poniedziałek, 26 maja 2014

Anna Herbich "Dziewczyny z Powstania"



W siedemdziesiątą rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego Znak Horyzont oddaje w nasze ręce pięknie wydane wspomnienia z tego wydarzenia widziane oczyma kobiet. Przyznaję rację autorce, która w prologu zaznacza, iż przeżyciom uczestniczek zrywu nie poświęcono tyle uwagi, na ile zasługiwały i ich obecność w tamtych dniach w Warszawie została przyćmiona przez udział mężczyzn. To właśnie panom oddano miejsce w polskiej literaturze, filmie czy kulturze. Książka "Dziewczyny z powstania" jest próbą wypełnienia luki i przedstawienia historii z punku widzenia kobiet. Kobiet, które walczyły na wiele sposobów i odniosły ostateczne zwycięstwo. Przeżyły ten koszmar.

1 sierpnia 1944 roku, godzina 17:00. Godzina "W." Warszawa zrywa się do walki z okupantem. Nadzieja i wiara wygrywają z rozumem, większość warszawiaków ufa, iż Powstanie potrwa góra dwa, trzy dni i uda się przepędzić Niemców ze stolicy. Część mieszkańców ma te poglądy za mrzonki, jednak obowiązek wobec ojczyzny nie pozwala postąpić inaczej. Wybucha największa akcja zbrojna podziemia w okupowanej przez Niemców Europie. Miała ciągnąć się maksymalnie przez kilka dni, tymczasem Warszawa walczyła do 3 października, kiedy musiała skapitulować. Bilans strat był ogromny. Dwieście tysięcy poległych, miasto doszczętnie zniszczone. 

W chwili wybuchu powstania w Warszawie znajdowało się pół miliona kobiet. Gdzie zastała ich godzina "W"? Co robiły, kiedy rozpoczęła się walka? Co czuły? Na te i inne pytania postanowiła znaleźć odpowiedź Anna Herbich, dziennikarka "Do Rzeczy". Postanowiła przybliżyć nam historię jedenastu kobiet. Jedenastu z pół miliona. Co ciekawe, jedną z bohaterek "Dziewczyn z Powstania" jest babcia autorki. 

Na kartach powieści spotykają się kobiety ze skrajnie różnych środowisk. 1 sierpnia 1944 znajdowały się w zupełnie odmiennych miejscach w życiu, część z nich chwyciła za broń, inne żegnały mężów, a jedna rodziła syna. Zróżnicowanie postaci pozwala na spojrzenie na sierpniowe wydarzenia z kilku perspektyw, co dodatkowo wzbogaca książkę, która była dla mnie szalenie interesująca już przed jej przeczytaniem. Nie zawiodłam się, dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam. Mądre, momentami wzruszające, do bólu prawdziwe świadectwo przeżyć tych wyjątkowych kobiet. "Dziewczyny z Powstania" trafią do serca każdego Polaka. Wraz z uczestniczkami narodowowyzwoleńczego zrywu przeżyjemy koszmar tamtych dni, uronimy nie jedną łzę nad zniszczoną Warszawą, przerwanymi objęciami i niewypowiedzianymi słowami. To, co uderza nas z całej siły, to emocje. Uczucia, które targały bohaterkami, kiedy starały się ocalić swoje dzieci, dowiedzieć się, gdzie są ich ukochani i czy jeszcze żyją.

Kobiety przedstawione na kartach "Dziewczyn z Powstania" żyły w czasach, kiedy miłość i śmierć stały koło siebie w parze. Dzięki heroicznym wysiłkom zachowały swoje człowieczeństwo, a również o wiele, wiele więcej. Bohaterki potrafiły kochać, płakać się i śmiać, kiedy na Warszawę spadały bomby. Umawiały się na randki, brały śluby, rodziły dzieci. Książka daje czytelnikowi niewyobrażalną lekcję życia. Nakazuje zatrzymać się, przemyśleć wszystko, co dla nas dziś wydaje się problemem i spojrzeć jeszcze raz na współczesny świat przez pryzmat sierpniowych wydarzeń z 44 roku. Jak mówi jedna z bohaterek:


"Czy twoje miasto jest bombardowane? Czy twojemu mężowi grozi śmierć od nieprzyjacielskiej kuli? Czy twoje dzieci głodują? Jeśli nie, to nie masz powodu do narzekania. Wszystko inne jest bowiem błahostką".

Pytane, czy żałują, wszystkie, jak jeden mąż, odpowiadają, że nie. Że tak było trzeba. Że innego wyjścia nie było. Dziś już nie ma takich ludzi. Najlepsi Polacy zginęli w Powstaniu Warszawskim. Jedna z kobiet ubolewa nad tym, że po wojnie ich zabrakło, a ich miejsce zostało zajęte przez szumowiny. Bo ich opowieść nie urywa się 3 października 1944 roku. Ci, którzy przeżyli, musieli zmierzyć się z nową rzeczywistością i ustrojem, który uznał uczestników powstania za zdrajców. Również bohaterki powieści spotykały liczne represje, prześladowania. Ich świat został zgładzony. Żyjąc wtedy i dzisiaj, wiedzą, że to już nie ten kraj i nie ten naród.

Wszystkie z przedstawionych historii są wyjątkowe, jednak mnie najbardziej w pamięć zapadła opowieść kobiety, która urodziła syna 1 sierpnia 1944 roku o godzinie 13:00. Cztery godziny do wybuchu Powstania. Śmiertelność noworodków była w tamtych czasach bardzo wysoka, a jej syn jako jedno z nielicznych niemowląt przeżył Powstanie. Wszystko zawdzięcza heroicznym wysiłkom swojej matki, która ukrywała się z głodującym dzieckiem w piwnicach, uciekała przed bombardowaniem, a w końcu udało jej się wyjechać z płonącej Warszawy. Kobieta została sama w połogu z noworodkiem, gdyż jej mąż w chwilę po narodzinach syna wyszedł, by walczyć. Niesamowite świadectwo odwagi i miłości tej kobiety... Takie historie są najpiękniejsze i najbardziej wzruszające. Bo pisze je samo życie.

Na kartach powieści spotykamy sanitariuszki, łączniczki, kobiety, które nie wahały się wymierzyć do cywila, kiedy ten odmawiał rannemu pomocy, ale i "zwykłe" żony, matki. Bohaterki są niesamowicie mądrymi i fascynującymi kobietami, z marszu podbijają serca czytelnika. To wyjątkowe osoby z pokolenia, którego w Polsce już nie ma. Mimo iż wszystkie mają ponad 80 lat, na zawsze będą już "Dziewczynami z Powstania".


Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont za udostępnienie recenzyjnego egzemplarza powieści!


Anna Herbich "Dziewczyny z powstania"
Wydawnictwo Znak Horyzont, 2014
ilość stron: 320
data premiery: 19.05.2014

3 komentarze:

  1. Znajduje się na liście do przeczytania, a potem pewnie do kupienia;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio przyciągała mój wzrok z wystawy w Matrasie... Może się skuszę :)

    http://kulturka-maialis.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń