Mateusz M. Lemberg powraca. A wraz z nim - komisarz Witczak, który komisarzem już właściwie dawno nie jest. Debiutancka powieść Lemberga, "Zasługa nocy" była idealnie skomponowana, a przede wszystkim - wiarygodna. W "Patronie" autor popuścił wodze fantazji, stworzył kilka nierealnych sytuacji, przez co nieco stracił na autentyczności. Pomyślałam wtedy, że kolejna książka pisarza będzie dla niego sprawdzianem. Miałam przekonać się, po której stronie ostatecznie opowie się Lemberg. Czy będzie pisał realistyczne kryminały, a może postawi na przesadzone opisy wynaturzonych zbrodni? Przekonajcie się sami.
Adam Tymański z komendy stołecznej znalazł sobie nowe hobby. Wraz ze znajomym polują w jednym z podwarszawskich lasów, kiedy natrafiają na zbiorową mogiłę. Młoda dziewczyna została zamordowana całkiem niedawno, lecz pozostałe ciała przeleżały w ziemi co najmniej dekadę. Czy zabójca uderzył ponownie po dziesięciu latach? Okazuje się, że o sprawie z przeszłości więc może wiedzieć Witczak, do niedawna jeszcze policjant w stopniu komisarza. Kiedy jednak mundurowi chcą z nim porozmawiać, okazuje się, że ich były kolega z pracy... zapadł się pod ziemię. To nie jedyne, z czym przyjdzie zmierzyć się policjantom ze stołecznej. Nielegalna mennica, porachunki gangsterskie, fałszywe oskarżenia - to wszystko w najnowszej powieści Mateusza M. Lemberga.
Pierwsze sto stron. Przecieram oczy ze zdumienia. Nie czuję tego, nie kupuję. Oto jedna z bohaterek, policjantka w piątym miesiącu ciąży (która ma zaburzenia tożsamości płciowej, przygotowuje się do zmiany płci i każe do siebie mówić per Maks) wyławia ze zbiornika gnijące zwłoki dorosłego, krzepkiego mężczyzny, zanosi je do bagażnika (JAK?) i wraz z przerażoną matką wywozi je, by potem zakopać głęboko w ziemi. Przepraszam za spoiler. Nie zepsułam wam zabawy. Rzecz dzieje się na samym początku i stanowi wyrwane z kontekstu, pojedyncze zdarzenie. Po prostu musiałam podzielić się z wami całym absurdem tej sytuacji. Doszłam do wniosku, że wyobraźnia kogoś poniosła, powoli już spisywałam na straty lekturę, aż tu nagle... Zaczęło mi się podobać. Nadal pozostaje niesmak związany ze swego rodzaju absurdalnością pewnych sytuacji, jednak Lemberg w końcu rezygnuje z tworzenia kolekcji najdziwniejszych zbrodni świata, uderza w kierunku sensacji i.. to wychodzi mu zdecydowanie lepiej.
Lemberg wykazuje się swoistą lekkością wypowiedzi, nie przemęcza czytelnika zbyt skomplikowanym stylem. Wystarczy, że maksymalnie utrudnia życie i pracę swoim bohaterom. Kryminały pisane przez Lemberga są ciekawe, a opisywane zbrodnie zawsze mają swoje podłoże psychologiczne. Nie inaczej jest w przypadku "Mennicy". Autor zdecydowanie powinien pisać dalej, jeśli nie kontynuację serii o Witczaku, to całkiem nową powieść kryminalną. Zdecydowanie wolę Lemberga, gdy stąpa mocno po ziemi. Opisywany powyżej wątek to jedynie niewielki fragment książki, ale właśnie w takich sytuacjach autor może narazić się nieco bardziej wymagającemu czytelnikowi. Rozumiem zamysł autora. Naturalizm jego postaci nie jest wadą, jeżeli zachowa się pewne granice. Po ich przekroczeniu owy naturalizm zaczyna drażnić. Odbiorca nie lubi być narażany na brak autentyczności, a w końcu - śmieszność.
Niestety, to, na co zwróciłam uwagę przy okazji lektury "Patrona", nie zostało wyeliminowane w twórczości autora. Lubię kryminały Lemberga, ale podchodzę do nich z lekkim, chociaż coraz większym dystansem. Chciałabym, aby autor pisał dalej w charakterystycznym dla siebie stylu, ale wyrzekł się irracjonalności określonych sytuacji. Czy to możliwe?
Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!
Mateusz M. Lemberg "Mennica"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2015
ilość stron: 424
data premiery: 10.09.2015
Ta policjantka zbiła mnie z nóg. No nie. Kto to wymyślił. Nie dam rady przebrnąć. Chociaż lubię kryminały.
OdpowiedzUsuńCo do Lemberga to jeszcze się będę zastanawiać. Nie mówię "nie", ale i nie pałam wielkim entuzjazmem.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.
OdpowiedzUsuń