Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo znak. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo znak. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 13 kwietnia 2017

Dorota Gąsiorowska "Antykwariat spełnionych marzeń" | Recenzja



Czytelniczki pokochały twórczość Doroty Gąsiorowskiej i z niecierpliwością czekały na jej kolejną powieść. Sama zaliczam się do grona miłośniczek tworzonej przez nią prozy. W jednym z haseł marketingowych padło hasło "otula niczym koc" i chyba nie istnieje lepsze określenie stylu, w jakim tworzy Dorota Gąsiorowska. Poznajcie jej najnowszą powieść, "Antykwariat spełnionych marzeń".

Ta powieść naprawdę jest magiczna. Już pierwsza scena rozbudza wyobraźnię. Dorota Gąsiorowska przenosi nas do niezwykłego, starodawnego antykwariatu, w którym największe dzieła polskiej literatury stoją na półce w towarzystwie klasycznych arcydzieł literatury francuskiej i rosyjskiej. Temu miejscu magii dodają obecność starszego pana, Franciszka oraz aromat świeżo parzonej kawy. "Antykwariat spełnionych marzeń" pachnie nie tylko kawą z kardamonem, ale także starymi książkami. Właśnie w takim otoczeniu Emilia lubi... marzyć o szczęściu. Wkrótce młoda kobieta spotyka na swej drodze zagadkowego Szymona. A to dopiero początek rewolucji w jej życiu. W najtrudniejszych chwilach może liczyć na tych prawdziwych przyjaciół i... książkę, która podobno ma moc odmieniania życia.

"Antykwariat spełnionych marzeń" to nie lada gratka dla prawdziwych książkoholików. Wszak nie od dziś wiemy, że książki mają niezwykłą moc, ale oto otrzymujemy tego namacalny dowód. Historia stworzona przez Dorotę Gąsiorowską na kartach jej najnowszej powieści jest zaczarowana. Nieco odrealniona, może odrobinę nierzeczywista, ale kto zabroni nam marzyć? Ciepła, otulająca, przytulna, rozgrzewająca - właśnie te przymiotniki najlepiej pasują nie tylko do tej książki, ale do całokształtu twórczości autorki. Powieść "Antykwariat spełnionych marzeń" spełnia moje wyobrażenia o najwyższych lotów, przepięknej literaturze kobiecej.

Jestem przekonana, że powieść przypadnie do gustu wszystkim kobietom, które poszukują dobrze napisanej, niebanalnej historii (niekoniecznie) miłosnej. Dorota Gąsiorowska sprosta nawet najbardziej wygórowanym oczekiwaniom. Z przyjemnością polecam Wam jej najnowszą książkę.

Dorota Gąsiorowska "Antykwariat spełnionych marzeń"
Wydawnictwo Znak, 2017
liczba stron: 416
data premiery: 12.04.2017

niedziela, 31 lipca 2016

Krystyna Mirek "Wszystkie kolory nieba" | Recenzja przedpremierowa



Krystyna Mirek zdobyła serca czytelniczek pełnymi ciepła, pozytywnymi historiami, w których każdy z nas może odnaleźć część siebie. Pisze o problemach codzienności, dodając otuchy i sprawiając, że każde, nawet największe zmartwienie traci na znaczeniu. W swojej najnowszej powieści, będącej kontynuacją "Większego kawałka nieba", porusza ważne problemy: alkoholizm w rodzinie, kłopoty finansowe i samotne macierzyństwo. A to nie wszystko, co znajdziecie na kartach "Wszystkich kolorów nieba".

Iga już wie, że Wiktor ją kocha. Przed dziewczyną otwierają się całkiem nowe perspektywy, jednak ona nie zamierza biernie przyglądać się biegowi wydarzeń. Próbuje odnaleźć się w świecie, do którego nie pasuje, jednak sytuacji nie ułatwiają zawistne koleżanki z pracy i przyszła teściowa. Pani Janicka próbuje dyktować narzeczonej syna warunki. Zdaje się nie pamiętać, że kilkadziesiąt lat temu była zwyczajną, prostą dziewczyną, całkiem jak Iga.... Wiktor również nie ułatwia ukochanej startu w nowym życiu. Chce zapewnić Idze godny byt, dlatego prosi ją, aby ta rzuciła pracę. Iga jednak nie zamierza być utrzymanką narzeczonego. Tymczasem w życiu przyjaciela Wiktora, Janka dużo się dzieje. Na horyzoncie pojawiają się dwie kobiety, a Janek nie potrafi się zdecydować, z którą z nich ułożyć swoje życie.

Najnowsza powieść Krystyny Mirek odpręża, relaksuje i pomaga oderwać się od codzienności. Co ważne, autorka nie unika trudnych tematów, a z lektury jej książki płyną życiowa mądrość i doświadczenie. Pisarka potrafi znaleźć pozytywne strony w najtrudniejszej nawet sytuacji, czego uczy swoje czytelniczki. W życiu nie zawsze wszystko kończy się przesłodzonym happy endem, a Krystyna Mirek stworzyła zupełnie nowe znaczenie pojęcia "szczęśliwe zakończenie" w polskiej literaturze. Cóż, nie wszystkie problemy możemy rozwiązać. We "Wszystkich kolorach nieba" podoba mi się dojrzałe podejście do tematu problemu alkoholowego w rodzinie czy samotnego macierzyństwa. Krystyna Mirek bez lukru pisze o trudnych sprawach, a mimo to jej powieść jest niesamowicie pozytywna i niesie optymistyczne przesłanie.

Czytelniczki kochają takie historie. Sekret popularności Krystyny Mirek tkwi w tym, że autorka poznała pragnienia kobiet i oddaje w ich ręce książki, w jakich odnajdują siebie, swoich bliskich, przyjaciół i znajomych. Bohaterowie "Wszystkich kolorów nieba" to ludzie tacy jak my. Krystyna Mirek zbudowała ciekawe portrety całkiem zwyczajnych ludzi. Nieobce są nam ich problemy, dlatego czytamy książkę z wypiekami na twarzy. Kolejnym plusem są stworzone przez autorkę plastyczne opisy. Wykreowany świat został opisany przepiękną, cieszącą oko polszczyzną. Właściwie nie mam do tej powieści żadnych zastrzeżeń, gdyż przeczytałam z największą przyjemnością. Mogę jedynie wspomnieć o tym, o czym pisałam już w recenzji "Większego kawałka nieba" - ta historia jest bardzo dobra, jednak moim zdaniem nie było potrzeby, aby dzielić ją na dwie części.

"Wszystkie kolory nieba" nie zawiodą wiernych czytelniczek Krystyny Mirek. Książka już znajduje się w czołówce najlepiej sprzedających się książek na empik.com, z pewnością odniesie duży sukces. Zasłużenie, bo co jak co, ale ta kobieta potrafi pisać świetne powieści obyczajowe, czego "Wszystkie kolory nieba" są kolejnym dowodem.

Dziękuję Wydawnictwu Znak za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Krystyna Mirek "Wszystkie kolory nieba"
Wydawnictwo Znak, 2016
liczba stron: 400
data premiery: 17.08.2016

wtorek, 26 lipca 2016

Magda Stachula "Idealna" | Recenzja przedpremierowa




Jakiś czas temu dostałam od Wydawnictwa Znak maila zaczynającego się od zagadkowego zdania: "Załóżcie się ze mną o Idealną". Zaintrygowana przeczytałam opinie o powieści pierwszych czytelników, pracowników wydawnictwa, którzy przecież zawodowo czytają książki. Redaktor polskiej literatury przyznała, że nie zdarzyło się jej jeszcze, aby nie mogła się kompletnie oderwać od opisywanej historii. Mimo iż początkowo nie zwróciłam większej uwagi na tę powieść, poprosiłam o egzemplarz do recenzji. Przepadłam. Oto jeden z najlepszych polskich debiutów ostatnich lat.

Anita jest pogrążoną w depresji kobietą. Od kilku lat bezskutecznie stara się o dziecko, a jej małżeństwo sypie się niczym domek z kart. Idealną odskocznią od rzeczywistości są kamery miejskiego monitoringu. Wystarczy kilka sekund i Anita może znaleźć się w dowolnym miejscu na świecie. Szczególnie upodobała sobie Pragę. Pewnego dnia wokół Anity zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Mąż znika gdzieś na całe dnie, a ona sama znajduje w swojej szafie ubrania, jakich nigdy nie kupiła, a w torebce pomadkę, która na pewno nie jest jej własnością. Czy Anita jest na prostej drodze do szaleństwa? A może to ktoś inny steruje jej życiem? Dlaczego?

Taka powieść zdarza się raz na setki przeczytanych publikacji. Wszystkie opinie, jakie miałam okazję przeczytać na temat tej książki, znajdują swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, a szum, jaki zaistniał wokół "Idealnej" jeszcze premierą, nie jest tylko efektem działania dobrych marketingowców, chociaż rzeczywiście, książka ma świetną promocję. Zasłużenie. Magda Stachula zasługuje, aby dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Zasługuje, aby Polacy usłyszeli o diabelsko utalentowanej rodaczce, która właśnie zdecydowanym krokiem weszła na rynek wydawniczy. Oto pojawia się na scenie pisarka (tak, tak, pisarka, nie autorka), która potrafi przyciągnąć uwagę niemal każdego czytelnika. Trafia idealnie w niszę na rynku. Bo "Idealna" to nie tylko thriller, kapitalny zresztą, ale też świetna powieść psychologiczna z mocno zarysowanym tłem obyczajowym. Problemy z niepłodnością i kryzys małżeński przeplatają się z wątkami czysto sensacyjnymi i kryminalnymi.

Na stronie autorki czytamy, że książka zaliczana jest do nowego nurtu w literaturze domestic noir, którego cechami charakterystycznymi są psychologiczny suspens oraz małżeńska dysfukncja. "Idealna" jest rekomendowana jako powieść dla fanów "Dziewczyny z pociągu", ale moim skromnym zdaniem to niegrzeczność wobec Magdy Stachuli. Nie mogłam przebrąć "Dziewczyny z pociągu", a w "Idealnej" akcja pędzi w zastraszającym tempie. Czytam bardzo dużo, a rzadko trafiam na książkę, której nie mogę przerwać, mimo iż powieki opadają ze zmęczenia, a wskazówki zegara wskazują nieprzyzwoicie późną porę. "Idealna" to debiut idealny, cóż więcej mogę dodać? Pisarka stworzyła niezapomniane portrety psychologiczne głównych bohaterów, a na szczególną uwagę zasługuje Marta, która w powieści nieźle namiesza. Nie znosiłam jej, pałałam wobec tej postaci żądzą mordu, jednak nie mogłam wyjść z podziwu, jak udanie "zrobiła" ją Stachula.

To będzie hit. Książka z pewnością uzyska status bestsellera i przez miesiące będzie okupywać pierwsze miejsca listy najlepiej sprzedających się powieści w kraju. A potem? Może sprzedaż praw za granicę? W końcu mamy się czym, a raczej kim chwalić. Magda Stachula to prawdopodobnie najbardziej utalentowana debiutantka w kraju. Nie polecam, nie pozostawiam waszej uwadze. Nie macie wyjścia, MUSICIE to przeczytać.

Dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Magda Stachula "Idealna"
Wydawnictwo Znak Literanova, 2016
liczba stron: 384
data premiery: 17.08.2016

środa, 6 lipca 2016

Tie Ning "Kobiety w kąpiel" | Recenzja



Nieustanna walka serca z rozumem, (nie)zwykłe marzenia i wielka historia - Chinki - kobiety takie jak my - mają swoje pragnienia, cele i plany. Tie Ning, autorka dotychczas niewydawana w Polsce, jest jedną z najzdolniejszych przedstawicielek chińskiej literatury współczesnej. Polscy czytelnicy mają okazję poznać wielokrotnie nagradzaną, docenianaą przez krytyków pisarkę za sprawą wydanej właśnie przez Wydawnictwo Znak powieści "Kobiety w kąpieli".

Tiao, tak jak i jej rówieśnice, dorastała w cieniu kluczowych wydarzeń XX wieku. Brutalnie rozdzielona z rodzicami, w późniejszych latach bezskutecznie próbowała przełamać opór do matki, którą połączył wieloletni, płomienny romans z pewnym lekarzem. Wu przez kilka lat zdradzała męża. Niebawem Tiao ma wyjść za mąż, jednak wciąż nie może zapomnieć o mężczyźnie z przeszłości. Tymczasem jej siostra, Fan swoją przyszłość widzi w Ameryce, przekonana, że spełni się jej własny "american dream", a nowa rzeczywistość rozwiąże wszystkie problemy. Fei jest zbyt dumna, by pracować, tak jak większość chińskich kobiet, w fabryce. Wszystkie bohaterki na swój sposób próbują sobie poradzić z przytłaczającą je rzeczywistością i wziąć przyszłość we własne ręce. Tylko czy w Chinach ktokolwiek jeszcze może decydować o swoim losie?

Przejmująca, zapierająca dech w piersiach, epicka - taka właśnie jest nominowana do azjatyckiego Bookera, MAN ASIAN LITERARY PRIZE 2012 powieść Tie Ning. Akcja toczy się leniwie, a każda strona przesiąknięta jest kulturą i historią chińską. Mamy tutaj całe mnóstwo niezwykle sugestywnych, chwytających za gardło scen. Autorka nie szczędzi nam ludzkich dramatów, przy czym nie traci swojej suwerenności, robi to w sposób dyskretny, nie ocenia, przez co czytelnik ma czasem wrażenie, jakby czytał reportaż. Fabuła w "Kobietach w kąpieli" schodzi poniekąd na dalszy plan. Tie Ning stawia na jakość wypowiedzi i płynący z lektury przekaz. To nie tak, że przez pięćset stron nic się w powieści nie dzieje, a Ning tylko rozprawia o sytuacji kobiet w chińskim społeczeństwie. Ba, dzieje się bardzo dużo, a autorka ani przez chwilę nie poddaje żadnego z bohaterów ocenie, nie pyta również o sens wydarzeń. Ona po prostu opisuje, i robi to w sposób fenomenalny. Dawno nie czytałam tak sugestywnej lektury, która zachwyciłaby mnie swobodą wypowiedzi i brakiem moralizatorskiego tonu.

Przyznaję, że z literaturą azjatycką byłam dotychczas raczej na bakier. Wolałam rodzime klimaty, a i z większym zainteresowaniem niż w stronę Wschodu patrzyłam w kierunku Zachodu. No cóż, dalekie azjatyckie realia wydawały mi się mocno egzotyczne, a ja z zasady lubię czytać o tym, co dobrze znam, dostrzegać w literaturze znajome elementy rzeczywistości. Nie wiem, ile dotychczas straciłam, ale jednego mogę być pewna - "Kobiety w kąpieli" to bardzo udane spotkanie i krok w stronę Wschodu, który wcale nie jest tak egzotyczny, jak mogłoby się wydawać. Przekonałam się, że, niezależnie od ustroju, doktryny politycznej czy położenia geograficznego, człowiek podąża za głęboko zakorzenionymi w sercu pragnieniami i dąży do ich spełnienia. Tie Ning w swojej powieści opisuje najbardziej intymne sekrety swoich bohaterek, zagląda w ich dusze i przeprowadza swoisty eksperyment, opisując postacie obdarte z prywatności, niczym tytułowe kobiety w kąpieli.

"Kobiety w kąpieli" to mądra, ambitna i dojrzała powieść, która z pewnością przekona do siebie czytelników poszukujących niekonwencjonalnych rozwiązań. Może nieco niesztampowe, trochę zadziorne "Kobiety w kąpieli" zachwycają realizmem postaci i mocno osadzonymi w rzeczywistości realiami. To niełatwa książka, na którą trzeba poświęcić kilka wieczorów, ale naprawdę warto.


Specjalnie dla czytelników Przeglądu czytelniczego Wydawnictwo Znak przewidziało 35% rabat na zakup książki "Kobiety w kąpieli":




Dziękuję Wydawnictwu Znak za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!
Tie Ning, "Kobiety w kąpieli"
Wydawnictwo Znak, 2016
liczba stron: 496
data premiery: 06.07.2016

niedziela, 15 maja 2016

Pierwsza przedpremierowa recenzja najnowszej powieści Magdaleny Parys





Mama Magdaleny Parys mocno wierzyła w tę powieść. Jej córka w końcu napisała coś sensownego, a nie tylko "jakieś szpiegowskie kryminały". "Biała Rika" zaskakuje. Jest zupełnie inna niż wszystko, co do tej pory napisała Magdalena Parys. Laureatka Literackiej Nagrody Unii Europejskiej, autorka powieści, do przekładu których prawa sprzedano do kilkunastu krajów powraca z niezwykłą książką.





Dorastająca Dagmara chce poznać tajemnice swojej rodziny. Wtedy jeszcze nie spodziewa się, że dotrze do najbardziej bolesnych wspomnień i głęboko skrywanych sekretów swojej babki. Rika w 1945 roku uciekła z rodzinnego Hamburgu wraz z ukochanym Karolem. Wśród wracających z przymusowych robót Polaków uchodziła za niemowę. Nie mogła zdradzić się ze swoim niemieckim pochodzeniem. Nawet wtedy, gdy rodziła syna, milczała, chociaż ból rozsadzał ją środka. Po wojnie Rika osiedliła się wraz z mężem w Szczecinie, gdzie wszystko co "poniemieckie" budziło wstręt i odrazę. Kilkadziesiąt lat później Dagmara, poszukując własnej tożsamości, poznaje fascynujące szczegóły z życia Riki i odkrywa zupełnie nieznane karty w historii swojej rodziny.

"Biała Rika" to powieść niezwykła i, jak przyznaje sama autorka, bolesna, oparta na prawdziwych wydarzeniach i rodzinnej historii Magdaleny Parys. Pisarka szczerze i bezkompromisowo rozlicza się z przeszłością, opisuje wciąż żywe wspomnienia i porusza nawet najtwardsze serca. Magdalena Parys zaskoczyła mnie tą historią. Ta powieść jest zupełnie inna, niż dwie poprzednie książki autorki, bardziej chaotyczna, trudniejsza i zostawiająca głęboki ślad w psychice. Czytając "Białą Rikę" miałam wrażenie, że spotkałam się z dobrą koleżanką, która opowiada mi historię swojej rodziny, co chwilę wtrącając kolejne myśli i opowieści, jakie właśnie przyszły jej do głowy. Inna jest też objętość. Magdalena Parys przyzwyczaiła mnie do grubych tomiszczy, mocno zaskoczyła mnie więc już sama przesyłka z książką, sugerująca lekturę raczej skromniejszych rozmiarów.

Magdalena Parys skłania do poszukiwań. Bo ci najbardziej niezwykli ludzie są... gdzieś wśród nas. Autorka zaprasza nas w niesamowitą podróż w poszukiwaniu przeszłości najbliższej rodziny, skłania nas do refleksji i zadaje pytanie, ile tak naprawdę wiemy na temat naszych przodków. "Biała Rika" to najprawdziwsza z dotychczasowych powieści Magdaleny Parys. Czołgi przemierzające w osiemdziesiątym pierwszym roku ulice Szczecina, młoda Niemka wśród Polaków wracających z przymusowych robót w Niemczech w czterdziestym piątym, schyłek PRL-u i emigracja do Berlina Zachodniego - życie w powieści Magdaleny Parys biegnie równolegle z kluczowymi wydarzeniami dwudziestego wieku. To nasza historia, moja, twoja, autorki i naszych najbliższych. Nie można o niej zapomnieć.

Jestem zachwycona najnowszą książką Magdaleny Parys. To powieść monumentalna, bo naprawdę nie trzeba pisać książki o objętości ponad 600 stronach, aby stworzyć coś wielkiego. "Biała Rika" jest najbardziej intymną powieścią Magdaleny Parys, zupełnie inną niż "Magik" czy "Tunel". Warto poznać taką Parys. Moje serce udało jej się podbić.

Dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Magdalena Parys "Biała Rika"
Wydawnictwo Znak Literanova, 2016
liczba stron: 304
data premiery: 01.06.2016

środa, 4 maja 2016

Krystyna Mirek "Większy kawałek nieba" | Recenzja



Krystyna Mirek zdobyła serca wiernych czytelniczek, pisząc wzruszające, proste i życiowe opowieści o całkiem zwyczajnych bohaterach. Autorka nazywana "literackim źródłem pozytywnych emocji" właśnie wydała swoją nową powieść, "Większy kawałek nieba". Czego możecie się spodziewać po najnowszej książce pisarki?

Iga właśnie wróciła z Anglii i całkiem spontanicznie rozpoczęła pracę w jednej z krakowskich restauracji. Los nigdy nie rozpieszczał dziewczyny - matka zmarła wiele lat temu, ojciec od zawsze nadużywał alkoholu, a sama Iga żyje na dość niskim poziomie, musząc liczyć się z każdym wydawanym groszem. Wiktor pochodzi z zupełnie innej bajki. Jego rodzina jest zamożna, a on sam prowadzi doskonale prosperującą restaurację w centrum Krakowa. Po śmierci ukochanej żony samotnie wychowuje nastoletniego syna. Serce szczelnie zamknął dawno temu, kiedy zmarła Łucja. W końcu jednak dochodzi do wniosku, że przez wzgląd na dobro Oliwiera, dobrze byłoby się w końcu ożenić i stworzyć prawdziwy dom dla swojego dziecka. Idealną kandydatką jest Natalia, która od kilku lar próbuje bezskutecznie zdobyć miłość Wiktora.

No cóż, mogłoby się wydawać, że to historia, jakich wiele, a jednak Krystyna Mirek potrafi z nawet tak prostej opowieści stworzyć wartościową, dodającą otuchy powieść. Siła prozy Krystynek Mirek tkwi właśnie w zwyczajności bohaterów i prostocie opisywanych historii. Czytelniczki pokochały jej twórczość, bo w życiu postaci bez problemu odnajdują siebie. Każdy z nas boryka się z problemami, o jakich pisze Krystyna Mirek. Autorka pomaga wyjść z życiowych perturbacji, znaleźć w tym szaleństwie odgórny sens i... rozwiązanie. Nie dziwi mnie popularność książek Krystyny Mirek - czytelniczki kochają historie, które wzruszają, bawią do łez i dodają otuchy. Zatraciłam się w lekturze "Większego kawałka nieba", czerpiąc garściami z życiowej mądrości autorki i ciekawiąc się opowieścią o znajomości Igi i Wiktora. A właściwie - początku znajomości, gdyż "Większy kawałek nieba" to pierwsza część cyklu powieści z nowymi bohaterami w rolach głównych.

No właśnie. Kolejna seria... Szczerze? Powoli zaczynam mieć już dość serii powieści obyczajowych. Padło akurat na "Większy kawałek nieba", a nie jest to absolutnie zarzut w stronę tej książki, tylko... tak ogólnie. Zdecydowanie wolę, gdy każda następna powieść mojej ulubionej autorki jest odrębną historią. Serie sprawdzają się w przypadku powieści kryminalnych, ale obyczajowych? Nie jestem przekonana. Co innego, gdyby takie cykle były wyjątkiem, a mam wrażenie, że stają się powoli standardem. Autor musi wtedy na siłę komplikować życie swoim bohaterom, za dużo kombinować, co czasem wychodzi, niestety, sztucznie. Sama nie wiem, czy historia Igi i Wiktora ma potencjał, aby ciągnąć ją przez kilka części. Jest bardzo dobra, ciekawa, ale... powinna się już skończyć. Był happy end, pora przejść do następnych bohaterów i ich problemów - ja tak to widzę, lecz chyba jestem w mniejszości.

"Większy kawałek nieba" porusza wiele ważnych tematów i z pewnością podbije serca miłośniczek powieści obyczajowych. Krystyna Mirek wyróżnia się dużą wrażliwością na ludzką krzywdę, jest doskonałą obserwatorką. Polecam, to doskonały sposób na spędzenie wieczoru - pochłoniecie tę książkę błyskawicznie!

Dziękuję Wydawnictwu Znak za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Krystyna Mirek "Większy kawałek nieba"
Wydawnictwo Znak, 2016
liczba stron: 432
data premiery: 27.04.2015

wtorek, 2 lutego 2016

Dorota Gąsiorowska "Primabalerina" | Recenzja przedpremierowa



Gdy rozpoczynałam swą przygodę z najnowszą powieścią Doroty Gąsiorowskiej byłam nie do końca przekonana, czy będziemy potrafiły dogadać się z wielką "Primabaleriną". Debiutancka książka autorki, "Obietnica Łucji" momentami mocno mnie irytowała, a właściwie to tytułowa Łucja działa mi na nerwy. Jak się szybko okazało - nie miałam się czego obawiać. "Primabalerina" jest cudowna i od razu skradła moje serce.

Nina pracuje w domu spokojnej starości. Połączyła ją wyjątkowa więź z jedną z pensjonariuszek, tajemniczą Irmą. Kiedy staruszka umiera, okazuje się, że zapisała Ninie kamienicę na Starym Mieście we Lwowie. Początkowo sceptycznie nastawiona Nina szybko przekonuje się, że Lwów jest bliższy jej sercu niż mogłaby się spodziewać. Zabytkowa kamienica skrywa nie jedną tajemnicę. Nina stopniowo odkrywa historię wielkiej primabaleriny, której losy nierozerwalnie związane są z przeszłością odziedziczonego po zmarłej przyjaciółce domu. Poznając mroczne sekrety osób związanych z kamienicą, Nina przekonuje się, iż we Lwowie może poznać także początek swojej historii oraz znaleźć miłość.

Nigdy nie byłam we Lwowie. Do czasu. Za sprawą Doroty Gąsiorowskiej przeniosłam się w przestrzeni, poznałam wszystkie zakątki tego wyjątkowego miasta i poczułam jego niepowtarzalną atmosferę na własnej skórze. Autorka stworzyła fenomenalny, napisany sercem portret Lwowa. Z rzadko spotykaną wrażliwością opisała urok lwowskich uliczek i zabytkowych kamienic. Realistyczne, przepiękne opisy miejsca są z pewnością jedną z największych zalet powieści, ale nie jedyną. To przede wszystkim wyjątkowi bohaterowie i ich skomplikowane losy świadczą o oryginalności tej książki. Dorota Gąsiorowska przedstawiła świetny portret ludzkich emocji na tle zawiści, zazdrości i podłości innych osób. Bohaterowie nie są czarno-biali, tak jak w "Obietnicy Łucji", ale mienią się szeroką gamą barw.

Zachwyciła mnie niebanalna fabuła "Primabaleriny". To oryginalna i ciekawa historia kilku osób, których losy splotła ze sobą pewna kamienica w centrum Lwowa i tajemnicza figurka primabaleriny. To także opowieść o wielkim poświęceniu dla bliskich i poszukiwaniach własnej tożsamości oraz własnego miejsca w świecie. A wszystko to opisane przepięknym, lirycznym językiem. Dorota Gąsiorowska pisze tak, że aż zatyka czytelnikowi dech w piersiach. Mam wrażenie, jakby cała historia została opowiedziana szeptem, prosto do mojego ucha, w sposób niepozbawiony wrażliwości oraz delikatności. Jestem zachwycona sposobem narracji, prowadzonym bez zbędnej wulgarności i dosadności. "Primabalerina" to bardzo kobieca, subtelna powieść.

Niezwykła historia o tym, że czasem warto zaryzykować wszystko, co posiadamy, aby odnaleźć w życiu Dom, obowiązkowo przed duże "D". "Primabalerina" to jedna z tych opowieści, która sprawia, że... aż chce się marzyć! Cudowna powieść, którą polecam z głębi serca wszystkim kobietom, poszukującym niebanalnej, ciepłej historii. 

Dziękuję Wydawnictwu Między Słowami za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Dorota Gąsiorowska "Primabalerina"
Wydawnictwo Znak Między Słowami, 2016
liczba stron: 544
data premiery: 17.02.2016

niedziela, 31 stycznia 2016

Renata Kosin "Sekret zegarmistrza" | Recenzja



Zapraszam was na niesamowitą podróż. Podróż do przeszłości. Najnowsza powieść Renaty Kosin, "Sekret zegarmistrza" to historia kobiety, która w rodzinnym domu trafia na ślad tajemniczej, zapomnianej postaci z przeszłości. Kim była Emilie de Fleury i dlaczego w rodzinie Śmiałowskiej nie wypowiadano jej imienia? Główna bohaterka powieści, Lena wyrusza do Prowansji, aby odkryć sekret, nie spodziewając się, że odpowiedź znajdzie we własnym domu.

Lena prowadzi dość nietypowe życie. Mąż na stałe mieszka i pracuje w Białymstoku, natomiast Lena zaszyła się w odziedziczonym po dziadkach urokliwym dworku w Bujanach. Ukochana babcia i dziadek byli dla niej najważniejszymi osobami na świecie, dlatego nawet teraz, kilkanaście lat po ich śmierci, Lena nie może pogodzić się z myślą, że już ich przy niej nie ma. Spokój kobiety zostaje zaburzony, kiedy natrafia na tajemniczy dziennik pochodzący z 1884 roku. Wszystko wskazuje na to, że autorką zapisków była Emilie de Fleury, jednak Lena nigdy o niej nie słyszała. Dlaczego więc pamiętnik znalazł się w rodzinnym domu Śmiałowskich? Ślad prowadzi do słonecznej Prowansji. Lena wraz z córką wyrusza w niesamowitą podróż, aby poznać przeszłość swojej rodziny.

Renata Kosin prezentuje swoim czytelnikom doskonały warsztat pisarski. Jej twórczość charakteryzuje się niebywałą lekkością pióra oraz swobodą wypowiedzi. Fabuła momentami pozostawiała wiele do życzenia, była zbyt mało dynamiczna, ale to, co trzymało mnie przy tej lekturze to styl autorki. Jak się okazało, wraz z rozwojem wydarzeń akcja nabrała tempa i powieść zakończyła się w nieoczekiwany sposób, jednakże przez pierwsze 100-150 stron miałam ochotę odłożyć książkę na półkę. Nie żałuję, że tego nie zrobiłam. "Sekret zegarmistrza" to rozpoczynająca się nieco leniwie, ale nabierająca rozmachu powieść o poszukiwaniach własnych korzeni. Są takie pytania, które przynoszą odpowiedzi z gatunku tych najtrudniejszych, najbardziej bolesnych. Są takie pytania, na które lepiej nie znać odpowiedzi.

Autorka umiejętnie połączyła akcję rozgrywającą się w czasach współczesnych z wydarzeniami z końca XIX wieku. Rodzinna tajemnica Śmiałowskich pochodzi z czasów powstania listopadowego. Renata Kosin stopniowo odkrywa kolejne sekrety, podsuwa czytelnikowi mylne tropy i - niczym w najlepszym kryminale - trzyma w napięciu do samego końca. Niezbyt udany początek z pewnością zrekompensuje wam świetne zakończenie. "Sekret zegarmistrza" to nie tylko tajemnica z przeszłości. To także kapitalny obraz Podlasia, gdzie autorka mieszka od urodzenia. Z kart jej powieści dostrzegalna jest miłość, jaką Renata Kosin darzy swoje rodzinne okolice. W "Sekrecie zegarmistrza" Podlasie jest jednym z głównych bohaterów, niemym obserwatorem opisywanych w książce wydarzeń.

"Sekret zegarmistrza" to moje pierwsze spotkanie z Renatą Kosin. Zachwycił mnie dojrzały warsztat autorki, niebanalny sposób wypowiedzi i lekkość, z jaką opisuje kolejne wydarzenia. Preferuję bardziej dynamiczne opowieści, a jednak "Sekret zegarmistrza" skradł moje serce, mimo nie do końca udanego początku i momentami rozleniwienia akcji. Jeśli lubicie rodzinne tajemnice z przeszłości, musicie przeczytać tę książkę.

Dziękuję Wydawnictwu Znak za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego!

Renata Kosin, "Sekret zegarmistrza"
Wydawnictwo Znak, 2016
liczba stron: 416
data premiery: 03.02.2016

niedziela, 17 stycznia 2016

Największa zagadka w historii polskiej powojennej kryminalistyki - "Wampir z Zagłębia"




Zdzisław Marchwicki 28 lipca 1975 roku został uznany winnym zabójstwa 14 kobiet i usiłowania zabójstwa kolejnych 6. Skazany na karę śmierci, wyrok wykonano 26 kwietnia 1977 roku. Dzisiaj, niemal czterdzieści lat później nadal nie mamy pewności, czy stracono właściwego człowieka, jesteśmy ostrożniejsi w wydawaniu sądów. W najpopularniejszej internetowej encyklopedii obok nazwiska Zdzisława Marchwickiego czytamy "domniemany seryjny morderca", musimy jednać opierać się na jedynym prawomocnym wyroku sądu wydanym w tej sprawie - Zdzisław Marchwicki był "Wampirem z Zagłębia". Na rynku właśnie ukazała się publikacja Przemysława Semczuka, która szczegółowo opisuje jedno z najtrudniejszych śledztw, z jakim przyszło się zmierzyć polskim organom ścigania.

7 listopada 1964 roku. W Dąbrówce Małej zostają odnalezione zwłoki Anny Mycek, uznanej za pierwszą ofiarę seryjnego mordercy, który w polskiej kryminalistyce zapisał się jako "Wampir z Zagłębia". Wampir działa na terenie Śląska i Zagłębia do 1970 roku, kiedy ginie ostatnia z jego ofiar, Jadwiga Kucianka. Sprawę o kryptonimie "Anna" prowadzi Wojewódzka Komedia Milicji Obywatelskiej w Katowicach, a grupą śledzczych kieruje Jerzy Gruba. Dochodzenie nabiera rozpędu, kiedy z rąk Wampira ginie bratania Edwarda Gierka, ówczesnego  I sekretarzem KW PZPR w województwie katowickim. Przemysław Semczuk z dokładnością stara się odtworzyć przebieg śledztwa, które szybko stało się elementem propagandy PRL-owskiej. Kim był Zdzisław Marchwicki? Najokrutniejszym zbrodniarzem w historii polskiej powojennej kryminalistyki czy największą ofiarą systemu?

Wbrew szumnym zapewnieniom, nie uzyskamy ostatecznej odpowiedzi. I chyba już nigdy jej nie poznamy, niestety. Przemysław Semczuk ma w tej sprawie własną hipotezę, którą całkiem sensownie argumentuje, chociaż - jak sam przyznaje - nie jest w stanie stwierdzić jednoznacznie, czy Marchwicki był "Wampirem z Zagłębia" czy padł ofiarą manipulacji milicji obywatelskiej. Przyznam, że publikacja Semczuka nie zmieniła moich poglądów na sprawę, jedynie umocniła mnie w przekonaniu o słuszności mojej opinii, którą - jak się okazało - podziela autor. To, czy książka "Wampir z Zagłębia" zmieni wasze zdanie, tak naprawdę zależy od tego, w jakim stopniu interesujecie się tą sprawą i ile o niej wiecie. Swego czasu czytałam sporo o Marchwickim, przestudiowałam jego pamiętnik, o którym pisze Semczuk i już wtedy wyrobiłam sobie własny pogląd, w którym autor publikacji dzisiaj mnie umocnił.

Dla mnie "Wampir z Zagłębia" był szalenie interesującą lekturą, którą przeczytałam w jeden dzień. Po pierwsze - mieszkam na Zagłębiu. Chociaż sama nie pamiętam tych czasów, znam historię z przekazów rodziny. Czytając "Wampira z Zagłębia" przeniosłam się w czasie, ale nie w miejscu. Pozostałam w dzielnicy, w której Wampir zamordował jedną ze swoich ofiar, zaledwie kilometr od miejsca znalezienia zwłok. Ale to nie jedyny powód, dla którego pochłonęłam lekturę jednym tchem. Przemysław Semczuk jest świetnym dziennikarzem śledczym. Przygotował staranną, dopracowaną publikację, przedstawił na tyle dokładnie, na ile było to możliwe, losy wszystkich tych, których sprawa dotyczyła osobiście. Wykonał ogrom doskonałej pracy. Dotarł do archiwów, przedstawił przepaść, która dzieli publikacje z czasów PRL-u z pierwszymi doniesieniami z lat 90., kiedy na nowo zainteresowano się sprawą Marchwickiego. A na zakończenie - smakowity kąsek. Zapisy przesłuchań, fragmenty pism, jakie Marchwicki kierował między innymi do prokuratury, notatki służbowe Jerzego Gruby. To właśnie jego osoba jest jedną z najbardziej nieoczywistych person w tej sprawie.

"Wampir z Zagłębia" to kapitalna publikacja, kompendium wiedzy na temat sprawy o kryptonimie "Anna", a sam Przemysław Semczuk daje popis brawurowego dziennikarstwa śledczego. Chociaż nie przynosi ostatecznej odpowiedzi na to jedno najważniejsze pytanie, rozwiewa szereg innych wątpliwości, dociera do niepublikowanych faktów i korzysta z rozmaitych, cennych materiałów źródłowych. Ostatni rozdział jest podsumowaniem całej książki i wysunięciem odważnej, chociaż wysoce prawdopodobnej hipotezy. Jestem pod ogromnym wrażeniem.

Dziękuję Wydawnictwo Znak za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Przemysław Semczuk "Wampir z Zagłębia"
Wydawnictwo Znak, 2016
liczba stron: 384
data premiery: 11.01.2016

sobota, 29 sierpnia 2015

Anna Moczulska "Bajki, które zdarzyły się naprawdę" | Recenzja




Witajcie w świecie bajek. Bajek, które zdarzyły się naprawdę. Tutaj w roli Kopciuszka obsadzono Elżbietę Rakuszankę i Katarzynę I, Śpiącą Królewnę zagrały trzy siostry: Anna, Katarzyna i Zofia Jagiellonki, Księżniczką na ziarnku grochu jest Jane Grey i Eliza Radziwiłłówna , jako Piękna i Bestia występują Joanna Szalona w duecie z Filipem Pięknym oraz Joanna Grudzińska i Konstanty Pawłowicz Romanow, a Halszkę z Ostroga i księżną Sissi okrzyknięto Królewną Śnieżką. Anna Moczulska napisała książkę, którą przeczytać powinien każdy, kto twierdzi, iż historia jest zbiorem nudnych dat i bitew. Bo prawdziwych pasjonatów nie trzeba do tej publikacji przekonywać.

Kopciuszek, Śpiąca Królewna, Księżniczka na ziarnku grochu, Piękna oraz Królewna Śnieżka - czy jest na sali ktoś, kto nie słyszał nigdy o tych paniach? Każdy z nas spotkał się z tymi kultowymi postaciami, czy to na kartach baśni dla dzieci, czy na szklanym ekranie. Anna Moczulska przypisuje ich role zupełnie nowym, chociaż dobrze nam znanym postaciom. Historia da się lubić? Ależ oczywiście, pod warunkiem, że zostanie ciekawie i mądrze opowiedziana! Intrygujące losy naszych głównych bohaterów znalazły swoje odzwierciedlenie w bajkach. A może to bajki były pisane w oparciu o losy tych kobiet? W końcu w każdej fikcji jest trochę prawdy.

"Bajki, które zdarzyły się naprawdę" przeczytałam w jeden dzień. Z kilkustronicowych, krótkich opowieści o poszczególnych postaciach dowiedziałam się i zapamiętałam więcej niż... przez kilkanaście lat nauki historii! Daty powoli wylatują z mojej głowy, poszczególne bitwy mieszają się w mej pamięci z tymi sprzed stu lat. Któż byłyby w stanie je wszystkie spamiętać? Anna Moczulska zrezygnowała z chronologii, nie chciała zanudzać czytelnika suchymi faktami. Postawiła na ludzi. A konkretnie - na kobiety i ich fascynujące, zadziwiające losy. Okazało się, że to doskonały materiał na świetną książkę. Kiedy dodamy do tego trafne komentarze autorki, współczesny, momentami potoczny język oraz kontrast pomiędzy prawdziwą twarzą postaci a obliczem znanym nam z historii, otrzymamy fenomenalną publikację, którą czyta się jak wciągającą powieść obyczajową. 

Anna Moczulska jest autorką bloga "Kobiety i historia", a publikacja "Bajki, które zdarzyły się naprawdę" - owocem pracy, jaki włożyła w prowadzenie swojej strony. Chwała jej za to, co zrobiła - zmieniła oblicze historii (która, niestety, często kojarzy się źle) i opisała wydarzenia z przeszłości w sposób intrygujący, ciekawy, i tak dalej, i tak dalej, ale... Nie mogłabym nie wspomnieć o fatalnej stylistyce. Przeczytałam całą książkę i nadal nie wiem, w jakim czasie pisała autorka. Bo raz akcja rozgrywa się w teraźniejszości, by za chwilę przejść do przeszłości. Zero konsekwencji. Czas rządzi się swoimi niezrozumiałymi dla mnie prawami. Nie twierdzę, że przez to książkę czyta się źle. Moczulska pisze o tak fascynujących kobietach w tak niecodzienny sposób, że stylistyka schodzi na dalszy plan, ale ja to jednak zauważyłam i odczułam.

Za sam dobór postaci i sposób opowiedzenia o nich dałabym autorce dziesięć punktów na dziesięć. Zabrakło jednak starannego wykończenia, ale w tym przypadku nie będę zbyt czepialska. "Bajkom, które zdarzyły się naprawdę" daję mocną dziewiątkę i pędzę na bloga autorki, którego - przyznaję - nie znam, ale poznam z wielką przyjemnością. I chyba dodam do ulubionych. 

Dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Anna Moczulska "Bajki, które zdarzyły się naprawdę"
Wydawnictwo Znak Literanova, 2015
ilość stron: 240
data premiery: 26.08.2015

środa, 29 lipca 2015

Recenzja przedpremierowa | Katarzyna Kwiatkowska "Zbrodnia w szkarłacie"



Katarzyna Kwiatkowska to, obok Joanny Szwechłowicz, najgorętsze nazwisko polskiego kryminału retro tego lata. Kwiatkowska przenosi nas na tereny zaboru pruskiego i przybliża nam powstały w 1900 roku Związek Ziemian. Ale oprócz tego kawałka polskiej historii "Zbrodnia w szkarłacie" to przede wszystkim kryminał, z gęstym trupem, błyskotliwym detektywem i całą rodziną podejrzanych w rolach głównych. 

Rok 1900. W dworze Jezierskich pod Poznaniem trwają przygotowania do ślubu Heleny, córki właścicieli posiadłości. Daleki krewny Jezierskich, Jan Morawski, znany ze swojego zamiłowania do zagadek kryminalnych, poszukuje zaginionego skarbu dziadka. Sytuacja finansowa Jezierskich jest fatalna, rodzinie grozi bankructwo oraz utrata dworu. Zagubiony spadek to jedyna szansa na zachowanie honoru. Ślub zbliża się wielkimi krokami, a tymczasem w Jeziorach zostaje zamordowany człowiek. Podejrzani są wszyscy, każdy z członków rodziny miał motyw, aby zabić Józefa Szulca. Morawski rozpoczyna swoje prywatne dochodzenie. Sprawę równolegle próbuje rozwiązać również funkcjonariusz pruskiej policji. Niechęć do zaborcy w Jeziorach wzrasta, kiedy okazuje się, że dwór chce przejąć właśnie pruski najeźdźca.

"Zbrodnia w szkarłacie" jest genialna. Po prostu. Katarzyna Kwiatkowska napisała wybitną powieść kryminalną. Skomplikowana intryga, znakomite, nieco ironiczne dialogi i ciekawe tło historyczno-obyczajowe - tego możecie spodziewać się po najnowszej książce "pierwszej damy polskiego kryminału retro". Przez Kwiatkowską zaniedbałam wszystkie swoje obowiązki. Po prostu musiałam dowiedzieć się, kto zabił. Dobry kryminał to taki, w którym zabójca jest tuż przed nosem czytelnika, a w ogóle nie bierzemy go pod uwagę. Dlatego "Zbrodnia w szkarłacie" jest dobrym kryminałem. Powieść kończy się najmniej prawdopodobnym scenariuszem, a jednak, kiedy wraz z Morawskim jeszcze raz podsumujemy całość, wszystkie elementy wskakują na właściwe miejsce układanki. To niebywałe, w jaki sposób Kwiatkowska połączyła poszczególne ogniwa w niesamowitą, wspaniałą powieść. 

Związek Ziemski powstał w 1900 roku. Celem stowarzyszenia była pomoc zagrożonym upadłością majątkom. Związek utrudniał przejmowanie polskich ziem przez pruską Komisję Kolonizacyjną, a także ostrzegał przed zdrajcami, którzy jako podstawieni Polacy kupowali posiadłości w Poznańskiem, aby przekazać je Niemcom. Działalność Związku Ziemskiego posłużyła za inspirację do stworzenia powieści "Zbrodnia w szkarłacie". Samo stowarzyszenie i jego działalność jest ściśle związana z fabułą książki Kwiatkowskiej. Autorka doskonale wplotła elementy historyczne do fikcji literackiej. Aż nie chce się wierzyć, że pisarka to wszystko zmyśliła. "Zbrodnia w szkarłacie" to starannie dopracowana powieść. Katarzyna Kwiatkowska zadbała o najmniejsze szczegóły. Tu nawet kucharki mówią gwarą poznańską. Powieść jest rezultatem ogromu pracy, jaką autorka stworzyła w jej powstanie. Należą się gromkie brawa.

"Zbrodnia w szkarłacie" to jedna z lepszych powieści gatunku. Jeśli jesteście miłośnikami retro kryminału, nie możecie przegapić tej książki. Katarzyna Kwiatkowska jest w rewelacyjnej formie, a "Zbrodnia w szkarłacie" to mistrzostwo samo w sobie. Przepadłam na dobre. Kwiatkowska zafundowała mi mocne wrażenia i cięty język. Ależ mi się to spodobało!

Dziękuję Wydawnictwu Znak za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Katarzyna Kwiatkowska "Zbrodnia w szkarłacie"
Wydawnictwo Znak, 2015
ilość stron: 400
data premiery: 10.08.2015

wtorek, 16 czerwca 2015

Anna Herbich "Dziewczyny z Syberii" | Recenzja



Nigdy nie dowiemy się, ilu Polaków zginęło podczas zesłania na Syberię. Jedna z bohaterek najnowszej książki Anny Herbich mówi: "Gdyby Bóg zechciał wskrzesić wszystkich więźniów łagrów, to w całej Rosji podniosłaby się ziemia". Ta wypowiedź oddaje ogrom zbrodni, jakiej dopuścili się Sowieci. Nie znamy liczby poległych, ich nazwisk, historii. Możemy natomiast oddać głos tym, którzy przeżyli zesłanie na Syberię. Wysłuchajmy opowieści dziesięciu niezwykłych kobiet, które przeszły przez piekło na ziemi. To właśnie one, bohaterki książki "Dziewczyny z Syberii", przemawiają w imieniu tych, których dzisiaj nie ma już pośród nas.

Lata komunistycznej propagandy zrobiły swoje. Nawet dzisiaj, po dwudziestu sześciu latach, od obalenia poprzedniego systemu, kiedy myślimy "II wojna światowa, obóz koncentracyjny" na myśl od razu przychodzi jedno słowo. "Niemcy". Skrzętnie ukrywana prawda ujrzała światło dzienne, ale w naszej świadomości wciąż to właśnie nazistowskie Niemcy były odpowiedzialne za największe zbrodnie wojenne. 17 września 1939 roku ze wschodu przybyli Sowieci. W 1940 roku rozpoczęły się masowe zesłania Polaków na Syberię, które nie skończyły się wraz z zakończeniem II wojny światowej. "Wrogowie ludu" byli zsyłani na Sybir jeszcze w latach 50. XX wieku. Po śmierci Stalina i nastąpieniu odwilży wielu Polaków zostało zwolnionych z łagrów. Jak wyglądało życie na zesłaniu? Jak nasze bohaterki radziły sobie z łagrową rzeczywistością? Jak przetrwały? Tego dowiecie się z lektury najnowszej książki autorki "Dziewczyn z Powstania", "Dziewczyny z Syberii".

Weronika do dziś walczy o pamięć i szacunek dla Żołnierzy Wyklętych. Zdzisława wraz z ukochanym uciekła z łagru i ruszyła w drogę przez sowiecką tajgę. Janina sama zgłosiła się jako ochotniczka na Sybir. Nie chciała zostać rozdzielona z rodziną. Alina została deportowana w wieku dziesięciu lat. Wszystkie przeszły przez piekło na ziemi. Nie poddały się. Wygrały. Dały świadectwo niesamowitej odwagi i zachowały to, co na Syberii najcenniejsze. Człowieczeństwo. Mimo poniżeń, głodu, brudu, mrozu, bicia i bólu nie pozwoliły, aby je zezwierzęcono. To niewiarygodne, ile człowiek jest w stanie przeżyć. Po zwolnieniu z łagrów przez wiele lat musiały żyć w komunistycznej Polsce. Część z nich postanowiła wyemigrować. To nie był ten kraj, który znały sprzed wybuchu II wojny światowej. Zarówno bohaterki poprzedniej książki Anny Herbich, jak i najnowszej, opowiadają zgodnie. Tamtych ludzi już nie ma. 

"Dziewczyny z Syberii" to jedna z tych książek, których nie da się ocenić. Bo jak można oceniać, podważać przeżycia kobiet, które przeżyły zesłanie? Ta opowieść aż kipi od ludzkich emocji, cierpienia, bólu, strachu. To przerażające świadectwo ludzi, którzy przeszli przez piekło. Anna Herbich dotarła do wyjątkowych kobiet. Nie tylko fakt zesłania na Syberię czyni z nich kogoś szczególnego. To niesamowita niezłomność charakteru, odwaga i wierność swoim ideałom świadczą o ich bohaterstwie. Możemy być dumni, że te kobiety są Polkami. Że nie dały się enkawudzistom, że to właśnie ich siła utkwiła w pamięci strażników łagru. Koniecznie przeczytajcie "Dziewczyny z Syberii", bo to ważna i potrzebna książka.

Dziękuję Wydawnictwu Znak Horyzont za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Anna Herbich "Dziewczyny z Syberii"
Wydawnictwo Znak Horyzont, 2015
ilość stron: 304
data premiery: 20.05.2015

wtorek, 26 maja 2015

Jojo Moyes "Razem będzie lepiej" | Recenzja



Samotne matki to bohaterki. Wychowanie dziecka to nie lada sztuka, a kiedy robi się to w pojedynkę, bez obecności i wsparcia - również tego finansowego - ojca dziecka, okazuje się, że to wysiłek niemal nadludzki. A jednak. Samotne matki radzą sobie każdego dnia. Jojo Moyes w swojej książce "Razem będzie lepiej" pisze właśnie o takiej samotnej matce - bohaterce. Ale jak pisze! "Razem będzie lepiej" to bezspornie najlepsza książka Moyes spośród wszystkich tych, które czytałam. 

Jess należy do kobiet, które się nie poddają. Nigdy. Ledwo wiąże koniec z końcem, pracuje na dwa etaty, sprząta domy bogaczy, znosi zaczepki podpitych klientów baru, samotnie wychowuje córkę i syna byłego męża z jeszcze bardziej byłego związku i powtarza swoim dzieciom, że będzie dobrze. Powtarza to również wtedy, kiedy ojciec dzieci po raz kolejny odmawia przesłania alimentów. Jess mu wybacza. W końcu Marty ma depresję. A tymczasem ona poradzi sobie sama. Okazuje się, że jej córka ma szansę na zdobycie stypendium w wymarzonej szkole, a resztę kosztów może pokryć wygrana w olimpiadzie matematycznej. Tanzie jest geniuszem matematycznym. Na pewno sobie poradzi. Trzeba tylko znaleźć sposób, aby dowieźć ją na olimpiadę. Do Szkocji. Jess zabiera ze sobą: nastoletniego syna (i, całkiem nieświadomie, jego zapasik trawki, bez którego Nicky nie zaśnie), 10-letnią córkę z chorobą lokomocyjną, psa o wielkim pysku i wyjątkowo śmierdzących bąkach. Do Szkocji zawiezie ich przypadkowo spotkany mężczyzna, który sam jest na życiowym zakręcie. Mieszanka wybuchowa. A może... razem będzie lepiej?

"Razem będzie lepiej" to fenomenalna, słodko-gorzka opowieść o kobiecie, która nigdy się nie poddaje. Jednocześnie zabawna i smutna, doskonała lektura dla wszystkich, niezależnie od wieku czy płci. Jess zaraża czytelnika swoim optymizmem. Mimo licznych problemów i fatalnej sytuacji życiowej, wciąż wierzy, że wszystko będzie dobrze, a jej dewizą jest hasło "damy sobie radę". Jess to kobieta o wielkim sercu. Taka dziewczyna z sąsiedztwa. Dobra, miła, pomocna, serdeczna. Z marszu podbija nasze serca. Bo Jess to bohaterka, której nie sposób nie polubić. Jak każdy z nas, popełnia błędy. Jest ludzka, prawdziwa. Jojo Moyes stworzyła rewelacyjną kreację postaci. Cały urok książki "Razem będzie lepiej" polega na tym, że jej bohaterowie są nam niezwykle bliscy, a cała historia mogła przydarzyć się mnie, tobie czy koleżance z pracy. Jojo Moyes napisała książkę, która jest źródłem wielu radości i wzruszeń. Uwielbiam takie książki i szczerze podziwiam autorów takich jak Moyes. Autorów, którzy potrafią łączyć słodycz z goryczą.

"Razem będzie lepiej" czyta się rewelacyjnie. Uwaga! Grozi niekontrolowanymi wybuchami śmiechu. Jojo Moyes potrafi śmiać się z porażek swoich bohaterów. Zamienia je w chichot losu, w myśl zasady, żeby nie traktować życia zbyt serio. "Razem będzie lepiej" to również gorzka lekcja odpowiedzialności za swoje błędy i bezmyślne decyzje. Piękna opowieść o prawdzie i wybaczeniu. Przypomina nam, iż nawet jeśli zabłądziliśmy, popełniliśmy rażące błędy, zawsze możemy polegać na najbliższych. Wystarczy tylko zdobyć się na szczerość, bo prawda.. naprawdę wyzwala. "Razem będzie lepiej" to zbiór mądrości i uniwersalnych prawd życiowych. A wszystko to w tle heroicznych, choć zabawnych wysiłków głównej bohaterki, aby dać swoim dzieciom to, co najlepsze. Nawet jeśli brakuje jej pieniędzy, a ojciec dzieci postanowił żyć swoim życiem bez odpowiedzialności za córkę i syna.

"Razem będzie lepiej" to lektura z przesłaniem. Wciągająca, zabawna, momentami refleksyjna. Świetna! Lekkie pióro, rewelacyjne poczucie humoru, niebanalni bohaterowie, życiowe sytuacje - czego chcieć więcej? Ja jestem zachwycona, a wy?

Dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Jojo Moyes "Razem będzie lepiej"
Wydawnictwo Znak Literanova, 2015
ilość stron: 464
data premiery: 07.04.2015

środa, 18 marca 2015

Dorota Gąsiorowska "Obietnica Łucji" [Recenzja]



"Obietnica Łucji" z pewnością stanie się jednym z największych hitów polskiej literatury kobiecej 2015 roku, gdyż ma ku temu predyspozycje: chwytliwa historia, pełna ciepła, czarująca główna bohaterka, dobra promocja, w świetle której Dorota Gąsiorowska to "nowa mistrzyni literatury obyczajowej". Postanowiłam poznać ten fenomen, na który Wydawnictwo Znak daje gwarancję satysfakcji. Czy rzeczywiście satysfakcja gwarantowana?

Łucja porzuca swoje wrocławskie życie i postanawia przenieść się do Różanego Gaju - niewielkiego miasteczka, gdzie obejmuje posadę nauczycielki historii. Jej szczególną uwagę przyciąga jedna z uczennic - Ania. Ania budzi w Łucji najgłębiej skrywane tęsknoty i wspomnienia z okresu dzieciństwa. Łucja zbliża się do dziewczynki i okazuje się, że smutek Ani wiąże się ze śmiertelną chorobą matki. Ewa przed śmiercią zdąży jednak zaprzyjaźnić się z Łucją i wymusić na niej niezwykłą obietnicę. Łucja zobowiązuje się, iż odnajdzie ojca Ani, który zniknął przed laty bez śladu. Jednocześnie w życiu Łucji pojawia się tajemniczy, przystojny muzyk Tomasz oraz jego zimna, wyrachowana partnerka Adela. Łucja przekonuje się, iż życie może obrać najmniej przewidywalny scenariusz.

"Obietnica Łucji" wyróżnia się ciekawą i chwytliwą historią. Zapowiada się mało oryginalnie: kobieta opuszcza wielkie miasto i trafia do niewielkiego, urokliwego miasteczka, gdzie odnajduje swoje miejsce oraz sens życia. Opowieść, jakich wiele, a jednak Dorocie Gąsiorowskiej udało się stworzyć coś nowego, wyróżniającego się. "Obietnica Łucji" zmierza w zupełnie innym kierunku, niż wszystkie inne wydane na przestrzeni ostatnich lat powieści literatury kobiecej. To nie jest kolejna historia kobiety, która po nieudanym związku wyjeżdża na wieś, buduje dom, poznaje mężczyznę i na tym kończy się jej rola. "Obietnica Łucji" to ciekawe studium emocji głównych bohaterów, opis skomplikowanych relacji międzyludzkich. Książka aż kipi od wiele mówiącej symboliki, która odegra ogromną rolę w całej historii. Warto zwrócić uwagę na szczegóły, niuanse ukryte gdzieś głęboko, gdyż one stanowią klucz do rozgryzienia całości.

"Obietnica Łucji" to literacki debiut Doroty Gąsiorowskiej. Debiut bardzo udany, chociaż nie perfekcyjny. Podczas lektury irytowała mnie sztuczność dialogów. Poprzez rozmowy bohaterów przebija się ich brak naturalności, swego rodzaju wymuszenie reakcji i emocji. Co bardziej wnikliwy czytelnik odczuje ten fałsz na własnej skórze. Nie wszystkie poruszone wątki zostały pociągnięte do końca, część z nich urywa się gdzieś w połowie i nie wiemy, co stało się z danym bohaterem, jaką rolę odegrał w całości. Jak na debiutancką powieść - jest dobrze, a nawet bardzo dobrze, chociaż nie bez wad, dlatego uważam, iż miano "nowej mistrzyni literatury obyczajowej" zostało nadane stanowczo na wyrost. Dorota Gąsiorowska to autorka, którą warto obserwować, śledzić kierunek, w jakim się rozwija, jednak nazywanie jej już dzisiaj "mistrzynią" nie znajduje uzasadnienia w rzeczywistości.

Jak już wspomniałam, jestem przekonana, iż "Obietnica Łucji" okaże się jednym z największych hitów polskiej literatury kobiecej w tym roku. Bo książka naprawdę może się podobać i podoba się, a jak. To historia, która zostaje z czytelnikiem na dłużej i wciąga w swój świat, nie pozwalając odłożyć lektury na półkę. Nie bez wad, ale warto przeczytać, jeśli powieści obyczajowe znajdują się w waszej strefie zainteresowań.

Dziękuję Wydawnictwu Znak Między Słowami za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Dorota Gąsiorowska "Obietnica Łucji"
Grupa Wydawnicza Znak, Wyd. Między Słowami, 2015
ilość stron: 430
data premiery: 02.03.2015

środa, 21 stycznia 2015

A.S.A. Harrison "W cieniu" [Recenzja]



Odkąd prowadzę bloga nie miałam jeszcze tak dużych problemów z jednoznaczną oceną lektury, jak w przypadku powieści "W cieniu" autorstwa A.S.A. Harrison wydanej właśnie przez Wydawnictwo Znak Literanova. Odnoszę wrażenie, iż gdyby nie to, że chciałam przygotować rzetelną i pełną opinię, gdzieś w połowie lektury rzuciłabym ją w kąt. Wbrew niekwestionowanym oraz licznym zaletom, "W cieniu" najzwyczajniej w świecie irytowała mnie i.. nieco znudziła. Ale po kolei.

Klasyczny przypadek: Todd po 20 latach związku zostawia Jodi dla dużo młodszej, atrakcyjnej kobiety. Wzorcowy kryzys wieku średniego, jednak Todd musiał ponieść konsekwencje swoich czynów: dziewczyna, z którą wdał się w romans, zaszła w ciążę. Jodi, mimo iż pracuje jako terapeutka, pozostawała na utrzymaniu Todda. Odejście mężczyzny oznacza dla niej koniec życia, jakie prowadziła do tej pory. Koniec luksusów, wyprowadzkę z pięknego domu, utratę stabilizacji. W ciągu kilku tygodni świat Jodi legł w gruzach. Zmieniła się także ona. Aby ratować to, co posiada, decyduje się na desperacki krok. Czasu pozostało niewiele. Trzeba działać szybko, zanim Todd zmieni testament. Najlepszym wyjściem z sytuacji wydaje jej się zamordowanie wieloletniego partnera. 

Mam ambiwalentne odczucia. Z jednej strony doceniam precyzję i staranność, z jaką autorka zbudowała obraz rozpadu związku, poddała psychologicznej analizie bohaterów oraz ich przeszłość. To bardzo dobrze napisana powieść, której nic nie można zarzucić. Nic, oprócz tego, że.. również nic się w niej nie dzieje. Zapytacie "jak to? kobieta zabija swojego faceta i nic się nie dzieje?". Niestety, to możliwe. Staranna psychoanaliza, wspomnienia, traumy z dzieciństwa, obrazek uzależnionej od swojego mężczyzny kobiety - tak można w kilku zdaniach streścić fabułę "W cieniu". Czy to dobrze, czy źle, pozostawiam już waszej ocenie, mnie jednak zabrakło jeszcze jednego niezwykle istotnego czynnika. Akcji. Bo cóż mi z tych psychologicznych pogadanek, kiedy w thrillerze przede wszystkim powinno się dziać? Z niecierpliwością czekałam na moment, kiedy fabuła nabierze rozpędu, gdy policyjne śledztwo wkroczy w fazę ostateczną, Jodi poczuje na karku oddech deptających jej po piętach detektywów... Niestety, nic z tych rzeczy. Wszystko rozgrywa się tutaj z perspektywy słowa i analizy, a nie akcji. I dlatego książka sprawia wrażenie nieco przegadanej.

Jako powieść "W cieniu" prezentuje wysoki poziom. Jak już wspomniałam powyżej, książka jest bardzo dobrze napisana, wyróżnia się dbałością o szczegóły oraz ewidentnym przygotowaniem merytorycznym autorki. A.S.A. Harrison wiedziała, o czym pisze, analizując kolejne elementy związku głównych bohaterów. To niekwestionowane zalety tej publikacji, a mimo to przez cały czas nie mogłam pozbyć się uczucia irytacji. Byłabym skłonna zaliczyć "W cieniu" raczej do grona powieści obyczajowych. Mroczny nastrój i psychoanaliza nie zbudują całego napięcia, niezbędnego do tego, by napisać dobry thriller. Najprościej mówiąc: mimo iż jest to książka w głównej mierze o emocjach, zabrakło mi ich w lekturze. Zbyt wiele tu kalkulacji. Nie twierdzę, iż ta w ogóle nie jest potrzebna, proszę mnie źle nie zrozumieć. "W cieniu" jest inteligentną lekturą właśnie z uwagi na chłodny portret związku. Będę jednak twardo obstawać przy swoim, że to za mało. Mnie w każdym bądź razie nie wystarczyło, a książka nie wciągnęła mnie na dobre ani przez moment.

"W cieniu" to z pewnością niegłupia, interesująca lektura, jednak ja nie poczułam tego drżenia, zaciekawienia opowieścią. Przebrnęłam przez jej treść bez specjalnego zainteresowania, choć świadoma zalet powieści. Polecam osobom, które preferują chłodną, inteligentną książkę. Nie nastawiajcie się na akcję.

Dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

A.S.A. Harrison "W cieniu"
Wydawnictwo Znak Literanova, 2015
ilość stron: 352
data premiery: 14.01.2015