poniedziałek, 19 grudnia 2016

Magdalena Knedler | Najlepsze prezenty ukryte są w sercach



Dziś o swoich Świętach pisze dla Was Magdalena Knedler, znana i lubiana autorka takich powieści jak "Pan Darcy nie żyje", "Nic oprócz strachu" czy"Nic oprócz milczenia". Podobnie jak autorka poprzedniego felietonu, Anna Fryczkowska, upiera się, że Mikołaj nie istnieje. No, wiecie co, drogie Panie? :)


Święta Bożego Narodzenia zawsze spędzałam tradycyjnie, przy stole i w gronie rodzinnym. Nikt nigdy nie zdobył się tutaj na ekstrawagancję, choć każdego roku ktoś wygłasza uwagę, że przygotowaliśmy za dużo jedzenia i trzeba się było nasprzątać, a i tak za chwilę zrobi się bałagan. To nieważne. Lubimy tę powtarzalność, cykliczność definiującą grudzień i koniec roku. Kulinarnych talentów raczej mi natura poskąpiła, ale jeśli otrzymywałam jakieś zadanie w kuchni – starałam się je wypełniać sumiennie. A te niekuchenne – jeszcze sumienniej. Bywało również tak, że wyznaczałam je sobie sama.
Kiedy miałam siedem lat, poczułam się bardzo dorosła – w końcu były to moje pierwsze święta, które przeżywałam jako uczennica pierwszej klasy szkoły podstawowej, a nie jako przedszkolak lub zerówkowicz. I postanowiłam, z braku innych przedświątecznych zajęć, poukładać stare płyty winylowe rodziców. Uwielbiałam się zresztą nimi bawić, oglądać je, dotykać, przekładać. Był to więc również pretekst, by nieco w nich poszperać. Płyty leżały zawsze w dolnej szafce naszej meblościanki (meblościanka była obowiązkowa!) i każdy o tym wiedział. Także ja. A moi rodzice wiedzieli, że ja wiem :) I mimo to zdecydowali się właśnie tam... ukryć dla mnie prezent pod choinkę! Naprawdę, właśnie tam. Był to czas całkiem nowej mody na lalki Barbie i łabędziego śpiewu Pewexów. A zatem znalazłam oczywiście Barbie z dwoma zestawami ubrań. Zdążyłam wszystko bardzo dokładnie obejrzeć, a nawet powąchać. Stałam się wtedy mistrzynią dyskrecji i powściągliwego milczenia, bo w domu była wówczas ze mną babcia, która zauważyła, że „jestem jakaś cicha” i „taka grzeczna”... Schowałam swój prezent na miejsce, płyt nie ułożyłam i przez resztę dnia chodziłam jak struta, bo mnie ta tajemnica mocno uwierała. 
Rodzice rozpracowali mnie bez większych problemów, a ja dokonałam tamtego roku dwóch ważnych odkryć. Po pierwsze – kiepsko kłamię. Po drugie – Święty Mikołaj naprawdę nie istnieje i nie ma się co dłużej oszukiwać.
Mimo to – święta i tak były magiczne, jak co roku. Bo przecież najlepsze prezenty ukryte są w sercach. I oby nie trzeba było nigdy zbyt długo ich szukać.

Magdalena Knedler

1 komentarz:

  1. Ja w swoim dziecku staram się podsycac wiarę w świętego Mikołaja, z czasem robi się to coraz trudniejsze☺

    OdpowiedzUsuń