poniedziałek, 8 grudnia 2014

Joy Fielding "Laleczka" [Recenzja]




Joy Fielding to znana amerykańska autorka licznych bestsellerów. Wydawnictwo Świat Książki właśnie wznowiło wydanie jednej z powieści Fielding, "Laleczka". Pisarka jest znana z połączenia wartkiej akcji z trafnymi obserwacjami i omówieniem problemów dotykających wielu z nas. Nie inaczej jest w przypadku "Laleczki". Jak wypada Fielding tym razem?

Amanda Travis przed laty uciekła z rodzinnego Toronto i osiedliła się na Florydzie. Tam jest prawniczką i prowadzi aktywne życie, hm, seksualne. Jest dwukrotną rozwódką i nie pozwala nikomu dotrzeć do swojego serca. Wynika to ze skomplikowanych relacji z matką, jakie łączyły Amandę w dzieciństwie i wczesnej młodości. Obecnie nie utrzymuje żadnych kontaktów z rodziną. Pewnego dnia otrzymuje wiadomość, że jej matka została oskarżona o zamordowanie mężczyzny. Co więcej - wszystko wskazuje na to, iż był to przypadkowy człowiek, wcześniej nieznany matce Amandy. Kobieta przyjeżdża na kilka dni do Toronto. Wraz ze swoim byłym mężem Benem Myersem, który zgodził się zostać adwokatem Gwen, Amanda próbuje rozwikłać zagadkę i dotrzeć do prawdy. Kim był zamordowany mężczyzna i co łączyło go z matką Amandy?

"Laleczka" to bardzo sympatyczna powieść, ani tradycyjny kryminał, ani zwykła obyczajówka. Fielding skupiła się przede wszystkim na przedstawieniu skomplikowanych relacji głównej bohaterki z jej matką. W moim odczuciu stanowi to najmocniejszy punkt tej historii. Autorka zadbała o ciekawe i intrygujące portrety psychologiczne bohaterów, odnosząc się do punktu, w jakim znalazła się ludzkość w szeroko rozumianym kontekście. Amanda jest typowym przykładem ofiary naszych czasów. Odnosząca sukcesy w pracy, zamieniając miłość na seks, nie chce (a raczej nie potrafi) zbudować trwałej relacji, wciąż odczuwając skutki trudnego dzieciństwa, toksycznej matki i problemów, jakie na zawsze podzieliły rodzinę. Matka Amandy decyduje się strzec tajemnicy sprzed lat i jest gotowa spędzić resztę życia w więzieniu, byle tylko nie ujawnić rodzinnych sekretów, które na zawsze poróżniły matkę i córkę. 

"Laleczka" może się podobać, chociaż przyznam, iż mnie na kolana nie rzuciła. Historia jest emocjonująca, książka ma to "coś", co pozwala czytelnikowi zatracić się w lekturze, jednak nie jest to jedna z pozycji typu "must have, must read". Akcja jest nieco zbyt przewidywalna i nie porywa swoim tempem. Podczas lektury przeszkadzała mi forma książki. Fielding podsuwa czytelnikowi pojedyncze epizody, nie do końca zgrabnie łącząc je w całość. Przykład? Początek rozdziału. Amanda i Ben jadą samochodem. Rozmawiają o wątku w sprawie. Nagle, cudownym zbiegiem okoliczności, dzwoni telefon. Amanda i Ben jadą na spotkanie, sprawa rozwiązuje się sama. Koniec rozdziału, koniec wątku. Czytelnik na nic nie musi czekać, wszystko dzieje się błyskawicznie, nasza ciekawość nie zdąży się pobudzić, a już zostanie zaspokojona. I dlatego właśnie nie iskrzy. 

Nie mogę powiedzieć, abym nie odczuwała przyjemności z lektury. "Laleczka" to przyjemne czytadło do poduszki, ale nie porywa. Jest poprawnie, czasem bardziej, czasem mniej ciekawie, trafnie, ale potrzebuję czegoś więcej, aby się zachwycić. Polecam jako formę rozrywki, przerywnik między bardziej ambitną i wyszukaną literaturą.

1 komentarz:

  1. Mam słabość do Joy Fielding, choć Laleczkę oceniłam przeciętnie (w porównaniu z resztą jej książek).

    OdpowiedzUsuń