sobota, 3 grudnia 2016

Joanna Szarańska | Chłonę smaki, zapachy i melodie Świąt




To kolejna, trzecia już odsłona lubionego przez Was cyklu świątecznego.
Jak co roku, poprosiłam dziesięć autorek o przygotowanie wpisów, które umilą przygotowania do Świąt. Zapraszam na pierwszą odsłonę, której bohaterkami są Joanna Szarańska, autorka komedii "I że ci nie odpuszczę" i "Kocha, lubi, szpieguje", oraz... jej córeczka Milenka. :)


Każdego roku wpatruję się z zachwytem w kolorową choinkę i myślę, że muszę się nią nacieszyć, bo kolejne święta dopiero za rok. A potem miesiące przemijają szybko i zanim się spostrzegę, na ulicach znów pojawiają się świąteczne dekoracje, a ja mimowolnie zaczynam podśpiewywać pod nosem „Merry christmas everyone”. Uwielbiam tę piosenkę!

Gwiazdka to okres, który bardzo silnie na mnie oddziałuje. Wczuwam się w klimat, śpiewam kolędy, chłonę smaki, zapachy i melodie. To także czas, kiedy często popadam w zadumę i wzruszenie. Potrafi mnie do tego skłonić refleks kolorowego światełka w kołyszącej się na gałązce bombce, zapach gotowanego barszczu z grzybami, przyklejony do języka opłatek albo smak ukrytej pod choinką czekolady. W takich chwilach bardzo często wracam myślami do świąt z dzieciństwa albo myślę o mamie, której bardzo nam brakuje przy wigilijnym stole.
W naszym domu święta obchodzi się bardzo tradycyjnie, choć niektóre tradycje zostały nieco zmodyfikowane :)

W Wigilię od rana gotujemy różne przysmaki i stroimy choinkę. Od dwóch czy trzech lat przy tym drugim dzielnie pomaga Milenka, co sprawia, że cały proces nieco się wydłuża, ale nam to nie przeszkadza. Z tego samego powodu od pewnego czasu mamy na drzewku ozdoby nietłukące... trochę wiklinowych, trochę drewnianych, trochę własnoręcznie uszytych przeze mnie z filcu. W tym roku planowałam odkurzyć zapomniane bombki, ale w domu pojawił się kot Cynamon, więc jeszcze nie wiem, jak to będzie... ;)

Przy ubieraniu choinki często wspominam drzewka towarzyszące mi w dzieciństwie. Jedna z moich choinek miała nawet imię, cóż, pomysłowość dziecka nie zna granic! Poza tym często mieliśmy świeże drzewka, przyniesione prosto z lasu, pachnące. Wisiały na nich cukrowe laski w błyszczących papierkach i anielskie włosie, którego odrobinę się bałam. I setki kolorowych baniek, a przynajmniej tak mi się wydawało, gdy byłam dzieckiem...

Zawsze wypatrujemy pierwszej gwiazdki, ale do stołu wigilijnego zasiadamy wtedy, kiedy zaburczy w dziecięcym brzuszku. Oczywiście to tylko metafora, nie myślcie, że głodzimy dziecko ;) Przed wieczerzą wspólnie się modlimy i łamiemy opłatkiem. Ta część wieczoru jest dla mnie bardzo wzruszająca, czasami aż ściska mnie w gardle, a talerze stojące na stole robią się dziwnie zamazane.
Na naszym wigilijnym stole znajdują się potrawy, które podawała wcześniej moja babcia, a po niej mama. Najpierw zjadamy biały barszcz z grzybami podawany z ziemniakami, potem ugotowany groch i kompot z suszonych owoców – pewnie ten przysmak niejedną osobę zdziwi, ale właśnie w ten sposób podawało się w moim domu, groch razem z kompotem z suszu. Następnie zjadamy uszka z czerwonym barszczem lub pierogi z kapustą i grzybami, a na koniec smażoną rybę, obowiązkowo karpia. Do rybki podajemy chałkę. Milenka zazwyczaj odpada po barszczyku białym, a my zajadamy dalej, klepiąc się po żołądkach i powtarzając, że mamy już dość. Na naszym stole zawsze znajduje się nakrycie dla zbłąkanego wędrowca. To kolejna tradycja, która ściska mnie za gardło.
Po wieczerzy wigilijnej nadchodzi czas, by zajrzeć pod choinkę. Cóż, my z mężem zawsze wiemy, co nam święty z brodą przyniesie, ale Milenka ma niezłą frajdę. I nie tylko ona. Naszą domową tradycją jest to, że prezenty pod choinką znajdują także zwierzaki. Zazwyczaj są to jakieś specjalne przysmaki, więc kiedy ja kartkuję nową powieść (a jakże), z kuchennego kąta dochodzi zadowolone mlaskanie...

Ze zwierzakami dzielimy się także opłatkiem, traktujemy je jak członków rodziny. Dawno, kiedy żyła moja babcia, karmiła zwierzęta gospodarskie specjalnym różowym opłatkiem. Twierdziła, że to właśnie po nim zwierzaki nabierają zdolności mówienia. I że o północy co nieco nam powiedzą, trzeba tylko podsłuchać. Próbowałam wiele razy, zakradając się do stajni, ale nigdy się nie udało. Pewnie zawczasu mnie dosłyszały i zamilkły ;)

Wieczorem długo wpatruję się w kolorowe światełka i rozmyślam. Nucę pod nosem kolędy (Milenka śpiewa głośno, ale ona kolędy śpiewa nawet latem) i dumam, że znowu muszę czekać cały rok, by poczuć niezwykłą magię wieczoru wigilijnego. A potem rok tak szybko mija...

Kochani, tej magii świątecznej Wam życzę! Spędźcie ten czas z bliskimi i cieszcie się jego niezwykłością!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz