wtorek, 30 września 2014

Teresa Monika Rudzka "Zawsze będę Cię kochać" [Recenzja]




Śmierć bliskiej osoby zawsze jest dla nas ciosem, kiedy jednak umiera dziecko, burzy się porządek życia. Naturalną, chociaż pełną goryczy i bólu, koleją losu jest sytuacja, gdy dzieci chowają swoich rodziców. Czasem jednak nadchodzi do najgorszej ze wszystkich możliwości - kiedy to rodzic przeżywa śmierć dziecka. "Zawsze będę Cię kochać" to świadectwo matki, która pochowała 32-letnią córkę, zaledwie po 8 miesiącach po jej ślubie.

Ałbena Grabowska napisała o tej książce, że "ta książka nie powinna była powstać, (...) bo córka nie powinna umrzeć". Ale umarła. Kilka miesięcy po swoim ślubie, Anastazja zaczyna chorować. Diagnoza jest jak wyrok: nowotwór, glejak wielopostaciowy, zostało jej maksymalnie 12 miesięcy życia. Kobieta umiera zaledwie kilka tygodni później. Jej już nie ma, nie cierpi, rozpoczyna się jednak niekończący się dramat najbliższych, w szczególności matki. Matki, która wielką miłość i tęsknotę przelewa na e-maile, pisane do córki przez kolejne miesiące po jej śmierci. E-maile, jakie wraz ze wspomnieniami męża i przyjaciół zmarłej, posłużą jako materiał do napisania tej książki. 

Teresa Monika Rudzka obnaża swą duszę, przepięknie ubierając w słowa cały swój ból i tęsknotę. To najbardziej osobista książka, jaką miałam okazję czytać, ale jednocześnie pełna szacunku dla intymności i prywatności. "Zawsze będę Cię kochać" to hołd złożony przez matkę zmarłej córce, świadectwo jej życia i śmierci, ale wciąż przede wszystkim - życia. Mimo iż Rudzka pisze o zmarłej córce, ta powieść jest swego rodzaju afirmacją życia. Życia, które pozostawia ślad. Życia, które wbrew temu, że nadchodzi jego kres, trwa dalej, w pamięci i świadomości tych, co zostali.

"Zawsze będę Cię kochać" to piękna i wzruszająca historia, pełna delikatności i subtelności. Jeśli ktoś kiedyś w ogóle sportretował miłość, tą osobą z pewnością była Teresa Monika Rudzka. Bo tę miłość czuć na każdej stronie, w każdym słowie. Obawiałam się zderzenia z tą lekturą. Przyznaję, bałam się, iż żałoba matki po stracie dziecka może okazać się przytłaczająca. Nic bardziej mylnego. "Zawsze będę Cię kochać" ma zadziwiającą moc oczyszczania, uświadamia miejsce w szeregu spraw ważnych i tych mniej ważnych. Matka nie wybiela swojej osoby, szczerze opowiada również o tych ciemniejszych stronach żałoby, swoich wadach i jak nikt opisuje ludzkie charaktery.

Co bardziej wnikliwy czytelnik dostrzeże w książce postać Ałbeny Grabowskiej, znanej i lubianej polskiej pisarki. Wprawdzie występuje tu pod pseudonimem, ale nie sposób pomylić jej z kimś innym. Właśnie - pseudonimy. Jedyny zgrzyt w całości. Ja rozumiem, iż autorka uszanowała prywatność swoich bohaterów, ale dlaczego akurat James Montgomery, Remedios czy Vandela? Takie to mało realistyczne, a ja w literaturze akurat lubię stąpać mocno po ziemi...

"Zawsze będę Cię kochać" to trudna emocjonalnie, niesamowita książka. Ale i piękna, bo czy istnieje miłość piękniejsza niż ta matki do dziecka? Miłość, która nie przeminie, jedyna taka, jaka rzeczywiście będzie trwać, i trwać, i trwać, bo nie zniszczy jej nic. Również śmierć, kiedy nadejdzie zbyt wcześnie i odbierze matce ukochane dziecko. Ale nie odbierze miłości, jakiej świadectwo dała Teresa Monika Rudzka.

Dziękuję autorce i Wydawnictwu Harlequin za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Teresa Monika Rudzka, "Zawsze będę Cię kochać"
Wydawnictwo Mira dla Harlequin, 2014
data premiery: 10.09.2014
ilość stron: 368

piątek, 26 września 2014

Grzegorz Kozera "Biały Kafka" [Recenzja]





Biały Kafko, ranisz boleśnie. Swoją zadziwiającą i rozbrajającą szczerością pozbawiasz złudzeń wszystkich współuzależnionych. Obdzierasz z kłamstwa również i tobie podobnych, których ten problem przecież nie dotyczy. A jednak jesteś taki sam jak on, on, czy on. Czy nawet ona. Każdy nada ci inne imię i skojarzy z inną twarzą. Zniszczyłeś niejedno życie.

Alkoholik, notoryczny kobieciarz, dziennikarz. Zaczyna się całkiem niewinnie, od pewnej studentki, która nauczyła bohatera, iż "picie przypomina narodziny i umieranie". Później było mniej niewinnie. Kolejne zawalone terminy w pracy, noce spędzone na klatce schodowej, gdy żona buntuje się przeciwko takiemu życiu i nie wpuszcza męża do domu. Mężczyzna pogrąża się coraz bardziej z każdą wypitą kroplą. Konsekwentnie spada w dół. Czy jest dla niego jakiś ratunek? Jak podjąć walkę z uzależnieniem alkoholowym? Wydaje się, iż jedyną całą, która może ocalić bohatera, jest miłość. 

"Biały Kafka" składa się z kilkunastu pojedynczych obrazów z życia bohatera. Obrazów wstrząsających, szczerych i wskrzeszających. Grzegorz Kozera napisał powieść do bólu prawdziwą, która przenika czytelnika do szpiku kości i nie pozwala o sobie zapomnieć. Powieść potrzebną w kraju, który zalicza się do czołówki pod względem ilości alkoholików i pijaków. Każdy z nas w swoim otoczeniu bez problemu potrafi wskazać osoby, które borykają się z tym problemem, wiele osób ucierpiało bądź wciąż cierpi, będąc współuzależnionym, członkiem rodziny alkoholika.  Bohater "Białego Kafki" nie jest w swej chorobie odosobniony, scenariusz zazwyczaj jest tak nieznośnie banalny, jak i w książce Grzegorza Kozery. Rozrywka, przyjemność, relaks, przecież pije "tylko dla zabawy"! "Biały Kafka" to doskonała lektura dla osób, które mają złudne poczucie kontroli, ale nie tylko. Bo ta powieść, mimo całej pogardy, jaką mamy dla bohatera, uczy również empatii.

Książka Grzegorza Kozery jest jedną z tych powieści, gdzie forma zdecydowanie schodzi na odległy plan. Treść jest najistotniejszym czynnikiem, jaki wpływa na ostateczny kształt powieści. "Biały Kafka" jest napisany w pierwszej osobie, narratorem jest człowiek wykształcony, ale przede wszystkim - zniszczony przez wódkę. Swoją historię opowiada, nie oszczędzając przekleństw, kolokwializmów, nie dba o sposób wypowiedzi, chce przede wszystkim przekazać świadectwo swojego życia i choroby. To książka przepełniona gorzkim smakiem gorzały, duszącym dymem papierosowym i podpitym śmiechem kolejnych kobiet. Uderza jej prawdziwość. Z całego serca nie chcemy, aby była aż tak oczywista, tak bolesna w całej swej prostocie i banalności.. A jednak. Nie uświadczymy fałszu i lukru.

"Biały Kafka" przytłacza, ale i oczyszcza. To ważna powieść, którą warto przeczytać przede wszystkim ze względu na trudną tematykę, jaką porusza. Trzeba niebywałej odwagi i śmiałości, aby napisać tak szczerą, brutalną oraz prawdziwą książkę. "Biały Kafka" Grzegorza Kozery jest utworem zdecydowanie wartym polecenia, ku przestrodze, a czasem jako ostatni dzwonek.

Dziękuję Wydawnictwu Dobra Literatura za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!


Grzegorz Kozera, "Biały Kafka"
Wydawnictwo Dobra Literatura, wyd. II, 2014
ilość stron: 208
data premiery: 24.09.2014

czwartek, 25 września 2014

Santa Montefiore "Tajemnica morskiej latarni" [Recenzja]





Przeszłość upomni się o ciebie. Wypowiedziane kłamstwa wyjdą na jaw. Twoja historia jest silniejsza niż głęboko skrywane przez lata sekrety. Odnajdziesz siebie, kiedy dowiesz się, kim jesteś.

Ellen Trawton ma wszystko, o czym marzą współczesne dziewczyny. Pochodzi z cenionej i wpływowej rodziny, nie musi martwić się o jutrzejszy dzień, a za kilka miesięcy ma zostać żoną prawdziwego arystokraty. Kiedy Ellen rzuca wszystko i ucieka od swojego życia, jej władcza matka nie potrafi się z tym pogodzić. Ellen w tajemnicy odnajduje siostrę swojej mamy, z którą ta od lat nie utrzymuje kontaktów. Młoda kobieta jest przekonana, iż rodzinne miasteczko matki w Irlandii jest ostatnim miejsce na ziemi, gdzie lady Trawton miałaby jej szukać. Piękno irlandzkiej Connemary skrywa jednak wiele tajemnic. Dlaczego przed laty matka Ellen uciekła z domu i nigdy nie dała znaku życia? Jakie rodzinne sekrety odkryje dziewczyna? Kilka lat temu w skutek tragicznego wypadku w starej latarni morskiej zmarła młoda kobieta, Caitlin. Jej mąż, Conor Macausland, w końcu odnajduje spokój, kiedy los stawia na jego drodze Ellen. Jednak duch Caitlin tkwi zawieszony pomiędzy życiem a śmiercią, nie mogąc odejść.

"Tajemnica morskiej latarni" to absolutnie czarująca, urzekająca i przepiękna opowieść o poszukiwaniu swego miejsca na ziemi. Zakochałam się w niesamowitym i niezapomnianym klimacie powieści, wpadłam po uszy, zatopiona w uroku słowa. Santa Montefiore jak nikt potrafi zaczarować czytelnika, snując opowieść pełną miłości i nadziei. Autorka tworzy urokliwy, osadzony w romantycznych sceneriach portret poróżnionej rodziny i młodej kobiety, która stale za czymś goni. Ellen czuje, iż nie pasuje do londyńskiego świata, ku swemu zdziwieniu już po kilku dniach spędzonych na irlandzkiej ziemi, wie, że jest u siebie. "Tajemnica morskiej latarni" to historia o życiu w zgodzie z własnym "ja". Fascynująca, pełna tajemnic, z nierozwikłaną sprawą śmierci młodej kobiety w tle. 

"Tajemnica morskiej latarni" to również opowieść o miłości, w jej najróżniejszych wariantach, od miłości romantycznej, po miłość chorą, niszczącą. Bohaterzy poszukują odpowiedzi na nurtujące nas wszystkich pytania, tak jak i my, są przede wszystkim ludźmi, którym zdarza się błądzić. Powieść pomaga znaleźć te rozwiązania. Wraz z zajmującymi bohaterami przekonamy się, iż prawdziwa miłość pozwala nam iść dalej, może najbanalniej, ale najprawdziwiej, wyzwala i pomaga stać się lepszym człowiekiem. "Tajemnica morskiej latarni" to najpiękniejszy dowód na istnienie również i tej miłości, która nigdy nie umiera i pozostaje w nas na zawsze. Momentami wzruszająca, czasem zabawna, ale zawsze czarująca i fantastyczna - taka jest ta powieść. Olśniewa niebywałym blaskiem, urzeka pięknem i niebanalnością.

Istnieje wiele romantycznych historii, określanych przez niektórych pogardliwie "czytadłami" czy "romansidłami", jednak niewiele z nich zasługuje na miano absolutnie wyjątkowych. Wyjątkowych Powieści przez duże "P", zaliczających się do grona wspaniałej, mądrej i przemyślanej literatury. Nie bójmy się takich historii. Otwórzmy się na ich czar. Wspaniałe to uczucie oddać się pięknej opowieści, zanurzyć się w niej po sam czubek i czerpać garściami. Bezwstydnie zaczytałam się w książce Santy Montefiore, wciąż i wciąż przewracając kolejne strony, bez opamiętania. "Tajemnica morskiej latarni" to wielowymiarowy utwór o przeszłości, przyszłości, a przede wszystkim - o teraźniejszości. Powieść o tym, że nie można pójść dalej, dopóki nie zaakceptujemy swojej historii. Przekonajcie się sami, jakie tajemnica skrywa rodzina Byrne'ów i urokliwa Connemara..

Dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego powieści!

Santa Montefiore, "Tajemnica morskiej latarni"
Wydawnictwo Świat Książki, 2014
ilość stron:480
data premiery: 24.09.2014


środa, 24 września 2014

Beth Gutcheon "Plotka" [Recenzja]




Staję przed wielkim wyzwaniem: jak napisać o książce, w której właściwie wszystko, co świadczy o jej zaletach, ma miejsce na ostatnich stronach, tak, aby nie zdradzić zbyt wiele potencjalnemu czytelnikowi? Nie dajcie się zwieść niewinnemu opisowi wydawniczemu, nie sugerujcie się tytułem powieści. "Plotkę" Beth Gutcheon docenimy dopiero wtedy, kiedy skończymy ją czytać.

Trzy kobiety, które znają się jeszcze z czasów szkolnych. Lovia, Dina oraz Avis. Nie, nigdy nie były najlepszymi przyjaciółkami, ich wspólna historia nie sięga lat młodzieńczych. Na dobrą sprawę spotkały się zupełnie przypadkiem jako dorosłe kobiety. Dina i Avis, chociaż obie lubią spędzać czas w towarzystwie Lovii, nie przepadają za sobą nawzajem. A właściwie to Dina nie przepada za Avis, jednak z czasem niechęć staje się obustronna. Kto by pomyślał, że przyczyną antypatii jest z pozoru nic nie znaczący incydent sprzed kilkudziesięciu lat? Kiedy córka Avis zakochuje się z wzajemnością w synu Diny i zaczynają planować ślub, wzajemne relacje obu kobiet stają się jeszcze bardziej skomplikowane. W samym środku tego układu i manhattańskich plotek znajduje się Lovia, która stara się pogodzić obowiązki przyjaciółki zarówno Avis, jak i Diny. Nikt nie jest w stanie przewidzieć zbliżającej się tragedii, która na zawsze naznaczy ich wszystkich.

Beth Gutcheon wnikliwie analizuje charaktery swoich bohaterek. "Plotka" to emocjonująca powieść o trzech kobietach na przestrzeni lat, sięgająca ich czasów młodzieńczych. Autorka opisuje codzienne życie postaci, ich porażki i sukcesy, starannie opowiada o drodze, jaką bohaterki pokonały, aby znaleźć się tu i teraz. Historię poznajemy z perspektywy Lovii, której życie jest fascynującym tłem do opowieści o jej przyjaciółkach: Dinie i Avis. Kobiety boleśnie przekonują się, iż "zakończenie opowieści wyjaśnia nam, co opowieść znaczyła"* i ten cytat najtrafniej określa również charakter powieści, jakiej są bohaterkami. Z pozoru "Plotka" jest lekką, prostą, może nawet nieco banalną opowieścią. Przemknęłam cichaczem przez życie głównych bohaterek, tak jak i one, nieświadoma tego, co mnie jeszcze czeka. Okazuje się bowiem, iż książka Beth Gutcheon to wstrząsający obraz ludzkiej tragedii i czynników, jakie do tych dramatycznych wydarzeń prowadzą. 

"Plotka" przedstawia świat zepsuty przez przepych i ludzką próżność. Poznamy manhattańską śmietankę towarzyską, klientki luksusowego butiku Lovii, bohaterów reportażu Diny i wpływowe postacie świata sztuki z otoczenia Avis. Tym środowiskiem rządzą kroniki towarzyskie i plotki. Lovia stanie przed pytaniem, czy i jakim kosztem strzec sekretów swoich przyjaciółek. A wszystko to w scenerii zmieniającego się przez dziesięciolecia Nowego Yorku. Będziemy świadkami znaczących wydarzeń, które na zawsze zmienią życie bohaterek i bieg historii - chociażby ataki terrorystyczne na World Trade Center czy kryzys gospodarczy. 

"Plotka" to powieść wielowymiarowa, ale jednocześnie idealnie wyważona, wprost do pochłonięcia na raz. Beth Gutcheon zachowała zdrowe proporcje, czyniąc swą literaturę przede wszystkim miłym, niezobowiązującym relaksem. Książka jest doskonałym sposobem na spędzenie długich, jesiennych wieczór pod ciepłym kocem. Nie wymaga od czytelnika nieskończonych pokładów energii, przyjemnie odpręża i wciąga. Ja jestem na tak, a Wy?


*Gutcheon B., "Plotka", Warszawa 2014, Wydawnictwo MUZA SA, s. 284


Dziękuję Wydawnictwu MUZA SA za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Beth Gutcheon "Plotka"
Wydawnictwo MUZA SA, 2014
ilość stron: 336
data premiery: 17.09.2014

wtorek, 23 września 2014

Ałbena Grabowska "Lot nisko nad ziemią" [Recenzja]



Zawsze wydaje mi się, iż wiem, czego spodziewać się po Ałbenie Grabowskiej, jednak za każdym razem autorka potrafi mnie zaskoczyć. Czego więc można być pewnym? Z pewnością będzie nietuzinkowo, i tak jest również w przypadku "Lotu nisko nad ziemią". Ałbena Grabowska pisze w sposób wielowymiarowy o tematach trudnych, bolesnych. Sprawdza swoich bohaterów, wystawiając ich za próg szaleństwa.

"Odkąd pamiętam, ojciec powtarzał mi, żebym się niczym nie wyróżniała. Najlepsi ludzie, wygłaszał tyrady do znudzenia, to tacy, których nie zauważamy."*

Weronika starała się prowadzić szare życie, tak jak jej rodzice. Niczym się nie wyróżniała, unikała przykrych sytuacji i wyłaniania się z tłumu. Mimo to, Weronice udało się zrealizować swoje marzenia. Otrzymała wymarzoną pracę w przedszkolu i spotkała mężczyznę swojego życia. Swoją drugą połowę, wielką i prawdziwą miłość. Młodzi szybko decydują się na ślub. Mija rok, drugi, a małżeństwo, mimo starań, pozostaje bezdzietne. Rozpoczynają walkę o dziecko, pełną wyrzeczeń, wizyt lekarskich, badań, hormonów. Nie przynosi to jednak rezultatu. Weronika i Sławek muszą pogodzić się z myślą, iż nigdy nie zostaną rodzicami. Kiedy już wydaje się, że zaakceptowali rzeczywistość, Weronika zostaje sama. Sławek ginie na pasach pod kołami pijanego kierowcy. Tak po prostu. W jednej chwili cały świat Weroniki runął. 

Ałbena Grabowska niebanalnie podchodzi do tematu żałoby i wdowieństwa. Weronika znalazła się w podobnej sytuacji, jak bohaterka bestselleru "P.S. Kocham Cię", jednak sposób postrzegania i przedstawienia motywu przez dwie autorki jest zgoła inny. Ahern postawiła na banały, utarte frazesy, i, chociaż przyznam, iż jej powieść jest pełna ciepła i potrafi chwycić za serce, gdzieś w głębi wyczuwamy pewien fałsz. Tego fałszu nie ma w książce "Lot nisko nad ziemią". Bez wielkich tragedii, bez teatralnych gestów, Weronika w swej żałobie jest niezwykle naturalna. To wielka sztuka dla autora, napisać powieść tak trudną, zmierzyć się z tematem bolesnym i skomplikowanym. Ałbena Grabowska po raz kolejny udowadnia, iż zasługuje na zaszczytne, wysokie miejsce w polskiej literaturze.

"Lot nisko nad ziemią" jest powieścią magiczną, kiedy rozpoczynamy przygodę z książką, nie jesteśmy w stanie przewidzieć, dokąd zaprowadzi nas autorka. To właśnie charakteryzuje twórczość Ałbeny Grabowskiej, i taki jest również "Lot.." - nieprzewidywalny, nieschematyczny. Nie do końca takiego obrotu spraw spodziewałam się po publikacji, chociaż przyznam, iż "Lot nisko nad ziemią" to pierwsza powieść Ałbeny, gdzie zakończenie nie wbiło mnie w foteli. Mniej więcej od połowy spodziewałam się dokładnie takich końcowych wniosków, i o to mam trochę żal. Książkami "Coraz mniej olśnień" i "Lady M." autorka udowodniła, iż jest mistrzynią suspensu, tak zakręciła czytelnikiem, iż ten przeżywał niemały szok podczas lektury ostatnich stron. W tym przypadku pisarka zbyt często między słowami podszeptuje rozwiązanie, jej kluczenie jest nadmiernie oczywiste. Mimo tego zarzutu, będę dzielnie bronić opinii, iż literatura Ałbeny Grabowskiej jest nieprzewidywalna. Bo cóż z tego, że mając za sobą więcej niż połowę dzieła, zaczynamy podejrzewać, w jakim zmierza kierunku, podczas gdy książka jest dla nas wielką niewiadomą, kiedy po nią sięgamy? Ciekawa jestem, czym jeszcze zaskoczy Ałbena Grabowska.

"Lot nisko nad ziemią" to skarbnica mądrości. Autorka nie zdradza gotowych rozwiązań, nie podsuwa oczywistych odpowiedzi. Wystawia swoją bohaterkę na olbrzymią próbę, pozbawiając możliwości urodzenia dziecka, a później uśmiercając jej męża. Weronika zostaje 34-letnią wdową. Zostaje zaburzony pewien porządek życia, więc naturalnym wydaje się być w tej sytuacji pytanie, jak żyć dalej? Czytelnik przekonuje się, iż najważniejszym pytaniem szybko okazuje się nie kwestia "jak żyć?", ale "jakim kosztem?".

Książki Ałbeny Grabowskiej zawsze wywołują we mnie skrajne emocje i morze refleksji. "Lot nisko nad ziemią" nie jest w tej materii wyjątkiem. Za to wyjątkiem są powieści Grabowskiej. Wyjątkiem na tle współczesnej polskiej literatury, gdzie wszystko zdaje się nam sugerować, że "to już było". Ałbena Grabowska to klasa sama w sobie, obietnica powiewu świeżości. I tę świeżość czujemy również w "Locie nisko nad ziemią".



* Grabowska A., "Lot nisko nad ziemią", Warszawa 2014, Wydawnictwo Zwierciadło, s. 5


Dziękuję autorce za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!


Ałbena Grabowska, "Lot nisko nad ziemią"
Wydawnictwo Zwierciadło, 2014
ilość stron: 336
data premiery: 16.04.2014

niedziela, 21 września 2014

Małgorzata Czyńska "Najpiękniejsze. Kobiety z obrazów" [Recenzja]




Muzy Witkacego, Salwadora Dali, Vermeera, Picasso czy Malczewskiego. Modelki Maneta, Schielego i Da Vinci. Ich wizerunki od lat są obecne w kulturze, znamy ich twarze, jednak okazuje się, że to przede wszystkim ich losy, charaktery świadczą o wyjątkowości. Nierzadko na progu szaleństwa, wywołanego przez mężczyzn znanych światu jako wielcy malarze, posłużyły Małgorzacie Czyńskiego za bohaterki powieści "Najpiękniejsze kobiety z obrazów" wydanej przez Znak Horyzont w serii "Prawdziwe historie".

Najbardziej znany, a zarazem tajemniczy kobiecy wizerunek w historii sztuki? Bez wątpienia jest nią Mona Lisa. Muza wielkiego mistrza Leonarda Da Vinci, tak jak i trzynaście innych kobiet, pojawia się na kartach powieści "Najpiękniejsze kobiety z obrazów", obalając swój mit. Uwiecznione na wieki, ku pamięci potomnym, nieśmiertelne na obrazach wielkich mistrzów. Mawiają, iż za sukcesem mężczyzny zawsze stoi kobieta, i te panie są tego najlepszym przykładem. Ich losy nierzadko bywały tragiczne, innym razem objawiają się jako kobiety szczęśliwe i spełnione. Jedno jest pewne: wyprzedzały współczesnych sobie ludzi o całą epokę. Nie tylko pozowały mężczyznom. Poznamy również fascynujące losy pań, dla których sztuka stała się sposobem na życie, a nierzadko i całym życiem. Poznajcie "Najpiękniejsze kobiety z obrazów".

Tajemnicą poliszynela jest fakt, iż wielkiemu talentowi towarzyszy wielkie szaleństwo, i książka Małgorzaty Czyńskiej jest poniekąd potwierdzeniem tej teorii. Życie z artystą stawia przed kobietą szereg wyzwań i wyrzeczeń. Pierwsze uczucie, jakie towarzyszy mi po lekturze "Najpiękniejszych" to.. ulga. Ależ jestem wdzięczna za moje zwykłe, szare życie! Bo, moi mili, bycie muzą, przyjaciółką, żoną, kochanką czy konkubiną wielkiego malarza to ciężki orzech do zgryzienia. Z większości portretów, zarówno tych książkowych jak i uwiecznionych lata temu przez znanych artystów, wyłania się obraz kobiety pełnej sprzeczności, samotnej wśród ludzi, nierzadko niezrozumianej. Rodzi się pytanie: czy było warto? Czy musiały zapłacić aż tak wysoką cenę za nieśmiertelność? 

Wszystkie prezentowane portrety to historie fascynujące, intrygujące i pełne pasji. Po raz kolejny przekonuję się, iż najlepsze, najbardziej nieprawdopodobne scenariusze pisze życie. Seria "Prawdziwe historie" już jakiś czas temu zapewniła sobie stałe miejsce na mojej półce, a "Najpiękniejsze. Kobiety z obrazów" tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu. To powieść nie tylko dla miłośników sztuki i twórczości Da Vinci, Witkacego czy Picasso. To książka dla każdego, kto zechce zaznajomić się z porywającymi losami ludzi, których życie determinowała sztuka. Niektóre z nich są bardziej niewiarygodne, inne mniej, ale jestem przekonana, że nie przejdziecie obok żadnej z tych historii obojętnie.

Wszelkie informacje zgromadzone przez Małgorzatę Czyńską, starannie wyselekcjonowane i opisane, mają swoje potwierdzenie w rzeczywistości. Rozpoczynając każdą z pojedynczych opowieści, autorka rozpoczyna od momentu kulminacyjnego w życiu kobiet, aby potem przejść do opisu ich losów. Czyńska rozbudza ciekawość, która towarzyszy nam cały czas wraz z poczuciem, że podglądamy prywatne życie artystycznej bohemy. Wbrew tytułowi, to nie jest tylko i wyłącznie książka o kobietach. Ich życie było tak mocno związane z portretującymi je mężczyznami, iż opowieść bez udziału malarzy byłaby niepełna, nierzetelna. Część z faktów jest już powszechnie znana, jednak Małgorzata Czyńska nie powiela ślepo tego, co już zostało powiedziane czy napisane. Autorka wzbogaca narrację o dodatkowe informacje, a przede wszystkim - o uczucia. Wszak to emocje najlepiej działają na czytelnika.

"Najpiękniejsze. Kobiety z obrazów" to kolejny dowód na to, iż warto znać serię "Prawdziwe historie" Znaku. Przeczytałam z wielką przyjemnością tę powieść i jestem pewna, że i po następną sięgnę z ciekawością.

Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!


Małgorzata Czyńska, "Najpiękniejsze. Kobiety z obrazów"
Wydawnictwo Znak Horyzont, 2014
ilość stron: 288
data premiery: 08.09.2014

sobota, 20 września 2014

Recenzja przedpremierowa | Isabel Allende "Ripper. Gra o życie"




Isabel Allende bez wątpienia należy do grona najpoczytniejszych współczesnych pisarzy iberoamerykańskich. Jej książki przetłumaczono na ponad 30 języków, a większość z nich przez długie tygodnie utrzymywała się na listach bestsellerów. "Ripper. Gra o życie" to książka, jakiej Isabel Allende nie napisała nigdy dotąd. Allende powraca z pierwszym w swojej karierze kryminałem.

Amanda Martin to całkiem nietypowa nastolatka. Wolny czas spędza przed komputerem, jednak nie absorbują jej popularne wśród dzieciaków w jej wieku media społecznościowe, plotkarskie portale czy internetowe znajomości. Amanda, wraz ze swoim dziadkiem i czwórką innych nastolatków mieszkających w różnych częściach świata, gra w sieci w grę Ripper. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że gra polega na poszukiwaniu seryjnego mordercy, który zabija w San Francisco. Z niewinnej gry rodzi się śledztwo, równoległe do tego prowadzonego przez Boba Martina, ojca Amandy, inspektora Wydziału Zabójstw. W kulminacyjnym momencie dochodzenia znika Indiana, matka Amandy. Wszystkie ślady prowadzą do grasującego w San Francisco seryjnego mordercy. Rozpoczyna się wyścig z czasem. Gra o życie.

"Ripper. Gra o życie" z pewnością nie zalicza się do grona klasycznych kryminałów. To wciąż Allende. Genialna, ale i charakterna, mocna, ale i specyficzna. Powieść z pewnością nie przekona do siebie fanów szybkiej, nieskomplikowanej i wciągającej akcji. Zanim naprawdę zacznie się "coś" dziać, Allende rozłoży na czynniki pierwsze wszelkie relacje łączące bohaterów, zadba o niesamowicie wnikliwy portret i no cóż, amatorów mocnych wrażeń może tym po prostu zanudzić. A szkoda. "Ripper. Gra o życie" to powieść rozbudowana, wielowątkowa i, chociaż kolejne trupy pojawiają się szybko i często, początkowo raczej mamy do czynienia z gatunkiem dobrze znanym Allende, a mianowicie obyczajem z mocno zaakcentowanym wątkiem kryminalnym. Potem zaczyna się dziać. Dostajemy publikację łączącą w sobie elementy powieści kryminalnej z emocjonującym thillerem psychologicznym. Naprawdę emocjonującym. Pochłonęłam całość, niespełna 500 stron, właściwie na trzech wydechach, czytałam kiedy tylko mogłam, a i wtedy kiedy nie mogłam również. Chociaż Isabel Allende nie zostanie dzięki "Ripperowi" mistrzynią zbrodni, to i tak warto.

"Ripper. Gra o życie" to przede wszystkim genialna powieść, kryminał już nieco słabszy, co wcale nie znaczy, że zły. Trzeba lubić specyficzną atmosferę Allende, jej wyjątkową dbałość o szczegóły, charakterystyczny styl. "Ripper" początkowo ciąży, niełatwo wejść w świat wykreowany przez chilijską pisarkę, przyzwyczaić się do niego, pokochać. Lecz kiedy już poczujecie swoisty klimat Allende, przepadniecie, tak jak i ja. Jestem zachwycona tym, co dostałam od autorki w prawie 500-stronicowej powieści, ale i świadoma, że nie każdemu ta książka przypadnie do gustu. Bo trzeba przebrnąć przez liczne opisy, analizy, niekoniecznie dokonanych zbrodni, przetrawić wszystkie demony i traumy, aby pokochać tę książkę całym sercem. Wiem, że niektórym to się po prostu nie uda, ale chciałabym jeszcze raz podkreślić, że warto.

Isabel Allende wplata w życie swoich bohaterów historie ważne, istotne. "Ripper. Gra o życie" to również głos w sprawie żołnierzy, którzy wracają z frontu i.. co dalej? Wrócili, jako bohaterowie, bo na wojnie istnieje przyzwolenie na zabijanie. Wrócili okaleczeni, nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Jeden z bohaterów najnowszej powieści Allende ponosi daleko idące konsekwencje swojego pobytu w Afganistanie. A pośród tych wszystkich wydarzeń miłość.. W jej najróżniejszych wariantach.

Isabel Allende bez wątpienia wielką pisarką jest, a swój talent udowadnia również w swej najnowszej powieści. "Ripper. Gra o życie" to tytuł dla czytelników, którzy sięgają po lektury z górnej półki. Jak dla mnie - geniusz, ale Allende zdecydowanie dla wszystkich nie jest.


Dziękuję Wydawnictwu MUZA SA za udostępnienie przedpremierowego egzemplarza recenzyjnego!

Isabel Allende "Ripper. Gra o życie"
Wydawnictwo MUZA SA, 2014
ilość stron: 496
data premiery: 08.10.2014

piątek, 19 września 2014

Recenzja przedpremierowa | Mike Greenberg "Wszystko, o czym marzysz"




Nie przez przypadek ta wyjątkowa powieść trafi do rąk czytelników 8 października. Od wielu lat październik na całym świecie jest uznawany jako miesiąc walki z rakiem piersi. Rak piersi jest najczęstszym nowotworem i statystycznie dosięga co 20 kobietę. Statystyki zmieniają swoje oblicze, kiedy choroba dotyka kogoś z naszych najbliższych, a nawet nas same. Książka Mike'a Greenberga "Wszystko, o czym marzysz" opowiada historię trzech kobiet, których losy krzyżują się w dniu, w którym każda z nich dowie się, że ma raka.

Brooke to czterdziestoletnia spełniona żona i matka. Rodzina jest jej największym szczęściem, a zarazem sposobem na życie. Kobieta nigdy nie miała aspiracji do robienia oszałamiającej kariery, jej celem jest być jak najlepszą dla męża i dzieci. 
Samantha skończyła 28 lat i wyszła za mąż. Spędza uroczy miesiąc miodowy na Hawajach z nowo poślubionym małżonkiem, kiedy odkrywa dowód jego niewierności. Postanawia, iż nie będzie jego żoną ani minuty dłużej.
Katherine to kobieta sukcesu. Czterdziestoletnia, zajmująca kierownicze stanowisko w banku na Wall Street, bajecznie bogata. Od niespełna 20 lat próbuje zapomnieć o mężczyźnie, który złamał jej serce i zniszczył życie. Jednak jak to zrobić, kiedy codziennie widuje go w pracy?
Wszystkie kobiety łączy jedno: rak piersi i chęć odzyskania "wczorajszego dnia i większości dzisiejszego".

Jak to możliwe, że mężczyzna, dziennikarz sportowy napisał tak piękną i poruszającą powieść dla kobiet i o kobietach? Trzeba przyznać, iż "Wszystko, o czym marzysz" jest wręcz idealna. Delikatna, subtelna, ale i szczera do bólu, bolesna. Taka, jaka powinna być książka o raku piersi. "Wszystko, o czym marzysz" to trzy różne historie, które łączą się w całość, kiedy każda z bohaterek dowiaduje się, że ma nowotwór. To również trzy różne sposoby radzenia sobie z chorobą, od natychmiastowej walki, poprzez poszukiwanie wsparcia, po negację i wyparcie. Zadziwia i wzrusza postawa tych kobiet. Nieważne, czy podejmą walkę, czy zrezygnują z dziesięciu procent więcej szans na siebie, one i tak wygrywają. Wygrywają, bo nie powierzają swego życia rakowi, nadal pragną i są szczęśliwe. Ta powieść to afirmacja życia!

Przyznam, iż to pierwszy raz, kiedy spotykam się z tą tematyką na kartach powieści, nie wiedziałam, czego mogę spodziewać. Nieco obawiałam się, że ta publikacja mnie przytłoczy, okaże się zbyt trudna, ciężka.. Skąd! "Wszystko, o czym marzysz" to piękna, pełna bólu, ale i nadziei, powieść o poszukiwaniu szczęścia. Książka jest podzielona na dwie części: życie bohaterek na chwilę przed wyrokiem i życie po usłyszeniu zdania "stwierdziliśmy nowotwór piersi". Te kobiety są piękne, a ich piękno pochodzi z głębi. Dawno nie spotkałam tak czarujących bohaterek i nie przywiązałam się tak mocno do ich losów.

"Wszystko, o czym marzysz" to jedna z tych książek, których nawet najpiękniejsze słowa nie opiszą, a najbardziej pochlebne recenzje nie są w stanie wyrazić piękna i wagi tej powieści. Jestem pod wielkim wrażeniem pracy Mike'a Greenberga, w końcu mężczyzny. Z niesamowitą wrażliwością oraz taktem opisał kobiecy świat i typowo kobiecą przypadłość. Greenberg to znawca kobiecej psychiki, niezwykle wnikliwy i uważny obserwator. Jego książka uszlachetnia, sprawia, że chcemy być lepsi. Niesamowicie wciągająca, mądra i czarująca historia. Po prostu musisz przeczytać.


Dziękuję Wydawnictwu MUZA za udostępnienie przedpremierowego egzemplarza recenzenckiego!

Mike Greenberg "Wszystko, o czym marzysz"
Wydawnictwo MUZA SA, 2014
data premiery: 08.10.2014
ilość stron: 352

środa, 17 września 2014

Wojciech Lada "Polscy terroryści" [Recenzja]



Powieści historyczne mają tę przewagę, że ich scenariusz napisało życie. Nierzadko okazuje się, iż historia jest o wiele lepszym scenarzystą, aniżeli najwybitniejszy nawet powieściopisarz. To, co nie śniło się znakomitym autorom, wydarzyło się naprawdę. Muszę jednak zgodzić się z powszechnym osądem, że książkę o tematyce historycznej czyta się trudniej. Powieść historyczna zdaje się być również tematem bardziej kłopotliwym dla pisarza. Jak sprzedać zawiłą, pełną chronologii, nazwisk i faktów historię zwykłemu laikowi, który z dziejami ludzkości miał tyle wspólnego, co uczęszczał na te zajęcia za czasów szkolnych? Jak z tym zadaniem poradził sobie Wojciech Lada?

"Istnieje około dwustu definicji terroryzmu, co znaczy tyle, że definicja terroryzmu nie istnieje. (...) Jest zjawiskiem raczej intuicyjnym niż deficyjnym - każdy wyczuwa, czym jest terror (...)" - pisze Wojciech Lada w swojej najnowszej publikacji, "Polscy terroryści". Początek XX wieku. W kraju jeszcze słychać echa represji po powstaniu styczniowym. Rozpoczyna się nowa epoka walki za wolność Polski. Epoka pełna zamachów, rozlewu krwi i brawurowych akcji. Epoka terroru, w jakim czynnie bierze udział elita, która zbudowała II Rzeczpospolitą. Piłsudski, Mościcki, Arciszewski i inni chwytają za broń, konstruują bomby, wysadzają w powietrze wagony pełne ludzi. Patrioci to czy terroryści?

Wojciech Lada posiada niebywały talent narracyjny. Powieść czyta się zadziwiająco łatwo i szybko, a poszczególne fakty nasz mózg przyswaja mimochodem. Całość pochłonęłam w jeden dzień, wprost nie mogąc oderwać się od lektury. Lada całą wiedzę przykazuje w przystępny i zrozumiały sposób, szeregując informację na kilka bloków tematycznych, co dodatkowo ułatwia czytelnikowi zrozumienie prezentowanych treści. Nie sztywna chronologia jest tu najważniejsza. Pojedyncze elementy łączą się w bardzo dobrze napisaną, interesującą, a przede wszystkim - wciągającą pozycję. Przyznam, iż dawno nie czytałam tak intrygująco napisanej powieści historycznej. 

"Polscy terroryści" przedstawiają poszczególne wydarzenia w sposób rzetelny. Autor nie krystalizuje żadnego z uczestników tamtych wydarzeń. Podrzuca czytelnikowi informacje, pozwala je uszeregować, ale ostateczną ocenę pozostawia odbiorcy. Książka podzielona jest na kilka rozdziałów - części tematycznych: "W akcji", "W drodze", "W laboratorium", "W domu", "W celi", "W spódnicy", "W spadku". Jako że lubuję się w motywie kobiety przedstawionej w literaturze w nieco innym świetle, niż to tradycyjne, z największym zainteresowaniem przeczytałam fragment o kobietach - terrorystkach właśnie. W ramach ciekawostki zdradzę, iż na kartach powieści spotkamy znaną z noweli Żeromskiego "Siłaczkę", a także i inne znajome z historii i literatury postacie.

Spora część informacji nie jest raczej elementem wiedzy powszechnej. Prezentowane treści znacznie wykraczają poza tą historię, którą poznajemy chociażby w szkole. "Polscy terroryści" pozwalają spojrzeć na znane nam indywidualności z nieco innej strony. Przyszły prezydent Mościcki konstruujący bombę? Przyznam, iż to dla mnie całkiem nowy portret. Lada pisze zarówno o tych znanych, jak i nieznanych. Jego świadectwo wiernie oddaje rzeczywistość, a spis pozycji w bibliografii naprawdę imponuje. Brawa dla autora za doskonałe przygotowanie merytoryczne, i nie tylko. Nie sztuką jest opracować i opisać. Sztuką jest opisać to tak, aby zainteresować szersze grono odbiorców.

Patrioci to czy terroryści? "Polscy terroryści" pomaga wyrobić sobie zdanie na ten temat, ale i ja, jak autor, nie będę Wam nic sugerować. Koniecznie sięgnijcie po tę pozycję i zdecydujcie sami.


Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego powieści!

Wojciech Lada, "Polscy terroryści"
Wydawnictwo Znak Horyzont, 2014
ilość stron: 368
data premiery: 25.08.2014

poniedziałek, 15 września 2014

Wywiad | Małgorzata Warda o klubie Kobiety to czytają, Jodi Picoult i o internetowych hejterach



Powieści Małgorzaty Wardy są porównywane do książek bestsellerowej autorki Jodi Picoult. Zarówno Polka, jak i Amerykanka, nie boją się tematów kontrowersyjnych, zabierają głos w ważnych sprawach społeczno-obyczajowych. To nie jedyne, co łączy dwie pisarki. Powieści Jodi wydawane są pod patronatem klubu dyskusyjnego "Kobiety to czytają", tak jak i najnowsza publikacja Małgorzaty Wardy, "Miasto z lodu".

Jodi Picoult, Diane Chamberlain, Lisa Scottoline, Liane Moriarty i Małgorzata Warda. Jak się Pani czuje jako pierwsza polska pisarka w gronie autorek klubu „Kobiety to czytają”?

To dla mnie zaszczyt, nie marzyłam, że moja powieść "Miasto z lodu" trafi pomiędzy bestsellerowe, podziwiane przeze mnie pisarki. Jednocześnie jestem pozytywnie zaskoczona inicjatywą Klubu, tym, jak fantastycznie się rozwija, zdobywając  Czytelników. Cieszy mnie też, że wbrew temu, co mówi się o dzisiejszym czytelnictwie, jest tak wiele osób, którzy czują potrzebę dyskusji o książkach i robią to właśnie w Klubie.


Czy znała Pani klub wcześniej, zanim „Miasto z lodu” zostało wybrane na ósmą książkę klubową?

Słyszałam o tej inicjatywie, ale nie miałam okazji wcześniej wziąć w niej udziału. Teraz z przyjemnością się do niego przyłączyłam.

W spocie reklamującym Pani książkę ambasadorka klubu, Magdalena Kumorek, nazywa Panią „polską Jodi Picoult”. Jak Pani do tego podchodzi?

Jodi to wspaniała pisarka, podziwiam ją za to, co robi a odkryłam ją właśnie dzięki Prószyńskiemu. Pracująca tam dawniej Renata Smolińska podarowała mi powieść "Bez mojej zgody" okraszając gest słowami, że widzi podobieństwo pomiędzy sposobem mojego pisania a Jody. Byłam bardzo ciekawa autorki. "Bez mojej zgody" to pierwsza powieść Picoult, którą przeczytałam. Do dzisiaj mam ją w pamięci, tak jak i inne jej książki, na przykład "Jesień cudów" czy historię rozgrywającą się w środowisku Amiszów. Porównanie do niej jest dla mnie niezwykle miłe, jednocześnie wydaje mi się, że wynika ono raczej tylko z faktu, że obie w swoich książkach poruszamy trudne, kontrowersyjne tematy. Nie mam śmiałości dopatrywać się pomiędzy naszymi książkami innych podobieństw.

Gdyby miała Pani wybrać jedną, napisaną i wydaną już książkę, którą wprowadziłaby Pani do oferty klubu „Kobiety to czytają”, co by to było?

Tylko jedną? Toż to sadyzm! ;-) Przychodzi mi do głowy powieść Emmy Donoghue "Pokój". Powieść postawiła przed Czytelnikami wiele pytań, które nie dawały mi spokoju jeszcze długi czas po tym, jak przeczytałam ostatni akapit.  Porusza bardzo ważny temat jakim jest "więzienie" i nie mam tu na myśli więzienia, które zgotował porywacz głównej bohaterce powieści ale więzienie, którym stał się dla niej synek, wychowany od małego w niewoli.

W książce odwołuje się Pani do tematów trudnych i rzadko spotykanych w polskiej literaturze. Skąd zainteresowanie tematyką anonimowych hejterów internetowych, linczu społecznego?

Motywacją do sięgnięcia po ten temat była Amada Todd, szesnastolatka, która popełniła samobójstwo. Była ofiarą internetowego bullyingu, zniszczyła ją młodzież szkolna, pisząc na jej temat krzywdzące komentarze.  Świat Internetu rządzi się swoimi prawami, ludzie otrzymują anonimowość, która pozwala im na internetowe hejterstwo. To świat, gdzie można stworzyć sobie anonimową tożsamość i świadomie albo nieświadomie wyrządzić komuś krzywdę. W "Mieście z lodu" stworzyłam bohaterkę, która może budzić kontrowersje. Była modelka pism dla panów, chora na afektywną chorobę dwubiegunową zaniedbała swoje dziecko. Nurtowało mnie pytanie, czy zasłużyła na nienawiść społeczeństwa? Był oczywiste, że ludzie, oglądając w Internecie jej rozbierane zdjęcia, poczują się ekspertami od życia Teresy i szybko zaczną odczuwać do niej niechęć. Rozkręciłam machinę zdarzeń, obserwując, jak rozgrywa się to w realnym świecie, gdy dochodzi do tragedii. Mnie samą niepokoiło, co wydarzy się dalej, jak daleko mogą posunąć się internetowi hejterzy oraz ludzie żyjący w małym, odciętym od świata mieście.

Jak przebiegała praca nad powieścią „Miasto z lodu”?

Pomysł na książkę zrodził się jesienią zeszłego roku. Mój Wydawca, Prószyński, bardzo mnie wspierał przy jej powstawaniu. Pracowałam z moją dyżurną panią psycholog, Iloną Poćwierz-Marciniak, która pomogła mi zbudować psychologię postaci. Zwróciłam się również o pomoc do policjantów, Piotra Pochuro oraz Jarosława Zycha, by pomogli mi zbudować policyjne książkowe śledztwo. Najwięcej pracy jednak wynikało z umieszczenia akcji powieści w górach i to w mroźną zimę. Wcześniej nie byłam zimą w górach, więc musiałam tam pojechać i przekonać się na własnej skórze, jak wygląda życie małych miast zagrożonych lawinami, odciętych od cywilizacji przez zaspy śniegu, gdzie dzikie zwierzęta takie jak niedźwiedzie czy wilki mogą się zbliżyć do gospodarstw w celu szukania pożywienia.

Skąd Pani czerpała informacje o afektywnej chorobie dwubiegunowej, na którą cierpi Teresa Tomaszewska, bohaterka książki?

W pracy nad Teresą pomogła mi zaprzyjaźniona psycholog oraz osoby z Internetu, które zgodziły się opowiedzieć o swoich dramatach albo o życiu z chorą osobą. Ich historie bardzo mnie poruszyły, dzięki nim zrozumiałam, z jakim problemem na co dzień borykała się moja bohaterka, trzynastoletnia Agata i jak bardzo choroba niszczyła życie jej matki.

Dlaczego to właśnie w górach umieściła Pani swoją opowieść? Czy Tatry są dla Pani szczególnym miejscem?

M. Warda "Miasto z lodu"
Wyd. Prószyński i S-ka
Ta historia wymagała mroźnej scenerii i małego, odciętego od cywilizacji miasteczka, w którym żyje niewielka społeczność. Długo szukałam na mapie takiego miejsca, aż w końcu zrozumiałam, że najlepiej będzie stworzyć je w górach. Wybór padł na Tatry z powodu ...zagrożenia lawinowego, które stwarzają wysokie góry. Tatry są też dość wysokie, by się w nich zgubić albo odejść na tyle daleko, by powrót w złą pogodę stał się niemożliwy.

Z jakimi trudnymi tematami zmierzy się jeszcze Małgorzata Warda w przyszłości?

Wiosną przyszłego roku ukaże się wznowienie mojej powieści "Nikt nie widział, nikt nie słyszał", która - mam nadzieję - również zainteresuje Klubowiczów oraz Czytelników, którzy nie boją się kontrowersyjnych tematów. Tym, którzy powieści jeszcze nie czytali, przybliżę, że będzie to rzecz o porwaniach dzieci i szukaniu swojej tożsamości. Również wiosną w wydawnictwie Media Rodzina ukaże się moja pierwsza książka s-f, skierowana nie tylko do dorosłego odbiorcy ale też do młodzieży. Zmierzę się w niej z tematem gry komputerowej stworzonej w tak nowoczesnej technologii, że można w niej odczuwać sensorycznie zapachy, smaki, ból... i można w niej przeżyć własną śmierć. W tę grę, na prośbę policji, zagra moja główna bohaterka Mika. W wirtualnym świecie zetknie się z miłością i pięknem księżyca Io, ale też z cierpieniem, przemocą i gniewem, który przedostanie się do realnego świata.

niedziela, 14 września 2014

Recenzja przedpremierowa: Katarzyna Pisarzewska "Zmowa milczenia"




Małe miasteczka mają w sobie coś niezwykłego. Prowincjonalna społeczność pod fasadą sielankowego życia skrywa najmroczniejsze tajemnice. Przekonali się o tym nie jednokrotnie polscy pisarze, umieszczając fabułę swoich powieści właśnie w niewielkich miejscowościach. Pozornie wszyscy się znają, wiedzą o sobie wszystko, jednak atmosfera lubi się zagęszczać. Poznajcie kolejną bardzo dobrą pozycję na rodzimym rynku wydawniczym. Katarzyna Pisarzewska "Zmowa milczenia" w księgarniach od 25 września.

W małym Gosztownie policja nie ma zbyt wiele pracy. Życie toczy się swoim rytmem, nieco sennym i powolnym. Wszystko ma swój czas i swój rytm. Sielankę przerywa śmierć młodego chłopaka w tajemniczych okolicznościach. Zajmująca się sprawą sierżant sztabowy Maria Gajda trafia na powiązanie z niewyjaśnionym morderstwem sprzed lat. Policjantka musi zmierzyć się z lokalnymi sekretami, obalić mity panujące w prowincjonalnej społeczności i odkryć demony ukryte pod maskami mieszkańców. Maria współpracuje przy śledztwie ze swoim długoletnim przyjacielem, który zaczyna postrzegać kobietę w nieco innych kategoriach. Maria jednak ukrywa się pod pokrytą bliznami, ogoloną na łyso głową. Toksyczne relacje z matką dodatkowo utrudniają kobiecie i tak skomplikowane już związki z mężczyznami.

"Zmowa milczenia" to społeczno-obyczajowa powieść, łącząca w sobie również elementy tradycyjnego kryminału oraz powieści psychologicznej. Katarzyna Pisarzewska doskonale zgrała ze sobą wszystkie poszczególne fragmenty, aby stworzyć dzieło spójne i ciekawe. Mamy wszystkie elementy, które czynią książkę atrakcyjną: tajemnicę sprzed lat, sprawę morderstwa, która w miarę rozwoju akcji komplikuje się coraz bardziej, emocjonujące śledztwo,  kobietę z przeszłością i mężczyznę po przejściach, gęstą atmosferę małej miejscowości, a także toksycznego rodzica. Pisarzewska połączyła pojedyncze ogniwa i zawrzało. "Zmowa milczenia" to wciągająca powieść, pełna niejasności, kluczenia i tajemnic. Czyta się ją bardzo szybko, cały czas wzrasta ciekawość i nie możemy odłożyć jej na półkę, dopóki nie poznamy rozwiązania zagadki.

Ważne są portrety psychologiczne poszczególnych postaci, które w dużej mierze wpływają na ostateczny kształt powieści. Poszczególne strony naszpikowane są emocjami, współodczuwamy z bohaterami ich strach czy niepewność. Pisarzewska zbudowała swoją książkę przede wszystkim w oparciu na wiernym oddaniu poszczególnych wizerunków. Te indywidualności są na tyle ciekawe, że zaintrygowały mnie nawet bardziej niż fabuła, która przecież również jest całkiem niezła. Bardzo spodobał mi się wątek relacji Marii z jej toksyczną matką. Autorka poniekąd zamienia się w psychoanalityka, analizując tę szczególną, choć trującą więź. I tak, jak i w życiu bywa najczęściej, ta akurat historia nie ma zakończenia. Przyznam, iż cały portret Marii to jeden z najdokładniejszych i najstaranniejszych obrazów, jaki miałam ostatnio okazję poznać podczas lektury polskiej powieści.

"Zmowa milczenia" to powieść, której nie można przeczytać "po łebkach", w międzyczasie. Tę książkę trzeba poznać starannie i dokładnie, aby wynieść z lektury to, co autorka chciała przekazać. Kolejna ciekawa propozycja na polskim rynku wydawniczym, co cieszy mnie niezmiernie, gdyż od dłuższego czasu stawiam na rodzimą literaturę.


Dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!


Katarzyna Pisarzewska, "Zmowa milczenia"
Wydawnictwo Znak Literanova, 2014
ilość stron: 352
data premiery: 22.09.2014

sobota, 13 września 2014

Małgorzata Warda "Miasto z lodu" [Recenzja]




Sprawdzam pocztę mailową na jednym ze znanych polskich portali. Przeglądam ze znudzeniem reklamy, zatrzymując się na chwilę przy ważniejszych wiadomościach. Na kilka z nich odpowiadam. W porządku, wyloguj. Zostaję przekierowana na stronę główną. Wiadomości z kraju, ze świata, sport, biznes, plotki. Kolejna afera z rządzącymi na czele, znowu wojna, sąsiad pobił ze skutkiem śmiertelnym sąsiada, matka oskarżona o spowodowanie śmierci 5-letniego dziecka. Internauci nie czekają na wynik śledztwa, wyrok sądu. Oni już wiedzą. Zlinczować, powiesić, wykastrować! Toż to suka, a nie kobieta! Nikt nie zna tej osoby, jej historii. Wszyscy widzą jej wizerunek wykreowany przez media. Znasz to? Pewnie, anonimowy hejterzy są wszędzie. Temu zjawisku Małgorzata Warda poświęciła uwagę w swojej najnowszej powieści "Miasto z lodu". Pierwszej publikacji polskiej autorki, która ukazała się pod skrzydłami klubu "Kobiety to Czytają".

Teresa Tomaszewska od lat cierpi na afektywną chorobę dwubiegunową. Przez swoją przypadłość praktycznie nie zna swojej 13-letniej córki Agaty, którą wychowuje babcia. Teresa postanawia zacząć wszystko od nowa, nawiązać więź z nastoletnim dzieckiem. Zabiera dziewczynę w podróż po Polsce, by w końcu osiedlić się w niewielkiej miejscowości u podnóża Tatr. Niełatwo jest jednak odnaleźć się w obcej społeczności. Kobiety szybko stają się ofiarami plotek, które szybko przeistaczają się w otwartą niechęć, a nawet nienawiść. Kiedy nieprzytomna Agata zostaje odnaleziona w stanie krytycznym w górach i zapada w śpiączkę, zaczyna wrzeć. Nie wiadomo, co stało się nastolatce, jednak ludzie już wiedzą - to na pewno wynik zaniedbania przez matkę. Sprawą interesuje się policja i krajowe media. Co tak naprawdę stało się w górach? Czy chora matka, która kocha i robi wszystko, co w jej mocy, aby nawiązać więź ze swoim dzieckiem, zasługuje na nienawiść?

Tak łatwo nam oceniać, nie znając całej historii. Widzimy tylko wierzchołek góry lodowej, znamy część prawdy, nierzadko zniekształconą przez plotki i media. Warda napisała książkę, której brakowało na polskim rynku, w kraju, w którym szczególnie mocno odczuwalna jest zawiść i nienawiść wobec drugiego człowieka. W dobie internetu osobista tragedia każdego z nas może stać się częścią medialnej gorączki. "Miasto z lodu" to ważna i potrzebna powieść, która składnia do refleksji nad samym sobą, nad zasadami funkcjonowania dzisiejszego społeczeństwa. Małgorzata Warda uświadamia czytelnikowi, iż prawda często jest zgoła inna, niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka. I - przede wszystkim - rozkazuje dwa razy zastanowić się, zanim znów ocenimy drugiego człowieka i przypniemy mu łatkę. Snując swoją opowieść, cofa się do samych początków, do dzieciństwa i młodości Teresy, aby przekazać czytelnikowi pełen obraz. Obraz rzetelny, nieprzekłamany. Nie wybiela bohaterki, wprost mówi również o tym, co było "złe", cały czas wiernie oddając obraz dramatu matki, której córka walczy o życie. Możliwe, iż Teresa dopuściła się zaniedbania, które doprowadziło do tragicznych okoliczności, ale iluż to rodziców popełnia błędy, które, ku ich szczęściu, nie prowadzą do tak poważnych konsekwencji?

Niemym obserwatorem następujących wydarzeń jest Agata pogrążona w śpiączce. To właśnie z jej punktu widzenia poznajemy tę historię, dziewczynka jest tutaj narratorem. Zabieg ten wpływa na emocjonalność historii, dzięki czemu do głosu dochodzą nie tylko suche fakty, ale i bardzo silne emocje. "Miasto z lodu" to przepełniona skrajnymi uczuciami powieść o dwóch kobietach poszukujących swojego miejsca w miasteczku, którego mieszkańcy zamrozili swoje serca na długo przed pierwszym śniegiem. Warda, chcąc przekazać nam pełny obraz, zaczęła nieco zbyt chaotycznie, tocząc opowieść na trzech płaszczyznach, ale nie oddzielając ich na tyle, aby czytelnik miał pewną świadomość, że przenosi się do innej czasoprzestrzeni. Przez kilka pierwszych rozdziałów możemy odczuwać zagubienie, nie do końca rozróżniać, co działo się wtedy, a co ma miejsce teraz. Przyznam, iż "Miasto z lodu" to nie jest powieść, która urzekła mnie od razu. Książka ewoluuje wraz z rozwojem akcji. Nie zachwyca z marszu, od samego początku. Ten zachwyt powoli dojrzewa w czytelniku, aby osiągnąć apogeum na sam koniec.

Czy warto? Ależ oczywiście! Wybór tej akurat publikacji na powieść pod opiekuńczymi skrzydłami klubu dyskusyjnego "Kobiety to Czytają" nie dziwi mnie ani trochę. Bo "Miasto z lodu" to doskonały materiał do refleksji, istotnej zmiany, ale i owocnej dyskusji. Porusza tematy ważne, z którymi spotykamy się na co dzień. I traktuje o najpiękniejszej miłości na świecie, miłości matki do dziecka. Miłości silniejszej niż choroba psychiczna, miłości silniejszej niż lincz społeczny. To książka o nas. O mnie, i o tobie. Bo wszyscy jesteśmy świadkami wydarzeń podobnych do tych, które Małgorzata Warda przedstawiła w swej najnowszej powieści.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego powieści!


Małgorzata Warda, "Miasto z lodu"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2014
ilość stron: 368
data premiery: 11.09.2014

piątek, 12 września 2014

Izabela Sowa "Powrót" [Recenzja]




Jednoznaczne zaklasyfikowanie tej powieści jako ostatecznie "dobrą" lub "złą" sprawia mi nie lada trudność. To był mój pierwszy kontakt z twórczością Izabeli Sowy, więc ciężko mi oceniać w kontekście całości, jednakże jedyny przymiotnik, jaki w tym momencie przychodzi mi do głowy, aby opisać literaturę tworzoną przez pisarkę to "specyficzna". Z jednej strony poprawna, bez większych zarzutów, jednak o.. niczym. Ale do tego dojdziemy za chwilę.

Dorotka właśnie wróciła do kraju. Jest dorosłą kobietą, w okolicach trzydziestki, jednakże daleko jej do dojrzałości. Prowadzi nieuporządkowane życie, wygląda i nosi się nieco, hm, niekonwencjonalnie, przypomina raczej nastolatkę niż osobę w jej wieku. Przed laty rozczarowała wszystkich - zamiast skończyć ASP, oddała się tatuowaniu, czym trudzi się po dzień dzisiejszy. Dorotka wymyka się wszelkim schematom, robi wszystko po swojemu i zadziwia tym rodzinę i znajomych. Wchodzi w posiadanie ogródka działkowego, co może jeszcze bardziej namieszać w jej życiu. Kobieta zamierza podkreślić swoją niezależność. 

Zdecydowanie lubię powieści, w których "coś" się dzieje. To "coś" to akcja i fabuła, której, prawdę mówiąc, zabrakło w "Powrocie" Izabeli Sowy. Książka jest głównie zapisem rozmów i spotkań Dorotki ze znajomymi, rodzicami czy mężczyznami. Dzięki temu poznajemy w głównej mierze przemyślenia Dorotki, jej poglądy. Autorka obnaża przed czytelnikiem duszę swojej bohaterki i nie mówię "nie", ALE.. Właśnie! Oprócz tego, że rozszyfrowujemy postać i jesteśmy świadkami swego rodzaju psychoanalizy, nie doświadczamy już nic ponad to. Bardzo brakuje mi elementów tradycyjnej fabuły i narracji. Pomysł może i ciekawy, ale nie Izabela Sowa nie przekonała mnie jego realizacją.

Nie mogę określić tej powieści mianem "złej", gdyż tak naprawdę, że posłużę się tym kolokwialnym zwrotem, "nie mam się do czego przyczepić". To, że książka jest o niczym? Ileż wielkich dzieł literatury okazuje się zwykłym bełkotem nad sensem istnienia? Aby odnaleźć się w publikacji Sowy, trzeba zdecydowanie lubić tego typu twórczość i klimat, w jakim jest utrzymana. "Powrót" to historia o wierności złożonej sobie samej, o poszukiwaniu własnej drogi, wreszcie - o zagubieniu we współczesnym świecie. Głos pokolenia współczesnych trzydziestolatków, którzy pragną wyrwać się schematom. 

Ja, ostatecznie, cieszę się, iż ostatecznie dobrnęłam do ostatniej strony. Ze względu na moje preferencje i subiektywne przemyślenia, nie sięgnęłabym po tę powieść ponownie, ale, podkreślam, raz jeszcze - nie jest zła. Co kto lubi.


Dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego powieści!

Izabela Sowa, "Powrót"
Wydawnictwo Znak Literanova, 2014
ilość stron: 272
data premiery: 25.08.2014

poniedziałek, 8 września 2014

Anna Klejzerowicz "Sekret czarownicy" [Recenzja]




Współczesnemu człowiekowi wydaje się, iż ludzie żyjący 700 lat temu, w niczym nie byli mu podobni. Wszak postęp, jaki obserwujemy, daje złudzenie, iż zostawiliśmy daleko w tyle naszych przodków żyjących 100 lat temu, a co dopiero mówić o tych, którym przyszło żyć w odległym średniowieczu. Czy aby na pewno? Jesteśmy świadkami ich historii, czasem odległej, zapomnianej, innym razem dokładnie spisanej i poznanej. Pamięć, zakodowana w czeluściach podświadomości, łączy nasze losy z ich odległymi dziejami. Uczucia pozostają niezmienne. 

Codzienne życie Małgosi i Damiana, młodego małżeństwa, nie jest pozbawione problemów. Kłopoty wynikające z wydawałoby się banalnych nieporozumień zbiegają się w czasie z niezwykłym odkryciem. W okolicy archeolodzy natrafiają na tajną kryptę z czasów krzyżackich, a w niej szczątki rycerza. Postać tajemniczego mężczyzny sprzed kilkuset lat łączy się z miejscowymi legendami, a wszystko wskazuje na to, iż może on być... templariuszem. Co robił na tych ziemiach? Dlaczego został zamordowany? Małgosia postanawia odnaleźć odpowiedź na te pytania. Pomaga jej w tym przystojny i wyraźnie zainteresowany jej osobą Robert, zastępca kierownika wykopalisk. Ciekawość ludzi wzrasta, zwłaszcza że odżywa legenda o zaginionym skarbie rycerza.

"Sekret czarownicy" to powieść dla czytelników, którzy pod przykrywką słowa potrafią dostrzec drugie dno. Książka łączy w sobie dwie historie - tą współczesną i tą, która wydarzyła się siedemset lat temu. Anna Klejzerowicz wykorzystała opowieść, aby przekazać odbiorcy prawdy uniwersalne i ponadczasowe. Aby odnaleźć zaginiony skarb, należy zajrzeć w głąb siebie. "Sekret czarownicy" opowiada o życiu w zgodzie ze swą naturą, poszukiwaniu odpowiedzi we własnej podświadomości. Również i ja wierzę, iż intuicja, która towarzyszy nam na co dzień, jest wynikiem doświadczeniem poprzednich pokoleń. Najnowsza powieść Anny Klejzerowicz to historia dla osób wrażliwych na piękno, świadomych swojego bytu w danym miejscu i w konkretnych czasach.

Bohaterowie, znani z dwóch poprzednich części cyklu o "Czarownicy", urzekają mądrością życiową i spokojem. Zarażają tym swojego czytelnika. Nie trzeba znać wszystkich książek z serii, aby wyłapać to, co najważniejsze i znaleźć ukryte między słowami przesłanie. "Sekret czarownicy" intryguje zarówno jako odrębne dzieło, jak i część całości. Anna Klejzerowicz, można powiedzieć, że tradycyjnie już, wykorzystała elementy historii i kultury, aby stworzyć frapującą lekturę. Prawda miesza się z fikcją, inspirując do dalszych poszukiwań.

Początkowo byłam nieco rozczarowana wątkiem obyczajowym, obawiałam się, że ugrzęźnie na mieliźnie, będąc tylko nikłym tłem dla historii średniowiecznej. Jedna z moich ulubionych polskich autorek nie zawodzi jednak i tym razem. Urok książek Anny Klejzerowicz polega na tym, iż nawet jeśli wydaje nam się podczas lektury, że ta powieść nie przyciąga niczym konkretnym, to kończymy ją zafascynowani i w pełni zadowoleni. Nie spotkałam się jeszcze z publikacją autorstwa Klejzerowicz, która nie wniosłaby nic nowego do mojego życia. "Sekret czarownicy" nie jest w tej materii wyjątkiem. Niesie ze sobą istotne przesłanie.

Anna Klejzerowicz jest autorką wyjątkową i właśnie dla takich osób pisze. Zdaję sobie sprawę, iż czytelnicy, którzy są żądni tylko i wyłącznie ciekawej fabuły, mogą nie do końca zrozumieć się z "Sekretem czarownicy". Ta powieść ma drugie dno i frajda z jej lektury polega właśnie na tym, aby to drugie dno odkryć.


Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego powieści!


Anna Klejzerowicz "Skarb czarownicy"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2014
ilość stron: 304
data premiery: 02.09.2014