czwartek, 10 grudnia 2015

Boże Narodzenie Doroty Schrammek



Dzisiaj o swoich Świętach pisze dla Was Dorota Schrammek - lubiana przez czytelników autorka powieści obyczajowych "Stojąc pod tęczą" i "Horyzonty uczuć". Przeczytajcie, jak wygląda Boże Narodzenie w domu pisarki, która sama przyznaje, że jest tradycjonalistką. 

Boże Narodzenie to dla mnie najpiękniejszy moment roku. Od dziecka czekałam z utęsknieniem i nadal czuję ten dreszczyk emocji, towarzyszący Świętom. Nie miało – i nadal nie ma – to nic wspólnego z Mikołajem i prezentami. Uwielbiam atmosferę bożonarodzeniową, ten czas oczekiwania na mający nastąpić po raz kolejny cud oraz magię wigilijnej nocy…

Radosne podniecenie zaczyna się wraz z pierwszymi dniami Adwentu. Co roku w pierwszą niedzielę wysłuchuję koncertu pieśni i melodii świątecznych. Wraz z dziećmi dekorujemy domek, tworzymy stroiki – przez najbliższe cztery tygodnie ma pachnieć żywicą! W kolejnych tygodniach Adwentu pieczemy pierniczki, ustalamy świąteczny jadłospis i wypisujemy życzenia świąteczne na kartkach, które wysyłamy najbliższym. W tym roku posłałam ich ponad pięćdziesiąt. Te, które otrzymujemy, zawieszamy na drzwiach salonu. Życzenia od przyjaciół i rodziny towarzyszą nam podczas wieczerzy wigilijnej. W trakcie Adwentu wyszukujemy drobne upominki. Krótko przed Świętami obdarowujemy nimi wszystkie osoby, które w jakiś sposób pomogły nam w trakcie minionych dwunastu miesięcy. Prezenty trafiają m.in. do zaprzyjaźnionego księdza, terapeutki od ergoterapii, lekarki rodzinnej, nauczycielki muzyki. To tylko przykłady, bo osób, którym wypada podziękować, jest znacznie więcej. Naszym dzieciom także robimy symboliczne prezenty. Uczymy, że Święta nie są od brania. Znacznie wartościowsze jest dawanie.

Choinkę ubieramy tydzień przed Wigilią. Jeździmy na okoliczne jarmarki bożonarodzeniowe i na nich chłoniemy atmosferę Świąt. Co roku jeździmy na koncerty kolęd do kościoła, na dzielenie się opłatkiem z ludźmi starszymi czy schorowanymi.

Jestem tradycjonalistką, więc na wigilijnym stole jest dwanaście potraw. Przy dobrej organizacji można je wykonać, mimo trójki dzieci w domu. :) Przykre, że jako jedyna zjadam ryby. Ani mąż, ani pociechy nie przepadają za nimi. Uwielbiają za to barszczyk wigilijny z uszkami, pierogi z najróżniejszym nadzieniem, kutię, makówki… Nigdy jeszcze nie zamówiłam ani nie zakupiłam gotowych potraw na Boże Narodzenie.


Wigilię zazwyczaj spędzamy sami, natomiast wszelkich gości zapraszamy na pierwszy i drugi dzień Świąt. A gdy nadchodzi wieczór, 26 grudnia, zasiadam z kalendarzem na kolejny rok – zazwyczaj jest to prezent od męża – i zaczynam planowanie. Wcale nie robię tego dopiero 1 stycznia. W Nowy Rok jestem już w toku działania. :)



1 komentarz:

  1. Witaj
    Z przyjemnością czytałam. Dla mnie to bylo jakby powróceniem do przeszłości.... Do świąt Bożego Narodzenia z dzieciństwa...Najpierw zapach pasty, a potem zielonej choinki... Ciasta w wielkich blachach zanoszone do piekarni i tam pieczone....zapach pieczonego mięsiwa. Potem wigilia. Talerz dla zbłądzonego wędrowca......w pewnym momencie gaslo światło i mama mówiła, ze przyszedł Mikołaj święty, ale miał dziurawe buty i wstydził się pokazać. I wtedy pod choinką w magiczny sposób pojawiały się prezenty..... I były kolędy śpiewane rodzinnie....ale dość wspomnień..pozdrawiam serdecznie talentów

    OdpowiedzUsuń