Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marta łysek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marta łysek. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 20 maja 2014

Czytelnicy pytają, Marta Łysek odpowiada.. Wyniki konkursu!



Emila Kejna pyta:

Czy ma pani w swoich planach napisanie książki dla kobiet z wątkiem kryminalnym? Czy pisanie jest dla Pani przyjemnością czy raczej traktuje Pani to jako pracę? Czy może zdradzi nam Pani rąbka tajemnicy o czym będzie Pani nowa powieść, czy będzie również powieścią sensacyjną w konwencji political fiction?

Zawsze chciałam napisać kryminał, ale wygląda na to, że nigdy go nie napiszę. Powód jest prosty: dobry kryminał zaczyna się od bardzo dobrego i przemyślanego szkicu. To znaczy, że autor wie wszystko na początku pisania. Można, oczywiście, iść na żywioł bez konspektu, ale wtedy zazwyczaj nie wychodzi tak dobrze. A ja lubię, żeby było dobrze i żeby moi bohaterowie mnie zaskakiwali.
Pisanie jest dla mnie przyjemnością i pracą. Przyjemnością, bo  Szef obdarzył mnie lekkim piórem i pisanie sprawia mi frajdę – nie łamię sobie głowy nad pustą kartką, a przynajmniej niezbyt długo. Pracą, bo staram się pisać cały czas, nie tylko wtedy, kiedy mam na to ochotę. Następna książka? Wszystko wskazuje na to, że zostanę w powieści gatunkowej z pogranicza, tyle, że o wiele mniej będzie romansu. I będzie trochę mniej miło - tym razem zajmę się pewną teorią spiskową wokół kwestii in vitro.

Zuzanna Oleksiak pyta:

Czy planuje Pani pisać książki o innej tematyce? Może myślała Pani nad czymś bardziej biograficznym? Może coś dla dzieci?

Plany są. Są też małe dzieci, które zdecydowanie wpływają na kształt tych planów, więc tylko niektóre udaje mi się realizować w przyzwoitym czasie. Chciałabym i o dzieciach, i dla dzieci, zwłaszcza, że ostatnio piszę głównie bloga macierzyńskiego i widzę, jaki potencjał literacki kryje się w tej rzeczywistości. Z tym wiąże się eksperymentalny projekt dla czytelników mojego bloga – lekka powieść w odcinkach z macierzyństwem w tle - który ruszy, mam nadzieję, po wakacjach. Na razie bardzo chciałabym, żeby doba miała dwadzieścia osiem godzin, a tydzień ze dwie niedziele.

Daria Szafran pyta:

 Czy lubi Pani czytać recenzje swojej książki? Podchodzi Pani do tego z nerwami, czy może przeciwnie, nie przejmuje się Pani krytyką, a sukcesem zbytnio nie ekscytuje?

Może nie tyle lubię, ile odczuwam pewien przymus poznawczy. Jestem też za każdym razem ciekawa warsztatu recenzenckiego – co autor zauważy, co mu się skojarzy, z czym porówna. Pozytywne recenzje przyjmuję z entuzjazmem, a krytyczne z wdzięcznością, bo dzięki nim następna książka będzie lepsza.

Laura Mazur pyta:

Czy zastanawiała się pani, co będzie, jeśli książka się nie spodoba? Czy zrezygnowałaby pani z pisania?

Mówiąc szczerze, nie zastanawiałam się. Z natury jestem optymistką i jeśli przydarzają mi się rzeczy, na które nie mam wpływu – jak na przykład opinie czytelników – wyobrażam sobie, że będą jak najlepsze. Dzięki temu nie stresuję się niepotrzebnie. Gdyby książka się nie spodobała, na pewno nie zrezygnowałabym z pisania. Z pisaniem mam trochę jak z oddychaniem: można wstrzymać oddech, ale nie na długo.

Anita Haraf pyta: 

Gdyby okazało się, że świat nawiedzi wielka katastrofa i stracimy cały światowy dorobek literacki, a pani może uratować jedną jedyną książkę - wiem, że to trudny wybór, ale co by to było?

Biblia. I to wcale nie tylko dlatego, że to święta księga, a ja jestem teologiem. W Biblii jest po prostu wszystko: romans i kryminał, sensacja i powieść historyczna, poezja i proza, przypowieści i reportaże. Bohaterowie nie są szablonowi, płascy i przewidywalni, ale trójwymiarowi, niejednoznaczni, wybierają raz dobro, a raz zło. Są prawdziwi. Poza tym biblijny sposób konstruowania historii, zaskakujące puentowanie sprawia, że czytając, można nauczyć się sporo z literackiego warsztatu.


Książka "Na uwięzi" decyzją autorki wędruje do...
Anity Haraf!

czwartek, 15 maja 2014

Wywiad z autorką "Na uwięzi" Martą Łysek. KONKURS!

Marta Łysek "Na uwięzi", Wydawnictwo Zysk i S-ka



"Marta Łysek napisała wysoce prawdopodobną, realistyczną opowieść osadzoną w klimatach III RP. Ukazuje zależności świata polityki i mediów, demonstrując rolę wpływowych ludzi, którzy pociągają za sznurki. "Na uwięzi" to mocna, momentami brutalna, czasem poruszająca historia o tym, jak zachować swoje poglądy w okrutnym świecie."
[fragment recenzji, całość tutaj]



Pani Marto, dziękuję, że zgodziła się Pani ze mną porozmawiać w ramach Tygodnia Sensacji i Kryminału. Pani debiutancka książka to powieść sensacyjna utrzymana w klimatach political fiction. Skąd w ogóle pomysł, żeby pisać o polityce?

Z przekory. Książka była swego rodzaju eksperymentem: pierwszy szkic fabuły powstawał podczas zajęć, które miałam na dziennikarstwie. Tworzyliśmy go w grupie - i wyszedł z tego tworzenia romans. Nie umiem pisać romansów - przeczytałam w życiu może ze dwa, więc musiałam się jakoś przed tym ratować, a że polityka była już wplątana w fabułę, wystarczyło nieco ją ubrać w sensacyjny kostium. 

Nie bała się Pani, że jak ludzie tylko zobaczą, że książka jest o polityce, od razu zrezygnują? Żyjemy w kraju, gdzie ludzie odczuwają przesyt polityki.

Szczerze mówiąc, nie myślałam o tym. Połowa książki powstawała w odcinkach, bawiłam się przy tym świetnie, zupełnie nie zastanawiając się, czy te odcinki kiedykolwiek zostaną pokazane szerszej publiczności jako większa całość. Kiedy już kończyłam, wiedząc, że książka się ukaże, wydawało mi się, że na pierwszy plan wybije się romans, a polityka zostanie w tle. Zresztą moi pierwsi czytelnicy – czy raczej słuchacze – nie byli wątkami politycznymi przerażeni, wręcz przeciwnie, uznałam więc, że będzie dobrze. 
Kiedy się nad tym głębiej zastanawiam, myślę, że jest trochę inaczej. Owszem, ludzie odczuwają przesyt polityki, ale lubią poznawać ją od kuchni: interesują ich plotki, mechanizmy – nie prosty opis, a polityczne życie ukryte. 

Powieść polityczna nie należy do zbyt popularnych. Dlaczego wybrała Pani akurat tę drogę?

Tak, jak mówiłam – z przekory, i może trochę z nudów, bo opisywanie romansu jest momentami okropnie nudne. Żeby urozmaicić sobie wymyślanie kolejnych epizodów z życia Marcina i Sylwii, tworzyłam  polityczne tło, umieszczając w nim różne moje obserwacje i komentarze. Zaczęła z tego wychodzić powieść z gatunku political fiction, co mi się całkiem spodobało i postanowiłam iść tym tropem. 

Pani jest z wykształcenia teologiem, zgadza się? Czyli nie pomyliłam się, kiedy odczułam podczas lektury, że bardziej opowiada się Pani po stronie poglądów swojego bohatera Marcina Sawickiego, aniżeli lewicowej posłanki Sylwii Golczyńskiej?

Zgadza się, po pierwsze jestem teologiem. I owszem, Marcin w większym stopniu reprezentuje moje poglądy, i na pewno bliskie jest mi jego zdanie na temat niektórych krakowskich – jakby je nazwać – wykwitów architektury. Natomiast jeśli chodzi o postawę pro-life, zupełnie się zgadzamy. Co do Sylwii – ona również „odziedziczyła” po mnie pewne poglądy.

Marta Łysek / fot. Krzysztof Łysek
Skąd taka świetna znajomość polityki? "Na uwięzi" jest jak najbardziej realistyczną powieścią osadzoną w III RP.

Bałam się, że padnie to pytanie - oczywiście żartuję. No więc jest tak: z jednej strony miło mi słyszeć, że jest realistyczna, z drugiej – jestem nieco przerażona. Książka powstawała z doskoku przez dwa lata, niemal drugie dwa czekała na wydanie. Tworząc wątki polityczne, korzystałam z wiedzy zdobytej przy okazji pisania pracy dyplomowej o dziennikarstwie śledczym. Siłą rzeczy zajrzałam więc w niemal wszystkie afery III RP i to mocno wybrzmiewa. Ale korzystając z tej wiedzy, trochę ją podkręcałam, żeby było mocniej, intensywniej, brudniej. Po tych czterech latach, które upłynęły do czasu wydania, widzę, że już jest mocniej, już jest brudniej. Dlatego mówię, że jestem przerażona – bo moje intuicje w pewnym sensie okazały się trafne.

Czy "Na uwięzi" to jednorazowa przygoda z pisarstwem, czy ma Pani powieść na dalszą działalność autorską?

Bez pisania nie mogę żyć, więc na pewno na tym nie poprzestanę. Kolejna książka jest już mocno skonkretyzowana, wystarczy tylko siąść i pisać, ale ostatnio w walce z lenistwem przegrywam walkowerem. Książka więc będzie, ale pewnie nie tak prędko, jak bym chciała.

Zastanawiam się, kto był pierwszym czytelnikiem i recenzentem Pani książki?

Sama nie jestem pewna. W fazie powieści w odcinkach czytałam ją kilku osobom, więc miałam raczej słuchaczy niż czytelników. Równocześnie czytała fragmenty moja rodzina i motywowała mnie do pracy, domagając się dalszego ciągu. Kto pierwszy przeczytał całość przed wydaniem? Pewnie ktoś z wydawnictwa. Ale jeśli chodzi o recenzję opublikowaną już po premierze, palma pierwszeństwa należy się Pani.

Czy uważa Pani, że każdy może napisać książkę?

Miło by było, gdybym powiedziała, że tak, ale tak nie jest. Nie każdy może napisać książkę. Do pisania książki jest potrzebnych kilka umiejętności. Po pierwsze – trzeba umieć pisać, co wbrew pozorom nie jest oczywiste. A pisanie to jest panowanie nad językiem, używanie słów i rytmu jako narzędzi, różnicowanie tekstu, językowe zarządzanie uwagą czytelnika. Po drugie – trzeba umieć panować nad fabułą, a przy tym nad własnymi przypadłościami; ja na przykład zdecydowanie cierpię na dygresyjność.  Po trzecie – trzeba umieć wybierać, rezygnować z tych fragmentów, które czytelnika rozpraszają i nic nie wnoszą, chociaż same w sobie są świetne; z tych bohaterów, którzy mogliby wiele, ale w innej książce.

Czy Pani bohaterowie mają swoje pierwowzory, czy są to w zupełności postaci fikcyjne?
Niektórzy, drugoplanowi, mają – pozdrawiam! Główni bohaterowie nie, choć może się to wydać mało wiarygodne, biorąc pod uwagę to, jak wiele Sawickich uprawia politykę. Odkryłam to w połowie pisania książki, wrzucając hasło „Marcin Sawicki” w wyszukiwarkę. Wydawca proponował, żeby zmienić Marcinowi nazwisko, ale Marcin był bardzo uparty w tej kwestii i został Sawickim.
Zabawna, choć nie do końca, historia wiąże się z Dzidzią – byłym bokserem, który przeszedł operacyjną zmianę płci, jako gratis dostał kobiecą intuicję i stał się zagorzałą feministką z politycznymi ciągotami. Kiedy powstawała ta postać, był rok 2009 i nie mieliśmy pojęcia, że wkrótce na polskiej scenie politycznej pojawi się Anna Grodzka. Dzidzia miała być lekko absurdalnym przerywnikiem, a nie literackim portretem istniejącej osoby.

Na koniec proszę, aby opowiedziała Pani o swoich inspiracjach literackich. Czy zgodzi się Pani ze stwierdzeniem, że "każda przeczytana książka to pomysł na własną"? Jakich autorów ceni Pani najbardziej, a może ma Pani ulubione książki?

Czy każda przeczytana książka to pomysł na własną? Nie do końca. Wiele książek można niestety traktować raczej jako przykłady negatywne. Bardziej niż książki inspirują mnie rozmowy usłyszane w tramwaju albo dziwne wiadomości wpuszczone przez znajomych w moją przestrzeń Internetu. Historie, które same zaczynają się opowiadać. W ten sposób powstał już cały zbiór nienapisanych opowiadań, a kilka z nich nadaje się na powieść. Inspirujące są też dla mnie logiczne konsekwencje decyzji podejmowanych w imieniu społeczeństwa, ale niekoniecznie dla jego dobra.
Autorzy, których cenię? Jest ich trochę, ale jako pierwsi przychodzą mi do głowy Agatha Christie, Terry Pratchett, Tolkien, Marquez, Kurt Vonnegut, z polskich – Stanisław Lem, Arkady Fiedler, Krzysztof Kąkolewski i ostatnio Mariusz Zielke. Ulubione książki? Też jest ich sporo, wśród nich, „Mężczyzna w brązowym garniturze” Agatki, „Sto lat samotności” Marqueza i „Prawda” Pratchetta, rewelacyjna alternatywna historia powstania drukowanej gazety, która jest dla mnie podwójnie zabawna z racji tego, że jestem w końcu dziennikarką. 

Dziękuję bardzo za rozmowę!



A o co Ty chcesz jeszcze zapytać autorkę?
KONKURS!
W komentarzach do tego wywiadu zadaj Marcie Łysek pytanie.
Autorka powieści wybierze 5  pytań i na je odpowie.
Osoba, która zada najciekawsze pytanie, zostanie nagrodzona egzemplarzem książki "Na uwięzi" ufundowanym przez Wydawnictwo Zysk i S-ka w ramach Tygodnia Sensacji i Kryminału organizowanego na blogu Przegląd czytelniczy!
Propozycje pytań należy dodawać w komentarzach do niedzieli 18 maja do godz. 15:00.
Wyniki zostaną ogłoszone w poniedziałek wieczorem na blogu oraz profilu na Facebooku Przegląd czytelniczy (zachęcam do polubienia!). Osoba, które poda również swój adres email przy zgłaszaniu swojego pytania, zostanie także powiadomiona drogą mailową. Powodzenia!
WAŻNE: Jeśli dodajecie komentarz jako "Anonimowy", proszę o podpisanie się pod propozycją pytania imieniem i nazwiskiem, abym mogła podać zwycięzcę.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Marta Łysek "Na uwięzi" [Recenzja]




Powieść polityczna zdaje się być pominięta na polskim rynku wydawniczym. Na świecie znana od lat, a do jej najwybitniejszych tytułów zaliczamy chociażby "Podróże Guliwera" z 1726 roku czy "Kandyda" datowanego na 1759 roku. W Polsce Prus i Żeromski nieco romansowali z kategorią political fiction, a w ramach tego romansu powstały takie dzieła, jak "Faraon" czy "Przedwiośnie".

W ostatnich latach trudno o powieść polityczną, a co dopiero dobrą powieść polityczną. Moje wymagania o dziwo zaspokoił w 2012 roku Tomasz Sekielski i jego "Sejf". Kiedy przeglądając zapowiedzi, natrafiłam na propozycję Wydawnictwa Zysk i S-ka pod tytułem "Na uwięzi", wiedziałam, iż jest to pozycja, której nie mogę pominąć. Książka autorstwa Marty Łysek wciągnęła mnie w swój świat bardzo szybko i gwałtownie. Nie czując upływającego czasu, przeczytałam 430-stronicową publikację praktycznie w jeden dzień.

Kobieta o poglądach proaborcyjnych, głęboko zakorzeniona w środowisku feministycznym, posłanka lewicowej partii, żona wpływowego biznesmena. Sylwia Golczyńska. Mężczyzna pochodzący z konserwatywnej krakowskiej rodziny, praktykujący katolik, poseł z prawej strony sceny politycznej, pracujący nad ustawą antyaborcyjną. Marcin Sawicki. I wielka polityka pomiędzy nimi. Spotykają się podczas debaty telewizyjnej na temat aborcji. Sylwia, najseksowniejsza kobieta w Sejmie, jest tylko pionkiem swojego męża i jego ojca. Tymczasem głośno wyrażane poglądy Marcina stają się niewygodne w kręgach bardzo ważnych i wpływowych ludzi. Postanawiając uciszyć posła.. Czy istnieje lepsza broń przeciwko młodemu politykowi niż jego całkowita kompromitacja?

Powieść Marty Łysek dotyka tematów trudnych i kontrowersyjnych. Główny męski bohater jest idealistą, wierzy, iż temu, co robi przyświeca słuszny cel. Jego przesłaniem jest przede wszystkim obrona życia nienarodzonego i w swoim postępowaniu kieruje się zasadami moralnymi. Autorka zbudowała ciekawy portret psychologiczny Marcina Sawickiego. W moim mniemaniu jest on o wiele bardziej barwną postacią aniżeli Sylwia, chociaż wydawałoby się, iż moje poglądy bardziej popchną mnie w stronę sympatii do Golczyńskiej. Wewnętrzny konflikt, jaki mężczyzna prowadzi sam ze sobą, jest intrygującym studium emocji i zachowań bohatera. Wychowany w duchu żelaznych zasad i wartości, musi zmierzyć się z twardymi regułami politycznego światka. Czy ocali swoje ideały czy może biernie podda się kanonom rzeczywistości, w jaką wkroczył?

Wydawca reklamuje książkę jako "sensacyjną powieść w konwencji political fiction". Obiecuje, iż w aferę będą zamieszani zarówno emerytowani wojskowi, osoby z ABW, WSI i CBA, jak i wpływowi dziennikarze. Po takiej zapowiedzi spodziewałam się wręcz walki na śmierć i życie.. Nie pomyliłam się. Wprawdzie ludzie, którym nie podoba się Sawicki nie bawią się, jak w innych powieściach sensacyjnych w ganianie za swoją ofiarą z bronią, lecz postanawiając zniszczyć jego reputacją tak, aby ten zamilkł. Gra toczy się o najwyższą stawkę, a najbardziej niebezpieczną bronią są uczucia. Autorka gra na emocjach swoim bohaterom, wystawia ich na liczne próby. Sprawdza, czy są pewni swego i swoich poglądów.

Jestem jak najbardziej na "tak". Marta Łysek napisała wysoce prawdopodobną, realistyczną opowieść osadzoną w klimatach III RP. Ukazuje zależności świata polityki i mediów, demonstrując rolę wpływowych ludzi, którzy pociągają za sznurki. "Na uwięzi" to mocna, momentami brutalna, czasem poruszająca historia o tym, jak zachować swoje poglądy w okrutnym świecie.

"Na uwięzi" to również ciekawy reaserch polskiej sceny politycznej. Wprawdzie postacie są fikcyjne, ale ich poglądy jak najbardziej prawdziwe. Wszelkie metody działań, kampanie, korelacje zdają się być prawdopodobne. Autorka obnaża wszystkie powiązania, relacje, jakie rządzą tym hermetycznym światem. Kontrowersyjne poglądy na tematy takie jak aborcja, feminizm, transwestytyzm, homoseksualizm tylko dodają całości smaczku.


Dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka za udostępnienie recenzyjnego egzemplarza powieści!

Marta Łysek "Na uwięzi"
Wyd. Zysk i S-ka
ilość stron: 430
data premiery: 14.04.2014