Nadszedł czas na ostatnie przedświąteczne przygotowania, w wielu domach świąteczny nastrój wywołuje już rozświetlona lampkami choinka, jeszcze spieszymy, by zdążyć dopiąć wszystko na ostatnią chwilę, lecz za chwilę zwolnimy.
Zapraszam Was na przedostatni już ze świątecznego cyklu wpis będącym zapisem wspomnień znanej i lubianej polskiej autorki - Małgorzaty Wardy.
Poczujmy magię tych Świąt!
Najcieplej wspominam Święta z dzieciństwa. Dla mnie, urodzonej na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych tamten czas miał szczególne, magiczne znaczenie. Urok Świat nie wiązał się jednak tylko z Mikołajem i prezentami, które czekały pod choinką, ale przede wszystkim była to magia dużej ilości produktów, które nagle wypełniały sklepowe półki, egzotycznych owoców, które pojawiały się w domach.
Obecnie granica pomiędzy czasem nieświątecznym a świątecznym jest dość płynna: na co dzień sięgamy po produkty, dla których kiedyś stało się w kolejkach od trzeciej w nocy. Ciężko dzisiaj ucieszyć się z pomarańczy, skoro możemy je znaleźć w każdym markecie. Kogo obchodzi, czy w domu są banany? Jako mała dziewczynka nie miałam jednak łatwego dostępu do egzotycznych owoców ani do mlecznej czekolady. Przyzwyczaiłam się, że pomarańcze lądowały na stole właśnie w Boże Narodzenie. W Święta na talerzach pojawiała się też szynka, której nie było w domach na co dzień. Największą niespodzianką były jednak kolory Bożego Narodzenia: Osiedle, w którym się wychowałam było szare: wszędzie stały niemal identyczne wieżowce, a szarość rozłaziła się po chodnikach, szarych piaskownicach, drabinkach, trzepaku. Boże Narodzenie przynosiło kolory: pojawiały się świąteczne ozdoby, na balkonach migoczące lampki, w domach ustrojone choinki... Najpiękniejszy czas, gdy na świat patrzyłam oczami dziecka. Święta kojarzyłam z zabawą, wyglądałam pierwszej Gwiazdki, wierzyłam, że Mikołaj istnieje naprawdę a wszystko było nieustanną zabawą. Dzisiejsze Święta znam od kulis. Dorośli nie wierzą przecież w Świętego Mikołaja, a kiedy na niebie pojawi się gwiazda, to oni dzwonią dzwonkiem, udając czary. Moje prawdziwe Święta odeszły więc wraz z dzieciństwem i już nie wrócą. Dawną magię odnajduję jednak, gdy zbieramy się całą rodziną przy stole. Uwielbiam też patrzeć w zdumione oczy mojej córeczki, która wciąż wierzy, że to święty Mikołaj zapakował jej prezenty i postawił pod choinką, więc biegnie do mnie wołając "Widziałaś to, mamo?" ;-)
Małgorzata Warda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz