poniedziałek, 27 stycznia 2014

O poszukiwaniu swej drogi w powieści J.A. Redmerski "Na krawędzi nigdy"

Wydawnictwo Filia swoimi styczniowymi nowościami podniosło poprzeczkę naprawdę wysoko. Najpierw oficyna wydała recenzowaną już przeze mnie fantastyczną powieść Anny Klejzerowicz pod tytułem "List z powstania", aby następnie wypuścić na rynek kolejną perełkę wśród premierowych tytułów - przepiękną historię autorstwa J.A. Redmerski - "Na krawędzi nigdy".



Na sam początek pragnę zaznaczyć, że romanse nie są moim ulubionym gatunkiem literackim, wydaje się, iż w tej materii zostało już powiedziane i napisane chyba wszystko, a książki te w większości są niesamowicie przewidywalne. Jednak wiedziona pozytywnymi recenzjami, zdecydowałam się zaryzykować z powieścią "Na krawędzi nigdy" i to był bardzo mile spędzony czas.

Książka jest głosem pokolenia, któremu trudno jest odnaleźć swoje miejsce na świecie. To opowieść o ludziach żyjących w dzisiejszych czasach, czasach, kiedy, mimo olbrzymich możliwości komunikacyjnych, zanika kontakt z drugim człowiekiem, a wielka miłość często jest nie największym pragnieniem, a przekleństwem, przed którym próbujemy uciec. Bohaterowie, wzorem wielu osób, boją się cierpieć, nauczeni swoimi doświadczeniami, wolą osunąć się na bok, poddając się życiu codziennemu, niż pozwolić sobie na porywy serca. 

Camryn Benett, główna żeńska postać powieści J.A. Redmerski, mimo młodego wieku, przeżyła już dużo: śmierć swej pierwszej miłości, osadzenie w więzieniu starszego brata i rozwód rodziców. Żyje z depresją i przerażona rutyną, która ją otacza. Jak wielu ludzi w teraźniejszości, ma dość sztywno ustalonych reguł rządzących światem, nie jest w stanie pracować w biurze od poniedziałku do piątku, ma wrażenie, że nie wnosi to nic do jej życia - wręcz przeciwnie. Jej stan psychiczny pogarsza się, nie dopuszcza nikogo na tyle blisko, by musiała się angażować. W końcu po kolejnym przykrym doświadczeniu, podejmuje decyzję. Pakuje najpotrzebniejsze rzeczy i wsiada w pierwszy autobus, w nieznanym jej kierunku.. Zbieg okoliczności, a może przeznaczenie?, powoduje, że tym samym środkiem transportu podąża Andrew Parrisha, który również znajduje się na życiowym zakręcie.

I chciałoby się rzecz "zakochują się w sobie i wspólnie odnajdują swój sposób na szczęście". Jednakże, ich lęki są zbyt silne, aby tak mogło się stać. Najpierw muszą pokonać długą drogę, bo to pojęcie kluczowe w tej powieści, najważniejszą podróż, która pozwoli im zdefiniować to, kim są. Filozofii życia chwilą, którą wspólnie wyznają, przyjdzie się zmierzyć z silną obawą, co dalej, kiedy ta chwila już się skończy. Wspólnie określą swoje niepokoje, wyjawią głośno najskrytsze tajemnice. Publikacja idealnie wpasowała się w czasy, w których została wydana. Nie tylko Camryn i Andrew wierzą, że nic nie trwa wiecznie, a skoro tak jest, to dlaczego by nie unikać emocji, również - a może przede wszystkim - tych dobrych, skoro koniec końców i tak będzie boleć? 

To książka drogi, przez Amerykę, ale i w głąb siebie. "Na krawędzi nigdy" jest pięknie opowiedzianą historią miłości, która rodzi się wbrew rozsądkowi i na przekór wszystkim lękom bohaterów. To cudowna opowieść o oczyszczającej sile uczucia, pokazana z dwóch perspektyw: młodej kobiety i zakochanego w niej mężczyzny. Obecność dwóch narratorów pozwala nam na wejście w ich świat, zrozumienie sytuacji każdego z bohaterów i odczucie empatii. Niezwykle istotnym przy wgłębianiu się w otoczenie postaci jest współodczuwanie ich przeżyć, a dzięki dokładnemu stadium emocji Camryn i Andrew jest to możliwe.

Bardzo podobało mi się nawiązanie do mitologicznego Orfeusza i jego ukochanej Eurydyki. Ten krótki fragment podnosi walor estetyczny publikacji, a porównanie miłości bohaterów do starożytnych postaci przedstawiono w sposób ciekawy, uciekając się do symbolu zawartego w tatuażu. Nie chcę zdradzić na ten temat za dużo, ze względu na to, iż odniesienie się do wyjaśnienia całego wątku ściśle związane jest z zakończeniem powieści, więc przejdę dalej.

Jedyne, co mnie irytowało w tej powieści, to fakt, że momentami zdawała się zbyt pospolita. Niestety, są takie fragmenty, kiedy czytelnik odczuwa wrażenie, iż autorka czasem inspirowała się Greyem, opisując pożycie seksualne bohaterów. Zbędne były również przekleństwa w wykonaniu Andrew. Nie mam nic przeciwko wulgaryzmom w książce, ale tylko wtedy, gdy nadają one autentyczności postaci. Rozumiem zamysł pisarki, aby uczynić z mężczyzny typ "niegrzecznego chłopca", ale do tego bohatera kompletnie to nie pasowało. To romantyczny młody człowiek, nieco zagubiony, ale jeśli już twórczyni koniecznie chciała przedstawić go w tym świetle, mogła ten wątek pociągnąć, a tak pozostaje on niedokończony, a te przekleństwa wydają się bezpodstawne i psujące urok książki.

Zastanawia mnie kontynuacja losów tej pary literackiej, zwłaszcza, że wydaje się, iż opowieść skończyła się w odpowiednim momencie. Zakończenie jest naprawdę dobre, zamknięte i nie pozostawia zbędnych dla tej akurat publikacji niedopowiedzeń. Na pewno przeczytam druga część, chociażby ze względu na zwykłą ciekawość. Tymczasem ogólna ocena tytułu wypada sporo powyżej średniej. "Na krawędzi nigdy" to nie zwykły romans, nic nie wnoszący dla czytelnika. Miłość jest głównym wątkiem, ale w tle autorka trafnie opisuje choroby naszych czasów: depresję i lęki. To opowieść o poszukiwaniu siebie i wolności dla jednostki. To książka przynosząca nadzieję. Rewelacja!

3 komentarze:

  1. Wow, lubię takie książki :-) Chętnie przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też nie lubię romansów. Ale ta książka... Po prostu muszę ją mieć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka wywarła na mnie same pozytywne wrażenia , nie jest to typowy romans , a jednym z głównych tematów jest poszukiwanie siebie .. ;)

    OdpowiedzUsuń