Pokazywanie postów oznaczonych etykietą michalina kłosińska-moeda. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą michalina kłosińska-moeda. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 10 czerwca 2014

Wywiad czytelników z Michaliną Kłosińską-Moeda. Rozwiązanie konkursu



We współpracy z Michaliną Kłosińską-Moeda oraz Wydawnictwem Replika zaprosiłam czytelników bloga do udziału w konkursie. Zaproponowałam Wam, abyście to Wy postawili autorkę w ogniu pytań. Okazało się, iż rasowi z Was dziennikarze! Zapraszam do lektury wywiadu, który powstał dzięki czytelnikom. A na sam koniec najważniejsze - rozwiązanie konkursu!


Dlaczego zdecydowała się Pani pisać? To piękne, ale trudne.

Pisać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej… że tak sparafrazuję słowa znanej piosenki. A znalezienie czytelnika jest łatwiejsze niż trafienie do słuchacza. Można prezentować swoje utwory na którymś z licznych portali literackich, można rozprowadzać je w formie e-booków, można wreszcie spróbować szczęścia w mniej lub bardziej tradycyjnym wydawnictwie. Już w podstawówce dostawałam sygnały, że piszę trochę lepiej niż gorzej, więc w końcu sama w to uwierzyłam. No i stukam w klawiaturę, co jednocześnie daje mi odskocznię od codzienności i, paradoksalnie, jakiś ułamek środków potrzebnych, by tę codzienność podtrzymywać. 

Czytając wywiad z Panią wywnioskowałam, że pisze Pani z potrzeby serca. Czy był taki moment (np. na spotkaniach autorskich albo w gronie rodzinnym), że przepełniona dumą i świadomością docenienia przez czytelników powiedziała sobie Pani: „Jestem dobra w tym, co robię!”?

Powtórzę: piszę zarówno z potrzeby serca, jak i kieszeni. Owszem, miewam momenty samouwielbienia, gdy, po dłuższym czasie, przeglądam wyrywkowo własne książki i stwierdzam, że dana sytuacja czy dowcip wciąż mnie śmieszą, ale natychmiast zostaję sprowadzona na ziemię przez świadomość, że bez odbiorcy autor praktycznie nie istnieje. A reakcje moich czytelników na szczęście są różne. Nie ukrywam, że chciałabym kiedyś dorównać popularnością najbardziej znanym polskim pisarkom, ale nic na siłę. Jeżeli czytelnicy nie stwierdzą gremialnie, że MK-M jest dobra w tym, co robi, żadna ilość samouwielbienia nie zmusi mnie, żebym produkowała kolejne „moedy”. 

Hanna Krall mówi, że pisze się z myślą o jednym konkretnym czytelniku. (…) Jak jest w Pani przypadku – czy pisze Pani mając w głowie konkretnego odbiorcę – „słuchacza” pisanych opowieści?

Ach, ten kochany przez wydawców „target”! Nie cierpię tego słowa i nie cierpię określać grupy docelowej swoich książek. Piszę intuicyjnie i trochę po omacku. Założenie jest takie: mam dostarczyć czytelnikowi lekką komedię romantyczną, w myśl dewizy „klient nasz pan”. Jednocześnie pozostaję wierna własnym gustom czytelniczym, na przykład, skoro jestem znudzona wszechobecnym seksem, moi bohaterowie mogą o seksie myśleć na okrągło albo nawet oddawać mu się z zapamiętaniem, ale ja tego nie opiszę. Przynajmniej nie w „moedach”. A zatem wygląda na to, że wciąż piszę przede wszystkim „pod siebie”. Wynika to z tego, że jeszcze nigdy nie miałam okazji stanąć twarzą w twarz ze swoimi czytelnikami. Mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni, bo czym innym są recenzje i, często anonimowe, opinie na LubimyCzytać, a czym innym kontakt z żywym człowiekiem. Myślę, że da się wypracować kompromis między oczekiwaniami takich ukonkretnionych czytelników a moimi „potrzebami serca”. 

Jak ustosunkuje się Pani do opinii, że Pani książki są „harlequinowate”. Czy to ujma, czy walor? (…) Ciekawi mnie, jak autor reaguje na krytykę swojej twórczości.

Nie mam pojęcia, czy „harlequinowatość” moich książek to zarzut czy pochwała, z tej prostej przyczyny, że nigdy nie czytałam rasowego harlequina. Wymyśliłam dla swoich książek pewien schemat (mniej lub bardziej zwariowana komedia romantyczna) dlatego że ludzie lubią – mam nadzieję – czytać o miłości, a ja lubię o niej pisać. Jeżeli obowiązkowy happy end i pewna przewidywalność fabuły automatycznie plasują „moedy” na półce z „harlequinami”, niech i tak będzie. Dodam tylko, że w „moedach” oprócz pary zakochanych zawsze musi się też pojawić jakiś senior. Starsze osoby są niezwykle wdzięcznymi bohaterami. Nie dość, że mają zazwyczaj ciekawą historię, to jeszcze mogę sobie za ich pośrednictwem pozrzędzić na to i owo, jeśli najdzie mnie taka ochota.
A jak autor reaguje na krytykę swojej twórczości? Podejrzewam, że podobnie jak szewc, do którego przychodzi klientka z pretensjami, że te śliczne czółenka okazały się strasznie niewygodne. Przeprasza, ale po cichu myśli sobie, że na takie giry powinno się zakładać wyłącznie chodaki. Natomiast jeśli reklamacja dotyczy podłej gatunkowo skóry lub odpadających po dwóch krokach obcasów, powinien bezwzględnie ją uznać. Niestety, w przeciwieństwie do szewca, nie mogę naprawić książki, która już się ukazała, a jedynie uwzględnić uwagi czytelników przy pisaniu kolejnej powieści. Dlatego bardzo lubię recenzje, w których wytyka mi się konkretne błędy.

Czy przy pisaniu książki ma Pani wszystko poukładane w głowie i przelewa myśli na papier (bądź na klawiaturę), czy pisze Pani a następnie wprowadza miliony poprawek?

Po pierwsze zdradzę, że używam wyłącznie komputera. Nie umiem pisać odręcznie, a przez skąpstwo i świadomość ekologiczną nigdy nie drukuję swoich powieści. Na papierze widzę je po raz pierwszy już w formie gotowej książki. Waldemar Łysiak ma do takich autorów odpowiedni stosunek i… cóż, sporo racji. 
Nim zacznę stukać w klawiaturę, mam ogólny pomysł na książkę: fabułę, miejsce akcji i bohaterów, ale nie byłabym w stanie napisać szczegółowego konspektu. Dlatego tak naprawdę nie wiem, dokąd się zapędzę w ramach ogólnego zamysłu. Niekiedy sama sobie się dziwię po przeczytaniu danego fragmentu, ale przeważnie nie wprowadzam zmian w treści, no, chyba że na życzenie wydawnictwa. Jeżeli zaś chodzi o poprawki czysto językowe, staram się dbać o styl na bieżąco i wyłapywać wszelkie powtórzenia, rymy lub aliteracje, gdy tylko się pojawią. 

Czy w swoich książkach opisuje Pani własne życie, czy raczej historie całkiem wymyślone… może wymarzone?

Oczywiście, że pisząc, czerpię z własnego życia. Nie tworzę przecież fantastyki. Ale dotyczy to raczej miejsc niż zdarzeń, ogólnych obserwacji niż konkretnych osób. Wątek celebrycki z Kota… powstał w okresie, gdy, zmęczona intensywnymi weekendami, zalegałam przed telewizorem w niedzielne wieczory. Najpierw leciał któryś z kolei sezon popularnego serialu, a potem program plotkarski. No i skrzętnie to wykorzystałam. Wykorzystuję również fragmenty czyichś historii, podsłuchanych rozmów, wygląd przypadkowo spotkanej osoby, nigdy jednak żywcem i w całości. Zawsze wszystko przetwarzam po swojemu. 
Teraz obmyślam „moedę”, w której dam upust własnemu sentymentowi do wczasów FWP, z wieczorkami zapoznawczymi i kaowcem, ale nie będą to moje przygody, bo w tamtym okresie byłam dzieckiem. Przypiszę swoją nostalgię obowiązkowym staruszkom.

Czy w Pani życiu był choć jeden dzień, w którym by Pani stwierdziła, że mi się po prostu nie chce i zrezygnowała z dalszego pisania?

Chyba każdy autor ma takie dni, w które komputer przejawia silne właściwości odpychające. Niestety, skoro piszę nie tylko z potrzeby serca, staram się nie ulegać własnemu – ogromnemu zresztą – lenistwu. Dopóki są chętni (wydawcy i czytelnicy) na kolejne „moedy”, nie daję sobie prawa do „niechceniamisię”. 

Jak się Pani przygotowała do pisania książki osadzonej w takim egzotycznym miejscu? Jak zbierała Pani informacje o tym kraju?

Sprostuję od razu – akcja Kochaj i jedz, Brazyliszku jest osadzona w fikcyjnej wsi niedaleko Świebodzina. Kto jednak spojrzy na mapę tych okolic i sprawdzi nazwy miejscowości położonych na wschód od drogi S3, zrozumie, dlaczego nazwałam ją Nocznikiem. 
Jeżeli chodzi o Brazylię, wiedzę na jej temat nabywałam latami przez osmozę. Teraz po prostu nie zawahałam się jej użyć, zwietrzywszy mundialową koniunkturę. A ponieważ główni nauczyciele brazylijskiej kultury zdążyli zniknąć z mojego życia, w razie wątpliwości musiałam prosić o konsultacje ciocię Wiki, wujka Google i kilku innych „krewnych”. 

Tytuł Pani książki kojarzy mi się z powieścią Elizabeth Gilbert "Jedz, módl się, kochaj". Czy pisząc swoją powieść, wzorowała się Pani na jej twórczości?

Niestety nie poznałam dogłębnie twórczości pani Gilbert. Tytuł oczywiście kojarzę, dlatego pozwoliłam sobie na tę aluzję przy nazywaniu trzeciej „moedy”. Lubię wszelkie przebieranki, skojarzenia i puszczanie do czytelnika wypacykowanego oka zza odpustowego wachlarza, ale o tym poniżej.

Regularnie zaglądam na Zagadki Michatki na FB. Skąd u Pani zamiłowanie do zagadek i skąd czerpie Pani na nie tyle pomysłów?

Nic tak nie usprawnia umysłu jak wszelkiej maści łamigłówki, rebusy i krzyżówki. Kiedy zabrakło moich ukochanych jolek w „Wyborczej”, zajęłam się układaniem własnych. Kto wie, może kiedyś je opublikuję. A zamiłowanie do lingwistycznych wygibasów wzięło mi się chyba z nauki języków obcych. Wtedy zaczęłam patrzeć na polskie słowa z pewnego dystansu i zobaczyłam na przykład, że taka literatura to wisiorek w kształcie litery dyndający na szyi wymarłego zwierza. Niestety pomysły stopniowo zaczynają mi się wyczerpywać. Jeszcze przegrzebuję słowniki w poszukiwaniu interesujących okazów, ale chyba w rocznicę powstania Zagadek Michatki przyjdzie mi je zamknąć. Tym bardziej więc, póki jeszcze hulają, zapraszam do wspólnej zabawy.
Dziękuję wszystkim za udział w tworzeniu tego wywiadu. Pozdrawiam serdecznie!


Książki "Kochaj i jedz, Brazyliszku" otrzymują: Edyta Chmura oraz Aniela Muszalska. Gratulacje!

środa, 28 maja 2014

Zadaj pytanie autorce, wygraj książkę!



Konkurs!

Zadaj pytanie autorce, wygraj książkę!

We współpracy z Michaliną Kłosińską-Moeda oraz Wydawnictwem Replika zapraszam Was do przeprowadzenia wywiadu z autorką powieści "Kochaj i jedz, Brazyliszku", która ukaże się na rynku 10 czerwca.
Zabaw się w dziennikarza i wygraj premierowy egzemplarz!

W komentarzach pod postem wpisujecie swoje propozycje pytań do autorki.
Termin zgłaszania się do udziału w konkursie mija 6 czerwca (piątek) o godz. 20:00. Wywiad przeprowadzony przez czytelników, wraz z wynikami konkursu, ukaże się na blogu 10 czerwca. 
Michalina Kłosińska-Moeda odpowie na 10 najciekawszych pytań, a autorzy 2 z nich (wybranych przez autorkę) zostaną nagrodzeni egzemplarzami "Kochaj i jedz, Brazyliszku".
Zgłoszenia i wyłącznie TYLKO pod tym postem. Każdy z uczestników może zadać JEDNO pytanie.

Powodzenia!

UWAGA! Jeśli publikujesz odpowiedź jako "Anonimowy", koniecznie podpisz się, aby możliwym było zidentyfikowanie autora, a co za tym idzie - ogłoszenie o jego wygranej.


środa, 30 kwietnia 2014

Przedpremierowa recenzja: Michalina Kłosińska-Moeda "Kochaj i jedz, Brazyliszku"




Tegoroczny Mundial rozpocznie się w Brazylii 12 czerwca, tymczasem Wydawnictwo Replika dzień wcześniej odda w ręce czytelniczek powieść, jaka umili czas paniom, które za piłką nożną raczej nie przepadają, podczas gdy ich mężowie z zapartym tchem będą śledzić sytuację na południowoamerykańskich stadionach. Aby jednak nie rozminąć się zbytnio podczas dzielenia się wrażeniami, Replika zadbała o jeden wspólny mianownik - Brazylię.

Rzecz dzieje się w Noczniku, małej wiosce oddalonej kilka kilometrów od miasta, o którym jakiś czas temu było w Polsce - Świebodzinie. Dwudziestoletnia Edyta pracuje jako kelnerka w barze i po cichu marzy o tym, iż na jej drodze pojawi się przystojny Latynos. Bo Edyta jest zafascynowana kulturą Brazylii. Tak bardzo, że nie zauważa zakochanego w niej, uczynnego, aczkolwiek prostego i skromnego chłopaka z sąsiedztwa, Piotrka. 

Ku zaskoczeniu Edyty, okazuje się, że syn jej szefa związał się z Brazylijką. Kiedy młody Rafał Tokarz przyjeżdża ze swoją ukochaną do Nocznika by wziąć ślub w rodzinnej wiosce, Edyta szybko zaprzyjaźnia się z Edwiges. Wieś przeżywa prawdziwy najazd Brazylijczyków, a dwudziestolatka jest w siódmym niebie. Poznaje Marka, który ma swoje korzenie w Ameryce Południowej i szybko nawiązuje się między nimi nić sympatii. W tym samym czasie w Noczniku pojawia się César, kuzyn panny młodej, prosto z gorącej Brazylii. Mężczyzna jest ucieleśnieniem wszystkich marzeń Edyty, a na dodatek wykazuje spore zainteresowanie jej osobą. Nocznik za sprawą obecności Brazylijczyków zmienia się w ośrodek rekreacyjno-turystyczny. Jak w nowej rzeczywistości odnajdzie się Edyta? Czy César okaże się stereotypowym Latynosem czy może pomiędzy nim a dziewczyną zrodzi się prawdziwe, wierne uczucie? A może Edyta wybierze Marka? I jak w tym wszystkim odnajdzie się zakochany w kobiecie Piotrek?

Po książkę sięgnęłam z pełną świadomością jej przewidywalności, więc niesprawiedliwością byłoby teraz na tę cechę narzekać. "Kochaj i jedz, Brazyliszku" to lekka, łatwa w odbiorze i odprężająca powieść kobieca. Ma na celu przede wszystkim oderwać czytelniczkę od rzeczywistości, rozluźnić i przenieść do nieskomplikowanego, przyjemnego świata bohaterów. To wymarzona lektura na urlop! Jestem pewna, iż znajdzie wiele zwolenniczek, w czym nie zaszkodzi jej prostota i przewidywalność. Michalina Kłosińska-Moeda regularnie już wydaje w Replice swoje lekkie, kobiece, niezłożone powieści i zdążyła zgromadzić grono wielbicielek swojej rozrywkowej twórczości. Tą książką z pewnością nie rozczaruje entuzjastów swojej twórczości. "Kochaj i jedz, Brazyliszku" to idealna lektura dla kobiet, które od literatury wymagają przede wszystkim relaksu. Wysokiej kultury tutaj nie uświadczymy, jednakże przyjemnie jest czasem odpocząć przy niewymagającej lekturze.

Niewątpliwym atutem "Kochaj i jedz, Brazyliszku" jest obecność wątków pobocznych, takich jak funckjonowanie w wielonarodowym związku małżeńskim, zderzenie dwóch wydawałoby się zupełnie obcych kultur w małym Noczniku. Książka obrazuje życie małej miejscowości, zależności jej mieszkańców, nie pomijając aspektu plotki, którą żyją miejscowi. Sam wątek miłosny został wzbogacony, przez co powieść traci pozory monotonności, której nadaje historii Edyta i jej perypetie miłosne. 

No właśnie.. Edyta. Główna bohaterka jest zarazem największą wadą powieści. Bezpłciowa, byle jaka, nagminnie powtarzająca to swoje "jaa-cie". Czy autorka naprawdę wierzy, że dwudziestoletnie dziewczyny jako okrzyk zdziwienia wydają z siebie "jaa-cie"? Nie podważam wartości tej postaci, dawno nie spotkałam się w twórczości z dziewicą w jej wieku, wszechobecny seks raczej nie wpływa korzystnie na taki wizerunek kobiety w literaturze, ale ona przy tym jest tak pretensjonalna, tak nudna i irytująca, że psuje swoją osobą całą historię. Będąc przy temacie seksu, bardzo dobrze, że tego tematu tutaj nie ma. Ile można? I naprawdę, podoba mi się sam pomysł na doniosłość i znaczenie faktu bycia dziewicą dla bohaterki, ale litości.. Edyta jest tak nijaka, że jej cnotliwość i "tak, będę z tobą chodzić" nie dodają tej postaci animuszu.

Nie rozumiem też zamysłu autorki na spolszczenie imienia Brazylijki. Dziewczyna ma na imię Edwiges i tak powinna być nazywa! Tymczasem Kłosińska-Moeda robi z niej "Jadzię", czym strzela sobie w kolano. Jak bohaterka ma być autentyczna, skoro pochodzi z Ameryki Południowej i jednocześnie jest Jadwigą? Zakrawa mi to pod śmieszność, a autorka powieści nie chciała chyba uzyskać takiego efektu. Cały czas głowię się i troję, co to miało znaczyć.. Czy chciała dodać postaci trochę, hm, swojskości? Wyszło nie za ciekawie.

Pomimo tych dwóch poważnych błędów, powieść Michaliny Kłosińska-Meoda czytało mi się łatwo, szybko i przyjemnie. Ot, miła i niezobowiązująca lektura. Kiedy wasi mężowie odpłyną przed telewizorami w świat piłkarskich emocji, skorzystajcie z zaproszenia Michaliny Kłosińska-Meoda i przenieście się do małej miejscowości, która zacznie bić w rytm brazylijskiej samby.



Dziękuję Wydawnictwu Replika za przedpremierowe udostępnienie egzemplarza powieści!



Michalina Kłosińska-Moeda "Kochaj i jedz, Brazyliszku"
Wydawnictwo Replika, 2014
data premiery: 11.06.2014