czwartek, 29 maja 2014

Recenzja gościnna: Katarzyna Puzyńska "Motylek"



W mroźny zimowy poranek na skraju mazurskiej wsi zostaje znalezione ciało zakonnicy. Początkowo wydaje się, że kobietę potrącił samochód. Szybko okazuje się jednak, że ktoś ją zabił i potem upozorował wypadek. Kilka dni później ginie kolejna osoba. Ofiary nie wydają się być ze sobą w żaden sposób związane.

Zaczyna się wyścig z czasem. Policja musi odnaleźć mordercę, zanim zginą następne kobiety.

Śledztwo ujawnia tajemnice mrocznej przeszłości zakonnicy, przy okazji odkrywając też mniejsze lub większe przewiny mieszkańców sielskiej – tylko na pozór – miejscowości.


Ten kryminał jest czymś wyjątkowym. Przedstawia kilka wątków pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego. W pewnym momencie wszystko splata się w całość. Wszystko co zdawało się nie mieć żadnego powiązania, nagle okazuje się kluczowe w powieści.

Aura tajemniczości towarzyszy nam do ostatniej strony. Akcja w pewnym momencie przyspiesza, a potem już ie zwalnia. Z każdą stroną przybywa tajemnic, które znajdują rozwiązanie dopiero, gdy wyjaśni to autorka. Pod koniec książki wiedziałam kto zabił, ale nie wiedziałam kim jest w Lipowie. Jego tożsamość była dla mnie ogromną niespodzianką. Od samego początku był zaledwie postacią epizodyczną, który wystąpił raz może dwa razy i nagle okazuje się, że to o nim była mowa przez całą powieść.

Na dosyć obszernej, bo liczącej ponad sześćset stron książce autorka zrobiła to, co nie udało się wielu cenionym autorom kryminałów. Wodziła moje domysły, gdzie chciała, by potem samej odkryć karty.

W książce poruszane są trudne tematy. Aborcja, alkoholizm przemoc wobec kobiet itd. Podejrzewam, iż jest to tak dobrze przedstawione, ze względu na wykształcenie pani Katarzyny, a mianowicie psychologię. Jak sama mówi, pisarką jest z powołania i mogę zapewnić, że jest to dobra droga.

Negatywnych bohaterów jak między innymi Paweł, polubiłam z ostatnimi stronami. Nie przez to, że uratował główną bohaterkę, ale dlatego, że pokazał, a właściwie prawie pokazał, że ma jakieś uczucia. Gdzieś tam, głęboko.

Wspomniałam o głównej bohaterce. Czy naprawdę była tak ważna w powieści by nazwać ją kluczową postacią? Nie jestem pewna. Zaczyna się od narracji z jej perspektywy, ale tak naprawdę zastanawiałabym się nad Danielem Podgórskim. Jednak jest bliżej nieokreślone, kto jest głównym bohaterem. Dla każdego może być kto inny: dla mnie Daniel, dla ciebie Klementyna czy Weronika lub ktoś jeszcze inny. Jest to pojęcie względne.

Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o wątku miłosnym. Nie był on kluczowy, ani nie odgrywał specjalnej roli w książce, ale jednak był i rozładowywał bardzo często napięcie co było bardzo potrzebne. Nie raz po plecach przebiegły mi dreszcze tak jak przy rękawiczce. Pierwsza myśl: Blanka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale sami zobaczycie o co mi chodzi. Na szczęście wszystko dosyć szybko się wyjaśniło.

Trochę o bohaterach: sądzę, że autorka nie przyjęła za priorytet ich kreacji, ale nie przeszkadzało mi to. Nie myślałam o bohaterach, a o zabójcy i dociekałam kto to może być. To nie sprawiło, że wszystkie drobne niedociągnięcia stały się mało ważne. O ile takowe były oprócz kreacji bohaterów.

Co do zabójcy: gdy widzieliśmy z jego perspektywy, gołym okiem było widać, że jest chory psychicznie. Nie trzeba było wybitnego psychiatry by to stwierdzić i za to wielki plus.

Wspomnę jeszcze o narracji. Była obłędna, ponieważ czytaliśmy powieść z perspektyw praktycznie wszystkich choć trochę liczących się bohaterów. Poznawaliśmy ich odczucia co do wydarzeń w Lipowie i poznawaliśmy ich osobiste tragedie.

Każde słowo mojej recenzji było pochlebne i nie umiem wyciągnąć jakiegokolwiek złego wniosku. Czekam z niecierpliwością na kolejną część. Stwierdzam, iż następczyni Agathy Christe podbija świat.


Paula Rzemińska


Powyższą i inne recenzje znajdziecie na blogu http://chcecosznaczyc.blogspot.com/

1 komentarz: