Dzisiaj o swoich Świętach pisze dla Was Dorota Schrammek - lubiana przez czytelników autorka powieści obyczajowych "Stojąc pod tęczą" i "Horyzonty uczuć". Przeczytajcie, jak wygląda Boże Narodzenie w domu pisarki, która sama przyznaje, że jest tradycjonalistką.
Boże
Narodzenie to dla mnie najpiękniejszy moment roku. Od dziecka czekałam z
utęsknieniem i nadal czuję ten dreszczyk emocji, towarzyszący Świętom. Nie
miało – i nadal nie ma – to nic wspólnego z Mikołajem i prezentami. Uwielbiam
atmosferę bożonarodzeniową, ten czas oczekiwania na mający nastąpić po raz
kolejny cud oraz magię wigilijnej nocy…
Radosne
podniecenie zaczyna się wraz z pierwszymi dniami Adwentu. Co roku w pierwszą
niedzielę wysłuchuję koncertu pieśni i melodii świątecznych. Wraz z dziećmi
dekorujemy domek, tworzymy stroiki – przez najbliższe cztery tygodnie ma
pachnieć żywicą! W kolejnych tygodniach Adwentu pieczemy pierniczki, ustalamy
świąteczny jadłospis i wypisujemy życzenia świąteczne na kartkach, które
wysyłamy najbliższym. W tym roku posłałam ich ponad pięćdziesiąt. Te, które
otrzymujemy, zawieszamy na drzwiach salonu. Życzenia od przyjaciół i rodziny
towarzyszą nam podczas wieczerzy wigilijnej. W trakcie Adwentu wyszukujemy
drobne upominki. Krótko przed Świętami obdarowujemy nimi wszystkie osoby, które
w jakiś sposób pomogły nam w trakcie minionych dwunastu miesięcy. Prezenty
trafiają m.in. do zaprzyjaźnionego księdza, terapeutki od ergoterapii, lekarki
rodzinnej, nauczycielki muzyki. To tylko przykłady, bo osób, którym wypada podziękować,
jest znacznie więcej. Naszym dzieciom także robimy symboliczne prezenty.
Uczymy, że Święta nie są od brania. Znacznie wartościowsze jest dawanie.
Choinkę
ubieramy tydzień przed Wigilią. Jeździmy na okoliczne jarmarki bożonarodzeniowe
i na nich chłoniemy atmosferę Świąt. Co roku jeździmy na koncerty kolęd do
kościoła, na dzielenie się opłatkiem z ludźmi starszymi czy schorowanymi.
Jestem
tradycjonalistką, więc na wigilijnym stole jest dwanaście potraw. Przy dobrej
organizacji można je wykonać, mimo trójki dzieci w domu. :) Przykre, że jako jedyna zjadam ryby. Ani mąż, ani pociechy
nie przepadają za nimi. Uwielbiają za to barszczyk wigilijny z uszkami, pierogi
z najróżniejszym nadzieniem, kutię, makówki… Nigdy jeszcze nie zamówiłam ani
nie zakupiłam gotowych potraw na Boże Narodzenie.
Wigilię
zazwyczaj spędzamy sami, natomiast wszelkich gości zapraszamy na pierwszy i
drugi dzień Świąt. A gdy nadchodzi wieczór, 26 grudnia, zasiadam z kalendarzem
na kolejny rok – zazwyczaj jest to prezent od męża – i zaczynam planowanie.
Wcale nie robię tego dopiero 1 stycznia. W Nowy Rok jestem już w toku działania. :)
Witaj
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością czytałam. Dla mnie to bylo jakby powróceniem do przeszłości.... Do świąt Bożego Narodzenia z dzieciństwa...Najpierw zapach pasty, a potem zielonej choinki... Ciasta w wielkich blachach zanoszone do piekarni i tam pieczone....zapach pieczonego mięsiwa. Potem wigilia. Talerz dla zbłądzonego wędrowca......w pewnym momencie gaslo światło i mama mówiła, ze przyszedł Mikołaj święty, ale miał dziurawe buty i wstydził się pokazać. I wtedy pod choinką w magiczny sposób pojawiały się prezenty..... I były kolędy śpiewane rodzinnie....ale dość wspomnień..pozdrawiam serdecznie talentów