Dzisiaj swoją premierę ma najnowsza powieść Agnieszki Olejnik, "Szczęście na wagę". Książka rozpoczyna cykl "Wszystkie smaki życia". Postanowiłam porozmawiać z autorką na temat jej powieści. Jak zmieniło się jej życie, odkąd zadebiutowała? Dlaczego postanowiła napisać książkę "odchudzającą"? Czego możemy spodziewać się po kolejnych częściach serii "Wszystkie smaki życia?
Pani
Agnieszko, ostatnio rozmawiałyśmy ponad rok temu, po premierze powieści „Dante
na tropie”. Jestem ciekawa, jak od tej pory zmieniło się Pani życie?
Zupełnie się nie zmieniło. Nadal żyję sobie
spokojnie w domu na skraju lasu, pod moimi dębami; usiłuję łączyć opiekę nad
dziećmi, psami i ogrodem z pracą w szkole i pisaniem książek. Jedno jest pewne:
nie mam czasu się nudzić.
W
„Szczęściu na wagę” porusza Pani wiele ważnych tematów, wsiąkając w świat
współczesnych nastolatków. Pisze Pani o internetowym hejcie, problemach młodych
ludzi z własną tożsamością i walce nastoletniej dziewczyny z nadwagą. Skąd taka
dobra znajomość świata młodych ludzi, którą wykazała się Pani, pisząc już swoją
powieść „Zabłądziłam”?
Po pierwsze, całkiem dobrze pamiętam siebie z okresu
dojrzewania. Po drugie, mam synów w różnym wieku: student, gimnazjalista i
pierwszak. To sprawia, że ciągle muszę być na bieżąco. Po trzecie wreszcie:
praca w szkole i wciąż utrzymywany kontakt z dawnymi uczniami sprawia, że dość
dobrze znam problemy nastolatków.
Zastanawiam
się, na ile Pani własne doświadczenia z pracy wpłynęły na ostateczny kształt
książki i problemy Ewy z uczniami?
Niektóre przemyślenia Ewy są moimi przemyśleniami.
Na przykład te dotyczące bezradności nauczyciela wobec nieprzemyślanych zmian w
oświacie albo tak zwanych „trudnych przypadków”. Sytuacje, kiedy chcemy pomóc
dziecku, ale napotykamy opór ze strony rodziców albo borykamy się z ich brakiem
konsekwencji, są dla nas szczególnie trudne, bo ostatecznie zawsze ucierpi na
tym uczeń.
W książce opowiedziałam kilka historii prawdziwych,
zmieniając jednak imiona uczniów. Na przykład historia Nikodema jest „z życia
wzięta”.
W
„Szczęściu na wagę” wykazuje się Pani niemałą wiedzą na tematy związane z
prawidłowym żywieniem, odchudzaniem. Czy interesuje się Pani tymi zagadnieniami
prywatnie, czy może zaczęła dopiero, przygotowując się do pracy nad książką?
Interesuję się, od zawsze. Nie w kontekście
odchudzania, lecz zdrowia. Zadaję sobie pytanie: co my – ludzie – robimy źle,
że tyjemy. Obserwuję naturę i nie widzę otyłych zwierząt. Weźmy przykład lwów.
Wylegują się i obserwują otoczenie. Dopóki są najedzone, nie polują. Nie jedzą
za dużo, nie tyją. Potencjalny obiad chodzi im przed nosem, ale one nie
odczuwają potrzeby, że zjeść więcej, niż to konieczne. To samo z
roślinożercami. Ludzie są smutnym wyjątkiem – stracili instynkt, nie wiedzą,
kiedy przestać.
Według mnie tycie jest dowodem na to, że popełniamy
jakiś fundamentalny błąd. Na swój własny użytek próbuję go znaleźć. Mam zamiar
cieszyć się życiem do ostatniej chwili, a to niemożliwe, kiedy człowiek jest
schorowany i wiecznie na coś narzeka. Nie godzę się na te wszystkie
dolegliwości, które nękają ludzkość. Chcę być kiedyś pełną werwy staruszką,
która wreszcie znajdzie czas, żeby obejść pieszo całą Islandię albo dotrzeć na
rowerze do Albanii.
Skąd
w ogóle taki pomysł, aby pisać o otyłej, zakompleksionej, młodej dziewczynie?
Czytelnicy nie wolą idealnych bohaterek, z ciałem modelki i perfekcyjnym
makijażem?
Większość czytelników to zwykli ludzie, z krwi i
kości – wcale nie idealni, lecz dzięki temu interesujący. Ideały są nudne. A
perfekcyjny makijaż często skrywa wrażliwą, zakompleksioną osobę, która wstydzi
się swojego prawdziwego oblicza.
Ja sama nie lubię czytać o bohaterach wyglądających
jak gwiazdy filmowe. Nie wierzę w takie historie. Wszyscy wiemy, że to, co
oglądamy na ekranach kin albo w internecie, to efekt pracy makijażystów i grafików.
Prawdziwi ludzie tak nie wyglądają.
Wracając do książki: początkowo pomysł był zupełnie
inny: to matka miała być otyła, a córka – po prostu trudna, zbuntowana
nastolatka. Kiedy zaczęłam pisać, nieoczekiwanie bohaterki zamieniły się
rolami. Nic nie mogłam na to poradzić.
Nie
jest już Pani debiutantką i można powiedzieć, że proces wydawniczy stał się już
dla Pani chlebem powszednim. Zastanawiam się, czy uczucia, jakie towarzyszą
wydawaniu kolejnej powieści są takie same, jak po opublikowaniu swojego
debiutu? Czy widok nowej książki prosto z drukarni, sygnowanej własnym nazwiskiem
zawsze cieszy tak samo?
Na każdą premierę bardzo czekam i każda stanowi
powód do radości, ale szczerze mówiąc, nigdy specjalnie nie przeżywałam faktu,
że na okładce widnieje moje nazwisko. Równie dobrze mogłabym pisać pod pseudonimem.
Natomiast bardzo biorę sobie do serca opinie czytelników, bo przecież książki
nie pisze się po to, żeby ona zaistniała, by pojawiła się na półkach księgarskich
– lecz żeby coś opowiedzieć; coś o sobie, jakąś prawdę o życiu i o ludziach.
Powieścią
„Szczęście na wagę” otwiera Pani cykl „Wszystkie smaki życia”. Proszę
opowiedzieć czytelnikom o tej serii. Ile książek ukaże się w cyklu, jakie
tematy podejmie Pani w poszczególnych powieściach?
„Wszystkie smaki życia” to trylogia. Drugi tom
będzie nosił tytuł „Miłość z nutą imbiru”, a ukaże się jesienią 2016. Natomiast
tom trzeci – „Pełnymi garściami” – właśnie się pisze.
Wszystkie części cyklu opowiadają o tych samych
bohaterach, poznamy więc dalsze losy Ewy i Klaudii, a także bliskich im osób. Każdy
tom w jakiś sposób dotyczy smaku, zarówno rozumianego dosłownie, jak w
przenośni, jako smakowanie urody życia – stąd tytuł serii.
W „Miłości z nutą imbiru” pojawi się atmosfera
świąteczna, ale nie będzie słodko jak w bombonierce, ten imbir pojawia się w
tytule nie bez powodu, wmiesza się tam odrobina goryczy. Natomiast „Pełnymi
garściami” będzie opowieścią o tym, jak smaki codzienności, przenikając się wzajemnie
i uzupełniając, tworzą niepowtarzalną całość: potrawę zwaną życiem. I jak można
się nią delektować.
Ja to piszę wszędzie, ale uwielbiam Panią Agnieszkę i jej twórczość. Jej książki mają w sobie takie coś, taką prawdziwość, naturalność, szczerość, bohaterowie są z krwi i kości, nieidealni, pokaleczeni, trochę "ułomni", ale to właśnie to sprawia, że są nam bliscy, realni. Poza tym zawsze czytając książkę Pani Olejnik odnoszę wrażenie, że autorka wie o czym pisze, że wszystko jest przemyślane, potwierdzone faktami,a nie tylko podane są czytelnikowi suche informacje.
OdpowiedzUsuńJestem w połowie lektury "Szczęścia na wagę" i już jestem oczarowana i mimo, że nawet nie skończyłam jeszcze nawet pierwszego tomu z cyklu już nie mogę doczekać się kolejnych! Autorka ujęła mnie ciepłem i mądrością jakie zawiera w swoich książkach, a jej dzieła należą do takich, że po ich przeczytaniu w głowie zostaje coś więcej niż tylko tytuł, ale jakieś wspomnienia, uczucia a niejednokrotnie życiowa lekcja, która potrafi bardzo zmotywować i podnieść na duchu :)