piątek, 21 lutego 2014

"Zasypianie" Piotr Cielecki: Recenzja


"Pewnie związki, mimo iż formalnie nie istnieją, po prostu są" 

Piotr Cielecki "Zasypianie", wyd. Prószyński Media, 2014

Kiedy zapoznałam się z opisem nowej propozycji oficyny Prószyński i S-ka, zapragnęłam natychmiast przeczytać tę książkę! Która z nas, kobiet, nie spotkała na swej drodze mężczyzny przykładem bohatera książki żyjącego niczym Piotruś Pan, zajętego zabawą, co prawda już nie klockami, a tą z gatunku suto zakrapianych, dla którego szczytem zaangażowania jest pozostanie na noc u długonogiej koleżanki? I taki Piotruś, dosłownie i w przenośni, bo tak ma na imię główna postać, spotyka kobietę "inną niż wszystkie", jak informuje wydawca na okładce? I jeszcze o tym pisze?! Zdecydowanie musiałam zaznajomić się z "Zasypianiem".

Nie to, żem mściwa i jakobym miała pejoratywne nastawienie do Piotrusiów, ale książka w jakimś stopniu na pewno utrze im nosa. To doskonała propozycja, zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn, bo niesie ze sobą szersze przesłanie. "Zasypianie" przedstawia klasyczny obraz człowieka nieco ułomnego emocjonalnie, który twierdzi, że nie potrafi kochać. Ma szereg teorii na temat swojej wypranej z uczuć osoby, związków, seksu i wszelakich relacji międzyludzkich. Należy przyznać, iż wypowiedź to nie stek pijanych bzdur, na co mógłby wskazywać jego stan psychoruchowy, a wydaje się logiczna i spójna. Główny bohater, Piotr, spędza życie mocno imprezując, uprawiając seks bez zaangażowania, czasem próbując coś dorobić na alkohol i papierosy. Szkoli się na artystę. W końcu poznaje Weronikę, która zdaje się być odpowiednią kandydatką na to, aby zmienić coś w życiu młodego mężczyzny. Tylko.. czy on chce coś zmieniać? 

"Zasypianie" to głos naszych czasów. Wiele osób, zwłaszcza przedstawicieli płci męskiej, żyje w przedstawiony w książce sposób. To mocna wizja świata pozbawionego głębszych uczuć i sprowadzającego ludzi do ich podstawowych potrzeb fizjologicznych. Czy można osiągnąć szczęście, zatrzymując się na fundamentach hierarchii wartości? Autor z rozbrajającą szczerością pisze o cielesności, bliskości i neguje swoje umiejętności do odczuwania wyższych emocji, zachowując przy tym poczucie humoru. Momentami śmiałam się w głos, ale jak nie wybuchnąć śmiechem, kiedy czytamy o obwinianiu mężczyzn o śmierć Jezusa i dziecięcą prostytucję? Z biegiem czasu i rozwojem akcji, Cielecki delikatnie podsuwa nam rozwiązanie, robi to niezwykle subtelnie, nie wygłaszając wyższych sądów nad sobą czy innymi. "Zasypianie" nie jest powieścią narzucającą nam punkt widzenia, to książka, gdzie pomiędzy wierszami jest ukryte przesłanie, które każdy czytelnik może zinterpretować na swój sposób, analizując wedle własnej osoby. 

Autor stara się sprawiać wrażenie, że z nikim i niczym się nie liczy, ale czy tak jest naprawdę? Jego książka oferuje nam spojrzenie "o kuchni od kuchni". To mądra powieść, która ewoluuje, dojrzewa wraz z jej trwaniem. "Zasypianie" momentami bywa trudne, boli od środka swą szczerością i autentycznością. Mimo, iż nie takie jest zamierzenie postaci, czasami wzbudza litość i żal, poprzez swoją ułomność emocjonalną, by zaraz zirytować po raz kolejny swym zachowaniem. Obowiązkowa pozycja na liście do przeczytania!

Piotr Cielecki "Zasypianie", wyd. Prószyński Media, premiera: 13 luty 2014


Za udostępnienie recenzenckiego egzemplarza powieści dziękuję Wydawnictwu Prószyński Media.

środa, 19 lutego 2014

Specjalny kod rabatowy dla użytkowników Przeglądu czytelniczego

Specjalnie dla użytkowników Przeglądu, Wydawnictwo Znak przygotowało rabat 40% na zakupy w sklepie internetowym!

Szczegóły promocji:

1. Aby skorzystać z promocji należy wpisać na stronie www.znak.com.pl kod rabatowy -przeglad40
2. Gdy wartość Twojego zamówienia wyniesie 100 zł, od Twojego
zamówienia odejmiemy 40 zł.
3. Rabat nie łączy się z innymi kodami rabatowymi.
4. Kod rabatowy jest ważny do 19 lutego do 18 marca 2014 roku.

Polecam, zwłaszcza, że na tej stronie standardowo ceny są niższe aniżeli w tradycyjnych księgarniach, a z rabatem 40 zł, można sporo zaoszczędzić!


Recenzja "Nie odchodź" Lisy Scottoline

Premiera publikacji Lisy Scottoline "Nie odchodź" to wydarzenie literackie, którego wyczekiwałam najintensywniej w miesiącu luty. Kiedy ostatecznie otrzymałam przesyłkę z książką, odłożyłam na bok wszystko inne i oddałam się upragnionej lekturze. Pięćset dwadzieścia stron czyta się szybko i lekko, a w rezultacie już dziś mogę zaprezentować Wam moją recenzję.

Książka jako całość traktuje o bohaterstwie. Mike, główny bohater powieści, jest lekarzem. Przebywa na służbie w Afganistanie, gdy dociera do niego wiadomość o nagłej śmierci żony Chloe. Mężczyzna, załamany śmiercią ukochanej, musi podjąć się opieki nad siedmiomiesięczną córeczką Emily, której praktycznie nie zna, gdyż większość jej życia spędził na wojnie. Po powrocie do kraju, na jaw wychodzą kolejne tajemnice związane z funkcjonowaniem Chloe podczas nieobecności Mike'a. Lekarz jest zdruzgotany i targają nim skrajne uczucia. Z jednej strony przeżywa jej niespodziewaną śmierć, z drugiej zadaje sobie pytanie, na ile poznał swoją wybrankę.

"Nie odchodź" obfituje w kwestie trudne, które pozostają otwarte do refleksji czytelnika. Autorka stawia głównego bohatera w sytuacjach skrajnie trudnych, można zaryzykować stwierdzeniem, iż ekstremalnych, poprzez co trafnie zbudowała wątek dylematu, na ile poznaliśmy sami siebie. Z jednej strony wojna, ludzie, którzy cię potrzebują, skala pomocy, jaką niesiesz, jest ogromna. Z drugiej: twoja piękna, niewinna córeczka, niemowlę, krew narodzona z twojej krwi, która dopiero co straciła matkę. Czym jest bohaterstwo? Mike przecież tyle razy słyszał to słowo w Afganistanie.. Scottoline uderza w samo sedno sprawy: nie ma bohaterów bez ofiar, nie istnieje jednoznaczna odpowiedź na pytanie. Książka jest niezwykle ciekawa pod względem psychologicznym, portret doświadczeń i wyborów postaci staje się ważniejszy aniżeli sama akcja, która jak dla mnie, może pozostać w tle. Przyznam szczerze, iż do momentu przedstawienia szeregu trudności, dylematów, ich bezpośrednich i pośrednich skutkach dla mężczyzny, tytuł nieco mnie rozczarowywał. Spotkałam się z tym już drugi raz w przypadku tej autorki, gdyż podczas lektury "Spójrz mi w oczy" początkowo też byłam nieco znudzona, potem dziękowałam swojej intuicji, że jednak nie odłożyłam tej książki. Można mieć takie odczucia przy Scottoline, rozumiem i podzielam, uważam, że jej rozpoczęcia nie należą do najlepszych w literaturze. W kontekście całości dzieła to wrażenie zupełnie się zatraca, lojalnie jednak uprzedzam, aby nie rezygnować po pierwszych pięćdziesięciu stronach.

Autorka, tak jak i w poprzednich swych publikacjach, pisze mocno i szczerze o rodzicielstwie. To ważny i istotny wątek w "Nie odchodź". I znowu, Scottoline przedstawia problematykę w formie refleksji, pytania do czytelnika: czy nieobecny dotąd w życiu dziecka ojciec może być równie dobrym rodzicem, jak matka? Zdaje się, że to bodajże pierwsza książka pisarki, w której głównym bohaterem jest mężczyzna. To dobrze, miłość matki do dziecka to drugie, po miłości romantycznej, najczęściej opisywane w literaturze uczucie. Powieść daje nowe spojrzenie, porusza, momentami mocno irytuje, przyznam, iż były takie chwile, gdy miałam ochotę mocno Mike'em potrząsnąć. "Nie odchodź" to również, nie zapominajmy, głos weteranów wojennych. Porusza kwestię zmian, jakie wojna poczynia w psychice człowieka, traktuje o samotności i zachowaniach autodestrukcyjnych.

Należy przyznać rację, iż w książkach Scottoline fabuła jakby schodzi na dalszy plan. W przypadku "Nie odchodź" jest podobnie. Kwintesencją są wszelkie emocje, padające pytania, dylematy. Autorka nieustannie zmusza czytelnika do refleksji, odnosi się wrażenie, iż jej książki nie służą rozrywce, a raczej temu, by czegoś nauczyć. Niewłaściwym byłoby nie wspomnieć o dużej poprawie autorki pod względem merytorycznym. Do pisania przygotowała się doskonale, gołym okiem widać, iż poszukiwała, aby przedstawiony przez nią świat lekarzy na służbie w Afganistanie, był rzetelny i prawdziwy. Po raz trzeci, bo to trzecia z kolei moja lektura tej pisarki, stwierdzam, iż styl wypowiedzi wcale nie jest mistrzowski, ale nie o to tu, drodzy państwo, chodzi. Lisa Scottoline buduje ciekawe portrety psychologiczne swoich bohaterów, a ten Mike'a jest niezwykle udany.

Wydawnictwo Prószyński Media, 2014

poniedziałek, 17 lutego 2014

Recenzja: "Motylek" Katarzyna Puzyńska


Po "Motylka" Katarzyny Puzyńskiej sięgnęłam z pełną świadomością istoty debiutu literackiego autorki. Oniemiałam i po lekturze zbieram szczękę z podłogi! Zaklasyfikować książkę jako "genialną" to tak, jakby stwierdzić, iż Ziemia kręci się wokół Słońca.

Lipowo, wiejska społeczność, której podstawą funkcjonowania jest plotka i niedawno założony blog internetowy, na którym nieznany internauta zamieszcza newsy z życia mieszkańców. Znalezienie przy drodze ciała zakonnicy szokuje całą wieś. Początkowo sprawa wydaje się być nieszczęśliwym wypadkiem, jednakże kiedy w toku śledztwa na jaw wychodzą nowe fakty, rzecz komplikuje się. Wszystko wskazuje na to, że siostra została.. zamordowana! Któż mógł posunąć się do tak haniebnego czynu? Każdy może być podejrzany, a najbardziej zadziwiającym jest fakt, iż nikt nic nie wie. W takim Lipowie, gdzie nic nie przechodzi bez echa plotki?! Dotychczas spokojna miejscowość staje się tłem do trzymającego w napięciu, doskonałego kryminału.

Puzyńska z niesamowitą dokładnością wprowadza czytelnika w wykreowany przez siebie świat. Przedstawia całą społeczność Lipowa, wiernie i autentycznie portretując jej mieszkańców. Zarówno postaci pierwszego, jak i drugiego planu, poruszają czytelnika swoją prawdziwością i przekonują odbiorcę do siebie. W tle wydarzeń związanych z makabrycznymi zbrodniami, jakie mają miejsce, dostrzegamy ludzki wymiar bohaterów, ich problemy rodzinne, zagubienie, samotność. Człowieczy czynnik również w kontekście policjantów jest istotny i przemawiający za wiarygodnością. Autorka nie przedstawiła ich tylko w świetle osób prowadzących śledztwo, ujęła życie poza pracą, aby wiernie oddać istotę i charakter poszczególnych person, co pomaga zrozumieć ich działania i wybory. Klimat wiejskiej miejscowości wpływa na ogólny wydźwięk powieści bardzo korzystnie, ocieplając ją poprzez poczucie społecznej jedności przeciwko mordercy. Katarzyna Puzyńska wykreowała doskonały, prawdziwy świat, w którym zakwaterowała równie genialnych bohaterów i użyła świetnego zabiegu stylistycznego. Tytułowy "Motylek" kojarzy się z subtelnością, delikatnością i jest zupełnym przeciwieństwem grozy popełnionych zbrodni.

Niebywały talent literacki, który pozwolił na opisanie historii, przypomnę - debiutantce!, ujawnia się z początkiem powieści. Autorka, rozeznana w wysokich wymaganiach swych czytelników, przyciąga uwagę już pierwszymi słowami, prologiem. Jest świadoma, iż te wstępne zdania mogą zadecydować o być albo nie być odbiorcy. Kryminał trzyma w napięciu od najwcześniejszych stron do samego zakończenia. To mądrze napisana, szeroko rozwinięta intryga, której zwroty akcji bezustannie naprowadzają nas na inny trop. Puzyńska dokonała rzeczy wielkiej - czytelnik poprzez cały czas trwania powieści, nie tyle, co obserwuje akcję, pisarka tak skonstruowała narrację, abyś pozostał w przekonaniu, że uczestniczysz w śledztwie i natrafiasz na ślad mordercy. Momentami odczujesz, iż autorka drażni się z tobą, w przyjemny bardzo sposób. Już wie, już odkrywa, już podaje do wiadomości... kiedy nagle urywa i przechodzi do kolejnego wątku. Powyższe niesamowicie rozbudza ciekawość i nie pozwala odłożyć książki na bok. 

Lektura przypomina nam, jak ważne dla naszego życia bywają sekrety z przeszłości. Skrywane latami, niewyjaśnione potrafią doprowadzić człowieka do trudnego momentu, do momentu szaleństwa. Książka to również interesujące studium ludzkiej psychiki, opowieść o mrocznych tajemnicach, które nigdy nie miały prawa ujrzeć światła dziennego. To zapis podróży przez zakamarki umysłu przez lata dręczonego niespełnionymi tęsknotami. I gwarantuję, Drogi Czytelniku, że do samego końca nie dojdziesz do tego, do kogo ten umysł należy! Zakończenie umocniło wybitną pozycję "Motylka" wśród polskich kryminałów poprzez swoją nieprzewidywalność i niesamowite zaskoczenie, jakie ze sobą niesie.

Przyjemność płynąca z lektury dzieła jest wielka i bezsprzeczna. Wciąż pozostaję zaczarowana urokiem i fabułą tytułu. To jedna z Tych książek, po których trudno sięgnąć po następną. Tak jak i ja, nie będziesz w stanie opuścić świata "Motylka".

"Motylek" Katarzyna Puzyńska, Wydawnictwo Prószyński Media, 2014

sobota, 15 lutego 2014

Maria Nurowska "Zabójca"


Słyszę: "Nurowska", myślę: "klasa sama w sobie". Na długo w pamięci zostały mi ostatnie publikacje autorki "Drzwi do piekła" i "Dom na krawędzi", naturalną konsekwencją była lektura najnowszej - "Zabójcy". Co przyniosła? Ciekawie spędzony wieczór, mądrą historię, ale też poczucie deja vu, gdyż autorka wykorzystała sporo elementów świata wykreowanego we wspomnianych wyżej wcześniejszych tytułach.

Nurowska kocha Podhale i ta miłość przenika na karty jej powieści. Góry są w "Zabójcy" nie tylko tłem do wydarzeń, one odgrywają ważną rolę, posunęłabym się nawet do stwierdzenia, że urosły w pewnym momencie do rangi jednego z bohaterów. Uczucie autorki jest tak silne, że nawet ja, nastawiona bardzo sceptycznie do wysokich szczytów i lubująca się w dźwięku morskich fal, oczami wyobraźni dostrzegam to piękno, które nam przekazuje. Wszelkie cechy typowego górala wykorzystuje do opisu męskiej postaci, Adama Madeja. To niezwykle uparty, honorowy i niezależny człowiek. Człowiek po przejściach, który wraca w rodzinne strony. Jego historia niezwykle intryguje Joannę, młodą dziennikarkę, która postanawia o nim napisać artykuł. Kobieta regularnie zaczyna przyjeżdżać do Zakopanego, odkrywając urok gór i, no cóż, Adama.

Historia być może wydawałaby się banalna, gdyby nie napisała jej Maria Nurowska. Autorka pisze bardzo specyficznie, ma niezwykły dar do opowiadania prostych, nieskomplikowanych historii w taki sposób, że w pewnym momencie orientujemy się, iż bardziej interesuje nas nie treść, a forma. "Zabójca" to książka dla osób, które potrafią dostrzec to, co ukryte między wierszami. Publikacje Nurowskiej mają to do siebie, iż nie mają jasno określonego schematu typu "tu zaczyna, a tu kończy się rozdział", autorka zrywa z podziałami, dlatego jej lektury czyta się dobrze na jeden raz, gdyż całość stanowi o spójności i jednolitości opowieści. 

"Zabójca" porusza, gdyż dotyka kwestii delikatnych, a zarazem trudnych i mocnych. Niekwestionowanym urokiem opowieści jest fakt, iż o sprawach niełatwych, wręcz brutalnych, autorka pisze jakby szeptem. Książka opisuje paradoks człowieka, który stracił całą rodzinę, na sam koniec odebrano mu niewinność i uczyniono tytułowym zabójcą. Istota jego osoby została określona w jednym zdaniu, które pada w zakończeniu. Będąc już przy temacie ostatnich stron, pragnę zwrócić uwagę na otwartą stronę końca powieści. Nurowska jest mistrzem w tego typu zakończeniach i tutaj swoją klasę również pokazała. 

Jedynym rozczarowaniem była dla mnie powtarzalność poruszonych już przez autorkę spraw. Więzienie, góry, związek z człowiekiem po przejściach, ba! nawet przypadek jednego z więźniów wydaje się być męską wersją historii jednej z bohaterek "Drzwi do piekła". Wydaje się, że autorka chciała odciąć kupony od sukcesu swoich poprzednich książek. Nie zniechęciło mnie to jednak do całości, w ogólnym wydźwięku powieść wypada godnie. Jak to zwykle Nurowska, pokazała klasę.

Wydawnictwo Znak, 2014

Za udostępnienie recenzenckiego egzemplarza książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak.

piątek, 14 lutego 2014

Róża Lewanowicz przedpremierowo: "Porwana"


Na ile poznaliśmy siebie samych i człowieka, z którym dzielimy życie? Kim naprawdę jest osoba, która śpi po drugiej stronie łóżka? Róża Lewanowicz w swoim niezwykle udanym debiucie literackim stawia te pytania przed czytelnikiem. "Porwana" ukaże się nakładem Wydawnictwa Replika już 18 lutego.

Justyna i Łukasz Meyerowie mieszkają w Warszawie, on jest funkcjonariuszem Centralnego Biura Śledczego, ona pracuje w korporacji, z czego nie jest do końca zadowolona. Są raczej udanym małżeństwem, chociaż, jak wszędzie, zdarzają się czasem niewielkie zgrzyty, jednakże zawsze mogą liczyć na siebie nawzajem. Kiedy Justyna zostaje na oczach Łukasza uprowadzona sprzed ich bloku, mąż postanawia poruszyć niebo i ziemię, aby odnależć ukochaną małżonkę. Sprawą zajmuje się zarówno policja, jak i Biuro, w którym pracuje Łukasz. Uprowadzenie początkowo zdaje się mieć związek z pracą Meyera, ale kiedy mężczyzna dociera do osób i faktów z przeszłości żony, zadaje sobie pytanie, na ile naprawdę zna ukochaną..

Książka od pierwszej do ostatniej strony trzyma w napięciu, a fabuła opiera się na skomplikowanej i zawiłej intrydze. Poprzez obecność narratora wszechobecnego, czytelnik ma kontrolę nad kolejnymi zdarzeniami i przenosi się w czasie i przestrzeni powieści pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Kryminał jest inteligentnie skonstruowany, a emocje i fakty dawkowane w taki sposób, iż niemożliwym jest odłożyć tę książkę przed standardowym "jeszcze jeden rozdział i idę spać". Idealnie trafił w moje preferencje literackie: publikacja w tle wydarzeń powiązanych z samym porwaniem Justyny, opisuje elementy funkcjonowania CBŚ, policji i wojska, wykorzystując charakterystykę, dialogi i specyfikację pracy poszczególnych bohaterów powiązanych pośrednio lub bezpośrednio ze służbami mundurowymi.

Oprócz czystej rozrywki związanej z obcowaniem z tak dobrym i inteligentnym kryminałem, książka niesie ze sobą szersze przesłanie. Autorce doskonale udało się przenieść do publikacji kwestię wartości moralnych. Debiutanca powieść Róży Lewanowicz zmusza do refleksji nad systemem dzisiejszego świata i rządzącymi nim dobrami. Ile wart jest człowiek? Czy jego "cenę" winniśmy liczyć poprzez znaczenie dla bliskich, kwestię empatii i tego, żeby po prostu być człowiekiem, a może powyższą wartość należałoby przeliczyć na złotówki? Książka w mądry i rzetelny sposób oddaje bieg wydarzeń, nie oceniając, pozostawiając ogólny ogląd dla co bardziej wnikliwego czytelnika. Jest ciekawym zapisem wątpliwości, kto rzeczywiście jest ofiarą porwania. Justyna? To wydaje się być oczywiste, w końcu to ona zostaje uprowadzona. Pozostaje jednak jeszcze szereg innych postaci, które w wyniku zdarzeń następujących po przestępstwie, stracą to, co dla nich najistotniejsze.

Bohaterowie Lewanowicz nie wstydzą się być ludźmi. Nawet najwięksi twardziele pozwalają sobie na chwilę słabości, łzy, zwątpienie. Czeka ich czas największej próby.To przedstawienie poszczególnych osób w ekstremalnych warunkach, osłabienie, frustracja dodają powieści sporo z autentyczności. Autorka dodaje siły poszczególnym jednostkom ludzkim w wyniku zagrożenia, traumy. Podnosi z upadków większość swoich bohaterów, nie pozostawiając jednak złudzeń - wie i mądrze tę wiedzę przekazuje: człowiek podniesie się, ale już nigdy nie będzie taki sam.

Chciałabym gorąco polecić "Porwaną" absolutnie wszystkim. Zachwycamy się literaturą obcą, zapominając, iż "cudze chwalicie, swego nie znacie".Książka autorstwa Róży Lewanowicz to interesujący debiut, który zasługuje na szerszą uwagę. Łączy w sobie wszystkie elementy dobrego kryminału i przeczytania tej publikacji było dla mnie czystą przyjemnością.


Za udostępnienie recenzenckiego egzemplarza przedpremierowego dziękuję Wydawnictwu Replika.

środa, 12 lutego 2014

Anna Klejzerowicz "Czarownica"

Aż wstyd przyznać, że do niedawna nie znałam twórczości Anny Klejzerowicz. Po lekturze "Listu z powstania" (recenzja tu), mocno zauroczona, postanowiłam nadrobić braki. Dzisiaj jednym tchem pochłonęłam książkę "Czarownica". Nie zawiodłam się, a jedyny mankament powieści to.. dlaczego taka krótka?!

Miarą oryginalności i nietuzinkowości opowieści jest już sam bohater - mężczyzna, który postanawia porzucić swoje wygodne życie mieszczucha i przenieść się na wieś. Temat znany z literatury, kiedy takową decyzję podejmuje kobieta, ale uczynienie z przedstawiciela płci brzydszej głównej postaci to zdecydowanie coś innego - świeży powiew w literaturze o podobnej tematyce. Michał, bo tak ma na imię, opowiada historię odnalezienie swego sensu życia, a wszystko zaczyna się od spotkania na swej drodze dziwnej kobiety, o której nie może zapomnieć. Znajomość z Adą, tytułową czarownicą, oraz poznanie dziewczynki imieniem Małgosia, zmienią dotychczasowe życie bohatera o sto osiemdziesiąt stopni.

Kto powiedział, że to kobieta winna czuć instynkt macierzyński i kochać wszystkie dzieci? Anna Klejzerowicz w swojej powieści zrywa z tym schematem. Tutaj to mężczyzna jest ogniwem scalającym rodzinę, to w jego sercu i głowie namiesza mała dziewczynka. "Czarownica" jest historią zagubionych dusz, zarówno tych małych, jak i większych; opowieścią o strachu przed posiadaniem szczęścia, które już raz zostało odebrane. Książka stawia przed nami szereg ważnych pytań, zmusza do refleksji, neguje podstawowe wartości po to, aby za chwilę przywrócić nam wiarę.

Piękne opisy przyrody i otoczenia, w jakim żyje Michał, sprawiają, iż czytelnik ma to wszystko przed oczyma. Autorka nie pozostawiła przedstawionego świata w tle wydarzeń, on jest jednym z głównych uczestników. Wieś zdaje się być utopijna, a sam fakt jej zamieszkania przywraca bohaterowi spokój wewnętrzny i swego rodzaju stabilizację. Klejzerowicz wiernie oddaje też na kartach powieści swoich bohaterów, nadając im wymiar ludzki poprzez wszystkie ich słabości i prześladujące demony. Na plus przemawia również brak koloryzowania rzeczywistości, odbiorca przyjmuje wykreowany świat w sposób pełen pokory i zaufania dla autorki.

"Czarownica" to książka o ponadczasowych wartościach, walce z traumami przeszłości. To zapis odnalezienia wewnętrznego "ja", akceptacji swej natury, przeszłości, a także zdefiniowania indywidualnego sensu życia bohatera. Warto nadmienić, iż publikacja przyciąga zainteresowanie okładką i w tym miejscu chciałabym zwrócić uwagę na tę tendencję Wydawnictwa Prószyński i S-ka. Oficyna proponuje najpiękniejsze chyba na naszym rynku szaty graficzne powieści, a do mnie, podobno kinestetyka, szalenie to przemawia.

To druga moja literacka przygoda z autorką i wiem już, iż na pewno nie ostatnia. Chociażby kontynuację przygód bohaterów "Czarownicy", "Córkę czarownicy" przeczytam z wielką ochotą.

Wydawnictwo Prószyński Media, 2012

poniedziałek, 10 lutego 2014

W stylu retro: Joanna Szwechłowicz "Tajemnica szkoły dla panien"


"Tajemnica szkoły dla panien" Joanny Szwechłowicz to jedna z ciekawszych propozycji Wydawnictwa Prószyński i S-ka. Premiera książki miała miejsce 4 lutego 2014 i jeszcze wcześniej wzbudziła moje zaintrygowanie. Publikacji nie sposób zaklasyfikować w utartych schematach gatunków literackich, to powieść sensacyjno-obyczajowa z mocno podkreślonymi elementami kryminału w stylu retro.

Rzecz ma miejsce na początku lat 20. XX wieku. Autorka nakreśla portret mieszkańców małej miejscowości Mańkowice w byłym zaborze pruskim. W miasteczku wybucha skandal związany ze śmiercią Marianny, uczennicy szkoły dla dziewcząt. Policja, na czele z podkomisarzem Hieronimem Ratajczak, woli uznać to za samobójstwo i zająć się zagadką kradzieży cukru, który z zadziwiającą częstotliwością znika z miejscowej fabryki. Któż to widział, żeby w Mańkowicach grasował morderca, a pewnie i by trzeba marnować siły i energię, na co mundurowi nie mogą sobie pozwalić, bo kto wtedy wyjaśni tajemnicę cukru i zaginięcia pupilów najważniejszych osób w mieście? A o Mariannę nikt się nie upomni, gdyż była biedną sierotą. Ku niezadowoleniu Ratajczaka, dochodzi do serii dziwnych zdarzeń zdających się mieć powiązanie ze śmiercią wychowanki żeńskiej szkoły, więc policja musi zaangażować się w sprawę, czego zaczyna domagać się lokalna społeczność, podpuszczana dodatkowo przez wydawców "Gońca Mańkowickiego".

Pisarka doskonale oddała klimat opisywanej epoki. Jej bohaterowie zdają się być prawdziwymi postaciami żyjącymi w tamtych czasach, a ich poglądy i zachowanie odzwierciedlają ducha dwudziestolecia międzywojennego. Na kartach powieści spotykamy wielu mieszkańców Mańkowic, przez co książka wydaje się nie mieć spersonalizowanego głównego bohatera, chociaż pierwsze skrzypce gra podkomisarz Ratajczak. Pomijając aspekty estetyczne i wysoki poziom humoru, książka to ciekawe studium życia lokalnej społeczności, a także Polski w trudnym dla niej momencie. Kraj dopiero co odzyskał niepodległość  i nie za bardzo radzi sobie z nową sytuacją. W poszczególnych postaciach bije niechęć do Warszawy i ziem byłego zaboru rosyjskiego. Ludzie nie mają jasno określonej tożsamości, ten, który do niedawna był Niemcem, dziś jest Polakiem, a wewnętrzna szamotanina bohaterów, którą autorka pokazała w delikatnie zarysowanym tle głównych wydarzeń, w rzeczywistości okazuje się kluczem do określenia ich jestestwa.

Joanna Szwechłowicz w sposób intrygujący przedstawiła relacje damsko-męskie. Mieszkanki Mańkowic zdają się być podzielone na dwa obozy: piękne, młode dziewczyny, które życia, hm, używają kontra konserwatywne mężatki, głośno potępiające rozwiązłość i lekkie obyczaje. To opowieść o rodzącym się poczuciu wyzwolenia, czasach coraz krótszych sukienek i jedwabnych pończoch. Mężczyźni wciąż starają się stwarzać pozory, ukrywać swe mniejsze i większe grzeszki. Lata, w których żyją bohaterowie, to niezwykle dziwne czasy, pełne wykluczających się wzajemnie ideałów, stawiające postaci przed dylematami natury moralnej i fizjologicznej. Z jednej strony widzą swoje uczęszczające do kościoła, oziębłe żony, z drugiej - młode, chętne i pełne namiętności dziewczęta. W tak małym mieście jak Mańkowice połącznie jest iście wybuchowe i musi w końcu doprowadzić do tragedii.

Znaczącą zaletą powieści jest klimat, w jakiej owa jest utrzymana. To książka w stylu retro, jak zapewnia wydawca w opisie, i trzeba przyznać w tym rację. Autorka inteligentnie operuje humorem i sarkazmem, opisując życie swoich bohaterów. "Tajemnica szkoły dla panien" jest wielowątkową, nietuzinkową i oryginalną powieścią z wątkiem kryminalnym, a Joanna Szwechłowicz wykazała się dużym talentem narratorskim, pobudzając ciekawość czytelnika nie samą zbrodnią, jak to zwykle ma miejsce w kryminałach, ale całym wykreowanym światem. To ważna pozycja współczesnej literatury polskiej, łącząca elementy historii, zbrodni, małomiasteczkowości i skomplikowanych relacji damsko-męskich. Obowiązkowa pozycja!

piątek, 7 lutego 2014

Robert Galbraith "Wołanie kukułki"

Joanne Kethleen Rowling, bo to właśnie autorka Harry'ego Pottera ukrywa się pod literackim pseudonimem Robert Galbraith, już po raz drugi napisała książkę "dla dorosłych". Po wielowątkowym, rewelacyjnie skonstruowanym "Trafnym wyborze" wydała kryminał "Wołanie kukułki". I znowu powaliła mnie na kolana.

Na jeden dziś rzuciłam wszystko i oddałam się lekturze. Historia jest niesamowicie intrygująca i wciągająca. Rowling, swoim zwyczajem, opisała bohaterów z rozbrajającą szczerością, nie szczędząc im wad i czyniąc z nich przede wszystkim ludzi ze wszystkim niedoskonałościami. Główna persona książki, prywatny detektyw Cormoran Strike, znajduje się na skraju bankructwa, gdy zjawia się u niego brat zmarłej supermodelki Luli Landry. John Bristow nie wierzy w wersję policji o samobójstwie siostry. Strike rozpoczyna swoje dochodzenie, które doprowadzi go do zaskakujących wniosków.

Kryminał jest rozbudowany pod względem zarówno ilości wątków, jak i mnogości bohaterów przedstawionych na kartach powieści. Książka jest świetnie skonstruowana i wymaga od czytelnika nieustającej czujności. Jestem pod wieloma względami oczarowana tym tytułem, udowadniającym wysoką klasę autorki. To inteligentna, mocna i ambitna publikacja. Robert Galbraith dowodzi, iż bez brutalnych scen i oddechu zabójcy na karku, można napisać dobry kryminał, skupiając się przede wszystkim na dedukcji i selekcji informacji. Akcja do ostatnich chwil trzyma w napięciu, a żaden z wykorzystanych wątków nie idzie na marne, nic nie dzieje się przypadkowo. Pisarka ma niebywały talent do kreowania świata bohaterów, wszystkie wydarzenia mają swoją genezę i przyczynę, czytelnik w żaden sposób nie czuje się rozczarowany, ponieważ wie, że nie został naiwnie "wkręcony". Zakończenie jest opcją, której w ogóle nie rozważałam podczas czytania, jednakże już "po", dostrzegamy logikę i sens w tym, co nam przedstawiono.

Galbraith po inspiracje sięga do showbiznesu i początkowo miałam obawy związane z tym źródłem, które jednak błyskawicznie zniknęły. Wątki w mniejszym lub większym stopniu zaczerpnięte z życia celebrytów, w żaden sposób nie uwłaczają temu niebywałemu dziełu literackiemu, wręcz przeciwnie - one je wzbogacają. To nie są historie rodem z "Pudelka", to opowieści o ślepym zaułku, w jaki zostają wpędzane osoby pozbawione anonimowości.

Nie chcę za dużo pisać o tej książce z jednej prostej przyczyny - poza tym, co możemy przeczytać w opisie wydawcy, wszystko zakrawa już pod spoiler. Powieść wciąga już od pierwszych stron i tak pozostaje aż do końca. Jeśli uwielbiasz dobre kryminały, to publikacja dla ciebie. Jeśli nie - również powinieneś przeczytać. Dzięki niej pokochasz ten gatunek literacki. Mistrzostwo i śmiało mogę w końcu to powiedzieć: "dziesięć na dziesięć". :)

Wydawnictwo Dolnośląskie, 2013

niedziela, 2 lutego 2014

Natalia A. Bieniek "Uśpione marzenia": przedpremierowa recenzja


My, kobiety, na co dzień stajemy przed trudnymi wyborami. Czasy, w których żyjemy, nierzadko sprowadzają nas do odpowiedzi na pytanie "kariera czy rodzina?". Książka Natalii A. Bieniek "Uśpione marzenia" pozwala nam nie zapomnieć o tym, co w życiu jest naprawdę ważne.

Już 4 lutego nakładem Wydawnictwa Replika ukaże się pierwsza powieść autorki. Opowiada historię dwóch sióstr, zupełnie od siebie różnych. Jedna z nich, Anna, spełnia się zawodowo, robi zawrotną karierę w finansach, a na dodatek ma piękny dom, przystojnego męża, dwójkę kochanych dzieci, oczywiście starszego synka i młodszą córeczkę, jak to w rodzinach z obrazka bywa, sporą sumę na koncie i rzesze niań i guwernantek wychowujących latorośle. Natomiast Ewa jest bezdzietną starą panną, współcześnie nazywaną singielką, z niespłacaną hipoteką, bez stałej pracy. Żyją jak obce sobie istoty, których drogi przecinają się czasem przy wigilijnym stole. Pewnego dnia wszystko się zmienia. W Ewce coś w końcu pęka, wyrzuca siostrze, że dzieci potrzebują obecności mamy, a nie wykształconych opiekunek. Nazajutrz przychodzi informacja o śmierci matki Ani i Ewy.

Książka zaskoczyła mnie pozytywnie, spodziewałam się raczej powielenia wzorców ostatnio często stosowanych w literaturze. Odkrywanie siebie poprzez poznanie przeszłości swojej rodziny to nierzadko powracający motyw w pisarstwie ubiegłych lat. Ta historia jest świeża, nie przejadła nam się jeszcze, powtarzana co krok w innych wersjach. "Uśpione marzenia" zyskują wiele na swej autentyczności, czytelnik nie neguje poszczególnych zdarzeń, wierząc, że mogły się one wydarzyć naprawdę. Autorka swym bohaterom nadała wiele czynników ludzkich, a postać Ewy z jej problemami finansowymi jest mocno prawdziwa, jak na dzisiejsze czasy. Pisarka nie koloryzuje rzeczywistości. W większości książek, jakie czytałam, spotkałam się z profilami osób, które pieniądze po prostu zawsze mają w portfelu. Tym razem poznałam bohaterkę, która poprzez swój kryzys doszła do takiego momentu w życiu, kiedy kolejna rata niespłacanego kredytu nakłada się na poprzednią, a kobieta nie ma dalszych planów ani perspektyw na poprawę sytuacji finansowej. Sama obecność tej postać dobrze robi publikacji i podnosi jej ocenę w kategorii szczerości opowieści.

Historia Anki, drugiej głównej persony książki Natalii A. Bieniek, również jest bardzo dobrze znana wielu kobietom. Odwieczny dylemat "jak pogodzić karierę z wychowaniem dziecka?" stawia bohaterkę na życiowym zakręcie. Kobieta jest w stu procentach oddana swojej pracy, dzierży wysokie stanowisko, a w niedługim czasie pojawia się widoczna perspektywa awansu. Z synem i córką widuje się naprawdę tylko godzinę dziennie, a dzieci wychowywane są przez sowicie opłacane nianie. Anka na początku wydaje się być spełniona i szczęśliwa, ale kiedy Ewa podleje swoimi słowami ziarnko wątpliwości, które kiełkuje w sercu pracującej matki, nic nie będzie takie samo. Postaci przyjdzie odpowiedzieć przed sobą samą na pytanie, co jest najważniejsze, przewartościować swoje życie i ustalić inną hierarchię rzeczy ważnych i ważniejszych.

"Uśpione marzenia" to pełna ciepła opowieść, która mogła się przydarzyć każdej rodzinie. Czytając ją, odbiorca nie ma wrażenia, że dociera do niego sygnał z jakiegoś innego, współistniejącego świata; czytelnik zna takie historie z życia swojego, rodziny, przyjaciół czy sąsiadów. Autorka pisze mądrze i dojrzale, nie gwarantuje nam, iż wszystko skończy się dobrze, zdaje się znać życie i opowiada o nim prawdziwie. Przepiękny kunszt językowy sprawa, że lekturę chłonie się przyjemnie. Bieniek prezentuje swe możliwości, rozwijając ciekawe opisy otoczenia, zwracając uwagę na najmniejsze szczegóły. To stosunkowo rzadko spotykane u świeżej pisarski, "Uśpione marzenia" dowodzą, że autorka ma talent, który należy rozwijać. Jedyne, czego było mi mało, to zakończenie, które zostało skrócone i, w mojej opinii, niedociągnięte. Otwarte finały to trudna sztuka literacka, ponieważ trzeba napisać na tyle dużo, aby nie pozostał niedosyt, ale przy tym na tyle mało, aby czytelnik mógł swoje sobie dopowiedzieć.

Podsumowując, książkę oceniam naprawdę wysoko, a czas z nią spędzony będę bardzo mile wspominać. To godny uwagi tytuł, gdzie nie uświadczysz świata przedstawionego w krzywym zwierciadle. "Uśpione marzenia" są niezwykle prawdziwe, a przy tym subtelne i pozostawiające nadzieję, że udaje nam się dokonywać w życiu słusznych wyborów.



Za udostępnienie recenzenckiego egzemplarza powieści składam podziękowania Wydawnictwu Replika.