sobota, 27 lutego 2016

Steve Cavanagh "Obrona" | Recenzja przedpremierowa



Steve Cavanagh "Obrona"
Przegrać proces to przegrać wszystko.

Powieść Steve'a Cavanagh'a wzbudziła moje zainteresowanie, kiedy tylko ukazała się w zapowiedziach. Uwielbiam dobre thrillery prawnicze, więc możliwość przedpremierowej lektury książki przyjęłam z nieukrywaną radością. Spodziewałam się wartkiej akcji, inteligentnych wniosków i zaskakującego zakończenia. Czy teraz, już po lekturze, jestem usatysfakcjonowana? I tak, i nie. Przekonajcie się, dlaczego.

Eddie Flynn, mimo nieciekawej przeszłości, postanowił zostać prawnikiem. Uznał, że pomiędzy zawodem adwokata, a życiem oszusta, jakie dotychczas prowadził, nie ma wielkiej różnicy. Rzecz w tym, aby być przekonującym i sprzedać przeciwnej stronie swoją wersję wydarzeń, nawet jeśli znacznie odbiera ona od prawdy. Od ostatniej prowadzonej przed Eddiego sprawy minął już ponad rok. Flynn obiecał sobie, że już nigdy więcej nie wróci do dotychczasowego zajęcia, lecz kiedy szef rosyjskiej mafii porywa jego córkę i zakłada Eddiemu na plecy tykającą bombę, ten nie ma większego wyboru. Zostaje zmuszony do obrony Olega Wołczeka w niemożliwym do wygrania procesie o morderstwo. Eddie wie, że jeśli przegra sprawę, jego córka zginie.

Dlaczego tak? Warto przeczytać książkę ze względu na cięte dialogi, inteligentnych (no, w  większości...) głównych bohaterów, a także sam opis procesu sądowego. Autor przedstawił postępowanie sądowe jako bój, który można wygrać tylko dzięki słownym potyczkom, umiejętności sprzedania swoich racji i bystremu umysłowi. Akcja rzeczywiście pędziła w zawrotnej prędkości, nie dając czytelnikowi ani chwili oddechu. Przy tej książce nie sposób się nudzić, Steve Cavanagh zadbał o to, by zapewnić nam naprawdę mocne wrażenia. Co ważne - liczne zwroty akcji utrudniają, a wręcz całkowicie umożliwiają przejrzenie intencji autora i przewidzenie zakończenia powieści. Więc z jednej strony rzeczywiście dostałam to, czego oczekiwałam, ale...

No właśnie. Dlaczego nie? Cóż. Podstawowy problem związany z tą powieścią polega na to, że podczas lektury towarzyszyło mi uczucie niedowierzania. Czytałam z miną wyrażającą myśl "yhym, serio?". Bo całość jest... hm, mocno naciągana i mocno nierzeczywista, czego osobiście nie lubię w literaturze. Czytam głównie powieści obyczajowe, kryminały i thrillery, preferuję fabuły wysoce realistyczne i najwyższym stopniu prawdopodobieństwa. Cóż, moim zdaniem wystarczyłoby, gdyby oprawcy porwali córkę Eddiego, tym samym zmuszając go do obrony podejrzanego o morderstwo Wołczeka. A ta bomba na plecach... Planowany zamach w sądzie... Nie przekonuje mnie to w ogóle. Mogłabym podążać tym tropem dalej, jednak nie chcę rzucać spoilerami, dlatego powstrzymam się od dalszego komentarza.

Mam mieszane odczucia. Z jednej strony "Obrona" to inteligentny, ciekawy thriller prawniczy, z drugiej - zdecydowanie wolę klimaty naszego polskiego Mroza z "Kasacji" czy "Zaginięcia". Cavanagh postawił na sensację, chciał zszokować czytelnika, ale, no cóż, wyszło jak wyszło. Mnie to w pełni nie przekonuje.

Dziękuję Wydawnictwu Filia za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Steve Cavanagh "Obrona"
Wydawnictwo Filia, 2016
liczba stron: 336
data premiery: 02.03.2016

czwartek, 25 lutego 2016

Dorota Schrammek "Na brzegu życia" | Recenzja przedpremierowa



Czytelniczki polubiły Dorotę Schrammek za jej opowieść o czterech przyjaciółkach ze Szczecina, ale to właśnie za sprawą pierwszej części "pobierowskiej trylogii", "Horyzonty uczuć" skradła ich serca. 3 marca powrócimy wraz z autorką do Pobierowa, by spotkać naszych starych dobrych znajomych oraz poznać zupełnie nowych bohaterów. Czego możecie spodziewać się po lekturze "Na brzegu życia"?

Matylda i Władysław cieszą się swoją miłością. Uzupełnieniem szczęścia są narodziny wyczekiwanej i ukochanej wnuczki. Spokój małżeństwa burzy pojawienie się w Pobierowie nowego mieszkańca, który za wszelką cenę pragnie pogrążyć Władysława i zająć jego miejsce w urzędzie. Aldona i Michał oczekują na narodziny swojego pierwszego dziecka, jednak ich rodzinie daleko od ideału. Michał coraz więcej czasu spędza poza domem, nie zauważając potrzeb swojej ukochanej. Tymczasem Zoja i Ryszard tajemniczym zrządzeniem losu stają się właścicielami domku na obrzeżach Gostynia, z którym wiąże się pewna nierozwiązana sprawa z przeszłości.

Czego szukam w powieści obyczajowej? Przede wszystkim - niebanalnej i niebłahej tematyki, niekoniecznie szczęśliwych rozwiązań i wzbudzających emocje bohaterów. To wszystko zapewniła mi Dorota Schrammek w swojej najnowszej powieści "Na brzegu życia". Mam dość książek zakończonych obowiązkowym happy endem. Autorka posiada rzadki dar do pisania o rzeczach trudnych w niebywale lekki i przyjemny sposób. "Na brzegach życia" to opowieść, którą z pewnością pokochają czytelniczki "Horyzontów uczuć". Dorota Schrammek trzyma wysoki poziom, jaki sobie narzuciła w poprzedniej powieści, przyciąga uwagę odbiorcy nie tylko kontynuacją wątków z pierwszej części, ale również całkiem nowymi bohaterami i ich sprawami.

"Na brzegu życia" przeczytałam w jeden wieczór. To wciągająca, emocjonująca, a przede wszystkim ważna historia o ludziach znajdujących się na życiowych zakrętach. Dorota Schrammek w sposób szczery i bezkompromisowy pisze o ludzkiej zawiści, która może doprowadzić do tragedii. "Na brzegu życia" to powieść o odpowiedzialności za siebie, swoje wybory oraz słowa, a także nauka empatii i wierności własnym osądom. Autorka przekonuje, że nie warto dać ponieść się nienawiści, która bywa niszcząca. To również historia o tym, że - paradoksalnie - czasem warto być samotnym. Życie, moi drodzy, samo życie. Dorota Schrammek stworzyła wzruszającą w swej prawdziwości powieść obyczajową, która trafia prosto do serca i nie pozwala o sobie zapomnieć.

Do wakacji zostało jeszcze kilka miesięcy. Mimo iż w najnowszej powieści Doroty Schrammek poznajemy Pobierowo zimną, deszczową jesienią, ja... znów zatęskniłam za urlopem nad Bałtykiem! Kocham morze, a Dorota budzi we mnie najgłębiej skrywane tęsknoty. Podczas lektury bawiłam się doskonale. Z czystym sumieniem polecam książkę waszej szczególnej uwadze. Spodoba się!

Dziękuję Wydawnictwu Szara Godzina za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Dorota Schrammek "Na brzegu życia"
Wydawnictwo Szara Godzina, 2016
data premiery: 03.03.2016
liczba stron: 256

środa, 24 lutego 2016

Wywiad | Agata Kołakowska: "Piszę dla tych, którzy mają ochotę na odrobinę refleksji i dużą dawkę emocji"



W księgarniach właśnie ukazała się dziewiąta powieść autorki, "Niewypowiedziane słowa". Agata Kołakowska zadebiutowała w 2009 roku, a przez te kilka lat zdążyła zjednać niemałe grono czytelniczek, które piszą do niej "pani Agato, kiedy następna książka?". Poznajcie kobietę, której nie sposób nie polubić, gdyż bije z niej wewnętrzne ciepło, którym zaraża otoczenie i... swoich bohaterów.


„Niewypowiedziane słowa” to już twoja dziewiąta powieść. Jestem ciekawa, czy wracasz czasem do swoich poprzednich książek, przeglądasz, czytasz fragmenty i zastanawiasz się, co mogłabyś poprawić, napisać inaczej?

W żadnym wypadku! Nie chcę się stresować. W każdym zawodzie w miarę nabywania doświadczenia, szlifujemy swoje umiejętności. Jestem świadoma faktu, że gdybym teraz pisała swoją debiutancką „Patrycję”, a pracowałam nad nią w 2008 roku,  byłaby o wiele lepsza pod względem warsztatowym. Pewnie za kilka lat będę to samo mówiła o moich obecnych nowościach. Jedno jest pewne, zawsze staram się dać czytelnikowi to, co we mnie najlepsze w danym momencie, na moim aktualnym etapie rozwoju. Bardzo dbam o progres i mam nadzieję, że to czuć w każdej kolejnej powieści.

Zadebiutowałaś w 2009 roku, od tego czasu wydałaś dziewięć książek. Czy systematyczność jest twoją receptą na sukces?

Bez systematyczności w tym zawodzie niewiele się zdziała. Oczywiście są bardzo znani pisarze, którzy mogą sobie pozwolić na pisanie rzadkie, czy nieregularne, na których kolejne powieści czytelnicy cierpliwie czekają, ale umówmy się, niewielu autorów ma ten komfort i to szczęście. Choć, podejrzewam też, że ci rozchwytywani pisarze, na początku swojej drogi także musieli pisywać systematycznie.
Ja, chcąc utrzymać moich stałych czytelników i ciągle przyciągać do siebie nowych, stawiam na mrówczą pracę. Dbam o regularność i systematyczność, choć przyznaję, nie jest to łatwe i bywa wyzwaniem. Jednak, gdy Czytelniczki piszą do mnie: „Pani Agato, kiedy kolejna książka?” to zawsze mnie to mobilizuje.

Zastanawiam się, jak wygląda twoje życie poza pisaniem książek. Pracujesz zawodowo czy w całości poświęciłaś się pisarstwu?

Moje życie poza pisaniem książek wygląda dokładnie tak jak życie większości z nas. Tyle tylko, że podczas gotowania obiadu, czy sprzątania obmyślam fabułę kolejnej powieści. Niestety, pisanie nie jest jeszcze moim jedynym źródłem utrzymania, ale bardzo bym chciała, aby tak się stało.

Opowiedz, jak wygląda proces tworzenia książki. Od samego początku aż do momentu przesłania pliku do wydawnictwa. Czy robisz notatki, zapisujesz swoje pomysły, a może dajesz bohaterom wolną rękę?

Na początku jest pomysł. Przez jakiś czas obracam go w głowie i oglądam z różnych stron, aby się upewnić, czy dajmy na to, po tygodniu, nadal będę uważać go za tak samo ciekawy jak w momencie, w którym wpadł mi do głowy. Potem rozpisuję sobie ogólny zarys fabuły i zabieram się za kreowanie bohaterów, za pomocą których opowiem całą historię. Proces tworzenia postaci jest dla mnie bardzo ważny. Stawiam na wiarygodność. Mocno pracuję nad rysem psychologicznym postaci, gdyż w moich powieściach działania bohaterów nie biorą się znikąd i zawsze mają swój cel. Zawsze wchodzę w jakąś dziwną, bliską relację z bohaterami i zawsze, gdy kończę powieść, żal mi się z nimi rozstawać.
A potem, to już jest tylko mozolna dłubanina i różne stany emocjonalne związane z twórczym procesem. Bywa, że się wściekam, jeśli utknę na jakimś etapie, bądź nie jestem pewna, czy  kierunek, który obrałam, jest dobry. Czasami odkładam tekst na jakiś czas i wracam do niego po czasie, z odświeżoną głową.
Nigdy nie robię szczegółowego planu powieści, bo nużyłoby mnie realizowanie planu punkt po punkcie. Mam jedynie ogólny zarys fabuły i główne punkty akcji, a w sprawie reszty pozostawiam sobie swobodę. Pisanie ma mnie przede wszystkim cieszyć i choć jestem skrupulatna (zawsze przygotowuje się do pisania robiąc research, kiedy jest potrzebny) to można powiedzieć, że podróżuję przez książkę ramię w ramię z moimi bohaterami i bywa, że jestem czymś nie mniej zaskoczona niż oni.

Zastanawiam się, czy radość po wydaniu dziewiątej książki jest taka sama, jak po wypuszczeniu w świat swojego debiutu? Czy widok pachnącej drukiem, nowej książki zawsze cieszy tak samo?

Radość jest zawsze ogromna i widok książki, która początkowo była tylko pomysłem jest zawsze czymś fascynującym. Choć przyznam, że emocje przy debiucie, rzecz jasna, są największe.

Opowiedz swoim czytelnikom, skąd czerpałaś inspiracje do napisania „Niewypowiedzianych słów”.

Z obserwacji, własnych przemyśleń na temat tego, jak o wielu rzeczach ludzie nie mówią, jak wielu spraw nie poruszają. Dzieje się tak z wielu powodów. Choćby ze strachu przed oceną, odtrąceniem. Dużo myślałam o tym, jaki wpływ na ludzi mają słowa, szczególnie te niewypowiedziane. Moi bohaterowie w swojej przeszłości mieli wiele takich niewypowiedzianych słów, spraw, które tkwiły w nich jak ciernie i takie samo podejście przenieśli w swoje dorosłe życie, w swoje związki. Po prostu powielili schematy. A nieumiejętność szczerej rozmowy potrafi skomplikować wiele spraw, a nawet zniszczyć życie.
Generalnie, fascynuje mnie ludzka natura, dużo nad tym rozmyślam i na tej podstawie powstają pomysły do moich książek.

Gdybyś miała określić, dla kogo piszesz – jak odpowiedziałabyś na to pytanie?

Dla tych, którzy mają ochotę na odrobinę refleksji i dużą dawkę emocji. Czy to będzie kobieta, mężczyzna, ze wsi, czy z miasta, nie ma żadnego znaczenia. Mam wrażenie, że przy moich książkach zostają osoby o podobnej do mojej wrażliwości.

Czy przywiązujesz się w szczególny sposób do swoich bohaterów? Zastanawiasz się czasem, jak mogłoby wyglądać ich życie „po”,  kiedy kurtyna opada i zaczyna się proza życia?

Tak jak już wspomniałam wcześniej, przywiązuję się do bohaterów i żal mi ich zostawiać po zakończeniu pracy nad książką, ale dlatego też szybko wymyślam sobie nowych. Nigdy jednak nie zastanawiam się jak mogłoby wyglądać ich życie „po”. Zostawiam ich na kartach książki i na tym moja rola się kończy. Jeśli żyją dalej, to w wyobraźniach moich czytelników i tam jest ich miejsce.

Kiedy możemy spodziewać się twojej kolejnej książki? Nad czym teraz pracujesz?

Możliwe, że kolejna powieść pojawi się jeszcze w tym roku. Mam nadzieję, że tak będzie. Jednakże, mam taką zasadę, że nie opowiadam o tym nad czym aktualnie pracuję, póki nie skończę pisać. Może jestem skryta, a może przesądna? Liczę jednak na to i robię wszystko, aby tak było, że będzie to kawał dobrze wykonanej pracy, która będzie cieszyć moich Czytelników. 

wtorek, 23 lutego 2016

Agnieszka Krawczyk "Siostry" | Recenzja przedpremierowa



Agnieszka Krawczyk skradała moje serce powoli. Zachwycałam się zapierającymi dech w piersiach opisami stworzonymi przez autorkę, podziwiałam jej warsztat, po cichu zazdroszcząc lekkości pióra i swobody wypowiedzi, ale nie potrafiłam odnaleźć się w prezentowanych przez nią fabułach. Aż w końcu... przeczytałam "Siostry" i przepadłam. Cóż to jest za powieść!

Agata Niemirska pracuje w jednej z krakowskich korporacji. Jest inteligentną, utalentowaną młodą kobietą, jednak jej sukcesy łatwo przypisują sobie inni, a Agata nie potrafi tupnąć ze złością nogą, powiedzieć "dość" i zawalczyć o swoje. Brak jej pewności siebie, od dziecka dorastała w poczuciu bycia "tą gorszą" - wychowywała się bez matki, która opuściła ją, kiedy Agata była jeszcze niemowlęciem. Kiedy więc otrzymuje telefon o śmierci mamy, nie waha się ani chwili - postanawia pojechać do Zmysłowa, aby poznać prawdę o swojej przeszłości i dowiedzieć się czegoś o matce. Na miejscu czeka na nią dziewięcioletnia dziewczynka, Tosia, która jest... jej siostrą przyrodnią. Agata postanawia zaopiekować się dzieckiem do czasu, aż odnajdzie ojca Tosi. Nie spodziewa się jednak, że w Zmysłowie znajdzie nie tylko rodzinę, ale również dom...

Agnieszka Krawczyk napisała prawdziwą perełkę. "Siostry" to przepiękna, nieco liryczna opowieść o poszukiwaniu własnych korzeni i niezwykłej potędze miłości oraz wybaczania. Kapitalna powieść o sile siostrzanej miłości, którą pochłonęłam w dwa wieczory, rozpływając się nad urzekającymi opisami i barwnymi bohaterami stworzonymi przez Agnieszkę Krawczyk. Autorka prezentuje niezwykle dojrzały warsztat pisarski, zachwyca mnie sposób, w jaki posługuje się słowem. Posiada niecodzienny dar pisania sercem - każde słowo trafia do czytelnika, wzbudzając lawinę emocji. Uwielbiam powieści obyczajowe, a "Siostry" są jedną z lepszych książek spośród wszystkich tych, które ostatnio wpadły w moje ręce. To jedna z tych powieści, która otwiera nasze serca i sprawia, że pragniemy stać się lepszymi ludźmi.

Całą sobą pokochałam Zmysłów i przywiązałam się do głównych bohaterek, dlatego już dzisiaj pytam: kiedy następny tom? Agnieszka Krawczyk zakończyła pierwszą część, zasiewając w sercu czytelnika ziarnko niepewności i niepokój o dalsze losy sióstr Niemirskich. Autorka pisze jakby szeptem, jej proza wywołuje we mnie poczucie kobiecości, jest lekka i... subtelna.  Agnieszka Krawczyk nie musi szokować, aby zadowolić czytelnika. Pisanie przychodzi jej w niezwykle naturalny sposób, odniosłam wrażenie, jakby historia nie została napisana, a raczej tylko (albo aż?) opisana. To jedna z tych książek, która otula ciepłem i rozjaśnia każdy, nawet najbardziej szary dzień. Agnieszka Krawczyk skradała moje serce powoli, ale kiedy już to zrobiła - to na amen.

"Siostry" to kapitalna literatura napisana przez kobietę, o kobietach i dla kobiet. Chociaż... myślę, że i wrażliwy mężczyzna znajdzie tutaj coś dla siebie, chociaż powieść zdaje się być zdominowana przez płeć piękną. Jestem oczarowana, najnowsza powieść Agnieszki Krawczyk to cudowna, chwytająca za serce historia. Aż chce się więcej!

Dziękuję Wydawnictwu Filia za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Agnieszka Krawczyk "Siostry"
Wydawnictwo Filia, 2016
liczba stron: 512
data premiery: 02.03.2016

poniedziałek, 22 lutego 2016

Polska do kolorowania, czyli nauka przez dobrą zabawę



Pierwsze, co zaskoczyło mnie po otworzeniu przesyłki to... rozmiar książki z kolorowankami. Spodziewałam się raczej tradycyjnej kolorowanki co najwyżej w rozmiarze A4, tymczasem rozłożona zajmuje caaaałe biurko. I dobrze - ileż było zabawy i kolorowania (no dobra, wciąż nie daliśmy rady). Dzisiaj polecam wam doskonałą zabawę dla starszych przedszkolaków i dzieci rozpoczynających swoją przygodę ze szkołą.

Mój syn wykazuje niemałe zainteresowanie zagadnieniami związanymi z geografią. Kiedy więc zobaczyłam w zapowiedziach "Polskę do kolorowania", pomyślałam "to coś dal nas". I nie pomyliłam się, bo oprócz map całej Polski i poszczególnych województw mamy tutaj mnóstwo ciekawostek. Książka zabierze nas w podróż do fokarium w Helu, odwiedzimy najsłynniejsze latarnie morskie polskiego wybrzeża, przy okazji wpadniemy do stolicy i zobaczymy Stadion Narodowy, poznamy przesympatyczne żubry z Puszczy Białowieskiej... Odwiedzimy Kraków, Katowice, Wrocław i Poznań. "Polska do kolorowania" to doskonała okazja do nauki poprzez zabawę. Dzieci mają niepowtarzalną okazję poznać swój kraj, ciekawe miejsca i związane z nimi legendy.

"Polska do kolorowania" to również sposób na poprawę umiejętności motorycznych dziecka. Uwierzcie - tutaj jest co kolorować. Dużo obrazków, różne stopnie trudności i okazja do uruchomienia wyobraźni. Mądra i ciekawa pozycja. No, i jest jeszcze wersja z mapami świata!

Dziękuję Wydawnictwu Olesiejuk za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Polska do kolorowania. Z kredkami dookoła Polski
Wydawnictwo Olesiejuk, 2016
liczba stron: 48
data premiery: 05.02.2016

piątek, 19 lutego 2016

Christine Breen "Na imię jej Rose" | Recenzja



Christine Breen w swojej debiutanckiej powieści porusza trudny temat adopcyjnego rodzicielstwa. Rose miała szczęśliwe dzieciństwo, jednak spokój w jej rodzinie zburzyła nagła śmierć ojca oraz choroba matki. Iris postanowiła spełnić złożoną umierającemu mężowi obietnicę i odnaleźć biologiczną matkę Rose. "Na imię jej Rose" to opowieść o tym, co dzieje się wtedy, gdy życie rozminie się z naszymi wobec niego oczekiwaniami.

Rose jest dumą swojej matki. Dziewczyna ma dziewiętnaście lat i przed sobą obiecującą karierę muzyczną. Iris prowadzi samotne życie po śmierci męża i tylko sukcesy córki rozświetlają jej szarą rzeczywistość. Iris wciąż nie może zapomnieć złożonej konającemu mężowi obietnicy - obiecała odnaleźć biologiczną matkę Rose. Minęły dwa lata, jednak kobieta wciąż nie rozpoczęła poszukiwań. Impulsem do zmian okazuje się być dzień, w którym Iris odbiera telefon od swojej lekarki. Obawiając się o swoje życie i zdrowie, postanawia odszukać rodzinę Rose, aby dziewczyna nie została sama na świecie. Trop prowadzi do Bostonu. Podążając śladem biologicznej matki Rose, Iris odkryje o wiele, wiele więcej niż mogłaby przypuszczać.

Od jakiegoś czasu namiętnie czytam wszystko, co ukazuje się w serii Leniwa Niedziela Wydawnictwa Świat Książki. Część książek jest lepsza, inne - gorsze, zdarzają się i wyjątkowe perełki. "Na imię jej Rose" zdecydowanie plasuje się gdzieś w połowie rankingu, nie jest to książka wybitna, ale nie można też powiedzieć, by była słaba. Jest dobra i z pewnością spodoba się wiernym czytelniczkom wszystkich wydawanych w serii powieści. Ogólnie rzecz biorąc jestem raczej zadowolona, chociaż mam kilka zastrzeżeń. Może zacznijmy od samej fabuły, która - chociaż ciekawa i wcale niegłupia, nie porwała mnie w szaleńczym tempie. Powołując się na nazwę serii, w której książka została wydana, muszę przyznać, iż momentami powieść jest zbyt leniwa, a akcja toczy się w powolnym tempie. Mam tutaj na myśli wątki związane z karierą muzyczną Rose, które - moim zdaniem - nie dodają lekturze smaku.

Całość wymaga usystematyzowania. W powieściach, w których występuje kilku bohaterów zazwyczaj autorzy wprowadzają określony rytm i częstotliwość, z jaką pojawiają się poszczególne postacie, tutaj tego nie ma, czasem pięć rozdziałów dotyczy tego samego bohatera, nagle pojawia się kolejny tylko po to, by znów zniknąć na pół książki. Posłużę się tutaj przykładem innej powieści z serii Leniwa Niedziela, "Mamifest". Mieliśmy trzy główne bohaterki, które pojawiały się w sposób cykliczny, każdy poszczególny rozdział dotyczył życia innej postaci, a po zakończeniu cyklu wracaliśmy do życia pierwszej bohaterki i znowu po kolei. Tutaj tego nie ma, przez co książka wydaje się być nieco chaotyczna. I właśnie to by było na tyle, jeśli chodzi o zalety. "Na imię jej Rosa" nie zachwyciła mnie, ale muszę przyznać, że spędziłam przyjemnie czas i nie żałuję, że przeczytałam tę powieść, chociaż chyba spodziewałam się po książce więcej, dlatego skupiłam się przede wszystkim na wadach.

"Na imię jej Rose" to przyjemna, nieskomplikowana powieść, która zapewnia nie tylko rozrywkę, ale też ciekawe refleksje po lekturze. Nietuzinkowe, odmienne spojrzenie na temat rodzicielstwa biologicznego oraz adopcyjnego. Chociaż sposób przedstawienia rzeczywistości czasem pozostawia sporo do życzenia, to sama treść jest inspirująca oraz ciekawa.

Dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Christine Breen "Na imię jej Rose"
Wydawnictwo Świat Książki, 2016
liczba stron: 320
data premiery: 20.01.2016

czwartek, 18 lutego 2016

Celeste Ng "Wszystko, czego wam nie powiedziałam" | Recenzja




Spodziewałam się, że to będzie dobra lektura, ale że aż tak? Autorski debiut Celeste Ng to powieść zaskakująca swoimi monumentalnymi rozmiarami i wcale nie mam tutaj na myśli objętości, gdyż książka liczy niewiele ponad trzysta stron, a jej rozmach i niebanalną tematykę, jaką porusza debiutująca pisarka. To nie jest powieść o dochodzeniu w sprawie śmierci szesnastoletniej Lydii. To powieść o życiu w wieloetnicznej rodzinie i rodzicach skupionych na spełnianiu przez dzieci marzeń, które oni sami musieli porzucić.

Uwaga Marilyn i Jamesa Lee była skupiona głównie na Lydii. Była, bo teraz Lydia nie żyje. Jej ciało zostało znalezione w pobliskim jeziorze. Morderstwo, samobójstwo czy nieszczęśliwy wypadek? Jedno jest pewne - Lydia nie zrealizuje marzeń swoich rodziców. Nie zostanie lekarką, jak życzyłaby sobie matka i nie będzie gwiazdą towarzystwa, jak widziałby to James. Lydia umarła, jednak Marilyn i James muszą iść dalej i zająć się dwójką pozostałych, dotychczas nieco odsuniętych na dalszy plan dzieci - Nathem i Hannah, podczas gdy rodzina Lee'ów wcale nie żyje w łatwych czasach - Amerykanie chińskiego pochodzenia wciąż są rzadkością na prowincji w stanie Ohio w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Tymczasem Marilyn jest przekonana, że córka padła ofiarą morderstwa i stanowczo żąda sprawiedliwości.

"Wszystko, czego wam nie powiedziałam" to jedna z ciekawszych książek spośród wszystkich tych, które przeczytałam w ciągu minionych kilku miesięcy. Spodziewałam się lekkiego, "babskiego" kryminału, a tymczasem otrzymałam genialną powieść obyczajową o wielokulturowej rodzinie żyjącej w Stanach Zjednoczonych w latach siedemdziesiątych. W czasach, kiedy Amerykanie chińskiego pochodzenia przyciągali spojrzenia na ulicy, w czasach ekspansji człowieka w przestrzeń kosmiczną, w końcu - w czasach, kiedy kobieta w zawodzie lekarza wciąż budziła podziw i jednocześnie zażenowanie. Niezwykle bogate tło społeczno-obyczajowe jest jedną z największych zalet tej powieści. Celeste Ng nakreśliła wiarygodny obraz rodziny, której doskwiera przede wszystkim brak akceptacji i chęć zasymilowania się ze społeczeństwem.

Co dzieje się w rodzinie, w której dziecko nie ma możliwości spełniania własnych marzeń, gdyż jest zajęte realizacją planów swoich rodziców? Jak wygląda dzieciństwo w cieniu starszego, "lepszego" rodzeństwa? Na te i inne pytania odpowiedź znajdziecie w debiutanckiej powieści Celeste Ng. Nie chcę zdradzać zbyt wiele z treści, lecz mogę wam obiecać - czeka was spotkanie z jedną z najciekawiej opisanych rodzin we współczesnej literaturze obyczajowej. Autorka kapitalnie opisała relacje pomiędzy poszczególnymi jej członkami oraz stworzyła wiarygodne i realistyczne portrety psychologiczne. Celeste Ng prezentuje czytelnikom niezwykle dojrzały warsztat pisarski - aż nie chce się wierzyć, że to dopiero jej literacki debiut.

"Wszystko, czego wam nie powiedziałam" z pewnością przekona miłośników prozy w stylu Jodi Picoult czy Diane Chamberlain. Celeste Ng to taka Picoult Amerykanów chińskiego pochodzenia. Podobnie jak wymienione przeze mnie pisarki, autorka "Wszystko, czego wam nie powiedziałam" pisze ciekawie o relacjach międzyludzkich oraz kontrowersjach wokół ważnych kwestii społeczno-obyczajowych. Polecam serdecznie.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Celeste Ng "Wszystko, czego wam nie powiedziałam"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2016
data premiery: 11.02.2016
liczba stron: 332

niedziela, 14 lutego 2016

Mikel Santiago "Ostatnia noc w Tremore Beach" | Recenzja




"Ostatnia noc w Tremore Beach" to międzygatunkowa powieść będąca ciekawym połączeniem thrillera, horroru i powieści obyczajowej. Wyobraź sobie, że cienka granica pomiędzy jawą a snem zaczyna zanikać i sam nie wiesz, co jest tylko realistycznym koszmarem, a co rzeczywistością...

Peter Harper cierpi po nieudanym małżeństwie. Słynny kompozytor muzyki filmowej przeżywa niemoc twórczą i zaszywa się w opuszczonym domu nad samym morzem w Irlandii. Jego spokój szybko zostaje zburzony, kiedy Peter ulega wypadkowi i zostaje rażony piorunem. Na szczęście, wychodzi z tego cało, lecz po zdarzeniu mężczyzna zaczyna miewać niepokojące, realistyczne nocne koszmary. Przerażony Peter nie potrafi odróżnić jawy od snu, a bohaterami wstrząsających wizji są jego najbliżsi. Jednocześnie mężczyzna nawiązuje bliską relację z mieszkającą w miasteczku Judi, skrytą i tajemniczą kobietą. Wizje Petera nasilają się, a on sam szybko przekonuje się, że nie jest jedyną osobą, która ma własne sekrety.

"Ostatnia noc w Tremore Beach" trzyma w napięciu od pierwszego zdania do ostatniej strony. To doskonale napisana, porywająca lektura, od której nie potrafiłam się oderwać. Mikel Santiago stworzył oryginalną i niebanalną powieść, jaką niełatwo jest zaklasyfikować i zamknąć w sztywnych ramach ogólnie przyjętych gatunków literackich. Sam wydawca sugeruje, iż "Ostatnia noc w Tremore Beach" jest thrillerem psychologicznym, a ja zgadzam się z tym tylko w połowie, bo książka Mikela Santiago jest powieścią międzygatunkową, z ciekawym tłem społeczno-obyczajowym. Momentami potrafi naprawdę mocno przerazić! Przeczytałam, będąc pod ogromnym wrażeniem naturalnego talentu narracyjnego autora i umiejętności tworzenia zaskakujących, jeżących włosy na głowie scen. To nie jest książka z gatunku paranormal activity, czego zaczęłam się obawiać, gdy zapoznałam się z zapowiedzią. Rzeczywiście, mamy tutaj bohatera, który po porażeniu prądem zaczyna doświadczać co najmniej dziwnych rzeczy, jednak podczas lektury nie czułam się oszukana i nakarmiona nieprawdopodobnymi historiami.

"Ostatnia noc w Tremore Beach" jest zupełnie inna od książek, które zazwyczaj czytam. Przeważnie czytam powieści obyczajowe lub klasyczne kryminały, tymczasem skusiłam się na lekturę niesztampową, oryginalną i... jestem bardzo zadowolona! Mikel Santiago to bardzo utalentowany, młody autor i z przyjemnością przeczytam jego kolejną książkę.

Dziękuję Wydawnictwu Czwarta Owca za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Mikel Santiago "Ostatnia noc w Tremore Beach"
Wydawnictwo Czarna Owca, 2016
liczba stron: 392
data premiery: 13.01.2016

wtorek, 9 lutego 2016

Patryk Pleskot "Zabić. Mordy polityczne w PRL" | Recenzja




Chyba każdy Polak zna historię księdza Jerzego Popiełuszki, bestialsko zamordowanego przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Nie był on jednak jedyną ofiarą systemu, o sprawiedliwość wciąż upomina się rodzina Piotra Majchrzaka czy Grzegorza Przemyka. Czy w schyłkowym PRL-u funkcjonowało tajne komando śmierci? Kto zamordował sędziwego księdza i prostego rolnika? Na te i inne pytania odpowiedzi poszukuje Patryk Pleskot.

Z książkami napisanymi przez historyków często jest taki problem, że ich publikacji nie są w stanie czytać ludzie niebędący przedstawicielami tego zawodu. Długo rozważałam nad możliwością studiowania historii, w końcu jednak postawiłam na filologię i chociaż mocno interesuję się zagadnieniami związanymi z historią XX wieku, szczególnie II wojną światową i okresem Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, czasem nie jestem w stanie przebrnąć przez lekturę napisaną zbyt topornym, czasem wręcz beletrystycznym językiem. Patryk Pleskot napisał powieść, której tematyka szalenie mnie zainteresowała, byłam więc ciekawa, w jaki sposób przekazał swoją wiedzę.

Mogę odetchnąć z ulgą. "Zabić. Mordy polityczne w PRL" to szalenie intrygująca, napisana w przystępny i całkiem łatwostrawny sposób lektura. To historia życia (i śmierci) trzynastu fascynujących postaci, z których ksiądz Jerzy Popiełuszko stanowi zdecydowanie najbardziej znaną personę. Jak pisze sam autor we wstępie - to nie jest przyjemna lektura, gdyż żadna z tych opowieści nie kończy się dobrze. Wszyscy bohaterowie, bez wyjątku, giną. Dlaczego? Kto i w jakim celu ich zamordował? Sposób, w jaki Patryk Pleskot poszukuje odpowiedzi na powyższe pytania, jest fascynujący. Historyk opisuje kilka możliwości, poświęca uwagę wszystkim hipotezom, by potem trochę bardziej lub mniej zdecydowanie opowiedzieć się po stronie jednej z teorii. Jeśli wydaje wam się, że macie jakiekolwiek pojęcie o morderstwach politycznych popełnionych w okresie PRL-u, przeczytajcie tę książkę. Bez tej lektury nie wiecie nic o tajemniczych zniknięciach i brutalnych zabójstwach w Polsce Ludowej.

To nie jest prosta książka, którą pochłania się jednym tchem, ale zdecydowanie warto poświęcić jej kilka wieczorów. Szczególnie jedna z przedstawionych historii - rozdział o Piotrze Majchrzaku, zainspirowała mnie do dalszych poszukiwań. "Zabić. Mordy polityczne w PRL" to ważna i potrzebna książka, polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Patryk Pleskot "Zabić. Mordy polityczne w PRL"
Wydawnictwo Znak Horyzont, 2016
liczba stron: 512
data premiery: 11.01.2016

niedziela, 7 lutego 2016

"Szybko, smacznie, domowo" czyli jak przyrządzić szybki i smaczny obiad według Magdaleny Grzegorczyk?




Magdalena Grzegorczyk jest autorką znanego i lubianego przez internautów bloga kulinarnego Gotuj.Skutecznie.Tv oraz jednego z najchętniej oglądanych kanałów na polskim YouTube - Skutecznie.Tv. W ciągu 4 lat działalności w sieci zaskarbiła sobie sympatię i zaufanie tysięcy czytelników, a opublikowane przez nią filmy zostały wyświetlone ponad 35 milionów razy. Zebrała w całość najciekawsze pomysły oraz przepisy kulinarne i wydała w książce "Szybko, smacznie, domowo".

Jak przyznaje sama autorka - nie ma zbyt wiele czasu na gotowanie, w czym z pewnością nie jest odosobniona. Niewiele osób w dzisiejszych czasach może pozwolić sobie na długotrwałą pracę w kuchni, no, chyba że akurat wypada weekend, a gotowanie jest jedną z form relaksu, jednak zdecydowana większość każdego dnia staje przed niezmiennym dylematem - jakie danie przygotować na obiad (i nie tylko), aby spełniało trzy założenia: było szybkie w przygotowaniu, smaczne i domowe?

Magdalena Grzegorczyk w swojej książce podsuwa ciekawe i inspirujące pomysły kulinarne. W "Szybko, smacznie, domowo" znajdziecie nie tylko przepisy na tradycyjne obiady, ale również ciekawe rozwiązania będące alternatywą dla nieśmiertelnych kanapek zabieranych przez Polaków do pracy oraz jajecznicy czy kiełbasek z wody podawanych na śniadanie. Autorka podzieliła książkę na sześć części: "Popularne z bloga", "Przed pracą", "W pracy", "Po pracy", "Weekend" oraz "Spotkania towarzyskie". Jak się z pewnością domyślacie - w pierwszym rozdziale znalazły się bestsellery z prowadzonego przez autorkę bloga, w drugim - sposoby na smaczne i pożywne śniadanie, natomiast część trzecia stanowi ciekawą alternatywę dla przekąsek spożywanych w pracy. W rozdziale "Po pracy" znajdziemy przepisy na dania, których przygotowanie nie wymaga zbyt wiele czasu. Moi zdecydowani faworyci to duszona pierś indyka z marchwią i ziemniakami oraz pierś kurczaka w aksamitnym sosie jogurtowym. Pyszności! "Weekend" to część przeznaczona dla osób, które mają czas (i ochotę) na dłuższe eksperymentowanie w kuchni, a "Spotkania towarzyskie" to - jak sama nazwa wskazuje - kulinarne pomysły na spotkanie w gronie rodziny i znajomych.

W mojej rodzinie to mąż zdecydowanie jest tą "lepszą połową", która posiada talent kulinarny i zamiłowanie do gotowania, ale dzięki książce "Szybko, smacznie, domowo" mam szansę pozytywnie go zaskoczyć. Cieszę się, że publikacja trafiła do naszej domowej biblioteczki i urozmaiciła spożywane przez nas posiłki.

Dziękuję Wydawnictwu Olesiejuk za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Magdalena Grzegorczyk "Szybko, smacznie, domowo"
Wydawnictwo Olesiejuk, 2015
liczba stron: 192
data premiery: 04.12.2015

sobota, 6 lutego 2016

Diane Chamberlain "Chcę Cię usłyszeć" | Recenzja przedpremierowa




Diane Chamberlain jest jedną z moich współczesnych ulubionych autorek, jednak w ostatnich tytułach wydanych przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka czegoś mi brakowało. Ciężko mi było sprecyzować "czego", dopóki nie przeczytałam najnowszej powieści "Chcę Cię usłyszeć", w której owe "coś" się pojawia. Mam tutaj na myśli ważne dylematy natury moralnej, które podzieliły społeczeństwo w XX wieku. W końcu dostałam taką Diane, jaką najbardziej lubię.

Laura i jej pięcioletnia córeczka Emma znalazły się w trudnym momencie życia. Kobieta jeszcze nie zdążyła dojść do siebie po śmierci ojca, kiedy jej mąż popełnia samobójstwo, obarczając winą swoją żonę. Jedynym świadkiem śmierci mężczyzny była Emma, która w wyniku doznanego szoku... przestaje mówić. To nie jedyny problem Laury. Ojciec chwilę przed śmiercią wymógł na niej obietnicę o opiece nad niejaką Sarah Tolley, o której Laura dotychczas nawet nie słyszała. Staruszka przebywa w domu opieki i choruje na Alzheimera. Nie pamięta, co jadła na obiad ani co robiła poprzedniego dnia, jednak zna szczegóły swojego życia z dalekiej przeszłości. Niestety, nie ma pojęcia, kim był Carl Brandon i dlaczego umierając wymógł na córce obietnicę, by ta skontaktowała się z Sarah. Równocześnie w życiu Laury i Emmy pojawia się Dylan, biologiczny ojciec dziewczynki, którego Laura poznała tylko przelotnie sześć lat temu. Rodzice łączą swoje siły, by odnaleźć przyczynę wewnętrznej blokady Emmy przed mówieniem i przywrócić jej głos.

Kiedy rozpoczynałam swoją przygodę z najnowszą powieścią Diane Chamberlain "Chcę Cię usłyszeć", w nawet najśmielszych marzeniach nie mogłam się spodziewać, że oprócz porywającej lektury o losach Laury i jej córki Emmy, otrzymam fascynujący życiorys pielęgniarki, która przez wiele lat pracowała w szpitalu psychiatrycznym. Co więcej - pracowała w szpitalu psychiatrycznym w czasach, kiedy wykonywano lobotomię, uznaną obecnie za najtragiczniejszą pomyłkę lekarzy, oraz przeprowadzano medyczne eksperymenty na pacjentach cierpiących na schorzenia natury psychiatrycznej - depresję, lęki czy schizofrenię. Mało tego, owa pielęgniarka postanowiła się zbuntować i głośno skrytykować przeprowadzane w szpitalu praktyki. Jaką przyszło jej zapłacić cenę? Tego dowiecie się z lektury najnowszej powieści Diane Chamberlain, dzięki której w końcu zaspokoiłam nienasycony od czasów "W słusznej sprawie" (to już prawie dwa lata!) głód.

Taką Diane lubię najbardziej. Chamberlain jest jedną z nielicznych znanych mi autorek, która z takim skutkiem potrafi wbić kij w mrowisko i poruszyć arcyważny temat natury społeczno-moralnej. Diane stopniowo odkrywa wszystkie karty, aby po chwili przyspieszyć gwałtownie i nie zatrzymywać się już do samego końca. Ach, cóż to była za podróż. Czułam się niczym w pędzącym w zawrotnym tempie rollercoasterze, towarzyszyła mi cała gama emocji i - co najważniejsze - nie byłam w stanie odłożyć książki na półkę, dopóki nie przeczytałam ostatniego zdania. Poszłam nieprzyzwoicie późno spać, ale było warto, to jedna z najlepszych książek Diane, a uwierzcie, czytałam wszystkie, jakie zostały wydane w Polsce. Zakończenie wbiło mnie w fotel, a właściwie w łóżko i mimo ogromnego zmęczenia jeszcze przez długi czas nie byłam w stanie zasnąć.

Diane Chamberlain stworzyła niesamowitą, zapierającą dech w piersi opowieść. Poznając historię nowej znajomej Laura staje się świadkiem okrytej milczeniem, fascynującej historii sprzed lat. Wszystkie elementy układanki wskakują na swoje miejsce, kiedy zmierzamy do zaskakującego zakończenia. Jak to już zazwyczaj u Diane bywa, mamy do czynienia z kapitalnymi, wielobarwnymi postaciami. Gorąco polecam lekturę, "Chcę Cię usłyszeć" to rewelacyjna powieść.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Diane Chamberlain "Chcę Cię usłyszeć"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2016
data premiery: 09.02.2016
liczba stron: 456

piątek, 5 lutego 2016

Recenzja przedpremierowa | Luz Gabás "Czarownice z Pirenejów"



Miłość silniejsza niż śmierć? Zachwycająca, epicka, nieco mistyczna - taka jest najnowsza powieść autorki ciepło przyjętych przez czytelników "Palm na śniegu". Co łączy spadkobierczynię jednego z najpotężniejszych rodów w Aragonii w XVI wieku ze współczesną, odnoszącą sukcesy zawodowe młodą inżynier? "Czarownice z Pirenejów" to niesamowita historia o namiętności, która przetrwała wieki.

Brianda z Lubicha wraz z dwudziestoma trzema innymi kobietami z sąsiedztwa została oskarżona o uprawianie czarów i skazana na śmierć. Jeszcze niedawno miała wszystko - miłość męża oraz wsparcie ukochanego ojca. Była spadkobierczynią jednego z najbardziej liczących się rodów w Aragonii. Niestety, przeciwnicy polityczni zamordowali jej ojca, a Briadna straciła poczucie bezpieczeństwa. Na chwilę przed śmiercią Brianda przysięgała wieczną, nieskończoną miłość swojemu ukochanego i rzuciła klątwę na człowieka, który doprowadził jej ród do klęski, a ją samą do śmierci.

Żyjąca współcześnie Brianda jest dręczona przez nocne koszmary. Z pewnej siebie, przebojowej kobiety staje się wycofaną, zestresowaną osobą. Postanawia odpocząć, bierze urlop w pracy i wyjeżdża w rodzinne strony, do niewielkiej miejscowości położonej u stóp Pirenejów. Brianda szuka spokoju, tymczasem niespodziewanie doświadcza wielkiej, namiętnej miłości i natrafia na ślad życia Briandy z Lubicha.

"Czarownice z Pirenejów" to napisana z rozmachem powieść łącząca odległy wiek XVI z czasami współczesnymi. Autorka w zachwycający sposób oddała klimaty dawnych lat, a jej opowieść sprzed ponad 400 lat urzeka realizmem i wiernym odzwierciedleniem ówczesnych relacji międzyludzkich. Świat ewoluuje, ludzie się zmieniają, tylko jedno pozostaje wciąż niezmienne - potrzeba wielkiej, namiętnej miłości. Luz Gabás z niesamowitą precyzją utkała nić łączącą przeszłość z teraźniejszością, miłość z nienawiścią. Zachwyciły mnie wielobarwne portrety psychologiczne głównych bohaterów. Autorka stworzyła kapitalne, wcale nie czarno-białe postacie, które zapadają w pamięć na długo. "Czarownice z Pirenejów" to niebanalna i oryginalna historia, jaka skradła moje serce, mimo iż w literaturze wolę sprawdzone, mający silny kontakt z rzeczywistością klimaty. Ale czyż nie cudownie byłoby uwierzyć w tę historię? To nie jest infantylna historia dla nastolatek o wampirach i czarownicach. To ambitna, ważna powieść o największej potrzebie ludzkiego serca - o miłości.

Luz Gabás stworzyła niesztampową, epicką wręcz opowieść o dwóch kobietach, których mimo odległych czasów, w jakich żyły, łączy więcej niż mogłyby przypuszczać. Polecam miłośnikom dobrych, ambitnych powieści obyczajowo-historycznych. I uprzedzam: to nie jest lekka, łatwa historia, którą pochłoniecie w jeden wieczór. Bo "Czarownice z Pirenejów" zachwycają powoli, stopniowo.

Dziękuję Wydawnictwu MUZA za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego!

Luz Gabás "Czarownice z Pirenejów"
Wydawnictwo MUZA SA, 2016
liczba stron: 480
data premiery: 17.02.2016

wtorek, 2 lutego 2016

Dorota Gąsiorowska "Primabalerina" | Recenzja przedpremierowa



Gdy rozpoczynałam swą przygodę z najnowszą powieścią Doroty Gąsiorowskiej byłam nie do końca przekonana, czy będziemy potrafiły dogadać się z wielką "Primabaleriną". Debiutancka książka autorki, "Obietnica Łucji" momentami mocno mnie irytowała, a właściwie to tytułowa Łucja działa mi na nerwy. Jak się szybko okazało - nie miałam się czego obawiać. "Primabalerina" jest cudowna i od razu skradła moje serce.

Nina pracuje w domu spokojnej starości. Połączyła ją wyjątkowa więź z jedną z pensjonariuszek, tajemniczą Irmą. Kiedy staruszka umiera, okazuje się, że zapisała Ninie kamienicę na Starym Mieście we Lwowie. Początkowo sceptycznie nastawiona Nina szybko przekonuje się, że Lwów jest bliższy jej sercu niż mogłaby się spodziewać. Zabytkowa kamienica skrywa nie jedną tajemnicę. Nina stopniowo odkrywa historię wielkiej primabaleriny, której losy nierozerwalnie związane są z przeszłością odziedziczonego po zmarłej przyjaciółce domu. Poznając mroczne sekrety osób związanych z kamienicą, Nina przekonuje się, iż we Lwowie może poznać także początek swojej historii oraz znaleźć miłość.

Nigdy nie byłam we Lwowie. Do czasu. Za sprawą Doroty Gąsiorowskiej przeniosłam się w przestrzeni, poznałam wszystkie zakątki tego wyjątkowego miasta i poczułam jego niepowtarzalną atmosferę na własnej skórze. Autorka stworzyła fenomenalny, napisany sercem portret Lwowa. Z rzadko spotykaną wrażliwością opisała urok lwowskich uliczek i zabytkowych kamienic. Realistyczne, przepiękne opisy miejsca są z pewnością jedną z największych zalet powieści, ale nie jedyną. To przede wszystkim wyjątkowi bohaterowie i ich skomplikowane losy świadczą o oryginalności tej książki. Dorota Gąsiorowska przedstawiła świetny portret ludzkich emocji na tle zawiści, zazdrości i podłości innych osób. Bohaterowie nie są czarno-biali, tak jak w "Obietnicy Łucji", ale mienią się szeroką gamą barw.

Zachwyciła mnie niebanalna fabuła "Primabaleriny". To oryginalna i ciekawa historia kilku osób, których losy splotła ze sobą pewna kamienica w centrum Lwowa i tajemnicza figurka primabaleriny. To także opowieść o wielkim poświęceniu dla bliskich i poszukiwaniach własnej tożsamości oraz własnego miejsca w świecie. A wszystko to opisane przepięknym, lirycznym językiem. Dorota Gąsiorowska pisze tak, że aż zatyka czytelnikowi dech w piersiach. Mam wrażenie, jakby cała historia została opowiedziana szeptem, prosto do mojego ucha, w sposób niepozbawiony wrażliwości oraz delikatności. Jestem zachwycona sposobem narracji, prowadzonym bez zbędnej wulgarności i dosadności. "Primabalerina" to bardzo kobieca, subtelna powieść.

Niezwykła historia o tym, że czasem warto zaryzykować wszystko, co posiadamy, aby odnaleźć w życiu Dom, obowiązkowo przed duże "D". "Primabalerina" to jedna z tych opowieści, która sprawia, że... aż chce się marzyć! Cudowna powieść, którą polecam z głębi serca wszystkim kobietom, poszukującym niebanalnej, ciepłej historii. 

Dziękuję Wydawnictwu Między Słowami za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Dorota Gąsiorowska "Primabalerina"
Wydawnictwo Znak Między Słowami, 2016
liczba stron: 544
data premiery: 17.02.2016

poniedziałek, 1 lutego 2016

Gabriela Gargaś "Tylko ty" | Recenzja przedpremierowa



Czy w życiu kocha się tylko raz? Na to pytanie odpowiedź próbowało znaleźć już wielu, a jednak wciąż odczuwamy wewnętrzną potrzebę mówienia, pisania czy w końcu czytania o miłości. Niesłabnąca popularność powieści Gabrieli Gargaś jest tego najlepszym dowodem. Do księgarni właśnie trafia najnowsza książka autorki, "Tylko ty". Czego możecie spodziewać się po lekturze?

Paulina jest samotną matką dorastającej córki. Jej macierzyństwo jest owocem szalonej, wielkiej miłości, jaką kobieta przeżyła w młodości. Jako młoda dziewczyna została zmuszona do podjęcia najważniejszej decyzji, która zmieniła życie nie tylko samej Pauliny, ale również jej ukochanego Radka i córki Bianki. Dziś być może podjęłaby inną decyzję. Bianka wciąż dopytuje matkę o nieobecnego ojca. Przeszłość upomina się w najmniej oczekiwany sposób - Paulina przypadkiem spotyka Radka, ojca swojej córki. Ojca, którego przecież miało nie być...

Ewa jest najlepszą przyjaciółką Pauliny. Wraz z mężem Michałem wychowuje dwoje adoptowanych synów. Obserwując dzieci, wspomina drogę, jaką pokonała, aby móc zostać matką. Tymczasem nad małżeństwem Ewy i Michała zbierają się czarne chmury, para przechodzi kryzys. Ewa chce, aby mąż więcej czasu spędzał z rodziną, tymczasem Michał jest wiecznym nieobecnym we własnym domu. Czy uda im się dojść do porozumienia? Czy uratują szczęście, które budowali z mozołem?

"Tylko ty" to piękna, chwytająca za serce opowieść o najróżniejszych wariantach miłości. Miłości do dziecka, miłości rodzica adoptowanego, miłości dojrzałej, a także tej pierwszej, najbardziej szalonej... Gabriela Gargaś stworzyła zapierającą dech w piersiach historię dwóch kobiet i wszystkich odcieni ich miłości. Kapitalna, nieco liryczna atmosfera powieści stanowi jedną z jej największych zalet. Autorka dodaje swoim czytelniczkom otuchy, podpowiada, jak wybrnąć z życiowych perturbacji, nie niszcząc tym samym szczęścia innych ludzi. Gabriela Gargaś uczy empatii, wrażliwości na drugiego człowieka. "Tylko ty" to wyjątkowa powieść, obfitująca w uniwersalne prawdy życiowe. Jestem przekonana, że każdy znajdzie coś dla siebie, odnajdzie w życiu głównych bohaterek cząstkę siebie i wyciśnie z ich sytuacji najbardziej soczyste kąski dla własnego użytku. Jest moc! Gabriela Gargaś poruszyła szereg ważnych dylematów społecznych takich jak rodzicielstwo adopcyjne, potrzeba poznania swoich korzeni czy wierność małżeństwa.

W stronę autorki kieruję same pochwały, czego, niestety, nie mogę powiedzieć o redakcji. Jest fatalna. Nie, nie jest fatalna. Jest FATALNA. Masa błędów interpunkcyjnych, a do tego niezredagowane zdania w stylu "Znów straciła swoje dziecko i dołączyła do grona kobiet, które straciły swoje maleństwa". W jednej scenie (nawet nie mówię o rozdziale) zdarzają się sytuacje, kiedy bohaterka rozmawia z mężczyzną przez telefon, narracja prowadzona jest w pierwszej  ("powiedziałam", "nie chciałam"), a po chwili w trzeciej osobie ("zamilkli", "skończyli"). Wydawnictwo Filia wydaje książki z pierwszych miejsc list bestsellerów, szkoda, że redakcję powierza firmom zewnętrznym, które do swojego zadania podchodzą kompletnie nieprofesjonalnie. Powieści, które redaguje na przykład Liliana Fabisińska ("Awaria małżeńska", "Siedem życzeń") są świetnie zredagowane, natomiast te zlecone firmom typu Editio czy Seiton.... niestety, ale redakcja jest porażką. A szkoda, bo niesmak po świetnej przecież powieści pozostaje.

Książkę, oczywiście, polecam, bo nie jest winą autorki, że jej powieść została tak fatalnie zredagowana. Gabriela Gargaś napisała wspaniałą, przepiękną i dojrzałą opowieść o różnych barwach miłości. Z pewnością przypadnie do gustu czytelniczkom romantycznych powieści obyczajowych. Ja spędziłam bardzo miły wieczór.

Dziękuję Wydawnictwu Filia za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Gabriela Gargaś "Tylko ty"
Wydawnictwo Filia, 2016
liczba stron: 376
data premiery: 03.02.2016