Zadowoleni z wizyty Mikołaja? Mam nadzieję, że w tym roku Święty nie zapomniał o Was i obdarzył wspaniałymi prezentami (czytaj: samymi dobrymi książkami;)). A może ktoś z Was otrzymał egzemplarz powieści Agaty Przybyłek "Nie zmienił się tylko blond"? To właśnie autorka lekkiej komedii obyczajowej jest bohaterką najnowszego wpisu w cyklu świątecznym, a że dziś Mikołajki, to będzie o Mikołajkach. :)
Gdy jeszcze spędzałam
Mikołajki w domu, nasz grubaśny święty zawsze zostawiał mi drobiazgi w butach.
Albo były to słodycze, albo drobna biżuteria, a gdy byłam mała i
kolekcjonowałam figurki z porcelany, także niewielkie słoniki. Kiedy jednak
myślę o wspomnieniach z dzieciństwa związanych z Mikołajem, przychodzi mi to
głowy inny obuwniczy fakt, mianowicie, że u mnie w domu Mikołaj zgubił kiedyś
kapcie. I można powiedzieć, że swego czasu zdarzyło mu się to w mało
odpowiednim momencie.
W moim rodzinnym domu,
jedną z wielu Wigilijnych tradycji jest moment, w którym po uroczystej kolacji,
razem z dwójką młodszego rodzeństwa, udajemy się na górę, by wyglądać przez
okno przybycia Mikołaja. Oczywiście, gdy byliśmy mali, miało to głębokie
uzasadnienie: rodzice dawali tym samym grubaśnemu świętemu czas na podrzucenie
prezentów pod choinkę. I choć teraz jesteśmy z rodzeństwem o wiele starsi,
nadal kultywujemy ten zwyczaj, a to dlatego, żeby Mikołaj nie musiał gubić
kapci. Tak, tak! To nie jest żadna metafora! Pamiętam jak dziś, kiedy mając
zaledwie kilka lat, po głośnym oznajmieniu przez mamę, że Mikołaj już był i
pewnie źle wyglądaliśmy (no bo przecież żadne z nas znowu go nie widziało!)
zbiegliśmy z rodzeństwem na dół i rzuciliśmy się do leżących pod choinką
prezentów, podczas gdy tata… No właśnie! Mama chyba trochę pospieszyła się z
tym zawołaniem nas na dół, bo tata nie zdążył przynieść z garażu jeszcze
jednego prezentu! I gdy tylko się zorientował, że razem z rodzeństwem odrywamy
się od prezentów patrząc na to, co też on robił wnosząc do domu jeszcze jeden
pakunek, zrobił komiczną minę i oznajmił, że Mikołaj zgubił kapcie kiedy
wychodził, a on szlachetnie podniósł zagubioną paczkę i postanowił doręczyć ją
osobiście. Tak więc co by Mikołaj nie musiał już więcej gubić w pośpiechu
obuwia (i innych rzeczy też), teraz na wszelki wypadek czekamy z rodzeństwem na
górze trochę dłużej. Wszyscy wiemy już bowiem, że pośpiech nie jest zbyt dobrym
sprzymierzeńcem świętego Mikołaja.
Jeśli chodzi o inne
„Mikołajowe” wspomnienie, to nie mogę
nie napisać też o fakcie, w którym to, podczas choinki szkolnej, mój młodszy
brat podszedł do Mikołaja, żeby odebrać paczkę słodyczy. Święty, który jak
zawsze w kontakcie z dziećmi, bywa dość rozmowny, zapytał mojego, kilkuletniego
wtedy, braciszka, o to, kim chciałby zostać. I chyba był dość zaskoczony
niesztampową odpowiedzią Wojtusia, ponieważ jego mina jednoznacznie wskazywała
na to, że nie często słyszy od dzieci, że chciałyby zostać „smokiem lub
czarownicą”. No ale widać nie często trafiali mu się wielcy miłośnicy bajek ze
Scoobym Doo.
Z życzeniami pełnych
miłości i spędzonych w gronie najbliższych Świąt Bożego Narodzenia,
Agata Przybyłek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz