Jak sama mówi, nie zajmuje się pisaniem "na pół gwizdka". Tak się nie da. W pełni oddaje się temu, co robi. I widać tego rezultaty! Anna Karpińska coraz częściej pojawia się na księgarnianych półkach. Dotychczas wydała cztery książki, wydawca na listopad zapowiada już piątą. O tym, dla kogo i o czym pisze, skąd czerpie pomysły i dlaczego wątek bałkański pojawił się już w kilku powieściach pisarki, rozmawiam z Anną Karpińską.
Pani powieści scharakteryzowałabym jako „powieści obyczajowe
z kluczem”. Co jest dla Pani inspiracją, kiedy Pani pisze? Skąd biorą się
pomysły?
Nie chciałabym określać gatunku moich
książek, chociaż ma pani dużo racji
nazywając je powieściami obyczajowymi. Zawierają jednak również wątki
psychologiczne, czasami kryminalne, romansowe. Kieruję się zasadą, że książka
„ma się dobrze czytać”, być ciekawa, wciągająca i do końca trzymać w napięciu.
Pozwolę sobie przytoczyć kilka opinii, które miałam przyjemność otrzymać od Czytelników
i za które przy tej okazji serdecznie dziękuję.
„Książki nie mogłam odłożyć na
wirtualną półkę, dopóki nie skończyłam.”
„Za jakie grzechy” pozyskały moją
ciekawość, utrzymały ją do końca i był to bardzo przyjemny stan.”
„Zaczytywałam się w książce, nie
mogłam oderwać się nawet w autobusie.”
„Czytałam wieczorem, pól nocy i
poranek, kończyłam na parkingu przed biurem, inaczej nie poszłabym do pracy.”
Serce rośnie i chce się dalej
pisać. W końcu piszę dla czytelnika i on ma być zadowolony.
Dla kogo Pani pisze?
Nie ukrywam, że głównie dla
pań, kobiet, dziewczyn w każdym
wieku. Target od lat piętnastu do stu,
żeby nie obrazić pań, które przekroczyły ten wiek. Głównymi bohaterkami są kobiety i ich problemy,
nic więc dziwnego, że książki trafiają głównie w ręce pań. Nie chcę przez to powiedzieć, że moje książki
pozbawione są postaci męskich. Wręcz przeciwnie. Nawet klasyczny romans nie
obędzie się przecież bez mężczyzny i relacji męsko-damskich.
Zastanawiam się nad obecnością wątku
bałkańskiego w dwóch Pani powieściach, które dotychczas przeczytałam:
„Chorwacka przystań” i „Za jakie grzechy?”. Dlaczego akurat Bałkany?
Po ukazaniu się „Chorwackiej
przystani” Czytelniczki na spotkaniach autorskich często zadawały mi to pytanie. Odpowiadałam –
ponieważ lubię Bałkany. Odwiedzałam to miejsce kilkakrotnie, uległam jego
czarowi, mogłabym jeździć tam co roku. Za trzy tygodnie czeka mnie wielka
frajda. Jadę do Dubrownika!
Kto jest pierwszym czytelnikiem i recenzentem
Pani książek?
Moje dorosłe dzieci – Marta,
Maciej i ostatnio Jędrzej. Przesyłam im każdy napisany rozdział. Taka powieść w
odcinkach. Niestety nie mają ze mną łatwo, ponieważ nie znoszę krytyki,
mobilizuje mnie aprobata. Nie mogę
jednak narzekać na moich pierwszych Czytelników. Potrafią mnie zachęcić do
dalszej pracy.
Która z Pani powieści wymagała od Pani najwięcej
zaangażowania, sprawiła najwięcej trudności?
Z pewnością pierwsza „Chorwacka przystań”. Wbrew temu co sądzą niektórzy nie
„obsługiwałam” wojny bałkańskiej jako reporterka i musiałam przerzucić sporo
gazet, by czegokolwiek się na jej temat dowiedzieć. Wymagało to sporo pracy.
„Za jakie grzechy?” zaczyna się, można
powiedzieć, banalnie. Ślub jak z bajki, piękna panna młoda i pan młody, który
dochodzi do wniosku, że jednak „nie może”… Sama przekonałam się, iż powieść to
coś więcej niż tylko czytadło dla kobiet, ale czy nie boi się Pani zaszufladkowania
do kategorii „komedii romantycznych”? Czy to żadna ujma dla pisarza?
Pozwoli Pani, że się nie
zgodzę. Opuszczenie panny młodej przed ołtarzem nie jest sprawą banalną. Nie zdarza się chyba zbyt często. Żart na bok. Staram się zaczynać swoje książki, jak to
zdefiniowała jedna z recenzentek „uderzeniem w splot słoneczny”. Taki trik,
żeby zaaferować Czytelnika. Problem w tym, by utrzymać napięcie do końca.
Z jakim tematem chciałaby się Pani zmierzyć w
literaturze? Co Panią w tej chwili najbardziej intryguje?
Pytanie bardzo na czasie. Właśnie
skończyłam pisać kryminał. Też obyczajowy, też z udziałem Pań, które szukają
mordercy, kobiet uwikłanych w skomplikowane układy rodzinne i damsko-męskie.
Akcja toczy się w niewielkim gronie osób, są zmiany akcji i można pobawić się w
odgadywanie kto zabił.
Czy Pani pisze „pełnoetatowo” czy to takie dodatkowe zajęcie?
Po latach zatrudnienie u
wielu pracodawców i prowadzeniu firmy postanowiłam pisać, czyli robić coś o
czym myślałam od wieków. I robię to, jak
to Pani określiła „pełnoetatowo”, na pełen gwizdek. Inaczej się nie da. Każda
praca twórcza jest wymagająca i bezlitosna. Zrobisz sobie przerwę, zapomnisz o
czym pisałaś kilka dni temu, tracisz wątek, a kolejne linijki tekstu zaczynają
się rwać i wychodzi bubel. Dlatego
trzeba ustalić sobie reżim pisania, stałe godziny, dyscyplinę. A rozpraszać się
można jedynie na sprawy rodzinne.
Jakie plany literackie ma Pani na najbliższy
czas?
Plany muszą poczekać do
końca września, kiedy wrócę z Dubrownika.
Właśnie dzisiaj skończyłam pisać mój obyczajowy kryminał…i odetchnęłam z
ulgą. Ale oczywiście myślę o kolejnych
książkach. Mam pomysł na następną „obyczajówkę”, ale może warto by się pokusić
o kontynuację którejś z wydanych książek? To jednak zależy od mojego Wydawcy.
Zobaczymy co czas przyniesie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz