poniedziałek, 24 marca 2014

Joanna Marat "Monogram" [Recenzja]


Co przekonało mnie do lektury "Monogramu" Joanny Marat? Stali czytelnicy mojego bloga wiedzą, że gdy tylko ukaże się książka z policją na okładce, do tego jeszcze najlepiej polskiego autora, jej recenzję na pewno znajdą na Przeglądzie. Taka mała dygresja - odnoszę wrażenie, iż ostatnio nie czytam nic, gdzie nie występowałyby wątki kryminalne! "Monogram" to była publikacja, którą po prostu musiałam pilnie mieć. Książkoholik innego książkoholika zrozumie, więc na pewno powyższy stan jest wam bliski. "Bardziej komedia czy kryminał?" - reklamuje tytuł wydawca. "Bomba!" - pomyślałam.

Policjantów, których pracę i życie opisuje autorka, jest kilku, ale na pierwszy plan wysuwa się Marek Kos. Kos Marek. Koszmarek. To przezwisko prześladuje go od czasów szkoły podstawowej, kiedy to chłopiec doszedł do wniosku, iż ważniejsze jest nazwisko niż imię, więc sposób przedstawiania się w tej właśnie kolejności wydawał się jak najbardziej naturalny i właściwy. Koszmarek ma wrażenie, że urodził się nie w porę - był za młody, żeby po zmianie ustroju odejść z Milicji Obywatelskiej na emeryturę i za stary, aby w policji być "swój". Przeokrutnie klnie, ubiera się niechlujnie, a większość jego ciuchów dawno nie widziała się z pralką, którą była żona Kosa, Stary Kalosz, doprowadziła do spektakularnego końca, piorąc pojedynczo swoje wielkie gacie i staniki. Mężczyzna nie stroni od żołądkowej gorzkiej (która wcale gorzką nie jest), mimo tego, iż ciągle jest na "gazie", prowadzone przez niego śledztwa zostają zawsze doprowadzone z sukcesem do końca. Jest jeszcze Ernest Malinowski, całkowite przeciwieństwo Koszmarka, ale w pracy działają razem zadziwiająco dobrze. Maliniak jest zawsze schludny i czysty, a przede wszystkim trzeźwy, dzięki czemu nadkomisarz Kos może popijać sobie ze swej piersiówki na siedzeniu pasażera. Do Ernesta wdzięczy się Violetta Andżelika Maj, pani sierżant, która po komendzie spaceruje niczym po wybiegu, w czerwonych szpilkach i z czerwoną szminką na ustach. Do tej kolei po cichu wzdycha Arkadiusz Śledź, którego obecność w policji według Koszmarka jest wielką pomyłką.

Bohaterów poznajemy w chwili otrzymania sprawy brutalnego zabójstwa Marzeny Kroczek, kobiety noszącej nazwisko, które za czasów panowania ubeków stawiało włosy dęba na głowach większości obywateli. Na to przynajmniej wskazywałyby personalia z dowodu osobistego znalezionego przy denatce, bo jej identyfikacja może być trudna. Kobieta została pozbawiona głowy. Nasi policjanci rozpoczynają swoje śledztwo, w czasie niełatwym dla Polaków, gdyż rano właśnie rozbił się samolot. W Smoleńsku. I teraz wszyscy zajęci są spekulacjami, że to ruscy zamordowali pana prezydenta, "policjantki psycholożki" też chodzą po komendzie jakieś nieswoje, wpadają w płacz, że to straszna tragedia, a tu zabójcę odnaleźć trzeba! Zabójcę, który pozbawił kobietę głowy! Kiedy jednak Koszmarek zamiast upijać się w pracy, bo wtedy jego wydajność jest największa, nagle ni stąd ni zowąd trwa w notorycznej, od tygodnia już trzeźwości, śledztwo grzęźnie w martwym punkcie... A to dopiero początek!

Bardziej komedia czy kryminał? Humor powieści polega na groteskowości ich postaci, od imion, nazwisk, pseudonimy, poprzez elementy wyglądy, ubioru, aż po zachowania poszczególnych bohaterów. Z drugiej jednak strony mamy bestialsko pozbawionego życia trupa i całe to śledztwo, mające na celu znaleźć odpowiedzi na najważniejsze pytania "kto zabił Marzenę Kroczek i dlaczego?". Polski rynek wydawniczy cierpi na deficyt książek takich, jak "Monogram" Joanny Marat. Okazuje się powiem, iż publikacja jest również.. trafną satyrą polityczną, ukazującą paradoksy polskiego społeczeństwa. Już na początku, kiedy okazało się, iż główna zainteresowana zginęła w dzień rozbicia się samolotu w Smoleńsku, czułam, iż to będzie naprawdę dobra parodia. Autorka opisała w krzywym zwierciadle to, co działo się w kraju po tragedii, ale nie tylko napięta sytuacja tamtych dni jest obiektem ironii Marat. Pisarka bierze pod młot szeroko pojętą "polaczkowość", pisze o emblematach swoich bohaterów, czasem zabawnych, lecz innym razem śmiech grzęźnie w gardle. Zarówno postaci pierwszego, jak i drugiego, a nawet trzeciego i czwartego planu zostawiają swój ślad w powieści, poprzez widocznie naszkicowane charakterystyczne cechy swojej osoby, czy to brudny, dżinsowy mundurek, czerwone szpilki, moherowy beret, czerwona gwiazda na szubienicy, nazwisko czy monogram. Bohaterowie Marat to reprezentanci poszczególnych pokoleń, poglądów, nierzadko przerysowani i groteskowi.

Analizując wątek kryminalny, należy zwrócić uwagę na wielowątkowość przedstawionej intrygi. Korzenie zbrodni zdają się sięgać pięćdziesiąt lat wstecz, a na kartach powieści historia romansuje z komedią, kryminałem i satyrą. Ktoś zaginiony wtedy może stać się przyczyną obsesji teraz, a niewyjaśnione sprawy z przeszłości wciąż uwierają i pozostają niewygodne. W którymś momencie humor powieści zanika, aby ustąpić miejsca mrocznym tajemnicom historii. W tym właśnie miejscu książka staje się nieco zbyt chaotyczna. O ile początek oceniam bardzo wysoko, a przy każdym zdaniu na mojej twarzy pojawiał się kpiący uśmieszek, o tyle potem publikacja spada o klasę niżej. Z rewelacyjnej satyry staje się po prostu dobrym kryminałem, sięgającym po źródła do przeszłości, ale cały wydźwięk powieści psuje nadzieja, że jeszcze powróci ten sarkazm i ta polaczkowość pokazana w krzywym zwierciadle. Humor staje się mocno powtarzalny, a nagminne używanie przez wykształconą, pochodzącą z Kaszub panią prokurator "jo" w miejsce "tak" w końcu zaczyna irytować, zamiast ukazywać karykaturalność postaci.

Książka, łącząc elementy różnych gatunków, zrywa ze schematami poszczególnych kategorii. "Monogram" to ponadprzeciętnie ambitna książka autorki, która miała rzeczywiście świetny pomysł na nią, lecz pozostaje wrażenie, że nie pociągnęła go do końca. Zdecydowanie nie jest to publikacja dla każdego. Osoby, które czytają mało, mogą nie wyłapać wielu niuansów, nie zrozumieć poszczególnych nawiązań, a przede wszystkim nie dostrzec wyjątkowości tejże powieści. "Monogram" jest mocno innowacyjny, wprowadza nowatorskie połączenia między kategoriami literackimi. Nieco żałuję, iż w pewnym momencie zabrakło tego klimatu z początku powieści, gdyby autorka biegle posługiwała się ironią na takim poziomie, jak we wstępie, śmiało oceniłabym książkę jako jedną z najlepszych, jakie czytałam. A tak to jestem zmuszona zaklasyfikować ją jako " bardzo dobrą". Tylko i aż. W pewnym momencie kryminał wysunął się jako ten przodujący, a komedia zatraciła się zupełnie, aby czasem błysnąć gdzieś w tle powieści, przypominając o swojej obecności.


Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie recenzenckiego egzemplarza książki!



Joanna Marat "Monogram"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2014
ilość stron: 328
data premiery: 20.03.2014

3 komentarze:

  1. Szkoda, że komediowy aspekt powieści gdzieś tam po drodze ginie, ale ja i tak ja przeczytam, bo już jej zapowiedzi mocno mnie nęciły. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoja recenzja bardzo mnie zachęciła :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zachęciłaś mnie :3 Chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń