Pani Joanno, bardzo
dziękuję, ze zgodziła się Pani na wywiad. Zaintrygowała mnie kategoria, a
raczej opis Pani strony na Facebooku: „na razie autor, może kiedyś pisarz”.
Kiedy autor staje się pisarzem?
Myślę, że cezurą może być dopiero druga książka. Autorów
jednej, przeczytanej przez kolegów z pracy i rodzinę, jest w dzisiejszych
czasach chyba zbyt wielu, by nazywać ich "pisarzami". A i ta druga
niekoniecznie musi być wyznacznikiem awansu do roli "pisarza", choć
daje już pewne nadzieje.
Rozumiem, że Pani
aspiruje do bycia pisarzem i możemy się spodziewać następnych powieści Pani
autorstwa?
Nie jestem pewna, jak to się dokładnie potoczy, ale pracuję
nad drugą książką i mam pomysł na kolejne. Gdyby jednak same dobre pomysły
wystarczały, to świat pełen byłby doskonałych literatów. Tylko czytać nie
byłoby komu. Ponieważ mam też równoległy żywot akademicki na polonistyce UW
oraz inne zajęcia, nie jestem pewna, na ile wszystkie te aktywności da się
pogodzić. Jednak pisać chciałabym dalej.
A jak na Pani autorski
debiut zareagowali Pani studenci na polonistyce?
Kilka osób przyniosło mi książki do podpisu, więc nie udało
się tej "tajemnicy" zachować w tajemnicy. Głosy były oczywiście
pozytywne, choć myślę, że negatywnymi raczej nikt wolałby się nie dzielić:
końcu trzeba dostać zaliczenie . Ale kilkoro znajomych z uczelni (nie
studentów, a wykładowców oczywiście) pytało, czy komercyjnej powieści nie
należałoby wydać pod pseudonimem. Jak Maciej Słomczyński w roli Joe Alexa. Ale
ja nie jestem tłumaczem Szekspira, a skromną badaczką odbioru literatury w
internecie, więc nie mam problemu z tą "podwójnością" roli.
J. Szwechłowicz "Tajemnica szkoły dla panien" Wyd. Prószyński i S-ka |
Fabuła „Tajemnicy
szkoły dla panien” toczy się w czasach trudnych dla państwa polskiego, które
niepodległość dopiero co odzyskało i nie za bardzo wie, co z tą niepodległością
zrobić. Dlaczego zdecydowała się Pani umieścić bohaterów swojej pierwszej
powieści w latach 20. XX wieku?
Bardzo lubię ten właśnie okres, przedstawiany często przez
pryzmat kultury amerykańskiej jako wesoły czas big bandów i rozprężenia obyczajów,
ale w gruncie rzeczy będący przecież jednym wielkim chaosem. Ideologicznym,
ekonomicznym i politycznym. Lata dwudzieste w Wielkopolsce nie są często
opisywane w literaturze - by nie rzec, że nie są opisywane prawie wcale - bo
nie były specjalnie efektowne. Zamiast tańczyć charlestona, obywatele byłego
zaboru pruskiego raczej żmudnie odbudowywali instytucje państwowe, jednocześnie
mając duży problem z tym, że rządzić nimi będzie Warszawa, kojarzona z niezbyt
rozwiniętą Kongresówką i niesympatycznym dla wielu Piłsudskim. Często się o tym
zapomina, bo Historia pisana jest z perspektywy Warszawy. A historie były
przecież różne.
To również czasy
rodzącego się poczucia wyzwolenia pośród kobiet, czasy jedwabnych pończoch..
Świadome swojej seksualności panie kontra konserwatywne mężatki, gotowe
popędzić nierządnice gdzie pieprz rośnie, a wszystko to w tle powieści z mocno
zaakcentowanym wątkiem kryminalnym. Uważa Pani, że kobieta wyzwolona może być
przyczyną tragizmu mężczyzny?
Uważam, że w większości
przypadków mężczyźni to autorzy swych własnych tragizmów. Rola kobiet w tej
materii wydaje mi się demonizowana. To oczywiście "wina" literatury,
że kobieta nawet nie wyzwolona, a tylko świadoma siebie, jest w naszej kulturze
pokazywana jako źródło nieszczęść wszelakich. Ale literaturę przez wieki
tworzyli prawie wyłącznie mężczyźni.
„Tajemnica szkoły dla
panien” to wielowątkowa powieść, ile opinii, tyle analiz, często zupełnie
skrajnych. Niektórzy twierdzą, że to kryminał, inni – że raczej powieść
obyczajowa osadzona w przeszłości. A jak Pani scharakteryzowałaby swoją
książkę?
Też zauważyłam zróżnicowanie wniosków i bardzo jestem z niego
zadowolona, bo dzięki temu książka "żyje" i zaskakująco -
przynajmniej dla mnie - dużo się o niej mówi. Choć to przecież debiut. A sama
powiedziałabym, że to powieść obyczajowa w stylu retro z wątkiem kryminalnym i
elementami literackiej zabawy... zbyt skomplikowane? Czyli będę musiała
stworzyć swoją nazwę gatunkową.
Wydawca z kolei promuje
książkę jako „powieść flirtująca z gatunkiem kryminału retro”. Lubi Pani tak
flirtować z różnymi gatunkami?
Cóż, wydawcy tak mają, że potrzebują etykiet, by swój produkt
sprzedać. Trudno czynić im z tego powodu zarzut. Przynajmniej, dopóki ów
produkt rzeczywiście się sprzedaje . A teraz pracuję nad bardzo
"kryminalnym kryminałem", nie będzie to w żadnym razie flirt z
czymkolwiek. Tym bardziej, że głównym bohaterem (jednym z dwojga) jest ksiądz i
flirtować nie powinien.
Podczas lektury wiele
razy uśmiechałam się pod nosem, Pani doskonale operuje ironią, a powieść
momentami bywa satyrą. To Pani pierwsza książka, dlatego bardzo ciekawi mnie
owa kolejna powieść autorstwa Joanny Szwechłowicz. Czy ta kpina była
zamierzonym działaniem, czy jest to po prostu cechą Pani stylu?
Obawiam się, że jest to moja cecha osobnicza, niezwiązana
nawet z obraną konwencją. Początkowo chciałam z tym walczyć, ale chyba lepiej z
takiej "słabości" zrobić siłę i element rozpoznawalnego stylu.
Po intensywnych
poszukiwaniach wiem już, że żadne Mańkowice nie leżą pod Poznaniem, ewentualnie
Wikipedia nic o nich nie wie. Czy istnieje jakiś pierwowzór Mańkowic?
Nie tylko Wikipedia, ale i wszelkie znane mi źródła. Istnieją
Mańkowice, jednak w zupełnie innej części kraju. Ponieważ sama pochodzę z małej
miejscowości w Wielkopolsce, to w nieunikniony sposób część jej cech
przeniosłam na karty powieści. Ale, oczywiście, policja działa tam współcześnie
lepiej, a bolszewiccy agenci omijają miasteczko szerokim łukiem. Tak mi się
przynajmniej zdaje.
Rzeczywiście, znalazłam
tylko Mańkowice w opolskim. Na kartach powieści spotykamy wielu mieszkańców,
przez co książka zdaje się nie mieć spersonalizowanego głównego bohatera,
chociaż prym wiedzie podkomisarz Ratajczak. Kto w opinii autorki jest
najważniejszą postacią powieści?
Najważniejszą bohaterką, gdyby akcja powieści toczyła się
dziś, byłaby Łucja. I to chciałam zasugerować czytelnikowi. Niezbyt chwalebny,
choć widowiskowy, koniec jej książkowej egzystencji miał symbolizować to, że w
owych czasach kobieta nie była równoprawną bohaterką życiową i literacką, choć
w wielu współczesnych "retropowieściach" pomija się ten aspekt,
przebierając w stroje „z epoki” współczesne feministki. A najsympatyczniejszą
główną postacią byłaby Klara, której życzę wielu sukcesów na niwie
literacko-dziennikarskiej.
Bardzo zainteresował
mnie fakt, że prowadzi Pani badania na temat amatorstwa w materii krytyki
literackiej. Czego można dowiedzieć się z takich badań o blogach recenzenckich?
Podstawowym wnioskiem jest to, że powoli zastępujecie Państwo
"oficjalną", dziennikarsko-akademicką krytykę, która znika z mediów
głównego nurtu. Wielu blogerów jest świetnie przygotowanych merytorycznie i
staje się autorytetami, cytowanymi i rozpoznawanymi także poza blogosferą.
Zauważają to chyba już wszyscy zainteresowani - wydawcy, literaci i czytelnicy.
Tylko wydziały polonistyki mają jeszcze wątpliwości.
Chętnie Pani podejmuje
współpracę z blogerami?
Jak wynika z tego wywiadu, tak. Myślę, że obecnie jest to nie
tylko przywilej, ale i konieczność. Blogi książkowe to obok Facebooka i kilku
portali najważniejsze medium, w którym czytelnicy szukają wiedzy oraz opinii na
temat literatury. Tym milej, że mogę z Panią porozmawiać.
I na koniec dość
banalne, ale jakże ważne w moim odczuciu pytanie.. Czy jest Pani zadowolona ze
swojego literackiego debiutu?
Nie do końca, z wielu przyczyn. Druga książka będzie więc
doskonałą okazją, by wszelkie błędy i niedociągnięcia poprawić.
W takim razie z
niecierpliwością czekam na kolejną powieść Pani autorstwa i bardzo dziękuję za
rozmowę oraz poświęcony czas!
Recenzja "Tajemnicy szkoły dla panien" autorstwa Joanny Szwechłowicz tutaj.
Recenzja "Tajemnicy szkoły dla panien" autorstwa Joanny Szwechłowicz tutaj.
Świetny wywiad i mądre pytania. Nie czytałam tej książki, ale może po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńhttp://chcecosznaczyc.blogspot.com/