niedziela, 26 stycznia 2014

Jeannette Kalyta: "Położna (...)", która porody przyjmuje, a nie odbiera


Autobiograficzna powieść Jeannette Kalyta "Położna. 3350 cudów narodzin"to obowiązkowa pozycja dla wszystkich kobiet. Zarówno tych, które, tak jak radzi Jeannette, wierzą w siłę swojego ciała i podążają za swoim instynktem, jak i tych, które najchętniej uniknęłyby porodu, wybierając cięcie na życzenie. Autorka ma w sobie rzadko dzisiaj spotykaną mądrość: mimo doświadczenia i wiedzy, nie stara się na siłę przekonywać do swoich racji. Udowadnia słuszność jej poglądów na co dzień, a dowodem tego było spisanie swoich przeżyć w formie tejże książki.

Publikacja ukazała się nakładem Wydawnictwa Otwartego 13 stycznia 2014 r. i od razu zawędrowała na moją osobistą listę do przeczytania. Temat wydał mi się szczególnie interesujący ze względu na fakt, iż utożsamiam się z poglądami autorki. Jestem matką niespełna 3,5-letniego syna i, wbrew temu co doświadczone wieloródki próbują wmawiać kobietom w pierwszej ciąży, tego bólu się nie zapomina, a kiedy czytałam powieść Jeannette, były chwile, kiedy dreszcz przechodził przez moje ciało na wspomnienie pewnej wrześniowej, deszczowej nocy. Już podczas ciąży dużo czytałam, interesowałam się fundacją Rodzić po Ludzku (która, swoją drogą, objęła patronatem publikację położnej), dotarłam do wypowiedzi lekarzy, którzy wprost mówili o możliwych dla matki, a przede wszystkim dla dziecka, komplikacjach związanych z wykonaniem cesarskiego cięcia na życzenie. Mocno zakorzeniony jest we mnie pogląd, że "cesarka" to poważna operacja, która, owszem, jest potrzebna, gdy istnieje konieczność natychmiastowej interwencji, a poród siłami natury może być szkodliwy dla życia lub zdrowia matki bądź dziecka. Silnie wierzę w to, iż ciąża jest stanem fizjologicznym. Zdarzają się, oczywiście, patologie i wtedy jestem wdzięczna za poziom dzisiejszej medycyny. Uważam jednak, że kobieta powinna przede wszystkim zdać się na naturę i swoją siłę. O tej właśnie sile pięknie pisze Jeannette.

Różne uczucia targały mną podczas i po lekturze książki "Położna. 3350 cudów narodzin", ale chyba najmocniej przemawia przeze mnie zazdrość, że nie rodziłam z taką osobą, jak Jeannette Kalyta. Po przeczytaniu mam w głowie mocno zakorzeniony obraz jej osoby. Z kolejnych stron dzieła wyjawia się obraz kobiety niezwykle delikatnej, ale i posiadającej niewyobrażalną wewnętrzną siłę. Ma niesamowity kontakt nie tylko z rodzącą, ale też ze swoim "ja", zdaje się na intuicję i pełno w niej zrozumienia, szacunku i czułości. Jej książka to dwudziestopięcioletnia historia narodzin, a bohaterami są ludzie w najważniejszym dla nich momencie życia. Rodzi się nie tylko dziecko, ale też rodzice. W tle Jeannette opisuje swój wybór, naukę zawodu, opowiada o swoich porodach, głośno wypowiadając się o sytuacji, jaką zastała na oddziale jako rodząca. Mówi o tym, jak podjęła decyzję o chęci dokonania zmian w polskim położnictwie i od razu wcieliła ją w życie. Od myśli do czynu - taka jest, a jej publikacja to bardzo ważny głos, którego brakowało w naszym kraju. Głos opowiadający się przede wszystkim za szacunkiem dla rodzącej i pozwoleniem na przywitanie dziecka w naturalnym rytmie, niezakłócanym zbędnymi procedurami medycznymi.

Zdziwiła mnie wysoka estetyka powieści. Autorka jest w końcu położną, nie pisarką, a to jej pierwsza książka. Tymczasem to naprawdę pięknie napisana autobiografia, pełna mądrości i refleksji. Kilka anegdotek rozbawiło mnie do łez, zwłaszcza te o mężczyznach na sali porodowej - boskie! Opowieść o przyszłym tatusiu, który na porodówkę przyszedł wyposażony w odtwarzacz i pięć filmów na DVD, a żona, po podaniu jej znieczulenia zewnątrzoponowego, wyruszyła w poszukiwaniu automatu z kawą dla męża, była kwintesencją rozdziału opisującego różne zachowanie męskiej rasy podczas porodu. W swojej dwudziestopięcioletniej pracy położna spotkała się z rożnymi sytuacjami, również tymi, z którymi nigdy nie wolałaby się zmierzać, jak np asystowanie przy porodzie martwego dziecka. Opowiada o tym szczerze w książce, zachowując przy tym intymność kobiet, z którymi rodziła.

Wspominałam już na wstępie o niesamowitej mądrości Jeannette. Cudowne w tej publikacji jest to, że autorka ani przez chwilę nie próbuje czytelnika przekonywać, nie stara się na nikogo powoływać, a potwierdzeniem postawionej przez nią tezy jest jej życie. Ona rzeczywiście wierzy w siłę kobiety podczas porodu, dyskretnie prowadzi ją przez ten trudny czas, ale nic nie narzuca. Wie, że to rodząca sama powinna postępować zgodnie z tym, co czuje, co podpowiada jej natura. Książka jest pełna magii, która zdaje się towarzyszyć autorce na co dzień. To obowiązkowy tytuł tak naprawdę dla wszystkich świadomych swej kobiecości, siły oraz fizjologii pań, jak i dla mężczyzn, którzy uczestniczą w cudzie narodzin.

Położna zwraca uwagę na to, iż ona nie odbiera porodów. Źle jej się to kojarzy. Jeannette porody przyjmuje. Przyjmuje nowe życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz