Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura brytyjska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura brytyjska. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 4 grudnia 2016

Robert Bryndza "Dziewczyna w lodzie" | Recenzja



Ta lektura to dla mnie totalne zaskoczenie. Nie dostałam wypieków na twarzy, kiedy tylko zobaczyłam ją w zapowiedziach, nie skakałam podekscytowana, krzycząc "chcę! chcę! chcę!" i, prawdę mówiąc, w ogóle nie miałam jej w planach, a jednak skusiłam się i pochłonęłam powieść na dwa razy, z krótką przerwą na sen.

Detektyw Erika Foster jest świetnym śledczym, ale jej życie prywatne... cóż, pozostawia wiele do życzenia. Znacie to? Tutaj raczej nie będzie zaskoczenia. Erika cierpi po śmierci ukochanego męża i wciąż się obwinia. Nowe śledztwo ma być okazją do odbicia się od dna. I tutaj się na chwilę zatrzymajmy. Wiem już dziś, że sięgnę po każdą kolejną powieść z Eriką Foster w roli głównej, bo Robert Bryndza kapitalnie tę bohaterkę wykreował. Tak trudno w dzisiejszych czasach po prostu być człowiekiem. Układy, kontakty i londyńska socjeta skutecznie przeszkadzają Erice w prowadzeniu śledztwa. Są naciski, aby jak najszybciej zamknąć śledztwo i nie grzebać zbyt głęboko. Nikogo nie obchodzą zamordowane prostytutki, które najpewniej padły ofiarą tego samego, brutalnego zabójcy. Liczy się tylko Andrea - córka wpływowych członków socjety. Ale dla Eriki każda ofiara jest równie ważna.

Od momentu kiedy zostają odnalezione zwłoki Andrei do chwili, kiedy tożsamość mordercy zostaje w końcu odkryta, w powieści dzieje się naprawdę dużo. Autor prowadzi akcję mocną ręką. Starannie nakreślone portrety psychologiczne bohaterów (moją uwagę przyciągnęła przede wszystkim siostra zamordowanej dziewczyny) nadają tej lekturze drugie, zdecydowanie głębsze dno. To nie jest tylko kryminał. To rozbudowana powieść psychologiczna o konsekwencjach, jakie w psychice młodych ludzi pozostawia dorastanie w środowisku zepsutych, obłudnych bogaczy. Kiedy do tego dodamy kapitalną postać Eriki, która za wszelką cenę chce dowieść prawdy, otrzymamy mocny, wyrazisty thriller. Chociaż chętniej czytam powieści polskich autorów, "Dziewczynę w lodzie" zaliczam do jednej z najbardziej udanych powieści kryminalnych tego roku.

Ta lektura okazała się dla mnie sporym zaskoczeniem. Sama nie wiem, dlaczego, ale od początku podchodziłam do niej z dużą rezerwą, tymczasem odkryłam bardzo dobrą, rozbudowaną powieść psychologiczną, która spodoba się nie tylko miłośnikom gatunku. W "Dziewczynie w lodzie" Robert Bryndza podejmuje bardzo ważny temat sytuacji imigrantów z Europy Wschodniej (w tym także z Polski) w Wielkiej Brytanii, a to nie jedyne, co przygotował dla czytelników. Polecam!

Robert Bryndza "Dziewczyna w lodzie"
Wydawnictwo Filia, 2016
data premiery: 09.11.2016
liczba stron: 434

czwartek, 17 listopada 2016

Helen Fielding "Dziennik Bridget Jones. Dziecko" | Recenzja przedpremierowa



Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z Bridget Jones nie miałam nawet dwudziestu lat i pamiętam, co wówczas pomyślałam. Nie rozumiałam, jak w wieku 30 lat (toż to niemal wiek starczy!) można być taką niepoukładaną, ale już wtedy pokochałam uroczą Bridget, chociaż dzieliły nas lata świetlne. Dzisiaj ja jestem trochę starsza (i absolutnie nie zbliżam się do wieku starczego), Bridget niby też, ale w ogóle się nie zmieniła. I wiecie co? Cholernie dobrze ją rozumiem!

W każdym innym wydaniu ten scenariusz byłby nieporozumieniem: kobieta bzyknęła się z dwoma facetami, którzy nieustannie przewijają się przez jej życie i nie wie, z którym z nim zaciążyła. Porażka, co? Nie w przypadku Bridget. Helen Fielding ma wrodzony talent komediowy i nawet z pomysłu, który mógłby się wydawać po prostu idiotyczny, potrafi wycisnąć świetną komedię. Ta powieść ma w zasadzie dwie wady: czytelnicy znają jej zakończenie (a przynajmniej ci, którzy czytali "Szalejąc za facetem" - trzecią część, która w zasadzie jest czwartą, bo ta jest trzecia) i jest zdecydowanie za krótka. Uroczy happy end przyćmił smutek, że przecież Mark Darcy zaraz wykituje, a Bridget zostanie apetyczną wdówką. Bo, w razie gdybyście jeszcze nie wiedzieli, wydarzenia "Dziecka" toczą się przed "Szalejąc za facetem". Szkoda. Ale to jedyne, co mogę zarzucić tej lekturze.

Ignoruję komentarze i uwagi, jakoby Bridget Jones była lekturą idealną dla zakompleksionych, otyłych singielek. Nie kupuję tego, że Bridget jest tylko ikoną kobiet wyzwolonych i produktem czasów. Nie. Mam gdzieś, czy mój gust zostanie uznany za prosty i tani. Bridget jest urocza, a w "Dziecku" to udowadnia. Tylko ona mogła wpakować się w takie tarapaty i wyjść z nich obronną ręką. "Dziecko" skrzy się humorem, głównie sytuacyjnym. Niektóre sceny wydają się wręcz absurdalne, ale nie w wykonaniu Bridget. Nawet jeśli jest w ciąży. To jest stara, dobra Bridget, jaką pokochałam iks lat temu. Przyjemnie było spotkać się ze starą znajomą, nawet jeśli to nie było spotkanie najwyższych lotów. Odprężyłam się, ubawiłam i zrelaksowałam, a chyba o to chodzi?

"Dziennik Bridget Jones. Dziecko" to brakujące ogniwo pomiędzy drugą a trzecią częścią, coś jakby część druga i trzy czwarte. Trochę za krótka, ale dobrze, że Fielding zdecydowała się napisać tę książkę, wyjaśniając, co stało się w międzyczasie. Filmu nie widziałam, nie przepadam za adaptacjami, ale książka jak najbardziej przypadła mi do gustu.

Helen Fielding "Dziennik Bridget Jones. Dziecko"
Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2016
liczba stron: 304
data premiery: 21.11.2016

środa, 9 listopada 2016

Rachel Abbott "Zabij mnie znów" | Recenzja



Broniłam się rękami i nogami przez twórczością Rachel Abbott. Dlaczego? Z reguły unikam "fenomenów wydawniczych", gdyż szumna promocja nie zawsze towarzyszy naprawdę dobrej lekturze. W końcu uległam. "Zabij mnie znów" to pierwsze i na pewno nie ostatnie moje spotkanie z tą autorką.

"Zabij mnie znów" to rasowy thriller. Abbott wnosi powiew świeżości na światowy rynek kryminałów i powieści sensacyjnych, zdominowany przez Skandynawów. Tutaj najważniejsze jest śledztwo, nie sam detektyw. Główna bohaterka, Maggie, może głośno powiedzieć, że jej się udało. Ma kochającą i wspierającą rodzinę, a jej życie zawodowe jest pasmem sukcesów. Pewnego dnia jednak Duncan znika bez śladu, a wokół Maggie zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Ktoś morduje kobiety łudząco podobne do naszej bohaterki. Jak się zapewne domyślacie, zaginięcie męża nie jest przypadkowe. Racja, tutaj NIC nie jest przypadkowe. Każde zdarzenie znajduje swoje logiczne wyjaśnienie.

Rachel Abbott stworzyła wiarygodne portrety psychologiczne bohaterów. To nie są postacie papierowe, bez wyrazu, czarno-białe. Zmieniają się, czasem zadziwiając tym nawet samych siebie. Uwielbiam takie niejednoznaczne powieści, których bohaterowie przechodzą wewnętrzną przemianę. Cóż, zgadzam się z Szymborską, że tyle znamy siebie, na ile nas sprawdzono, a Rachel Abbott weryfikuje charaktery swoich postaci w ekstremalnych warunkach. "Zabij mnie znów" to zgrabne połączenie thrillera psychologicznego i kryminału. Spodoba się z pewnością miłośnikom obu gatunków literackich. A odpowiedź na pytanie "kto zabija?" wbije was w fotel. Dawno nie czytałam powieści z tak dobrym zakończeniem.

Tym razem chwytliwe hasło "sensacja rynku wydawniczego" na okładce książki znajduje swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Chociaż powieść nie jest pozbawiona błędów (mam wrażenie, że tłumacz czasem poszedł na skróty), to z pewnością jest to jeden z lepszych "fenomenów" ostatnich miesięcy. Polecam!

Rachel Abbott "Zabij mnie znów"
Wydawnictwo Filia, 2016
liczba stron: 512
data premiery: 12.10.2016

piątek, 21 października 2016

Fiona Barton "Wdowa" | Recenzja



Przyznam, że mam z tą książką mały problem. Podobała mi się historia przedstawiona przez Fionę Barton, autorka z pewnością miała nietuzinkowy i oryginalny pomysł, jednak mam wrażenie, że zabrakło przysłowiowej kropki nad "i", a potencjał tej powieści nie został w pełni wykorzystany.

Przyznam, że przed lekturą "Wdowy" nie myślałam o innych uczestnikach dramatów, jakie rozgrywają się na salach sądowych. Bo oprócz ofiar i sprawców są jeszcze ich najbliżsi. Zazwyczaj skupiamy się na rodzinie ofiary, solidaryzujemy się z nią. Zapominamy o bliskich morderców, gwałcicieli czy pedofilów. Tymczasem oni również przeżywają swój dramat. Jean wiernie trwała u boku swojego męża, podejrzanego o popełnienie straszliwej zbrodni. Cierpliwie znosiła oskarżycielskie spojrzenia i obecność ciekawskich dziennikarzy. Czy żona mogła nie wiedzieć? Po śmierci Glena kobieta postanawia podzielić się swoją wersją historii.

Jedna wersja prawdy nie istnieje. Każdy z bohaterów ma swoją prawdę. Ale która jest tą właściwą? Zazdroszczę Fionie Barton pomysłu. Nie ulega wątpliwości, że stworzyła niesztampowy thriller psychologiczny. Miała na swą powieść oryginalny pomysł. Autorka przeprowadziła dokładną analizę psychiki kobiety, która prawdopodobnie spędziła życie z człowiekiem będącym w stanie posunąć się do najbardziej obrzydliwych czynów, o czym świadczą dowody. Ale Jean trwa wiernie u jego boku. Czy wie coś, co mogłoby rzucić nowe światło na tę sprawę? No przyznajcie sami - kapitalny pomysł. Szkoda, że "Wdowa" jest momentami przegadana, a zakończenie nie przyniosło odpowiedzi na wiele ważnych pytań. Wynika to poniekąd z konstrukcji powieści, jednak moja ciekawość nie została zaspokojona. Mam wrażenie, że z tej idei można było wycisnąć bardziej soczyste kąski. Nie mogę powiedzieć, że Fiona Barton zmarnowała pomysł, ale na pewno nie wykorzystała w pełni jego potencjału.

Gdybym miała ocenić tę powieść w skali liczbowej, zapewne otrzymałaby ode mnie mocną siódemkę. To bardzo dobra książka, a jednak lekki niedosyt pozostaje. Spodziewałam się rewelacyjnej historii, tymczasem do najwyższej oceny trochę jej jednak brakuje.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Fiona Barton "Wdowa"
Wydawnictwo Czarna Owca, 2016
liczba stron: 456
data premiery: 14.09.2016

sobota, 23 kwietnia 2016

Julie Cohen "Zwodnicza miłość" | Recenzja



Julie Cohen zaprasza czytelników w zaskakującą podróż po zakamarkach umysłu. W tej szalenie intrygującej lekturze autorka udowadnia, że wciąż nie odkryliśmy wszystkich tajemnic ludzkiego mózgu.  Czym jest miłość? Czy tylko wynikiem działania reakcji chemicznych? A może miłość to czerpanie radości z uroków codzienności, obecność drugiej osoby, umiejętność wybaczania i wsparcie w najtrudniejszych chwilach?

Felicity od roku jest żoną cudownego mężczyzny. Quinn jest najwspanialszym człowiekiem, jakiego Felicity kiedykolwiek spotkała, a jednak... No właśnie. Od jakiegoś czasu Felicity nie może pozbyć się wątpliwości. Doświadcza czegoś dziwnego - w powietrzu roznosi się pewien zapach, który wywołuje wspomnienia z przeszłości. Dolegliwości nasilają się, a do Felicity powracają chwile sprzed dziesięciu lat, kiedy była zakochana w Ewanie. Mało tego, Felicity mogłaby przysiąc, że uczucie odżyło w niej, a ona sama ma wrażenie, jakby znalazła się w niewłaściwym miejscu swojego życia. Wewnętrzny konflikt Felicity - serce czy rozum? - nasila się, kiedy Quinn wyznaje żonie, że chciałby mieć dziecko. A jeśli umysł splatał jej figla? Czym jest miłość? Felicity postanawia znaleźć odpowiedź na dręczące ją pytania.

Niesamowicie oryginalny, wcale nie taki nieprawdopodobny pomysł, stopniowo dawkowane napięcie i wartka akcja - oto przepis na udaną powieść obyczajową. "Zwodnicza miłość" autorstwa Julie Cohen to zaskakująca, zachwycająca i zniewalająca lektura. Pisarka złapała mnie mocno za rękę i zaprowadziła w najbardziej odległe zakątki ludzkiego umysłu. Jej najnowsza powieść z pewnością przypadnie do gustu czytelnikom, którzy poszukują niebanalnej i niesztampowej lektury. Nie dajcie się zwieść "miłości" w tytule, "Zwodnicza miłość" z pewnością nie jest romansem. Nie chcę zdradzać zbyt wiele z treści, ale możecie spodziewać się intrygujących wątków medycznych z zakresu neurologii i psychologii.

"Zwodnicza miłość" składania do refleksji. Bo, przyznajcie sami, granica między rzeczywistością a projekcją umysłu jest bardzo cienka. Jestem zachwycona nową powieścią autorski bestsellerowego "Drogiego maleństwa". Julie Cohen przekonała mnie, że podróż po zakamarkach ludzkiego mózgu może być jedną z ciekawszych we współczesnej literaturze obyczajowej. A wszystko to opisane w naprawdę dobrym stylu, z zaskakującym suspensem i zdumiewającymi wnioskami. Uwielbiam takie powieści jak "Zwodnicza miłość". Ambitne, przemyślane i dojrzałe. Julie Cohen podbiła moje serce i skłoniła do nadrobienia zaległości w postaci "Drogiego maleństwa", którego jeszcze, o zgrozo!, nie czytałam.

Najnowsza powieść Julie Cohen to obyczajówka na wysokim poziomie. Zadowoli wszystkich wymagających miłośników tego gatunku i z pewnością przekona do siebie wierne czytelniczki książek w stylu wydawanych tych w klubie Kobiety to czytają. "Zwodnicza miłość" to jedna z tych powieści, o których chce się rozmawiać i dzielić zaskakującymi wnioskami.

Dziękuję Wydawnictwu Filia za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Julie Cohen "Zwodnicza miłość"
Wydawnictwo Filia, 2016
liczba stron: 416
data premiery: 06.04.2016

środa, 20 kwietnia 2016

Louise Lee "Ostatnia prowokacja" | Recenzja



Powieść autorstwa Louise Lee zaskoczyła mnie. Z opisu wynikało, że autorka oddała w ręce czytelników zabawną, nieco ironiczną komedię i z takim właśnie nastawieniem rozpoczęłam lekturę. Jakież było moje zdumienie, gdy okazało się, że to tylko wierzchołek góry lodowej, a "Ostatnia prowokacja" to kolejna genialna powieść obyczajowa w ofercie Wydawnictwa Czarna Owca.

Florence Love znalazła niecodzienny sposób na życie. Pracuje w charakterze prywatnej detektyw, specjalizującej się w... prowokacjach. Nawiązuje kontakt z obiektem zlecenia, a potem uwodzi, dostarczając partnerce dowodów jego winy bądź też niewinności. A że jest szalenie skuteczna, zazwyczaj daje swoim chlebodawczyniom podstawy do puszczenia wiarołomnych małżonków do puszczenia z torbami. Tym razem jej klientką jest Alice, dziewczyna światowej sławy wokalisty jazzowego. Alice pragnie sprawdzić wierność swojego ukochanego, zanim zostanie przedstawiona jako jego narzeczona i oficjalnie pokazana światu. Florence przystępuje do nowego zadania, jednak tym razem łamie swoje zasady i ulega urokowi obiektowi prowokacji.

"Dziwna historia" - z pewnością pomyślicie. A potem żyli długo i szczęśliwie? Nie tym razem. "Ostatnia prowokacja" to niekonwencjonalna, nietypowa opowieść o potrzebach ludzkiego serca. Louise Lee stworzyła niezwykle oryginalną postać Florence i, wykorzystując swoją główną bohaterkę, opisała najgłębiej skrywane potrzeby ludzkiego serca. A wszystko to doprawione odpowiednią dawką ironii i opowiedziane w inteligenty, ciekawy sposób. Ta powieść potrafi zaskoczyć na każdej stronie. Rozpoczynając lekturę, wyruszamy w podróż w nieznane. Louise Lee zaprowadzi nas do najdalszych zakamarków ludzkiej psychiki. A wnioski, jakie za sprawą lektury sami wyciągniemy, będą zaskakujące.

Ta książka ma wszystko, co powinna mieć dobra powieść obyczajowa. Intrygującą główną bohaterkę, niebanalne wątki, elementy psychologiczne, cięte dialogi i wartką akcję. Na dokładkę Louise Lee ma zdrową dawkę humoru. Nieprzekonani? No, i jest oczywiście trochę sensacji! Mnie w stu procentach przekonał brat głównej bohaterki. Niewielu  literaturze jest bohaterów - dorosłych ludzi z autyzmem. Rodzina Florence, chociaż może nieco nietypowa, jest jej największą siłą oraz słabością. Autorka dokonała nie lada sztuki - posiłkując się portretem antybohaterki i częstując mnie sporą dawką ironii, udało się jej mnie wzruszyć, a jednocześnie rozbawić do łez. "Ostatnia prowokacja" to mocno nietypowa powieść, która wnosi na rynek wydawniczy powiew świeżości i nowości.

Pozostaję pod ogromnym wrażeniem "Ostatniej prowokacji". Spodziewałam się świetnej komedii, a dostałam jeszcze lepszą powieść rozbudowaną. To kawał naprawdę dobrej, napisanej w kapitalnym stylu literatury. Wydawnictwo Czarna Owca nie zawodzi.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Louise Lee "Ostatnia prowokacja"
Wydawnictwo Czarna Owca, 2016
liczba stron: 456
data premiery: 02.03.2016

niedziela, 13 marca 2016

Virgina Baily "Rzymski poranek" | Recenzja



Ostatnio zachwycam się wszystkim, co wydaje Czarna Owca. Rozpływałam się w zachwytach nad "Światłem, którego nie widać", odkryłam niezwykłą perełkę w postaci powieści "Wersje nas samych", a teraz zamierzam się z wami podzielić kolejną niesamowitą książką. Moją uwagę (i wzrok!) przykuła przepiękna okładka "Rzymskiego poranku", przedstawiająca jedną z uliczek włoskiej stolicy. Podobno nie powinno się oceniać książki po okładce, lecz w tym przypadku zachwycająca grafika jest obietnicą zapierającej dech w piersi, arcyciekawej i niesztampowej treści. Przekonajcie się sami.

1943 rok, Rzym. Chiara mija na ulicy żydowską kobietę, która wraz z rodziną ma zostać wywieziona do obozu zagłady. Ich spojrzenia krzyżują się. Jedna sekunda wystarczy, aby Chiara podjęła decyzję. Kobieta postanawia ocalić życie małego chłopca, syna przypadkowo spotkanej kobiety. Prosi żołnierzy, by uwolnili dziecko, tłumacząc, że musiała zajść pomyłka, gdyż chłopak jest jej siostrzeńcem. Chiarze udaje się uratować chłopca. Daniele Levi, bo tak nazywa się chłopczyk, jest trudnym dzieckiem, jego wychowanie przysparza kobiecie mnóstwo problemów. Trzydzieści lat później Chiara nie ma żadnej wiadomości od Daniele, a mimo to nie potrafi zapomnieć o uratowanym podczas wojennej zawieruchy chłopcu. Względny spokój Chiary zostaje zburzony, kiedy odbiera telefon od nastoletniej dziewczyny, która podaje się za córkę Daniele.

Zachwycająca, przepiękna, epicka - taka jest powieść Virginii Baily. Dostarczyła mi wielu wzruszeń i radości. Ta książka pełna jest emocji, które wnikają głęboko w duszę czytelnika i nie pozwalają o sobie zapomnieć przez długi, długi czas. Historia włoskiej kobiety i uratowanego przez nią od zagłady żydowskiego chłopca trafi prosto do nawet najbardziej zatwardziałych serc. Uwielbiam takie lektury, które zostają ze mną na długo, czyniąc mnie lepszym człowiekiem. "Rzymski poranek" to nie jest tylko kolejna powieść o wojnie. To powieść o istocie człowieczeństwa, miłości ponad podziałami oraz ocaleniu. Spodziewałam się dobrej lektury, ale nie aż tak rewelacyjnej. "Rzymski poranek" podbił moje serce i dołączył do wirtualnej półki moich ulubionych lektur.

Oklaski należą się tłumaczowi, który wyłapał drobne niuanse językowe, absurdy sytuacyjne wynikające z niewystarczającej znajomości języka włoskiego przez młodą Walijkę, która przyjechała do Włoch i stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Nieśmiało uśmiechałam się pod nosem, poznając jej perypetie, a konsternacja wywołana wiadomością, że właśnie zjadła tradycyjną włoską prosciutto crudo, czyli nic innego jak surową szynkę, spowodowała mój nie do końca kontrolowany chichot. "Rzymski poranek" to świetnie napisana, kapitalnie przetłumaczona i rewelacyjnie zredagowana powieść. Aż chce się czytać takie dobre książki. Wspominałam o tym przy okazji recenzji "Wersji nas samych", ale muszę się powtórzyć - uwielbiam Wydawnictwo Czarna Owca za doskonałe przygotowanie książki do druku. W dzisiejszych czasach rzadko zdarzają się tak dobrze zredagowane powieści.

Polecam "Rzymski poranek" wszystkim miłośnikom ambitnej, niebanalnej literatury. To doprawdy wysoka półka, dwa w jednym - doskonała rozrywka i uczta intelektualna. Wspaniała powieść o tym, co naprawdę w życiu jest ważne. Nieco przewrotna, momentami brutalnie szczera, ale w każdym słowie - przepiękna i wyjątkowa. 

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Virgina Baily "Rzymski poranek"
Wydawnictwo Czarna Owca, 2016
liczba stron: 400
data premiery: 17.02.2016

sobota, 5 marca 2016

Laura Barnett "Wersje nas samych" | Recenzja



Są w życiu takie chwile, które definiują nasze życie. Chwile, które zmieniają wszystko i nadają sprawom zupełnie nowy bieg. Powieść Laury Barnett "Wersje nas samych" zachwyca nie tylko oryginalnym pomysłem, ale również stylem, w jakim została napisana. To jedna z lepszych współczesnych zagranicznych powieści obyczajowych, jakie przeczytałam w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Przepadłam i zwariowałam na punkcie "Wersji nas samych".

Eva, Jim i trzy zupełnie różne wersje ich historii. Łączy je jedno - moment pierwszego spotkania. Eva jest młodą studentką, od kilku miesięcy spotyka się z Davidem. Pewnego dnia ulega niegroźnemu wypadkowi, w wyniku którego psuje jej się rower. Na pomoc zmierza nieznajomy mężczyzna, który przedstawia się jako Jim Taylor. Młodzi ludzie szybko łapią ze sobą dobry kontakt, więc Jim proponuje nowo poznanej znajomej kolejne spotkanie. I to jest właśnie TA chwila, moment, kiedy Evie przyjdzie podjąć decyzję, która zaważy na jej przyszłości, chociaż ona sama jeszcze nie ma o tym najmniejszego pojęcia. Co by było, gdyby Eva została z Davidem? A gdyby zdecydowała się odejść od narzeczonego i poddać się zauroczeniu Jimem?

Poznajemy trzy równie fascynujące, zapierające dech w piersiach, równorzędne historie znajomości Jima i Evy. Nie, to nie jest książka o tym, jak ważne w życiu jest mieć chłopaka i przyjaciół. To ambitna i dojrzała powieść, w której poznajemy historię życia głównych bohaterów, poszukujących swojego miejsca na świecie i popełniających błędy. Od życiowych omyłek nie uchroni ich nawet upływ mijającego czasu, gdyż błądzenie wcale nie jest domeną ludzi młodych. Nasi bohaterowie zaliczają katastrofalne pomyłki, bo - jak wiadomo - błądzić jest rzeczą ludzką. I właśnie dzięki tym potknięciom pokochałam z całego serca Jima i Evę. Są do bólu prawdziwi, ludzcy. Każda z ich wersji nie przestaje poszukiwać szczęścia, aż do zaskakującego finału, który wycisnął łzy z moich oczu. Uwielbiam powieść Laury Barnett za niesamowite emocje i oryginalne przedstawienie tematu miłości, małżeństwa, wierności oraz zdrady.

"Wersje nas samych" to powieść o miłości, ale... Bardzo nietypowa powieść o miłości. Jestem przekonana, że przypadnie do gustu również tym czytelnikom, którzy na co dzień raczej omijają z daleka powieści obyczajowe. Laura Barnett stworzyła mądrą, uniwersalną opowieść ponad podziałami i schematami. Czy zastanawialiście się kiedyś "czy poznałabym mojego męża, gdybym nie dostała wtedy tamtej pracy? Czy miałabym dzieci, gdybym poszła wtedy inną drogą?"? Ja - owszem, wiele razy. Dzięki lekturze powieści "Wersje nas samych" znam już odpowiedzi na moje pytanie. Laura Barnett skłania do refleksji - czy kocha się tylko raz, tego jedynego człowieka, który jest nam przeznaczony? "Wersje nad samych" to genialna opowieść o życiu i jego całej palecie barw.

Jestem zachwycona. Świetny pomysł, rewelacyjne wykonania, a do tego lekki, niebanalny styl i przepiękny język. Wisienką na torcie w tym przypadku są bardzo dobre tłumaczenie oraz redakcja. Tutaj ukłony w stronę Wydawnictwa Czarna Owca, które nie wydaje "byle jak, byle szybko, byle więcej", a ich książki są doszlifowane i dopracowane w najmniejszym szczególe. Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Laura Barnett "Wersje nas samych"
Wydawnictwo Czarna Owca, 2016
liczba stron: 480
data premiery: 03.02.2016

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Jill Anderson "Dotrzymana obietnica" | Recenzja przedpremierowa




Paul Anderson cierpiał z powodu zapalenia mózgowo-rdzeniowego oraz zespołu ustawicznego zmęczenia przez wiele lat. Podjął kilka rozpaczliwych, nieudanych prób samobójczych. Zawsze obok była jego żona, Jill Anderson, która nie pozwoliła mu odejść. Ta sama, która w 2005 roku stanęła przed sądem, oskarżona o zabójstwo męża. Swoje wspomnienia i przeżycia opisała w wydawanej właśnie w klubie "Kobiety to czytają" publikacji "Dotrzymana obietnica".

Podstawowy problem z tą książką polega na tym, że... tej obietnicy tak naprawdę nie było. Relacja Jill jest niepełna. Nie mam pojęcia, czy jest spowodowane to szokiem, który skutecznie wymazał z pamięci ostatnie chwile życia jej męża, czy chęcią wybielania samej siebie, ale odczuwam nieprzyjemne wrażenie, że Jill Anderson nie mówi całej prawdy. Spodziewałam się raczej uroczyście składanej deklaracji, obietnicy żony, która w końcu ulega błaganiom wycieńczonego bólem i chorobą męża. Wiązałam z tą publikacją duże nadzieje, liczyłam na wzruszającą i zapierającą dech w piersiach historię. Ale po kolei.

Pewnego dnia Paul wykorzystuje nieobecność swojej żony i zażywa śmiertelną dawkę leków. Ma już dość przedłużającego się cierpienia i agonii, jaką stało się jego życie. Kiedy Jill wraca do domu Paul informuje ją, że tym razem wziął wystarczającą ilość leków i zasypia głębokim snem, jednak Jill nie wzywa pomocy. Nie wzywa pomocy także wtedy, gdy rano Jill sinieje na całym ciele. Dzwoni po karetkę dopiero gdy Paul wydaje ostatnie tchnienie. Pozwala odejść ukochanemu na jego własnych warunkach.

Ława przysięgłych uznała Jill Anderson za niewinną zarzuconego czynu. Nie znam kulisów sprawy, poznałam historię jedynie z perspektywy Jill, ale mam wrażenie, że nie mówi ona całej prawdy. Lwią część publikacji stanowią zapisy przesłuchań Jill Anderson, w pewnym momencie pada pytanie o to, dlaczego kobieta nie wezwała pomocy. "Nie wiem" - tak brzmi odpowiedź. I właśnie tak powinna nazywać się ta książka - "Nie wiem, dlaczego to zrobiłam". Tytuł "Dotrzymana obietnica" nijak ma się do treści, gdyż nie ma nawet wzmianki o jakiejkolwiek obietnicy, którą Jill złożyłaby mężowi. Jeśli taka rozmowa faktycznie miała miejsce, a Anderson nie miała zamiaru jej opisywać, to po co w ogóle napisała książkę? W moim odczuciu była to próba zagłuszenia wyrzutów sumienia, mam wrażenie, iż nie do końca udana.

Temat intrygujący, jakby specjalnie stworzony na potrzeby klubu dyskusyjnego, ale sposób jego przedstawienia... cóż, pozostawia wiele do życzenia. Najbardziej podobały mi się fragmenty z zapisami przesłuchań. Niestety, publikacja nie przyniosła odpowiedzi na najważniejsze pytanie - "dlaczego?", a tytułowa obietnica w ogóle nie padła. Nie przekonała mnie ta historia, nie do końca uwierzyłam w wersję Jill Anderson, a książka nie spełniła moich oczekiwań. Ot, miło było przeczytać, ale bez rewelacji.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Jill Anderson "Dotrzymana obietnica"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2016
liczba stron: 428
data premiery: 21.01.2016

wtorek, 12 stycznia 2016

Alex Marwood "Dziewczyny, które zabiły Chloe" | Recenzja



Sam Stephan King uznał thriller "Dziewczyny, które zabiły Chloe" za najlepszą książkę roku. Alex Marwood sięga po temat tabu - pisze o dzieciach-mordercach, dwóch jedenastoletnich dziewczynkach, które zabiły inne dziecko. Ale to nie jest książka o śledztwie w sprawie morderstwa czteroletniej Chloe. To książka o mozolnie zbudowanym na kłamstwie życiu, które może zniszczyć... pojawienie się psychopatycznego mordercy.

Bel i Jade zostały skazane za morderstwo czteroletniego dziecka. Kiedy zabiły małą Chloe, same były jeszcze dziećmi, miały zaledwie jedenaście lat. Nieletnie morderczynie zostały osadzone w oddalonych od siebie zakładach poprawczych i znienawidzone przez społeczeństwo. Miały się już nigdy nie spotkać - to był jeden z warunków przedterminowego zwolnienia. Los jednak zechciał inaczej...

W nadmorskiej miejscowości grasuje psychopatyczny morderca, który poluje na młode turystki. W mieście pojawiają się dziennikarze, a wśród nich Kirsty Lindsay, szczęśliwa żona i matka dwojga dzieci. Kiedy staje oko w oko z Amber Gordon, sprzątaczką, która znalazła ciało jednej z ofiar, oczom nie wierzy. Nie widziała jej od dwudziestu pięciu lat, kiedy razem zasiadły na ławie oskarżonych, a jednak nie ma żadnych wątpliwości. Jedno spotkanie po latach wywołuje lawinę zdarzeń. Amber i Kirsty są gotowe na wszystko, aby nie odkryto ich prawdziwej tożsamości. Tymczasem brutalny morderca ponownie atakuje, ginie kolejna młoda kobieta.

"Dziewczyny, które zabiły Chloe" to trzymający w napięciu, genialnie skonstruowany thriller psychologiczny. To także doskonałe studium ludzkiej psychiki. Amber i Kirtsy zmieniły tożsamość, wyjechały w inne części kraju, jednym słowem - wydaje się, że przeszłość zostawiły daleko za sobą. Jednak okazuje się, że jest coś, przed czym nie mogą uciec. Prawda. Bohaterki różnie radzą sobie z trudnymi wydarzeniami z przeszłości, czasem je wypierają, czasem akceptują, łączy je jedno - paniczny lęk przed odkryciem prawdy. Alexowi Marwoodowi udało się zaszczepić ten lęk czytelnikowi. Autor doskonale oddał emocje, jakie targają głównymi bohaterkami i sprawił, że podczas lektury poczułam to, co one.

Dwie sprawy - zabójstwo czteroletniej Chloe sprzed 25 lat oraz działający współcześnie morderca zabijający z zimną krwią młode kobiety - z pozoru nie mają ze sobą niczego wspólnego. Ale tylko, oczywiście, z pozoru. Akcja pędzi w zawrotnym tempie i, chociaż gdzieś jeszcze przed połową lektury, znałam tożsamość zabójcy turystek, nie zepsuło mi to zabawy. Wszystkie elementy układanki musiały wskoczyć na właściwe miejsce. I, co do cholery, robi tutaj ten przeklęty stalker? Przekonajcie się sami! Alex Marwood napisał wielowątkową, rozgrywającą się na kilku płaszczyznach, mrożącą krew w żyłach historię.

"Dziewczyny, które zabiły Chloe" to powieść, która wciąga już od pierwszych stron i nie daje odetchnąć czytelnikowi do zaskakującego zakończenia. Niezaprzeczalnym atutem książki jest ciekawe tło społeczno-obyczajowe. Autor opisuje mechanizm działania współczesnych mediów, sposób, w jaki brukowce potrafią zaszczuć człowieka i zniszczyć jego życie. Bardzo dobry thriller, zapraszam do lektury.

Dziękuję Wydawnictwu Albatros za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Alex Marwood "Dziewczyny, które zabiły Chloe"
Wydawnictwo Albatros, 2015
liczba stron: 448
data premiery: 04.11.2015

środa, 30 grudnia 2015

Podsumowanie | Najlepsze książki 2015 roku: Świat

2015 rok dobiega końca. 
Koniec roku to najlepszy czas na podsumowanie, dlatego nie mogłam przegapić takiej okazji i odmówić sobie przyjemności wyłonienia najciekawszych lektur wydanych w 2015 roku.
Dzisiaj zapraszam na podsumowanie najlepszych zagranicznych książek 2015 roku, jutro ukaże się ranking najciekawszych polskich propozycji mijającego roku.




Kolejność niby przypadkowa, a jednak "Światło, którego nie widać" było właśnie pierwszą książką, jaka przyszła mi na myśl podczas tworzenia rankingu. To prawdziwe arcydzieło, zasługujące na zaszczytne miejsce w kanonie współczesnej literatury.




Jeśli miarą najlepszej powieści obyczajowej miałaby być ilość wylanych przy niej łez, "Mamifest" z pewnością wygrałby w tych zawodach. Książka, która wywołała we mnie lawinę emocji porównywalną do tej, którą wzburzyła lektura "Psa, który jeździł koleją" w dzieciństwie.
Całość recenzji: Linda Green "Mamifest"




Jedna z lepszych książek o książek spośród wszystkich, które przeczytałam, nie tylko w tym roku. Czysta finezja na każdej stronie powieści, niesamowita przyjemność i frajda płynąca z lektury.




Autorski debiut Dawn Barker powalił mnie na łopatki. Książkę czytałam kilkanaście dni po porodzie, może dlatego aż tak mną wstrząsnęła? Kapitalnie opisana historia młodej matki cierpiącej na depresję porodową zdecydowanie zasługuje na szerszą uwagę.
Całość recenzji: Dawn Barker "Pęknięte odbicie"



Czytam rocznie około 150 książek. Wiele szczegółów z przeczytanych książek zapominam już kilka miesięcy po lekturze, umykają mi imiona bohaterów, nie jestem w stanie odtworzyć dokładnie fabuły. Wyjątkiem są książki, które poprzez wzbudzenie we mnie totalnej fascynacji wyryją się w mojej pamięci i tam zostaną przez długi czas. Tak było właśnie z "Broadchurch". To jeden z lepszych kryminałów, jakie czytałam. Najpierw przeczytałam, potem obejrzałam. Tożsamość mordercy kapitalnie ukryta pośród mieszkańców małej miejscowości. Uwielbiam tę książkę.
Całość recenzji: Erin Kelly "Broadchurch"




Kolejna powieść wydana pod skrzydłami klubu Kobiety to czytają i kolejny fascynujący debiut autorski. Wzruszająca, przepiękna opowieść o sile rodziny oraz dokonywaniu najtrudniejszych wyborów. Co byś zrobił, gdyby choroba odbierała ci władzę nad ciałem i umysłem?




"Sekret O'Brientów" - podobnie jak opisane powyżej powieść "Ostatnie pięć dni" - opisuje życie z chorobą Huntingtona, określaną jako najokrutniejszą chorobą znaną człowiekowi. Lisa Genova potrafi zaszczepić w czytelniku dylematy natury moralnej, wzruszając nas przy tym do łez. Świetnie napisana, arcyciekawa i wciągająca lektura.
Całość recenzji: Lisa Genova "Sekret O'Brienów"




Kapitalna powieść kryminalna, w której ścigający staje się ściganym i musi dowieść swojej niewinności. Horst jest prawdziwym mistrzem norweskiego kryminału, każda jego kolejna powieść jest dla mnie nie lada gratką i ucztą literacką.
Całość recenzji: Jorn Lier Horst "Psy gończe"




Uwielbiam lektury w stylu Jodi Picoult, czego najlepszym dowodem jest powyższe zestawienie. Kolejna bardzo dobra powieść obyczajowo-społeczna o tym, że każdy z nas popełnia błędy, a najłatwiej jest ocenić i zaszczuć drugiego człowieka.
Całość recenzji: Heather Gudenkauf "Małe cuda"




And last but not least... Liane Moriarty i jej literacki Olimp. Najlepsza z dotychczasowych powieści australijskiej autorki bestsellerów. Chyba zdążyliśmy zauważyć, że bardzo lubię powieści wydawane w klubie Kobiety to czytają. ;) W styczniu ukaże się kolejna. Tym razem literatura faktu... Czekacie?

wtorek, 22 grudnia 2015

Vanessa Greene "Sekretna herbaciarnia" | Recenzja



Najnowsza powieść z serii Leniwa Niedziela Wydawnictwa Świat Książki jest doskonałą okazją do zaparzenia przepysznej herbaty o ulubionym smaku i ułożeniu się w wygodnym fotelu, złapania oddechu w przedświątecznej gonitwie. Czyta się łatwo, szybko i przyjemnie, a z kart powieści wydobywa się zapach świeżo parzonej herbaty. Zapraszam do "Sekretnej herbaciarni".

Charlotte zwana przez przyjaciół i rodzinę Charlie jest wspinającą się po szczeblach kariery dziennikarką. Właśnie rozstała się z narzeczonym, który wydawał się być mężczyzną jej życia, jednak zranił ją dotkliwie, więc Charlie poświęciła się pracy. Ma szansę otrzymać awans, dlatego z wielkim zapałem przystępuje do przygotowania materiału o najbardziej urokliwych herbaciarniach w Wielkiej Brytanii. W Scarborough trafia do niezwykłej herbaciarni, jednak stała klientka Nadmorskiej, Kat przekonuje Charlie, aby nie opisywała w swoim artykule herbaciarni, która jest swoistą enklawą dostępną dla wtajemniczonych. W zamian oferuje Charlie pomoc w wytypowaniu innych miejsc, które dziennikarka mogłaby zamieścić w swoim reportażu. Wraz z Seraphine, która w Anglii pracuje w charakterze au pair trzy kobiety podróżują po kraju i odkrywają warto opisania, urokliwe miejsca. Artykuł o herbaciarniach okazuje się przede wszystkim impulsem, jaki na zawsze odmieni życie Charlie, Kat i Seraphine.

"Sekretna herbaciarnia" jest lekkostrawną, przyjemną opowieścią o trzech kobietach znajdujących się na w przełomowym momencie życia. Kat musi poradzić sobie z kłopotami finansowymi, samotnym macierzyństwem i niedojrzałym ojcem swojego dziecka. Charlie spędzi nieco czasu z rodziną siostry, z którą nigdy się nie dogadywały, a Seraphine w końcu przestanie udawać kogoś, kim nie jest. Autorka porusza w swojej powieści szereg ważnych problemów społecznych takich jak samotne macierzyństwo, zdrada czy homoseksualizm. "Sekretna herbaciarnia" to ciekawa powieść o dojrzewaniu i drodze do samoakceptacji, w której wspierają nas nasi przyjaciele. To również afirmacja kobiecej przyjaźni, a wszystko to podane w scenerii urokliwej, nadmorskiej herbaciarni.

Co przeszkadzało mi w lekturze? Vanessa Grenne nie potrafi budować napięcia, wszystkie wątki zostały rozwiązane chwilę po ich rozpoczęciu, nawet tajemnica z przeszłości, jaka na zawsze zmieni życie bohaterów, jest jakby pominięta i tylko wspomniana. Podczas lektury pojawia się szereg tematów, jednak nie uzupełniają się nawzajem, a każdy wskakuje na miejsce poprzedniego. Książkę czyta się przyjemnie, nie mogę powiedzieć, by była to nieudana powieść, jednak uważam, że Vanessie Greene brakuje nieco umiejętności narracyjnych. Nie jest autorką sugestywną, nie potrafi kluczyć i wprowadzić tak ważnego elementu napięcia. Może z czasem zdobędzie te umiejętności? Warto obserwować jej rozwój i chętnie przeczytam kolejne książki spod pióra Greene. Nie do końca przekonuje mnie także język autorki, chociaż muszę przyznać, iż tworzy bardzo naturalne dialogi.

"Sekretna herbaciarnia" jest miłym sposobem na spędzenie leniwej niedzieli, jednak w serii zdarzały się lepsze lektury, jak choćby ostatnia - kapitalny "Mamifest". Czas, jaki poświęciłam "Sekretnej herbaciarni" będę przyjemnie wspominać, to odprężająca i lekka lektura, jednak daleka od ideału. 

Dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Vanessa Greene "Sekretna herbaciarnia"
Wydawnictwo Świat Książki, 2015
liczba stron: 352
data premiery: 18.11.2015

wtorek, 13 października 2015

Jo Walton "Podwójne życie Pat" | Recenzja



Jeden jedyny wybór spośród miliardów pozostałych decyzji. Właśnie on ma wpływ na to, jak potoczy się nasze dalsze życie. Pat, bohaterka powieści Jo Walton "Podwójne życie Pat" wybrała i... przeżyła dwa życia. Przepiękna, wzruszająca opowieść o tym, że każdy z nas ma wpływ - mniejszy lub większy - na losy świata. Co wybierze Pat? Pokój i samotność, a może wojnę oraz miłość?

Rok 2015. Patricia przebywa w domu opieki i cierpi na demencję starczą. Nie pamięta nazw przedmiotów codziennego użytku, kolejne szczegóły z życia uciekają jej z pamięci. Jest przekonana, że w młodości wyszła za Marka i miała z nim czworo dzieci. Jednak pamięta też, że odmówiła Markowi, gdy ten zaproponował jej ślub i spędziła szczęśliwe życie z wieloletnią partnerką Bee. Razem wychowały troje dzieci. Pat wie, że po II wojnie światowej w Europie i na świecie udało się zaprowadzić ład oraz porządek, ale jednocześnie wciąż ma przed oczami zatrważające sceny, kiedy mocarstwa zaczęły prześcigać się w atakach z użyciem bomby atomowej. Co wydarzyło się naprawdę? Czy to możliwe, by Pat była jednocześnie nieszczęśliwą, niespełnioną zawodowo mężatką i autorką poczytnych książek?

Nie wiedziałam, czego spodziewać się po powieści Jo Walton. Opis wydał mi się zachęcający, fabuła zapowiadała się na oryginalną i niebanalną. Nie przemawiają do mnie elementy fantastyczne w literaturze, lecz postanowiłam zaryzykować. Całe szczęście! Przeżyłam niesamowitą, cudowną przygodę. Jo Walton napisała wyjątkową powieść, która uświadamia czytelnikowi, jak ważne są decyzje podejmowane przez nas każdego dnia. Autorka stworzyła urzekającą postać głównej bohaterki i tknęła w nią nie jedno, ale dwa życia. Kapitalny, pomysłowy zabieg uczynił z powieści oryginalne dzieło o niewątpliwej wartości. Co mogłoby się wydarzyć, gdyby Amerykanie i Rosjanie nie powstrzymali swych żądzy wykorzystania bomby atomowej? Jo Walton stworzyła niebezpieczny, bo wysoce prawdopodobny obraz tego, jak mógłby wyglądać świat, gdyby wydarzenia potoczyły się zgoła inaczej. 

"Podwójne życie Pat" to nie jest tylko książka o gospodyni wiejskiej, jaka w swoim drugim życiu zaczęła pisać popularne przewodniki turystyczne. To powieść, która pomaga odnaleźć swoje miejsce. Skłania do refleksji nad władzą jednostki nad losami i historią świata. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Ogień nie zapłonie, kiedy nie ma tej jednej jedynej iskry, która wystarczy, aby wywołać pożar. Czas spędzony z "Podwójnym życiem Pat" nie poszedł na marne. Wykorzystałam go na lekturę kapitalnej powieści. Mam drobne uwagi do tłumaczenia, a raczej korekty, która nie wyłapała powtarzających się w jednym zdaniu wyrazów, co momentami raziło w oczy. Do samej książki nie mam żadnych zarzutów. Ciekawy, innowacyjny pomysł, rewelacyjne wykonanie i zakończenie, które pozostawia czytelnika z narastającymi w głowie pytaniami. Chwyta za gardło!

Powieść Jo Walton porywa czytelnika w zapierającą dech w piersi literacką przygodę. Przeczytałam z największą przyjemnością. "Podwójne życie Pat" zachwyca ambitnym, może nieco nietypowym spojrzeniem na świat, ale właśnie ta nietypowość jest największym atutem tej książki. Gorąco polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Jo Walton "Podwójne życie Pat"
Wydawnictwo Świat Książki, 2015
ilość stron: 376
data premiery: 23.09.2015

środa, 30 września 2015

Linda Green "Mamifest" | Recenzja



Specjalistki organizacji czasu, mistrzynie logistyki. Praktyczne, przedsiębiorcze, dzielne. Takie właśnie są młode matki. A gdyby tak posadzić je na najwyższych stołkach w kraju? Na taki pomysł wpadła Linda Green, autorka powieści obyczajowej "Mamifest", która właśnie ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Świat Książki. Nierealne? Ależ skąd!

Sam jest mamą dwóch chłopców. Jeden z jej synów, Oscar choruje na rdzeniowy zanik mięśni. Sam musi zmierzyć się z rzeczywistością matki niepełnosprawnego dziecka. Jackie bezskutecznie stara się z mężem o drugie dziecko. Tragedia z przeszłości nie pozwala kobiecie cieszyć się tym, co ma. Jej matka ma Alzheimera, a sama Jackie nie potrafi podjąć decyzji o oddaniu mamy do domu opieki. Anna jest szkolnym pedagogiem. Mimo to nie umie poradzić sobie z sytuacją, w której jej córka pada ofiarą prześladowań w szkole. Trzy kobiety postanawiają poprawić sytuację swoją i innych matek, jakie znajdują się w podobnym położeniu. Zaczyna się całkiem niewinnie. Sam, Jackie i Anna organizują protest przeciwko zwolnieniu kobiety, która dba o bezpieczeństwo dzieci i przeprowadza je przez ulicę. Szybko okazuje się, że do zrobienia jest o wiele, wiele więcej. Bohaterki zakładają partię polityczną i zaczynają przygotowywać się do wyborów. 

To nie jest książka o polityce. To przepiękna, wzruszająca powieść o sile współczesnych matek. "Mamifest" wyciska łzy z oczu. Linda Green zwróciła uwagę na problemy dzisiejszego świata i opisała je w wyjątkowy sposób. Do "Mamifestu" początkowo podchodziłam nieco sceptycznie. Ot, grupa kobiet nagle zapragnęła zmienić świat i nie potrafiła zmierzyć sił na zamiary. Ale nie! Ich start w wyborach schodzi na dalszy plan, bo najważniejsza jest rodzina. I właśnie o tym jest ta powieść. O rodzinie. Linda Green stworzyła realistyczne postacie. Jej bohaterowie zapadają w pamięć przez niebywałą mądrość życiową. Sam jest niesamowita. Skąd ta kobieta czerpie siłę? Przywiązałam się do jej osoby, która okazała się być kluczowa. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, aby nie zepsuć wam lektury. Wydawca w opisie wydawniczym zdradził tyle, ile powinien. Nie za dużo. Uwierzcie mi na słowo, że ta powieść przybiera nieoczekiwany kształt.

"Mamifest" przebojem podbił moje serce. To jedna z moich ulubionych książek. Kocham takie historie. Zarwałam pół nocy, wylewając morze łez i śmiejąc się naprzemiennie. Było warto! Linda Green stworzyła rozrywającą serce, ale w końcu przynoszącą nadzieję historię kobiet, które zapragnęły walczyć o dobro swoich i setek innych dzieci. "Mamifest" opisuje mechanizmy współczesnego świata. Autorka opisała obdartą z fałszu rzeczywistość. W moim osobistym rankingu powieść zasługuje na najwyższą z możliwych not. Przyznaję jej ocenę dziesięć na dziesięć. Piękny, ważny, arcyciekawy i nieprzewidywalny. Taki jest "Mamifest". Książka obfituje w nieoczekiwane zwroty akcji, a zakończenie stanowi kwintesencję dobrej powieści obyczajowej. Przeczytałam zachłannie, zakochując się w prozie Lindy Green. "Mamifest" zajmie szczególne miejsce w mej pamięci.

"Mamifest" Lindy Green to obowiązkowa pozycja dla wielbicieli dobrej, ambitnej powieści obyczajowej. Przeżyłam wspaniałą literacką przygodę, do której aż chciałoby się wrócić. Nowa książka w serii Leniwa Niedziela zachwyca i nie pozwala o sobie zapomnieć. 

Dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Linda Green "Mamifest"
Wydawnictwo Świat Książki, 2015
ilość stron: 400
data premiery: 23.09.2015

piątek, 25 września 2015

Rosy Edwards "Wyznania randkowiczki" | Recenzja przedpremierowa



Gdyby Bridget Jones życiowego partnera poszukiwałaby współcześnie, z pewnością pomocny okazałby się Tinder. Tinder, czyli randkowa aplikacja. Za pomogą kciuka możemy dać komuś szansę lub posłać go w czeluści internetu. Tak, jak zrobiła to Rosy, bohaterka powieści „Wyznania randkowiczki”. Jeśli macie sentyment do Bridget Jones, z pewnością pokochacie Rosy!

Rosy ma dwadzieścia siedem lat. Wszyscy znajomi wokół umawiają się na randki, zaręczając się, wychodzą za mąż, a Rosy.. No cóż, Rosy z pewnością nie jest kandydatką do otrzymania komentarza „Ty będziesz następna!” pod postem na facebooku informującym o zaręczynach najlepszej przyjaciółki. Rosy jest singielką, nie do końca zadowoloną z pracy w dziale PR. Marzy o karierze pisarki, ale przecież pisarka to żaden zawód, więc Rosy męczy się w PR. I obsesyjnie myśli o swoim statusie związku, a raczej jego braku. Postanawia znaleźć mężczyznę swojego życia. Loguje się na portalu randkowym, instaluje na swoim smarfonie aplikację Tinder i… randkuje. Okazuje się jednak, że znalezienie mężczyzny swojego życia nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać.

„Wyznania randkowiczki” to kapitalna, współczesna wersja odmłodzonej Bridget Jones w dobie portali społecznościowych. Bezbłędny humor w połączeniu z wrodzonym urokiem i niezdarnością głównej bohaterki zapewnią czytelnikom doskonałą rozrywkę. Podczas lektury bawiłam się wybornie. Rosy urzeka swoją naturalnością. Jest kobietą nieidealną i czytelniczka może się z nią utożsamiać. To, że nie ma faceta i nie lubi swojej pracy, to nie jedyne problemy w życiu Rosy. Przeczytajcie sami i przekonajcie się, z jakimi przeciwnościami losu zmaga się młoda kobieta poszukująca swego miejsca w życiu. Gwarantuję wspaniałą zabawę i niebanalną lekturę. „Wyznania randkowiczki” to fantastyczny pomysł na długie jesiennie wieczory.

Autorka wyróżnia się lekkim piórem. Styl wypowiedzi sprawa, że powieść czyta się błyskawicznie i nie potrafimy odłożyć lektury na półkę, dopóki nie poznamy zakończenia. Kogo wybierze Rosy? A może postanowi zostać singielką? Jedno jest pewne – jej przygody wywołają uśmiech na waszej twarzy. Rosy zdaje się przyciągać kłopoty,  a na dodatek ma fatalną orientację w terenie.. Uratować ją mogą tylko telefony do najlepszej przyjaciółki. I wiara w siebie! „Wyznania randkowiczki” to doskonała książka dla młodych, ambitnych kobiet. Odnajdą w Rosy swoje lustrzane odbicie.  Główna bohaterka jest po prostu kapitalna. Uwielbiam ją! Zaprzyjaźniłabym się z wielką przyjemnością. Tymczasem muszę zadowolić się historią jej randkowania i nie do końca udanych związków opisaną na kartach powieści „Wyznania randkowiczki”. I z pewnością nie jest to marny substytut.

„Wyznania randkowiczki” to lekka, prosta i przyjemna literatura kobieca. Dostarcza mocnego zastrzyku energii. Wywoła uśmiech na nawet najbardziej pochmurnej twarzy! Idealna recepta na jesienną chandrę. Nawet nie spostrzeżecie się, kiedy pochłoniecie całość. I będziecie chcieć więcej!

Dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Rosy Edwards "Wyznania randkowiczki"
Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2015
ilość stron: 392
data premiery: 28.09.2015