Katarzyna Kołczewska - autorka dojrzałych powieści obyczajowych, między innymi "Wbrew sobie" i "Idealnego życia", przygotowała dla Was niesamowity felieton świąteczny. Koniecznie zajrzycie na bloga i raz jeszcze zastanówmy się, o co tak naprawdę chodzi w zbliżających się Świętach...
Zaczęło się. Last
Christmas, All I want for Christmas i te wszystkie piosenki z dzwoneczkami
atakujące uszy ze wszystkich stron. Korki na ulicach większe niż zawsze. Nawet
w ubiegłym roku tak źle nie było. Tłumy w sklepach. Gonitwa myśli i liczne pytania
w głowie: co zrobić na obiad na pierwszy dzień świąt? Jak ubrać dzieci? Czy
Zosia wyrosła z tej granatowej sukienki? Kto miał kupić opłatek? Ile będzie
osób na Wigilii? Czy aby nieparzyście? Cholera! Jak to zrobić, żeby było
parzyście? Czy nieparzyście? Jak to było z tą liczbą osób przy wigilijnym
stole? A może to chodziło o potrawy? Znowu mama będzie marudziła cały wieczór,
że ściągamy na siebie pecha. Co kupić na prezent dla dziadka? No właśnie! Co
kupić dziadkowi? Czego on może potrzebować? Książkę? Ostatnio dostał i jej
nawet nie przeczytał. Wodę toaletową? Jak się nią spryska, to dom trzeba będzie
tydzień wietrzyć. A mamie? Ciotce? A co ja dostanę? Tylko, błagam, nie kolejne
kapcie czy bawełnianą koszulę nocną w chmurki!
Wszystko musi być przygotowane przed przyjazdem teściów.
Szarlotka upieczona i makowce, pierogi gotowe, barszcz gorący i karp ścięty w
galarecie. Śledzie tym razem takie dobre jak u mamy. Zapas jedzenia w lodówce
mniej więcej na dziesięć dni dla całej rodziny razy dwa. A może nawet razy
trzy. Dom wysprzątany i to na wysoki połysk. Odkurzone wszystkie dawno nie
wyciągane szpargały. Odpowiednio dobrane
i porozstawiane po domu ozdoby świąteczne. Choinka, oczywiście też. Wielka,
największa jaką się da. A jak nie największa to chociaż najbardziej oryginalna. Na przykład przybrana
w ekologiczno-naturalno – buro - paskudne ozdoby ręcznej roboty. Tancerki ze
słomy, łańcuchy z papieru, pierniki zamiast bombek. Żadnych elektrycznych
światełek. A może zupełnie odwrotnie? Drzewko uginające się pod kilometrami
zielonego kabla łączącego ze sobą tysiące małych żarówek. Rozplątanie tego
zajmie dwie godziny przy rozbieraniu choinki. Bogato zdobione bombki i bibeloty
jakich nie powstydziłby się barokowy artysta. Brokat osypuje się po całym
mieszkaniu i ubraniach domowników oraz gości. Poza tym w całym domu dużo
stroików, świeczników, reniferów, Mikołajów, gwiazd betlejemskich i koniecznie
szopka. Wycięta przez dzieci z gazety. Obok szopki kartki z pozytywką grającą
kolędy. No właśnie kolędy! Przecież jeszcze trzeba przygotować podkład muzyczny
do kolacji wigilijnej. Na początek kolędy, jeżeli już dziadek będzie chciał
śpiewać, to przynajmniej niech śpiewa z podkładem a nie fałszuje na całe gardło
przez pół wieczoru ku utrapieniu reszty rodziny. Potem może niech leci muza z
Listów do M i M2? No właśnie! A czy on kupił już tą płytę? Koniecznie muszę mu
przypomnieć! Tylko tyle miał do roboty!
Dzieci też trzeba przygotować. Umyć i uczesać. Zosia
koniecznie zapleciony warkocz francuski, inaczej mama powie, że o nią nie dbam,
a Kubuś nie może być w tych spodniach z ubiegłego roku! Może jeszcze zdąży się
z nim do fryzjera podjechać? Nie, nie, muszę podjechać. Nie może z taką grzywą
na święta zostać.
I jeszcze zakończenie roku w firmie. Wszystko winno być
dopięte przed świętami, a już na pewno przed 31 stycznia. Każde zamówienie
zrealizowane, projekty zakończone, pieniądze wydane. Ustalenia i plany ustalone
i zaplanowane. Odpowiedzi na stare e-mejle wysłane. Wyniki wykręcone, spotkania odbyte, wizyty
zaliczone. Zupełnie tak jakby po 31 grudnia miał się świat skończyć. Wszystko
musi być dopięte na ostatni guzik. I w pracy i w domu.
I w końcu przyjdzie wigilijny wieczór. Wesołych Świąt i
łamanie opłatkiem. Pociechy z dzieci, zdrowia i pieniędzy. Zamieszanie z
podawaniem kolacji. Kiedy pierogi? A rybę już podgrzewać? Mamo, kiedy przyjdzie
Święty Mikołaj? O! Jakie piękne kapcie! Marzyłam o takich! A Kubuś to nie za
długie ma te włosy? U chłopca chyba tak nie wypada. Cicha noc i Przybieżeli do
Betlejem. Dzieci, bo przewrócicie choinkę! No w tym roku, moja droga to
barszcz za kwaśny ci wyszedł. Oj,
czas się zbierać, dziadka trzeba odwieźć. Wesołych Świąt! Trzymajcie się! Pa!
W zlewie stos naczyń, na stole resztki, którymi można by
wykarmić pół obozu dla uchodźców. Pod choinką śmieci z rozpakowanych prezentów,
igły i brokat. Dzieci zasnęły przed telewizorem, a mąż w fotelu. Ból w plecach,
w nogach i skroniach.
I znowu te same obietnice. Już nigdy więcej. Ostatni raz
robię takie święta. Po co to wszystko?! Tylko przyszli, najedli się i po
wszystkim. Za rok nie dam się już wkręcić w tą całą przedświąteczną gonitwę.
Kto to powiedział, że to zawsze tak ma być? Na bogato, jak za dawnych czasów i
świątecznie? A nie mogłoby być tak zwyczajnie? Po prostu obiad, jak w weekend?
Może bez mięsa, może ze śledziem i karpiem ale bez tego całego wariactwa? Bez
tej roboty, gonitwy, zamieszania?
Mija rok, zbliża się grudzień, i znowu zapominamy o
obietnicach. Znowu zaczynamy marzyć o choince i blasku świec. O pojednaniu, refleksji,
odkupieniu win i rodzinnej atmosferze przy stole. Uśmiechniętych oczach dzieci,
kiedy rozpakowują prezenty. Pysznościach na talerzach. Wspólnym śpiewaniu
kolęd. Idziemy do kina na ckliwą komedię romantyczną, gdzie w święta samotni
odnajdują miłość swojego życia, osierocone dzieci nowych, bogatych rodziców,
łobuzy sumienie, nieodpowiedzialni odpowiedzialność. I znowu chcemy w to wszystko
wierzyć. Rok po roku chcemy wierzyć w magię Bożego Narodzenia.
Katarzyna Kołczewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz