Motyw wojenny często pojawia się we współczesnej literaturze, dlatego na autorów podejmujących wątek czeka nie lada wyzwanie - nie jest łatwo stworzyć coś oryginalnego i innego. Manula Kalicka w swojej powieści "Dziewczyna z kabaretu" nie pisze o obozach koncentracyjnych, łapankach na ulicach Warszawy i zrywach powstańczych. Przedstawia zupełnie inne oblicze II wojny światowej, widzianej przez pryzmat zniszczonych, jedwabnych pończoch.
Irenka w dniu wybuchu wojny jest młodą, atrakcyjną tancerką z kabaretu. Ucieka z bombardowanej Warszawy wraz ze swoim sąsiadem i jego szoferem. Niestety, towarzysze podróży giną w drodze, a Irenka jest zdana tylko na siebie. Na dodatek ma na głowie cenny obraz Rembrandta i małego żydowskiego chłopca, który dopiero co stracił matkę. Irenka próbuje dotrzeć do granicy, lecz kiedy dowiaduje się o inwazji sowieckiej, zawraca do Warszawy. Tam musi stawić czoło zainteresowanym obrazem Rembrandta Niemcom, którzy wojnę wykorzystują do własnych, niecnych planów. Jej skomplikowanej sytuacji wcale nie ułatwia fakt, iż ukrywa żydowskie dziecko. Tymczasem w Krakowie zostaje zamordowany znany antykwariusz, który w swoich zbiorach posiadał niezwykle cenną książkę.
Co łączy autoportret Rembrandta i Biblię Gutenberga? Tego nie mogę wam zdradzić, ale jestem pewna, że spodoba wam się sposób, w jaki poszczególne elementy układanki wskakują na swoje miejsce. Doceniam samą historię, jaką stworzyła Manula Kalicka i kapitalnych, zapadających w pamięć głównych bohaterów. Irenka jest genialna, wzbudza sympatię i swoją obecnością wywołuje uśmiech na twarzy czytelnika. To wielka sztuka - napisać powieść o tematyce wojennej, wykazując się przy tym niebanalnym poczuciem humoru oraz sporą dawką ironii. Podoba mi się świeże spojrzenie Manuli Kalickiej na trudną problematykę i jej nienaganny język oraz znakomity styl. Ale! No właśnie.
Zdecydowanie wolę bardziej dynamiczne opowieści, były momenty, że lektura dłużyła mi się i pomstowałam na opieszałość głównych bohaterów. Może trafiła na zły czas i przemęczenie? Spróbuję wam to wytłumaczyć - wiem, że "Dziewczyna z kabaretu" to bardzo dobra powieść i literatura z doprawdy wysokiej półki, jednak nie potrafiłam zatracić się w lekturze i wciągnąć w kapitalnie opisany przez autorkę świat. Najpierw irytowała mnie ilość wątków pobocznych, potem, gdy w końcu zapoznałam się z każdym z bohaterów, nie mogłam wsiąknąć w ich środowisko, a kiedy już mi się to udało, powieść się skończyła. Bardzo możliwe, że książkę przeczytam w przyszłości ponownie, dam jeszcze jedną szansę, gdyż "wina" co do braku porozumienia pomiędzy nami może leżeć po mojej stronie.
"Dziewczyna z kabaretu" to ambitna i oryginalna powieść, którą delektuje się powoli. Cięższy kaliber, chociaż sama autorka jest przekonana, że napisała powieść lekką i rozrywkową, ja nie potrafię się z nią zgodzić i nie polecam osobom poszukującym łatwostrawnej historii do poduszki. Byłam chyba zbyt przemęczona, rozpoczynając swą przygodę z powieścią, aby wycisnąć z niej wszystkie smaki, więc spróbujcie zmierzyć się z tą lekturą, kiedy będziecie mieć trzeźwy umysł.
Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!
Manula Kalicka "Dziewczyna z kabaretu"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2016
liczba stron: 528
data premiery: 07.01.2016
Brzmi bardzo intrygująco :)
OdpowiedzUsuńZnam to uczucie, gdy nie trafi się z książką w moment. Kiedy zastanawiałam się nad założeniem bloga obawiałam się własnie takich sytuacji, że trzeba się wywiązać z zobowiązania i napisać recenzję, a przeczytałabym coś zupełnie innego.
OdpowiedzUsuń