mówić na głos, bo się nie spełniają!

Czytelnicy są dla mnie… jak widownia w teatrze. Pracuję ze wszystkich sił, by to co tworzę było dobre – aby zadowolić jak najszersze grono odbiorców. Oczywiście każdy człowiek jest inny, są osoby, które nie zaklaszczą w dłonie, ale staram się dla nich tak samo. Każdy czytelnik jest bardzo ważny, tak samo  jak i każda opinia, ta bardziej lub mniej przychylna.

W przyszłości chciałabym… stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie „kurczę, dałaś radę!”. Chciałbym być zadowolona z siebie, z tego co robię. Pragnę także, aby inni byli ze mnie zadowoleni. Chciałbym żyć w zgodzie z samą sobą, ale też w zgodzie z innymi, przynosić radość sobie i im, być dla siebie, ale przede wszystkim dla ludzi. Dążę do pełni szczęścia, mam nadzieję, że gdzieś tam na mnie czeka. :)

Moje życie zmieniło się, gdy… zaczęłam studia. Przewartościowałam je wówczas i raczej tego nie żałuję. Trwam w tych postanowieniach do dzisiaj i całkiem nieźle mi to wychodzi. Poznałam wspaniałych ludzi, bez których pewnie nie byłoby mnie tu, gdzie jestem. Ponadto wtedy chyba też dojrzałam do dorosłości, zyskałam więcej pewności siebie,  zrozumiałam jak to jest brać w pełni odpowiedzialność za swoje czyny,  musiałam nauczyć się radzić sobie samodzielnie ze wszystkim co się wówczas zaczęło dziać. To oczywiście nie oznacza, że stałam się całkiem poważnym człowiekiem, nie uznającym dobrej zabawy – zdecydowanie nie! Po prostu więcej w tym wszystkim teraz umiaru. :) No i wtedy też podjęłam decyzje, że zacznę pisać. I zaczęłam. :)

Nie lubię, kiedy… ktoś narzuca mi swoje zdanie nie mając solidnych argumentów, podpierających jego rację. Szanuję osoby, które mają odmienne poglądy, lubię dyskutować, ale muszę mieć poważne uzasadnienie zarówno by obronić własne spojrzenie na daną sprawę, a także, aby przyjąć do wiadomości zdanie drugiej osoby. Wymiana poglądów to nic złego, byleby była uzasadniona. I nie przeczę, że gdy ktoś ma naprawdę dobre argumenty, jest w stanie mnie do nich przekonać, bo i tak się zdarza. Ale zdanie „ma być tak, bo ja tak mówię” w ogóle mnie nie przekonuje, nawet drażni.

Święta Bożego Narodzenia są dla mnie… najpiękniejszym okresem w roku. Są czasem spotkań z rodziną i ciepłych życzeń. Są chwilą tylko dla siebie i innych. Dzięki ich magii mogę zapomnieć o wszelkich trudach. Staram się nie myśleć o problemach i codziennej gonitwie. Są czasem błogiego lenistwa i obżarstwa bez liczenia kalorii (kto by trzymał dietę, gdy na stole tyle pyszności! :D ). Są w końcu momentem refleksji, zastanowienia się nad pewnymi sprawami, idealnym momentem na powzięcie jakichś postanowień.


Wymarzonym prezentem dla mnie jest… gwiazdka z nieba! Bo gdyby ktoś ją dla mnie zdobył, oznaczałoby to, że naprawdę się starał i chciał ten prezent zdobyć właśnie dla mnie. Ale to tylko przenośnia i nie mówię o niej dlatego, że jest niemożliwa do zdobycia. Chodzi mi raczej o coś takiego, co otrzymam ze szczerego serca, co będzie na tyle charakterystyczne, że będzie mi przypominać tylko o tej osobie. I to wcale nie musi być prezent, który będzie się mienił tak bardzo, że jego wartość będzie aż raziła po oczach. Mógłby to być nawet guzik, byle był podarowany szczerze i coś oznaczał (chociaż fajnie by było, gdyby to był guzik od kominiarza :D).

1 komentarz:

  1. Oooo! Aż się uśmiechnęłam. Bardzo przyjemnie się czytało. I bardzo przyjemna Natalia! :)

    OdpowiedzUsuń