piątek, 31 lipca 2015

Recenzja przedpremierowa | Kaja Malanowska "Mgła"



"Mgła" to pierwsza powieść kryminalna Kai Malanowskiej. Pierwsza i od razu kapitalna. Klasa sama w sobie, objawienie miejskiego kryminału. Tytuł idealnie oddaje atmosferę książki. Fabuła jest nie mniej gęsta, niż mgła, która osaczyła Warszawę. I trup, jakiego znaleziono w łazience w kałuży krwi. Gęsta mgła, gęsty trup, gęsta powieść. O tak. W książce Malanowskiej gęsta jest każda strona. Takiego kryminału w ostatnim czasie mi brakowało.

Ada Rochniewicz właśnie rozpoczyna pracę w warszawskiej dochodzeniówce. Do Wydziału do Spraw Terroru Kryminalnego i Zabójstw przeniosła się z Wrocławia. Jej przeszłość owiana jest tajemnicą. Ktoś starannie wyczyścił papiery Rochniewicz. Kto i dlaczego? Ada rozpoczyna swoje pierwsze śledztwo w stolicy. Jej partnerem jest komisarz Marcin Sawicki. Policjanci zajmują się sprawą zabójstwa na Mokotowie. Zamordowano młodą kobietę. Zofia zginęła we własnym domu. Ciało znaleziono w łazience, leżące w kałuży krwi. W trakcie dochodzenia okazuje się, iż ofiara w tym czasie, kiedy zginęła, miała spotkać się z byłym kochankiem. Prokurat chce szybko zamknąć sprawę. Co wspólnego z Zofią mają nielegalni imigranci? Jaką rolę w życiu i śmierci Zofii odegrał ruch religijny?

"Mgła" Kai Malanowskiej to mistrzostwo gatunku. Pisarka stworzyła skomplikowaną, wielowarstwową intrygę, która prowadzi czytelnika do zaskakującego zakończenia. Powieść jest klasycznym, współczesnym kryminałem policyjnym. Konsultantem merytorycznym Malanowskiej był Krzysztof Liedel, który pracę w policji zna od podszewki. Świat wykreowany przez autorkę jest wiarygodny. Rzeczywistość nie trzeszczy, a czytelnik nie odczuwa ani grama fałszu. "Mgłę" poczułam całą sobą. Uwierzyłam Kai Malanowskiej w jej historię, na dobre zatraciłam się w świecie stołecznych policjantów. "Mgła" jest dopracowana w każdym szczególe. Autorka pisze tak, jakby sama tam była i doświadczyła wszystkiego na własnej skórze. W pełni zaufałam pisarce, dałam się poprowadzić za rękę i nie żałuję. "Mgła" to jedna z tych powieści, które dostarczają nam nie tylko rozrywki, ale i własnych wspomnień. Czytelnik wchodzi w skórę bohaterów i rzeczywiście uczestniczy w opisywanych wydarzeniach.

Kaja Malanowska w fascynujący sposób połączyła problem nielegalnych imigrantów z tajemniczym ruchem religijnym i zawiedzionymi oczekiwaniami byłego kochanka. Który z tropów jest prawdziwy? A może... wszystkie? Gwarantuję, że dopóki Malanowska nie uzna za stosowne poinformować was o rzeczywistym przebiegu zdarzeń, za nic w świecie nie odkryjecie, co naprawdę stało się w życiu i mieszkaniu Zofii Wagner. Rozwiązanie zagadki autorka ukryła naprawdę głęboko. Zaskakujących zwrotów akcji w tej powieści jest co najmniej kilka. "Mgła" wyróżnia się charakterystycznymi bohaterami i naturalnymi dialogami. Napięcie towarzyszy nam od pierwszej do ostatniej strony. Malanowska dawkuje informacje, ale emocji nie oszczędza od początku do końca. Z wielką przyjemnością przeczytam kolejną powieść z Rochniewicz i Sawickim w roli głównej, o ile oczywiście autorka zdecyduje się napisać taką książkę. 

"Mgła" usatysfakcjonuje wszystkich tych, którym nie obca jest współczesna, miejska powieść kryminalna. Ale to nie tylko dobry kryminał. Książka Kai Malanowskiej jest utrzymana na bardzo wysokim poziomie literackim. Nie licząc powieści spod pióra Katarzyny Puzyńskiej, dawno nie czytałam tak wzorowego polskiego kryminału.

Dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Kaja Malanowska "Mgła"
Wydawnictwo Znak Literanova, 2015
ilość stron: 704
data premiery: 12.08.2015

KONKURS DLA BLOGERÓW KSIĄŻKOWYCH | Edyta Świętek "Tam, gdzie rodzi się zazdrość"



Konkurs dla blogerów książkowych!
Poznaj twórczość Edyty Świętek!

Wydawnictwo Replika oraz patron medialny najnowszej powieści Edyty Świętek, blog Przegląd czytelniczy zapraszają wszystkich blogerów książkowych do udziału w konkursie.

W I etapie zostanie wyłonionych pięć blogów, których autorzy otrzymają egzemplarz powieści "Tam, gdzie rodzi się zazdrość".
Zwycięzca II etapu otrzyma nagrodę główną: pakiet książek Edyty Świętek wydanych przez Wydawnictwo Replika: "Cienie przeszłości" i "Zanim odszedł" oraz możliwość przedpremierowej lektury i recenzji najnowszej zapowiedzi Wydawnictwa Replika - powieści Edyty Świętek "Cappuccino z cynamonem"!

Aby zgłosić się do udziału w konkursie, należy do 6 sierpnia 2015 r. włącznie wysłać maila na adres przegladczytelniczy@interia.pl w temacie wpisując "Konkurs dla blogerów". W treści maila proszę podać link do swojego bloga, adres do wysyłki książki oraz odpowiedź na zadanie konkursowe:

"W maksymalnie 10 zdaniach zachęć do przeczytania twojej ulubionej powieści."

7 sierpnia 2015 r. zostanie ogłoszona lista blogerów, którzy zakwalifikowali się do II etapu. W dniu premiery, 11 sierpnia zostaną wysłane egzemplarze powieści "Tam, gdzie rodzi się zazdrość".

Blogerzy na przeczytanie i zrecenzowanie książki mają czas do 31 sierpnia 2015 r. Do tego dnia na adres przegladczytelniczy@interia.pl należy przesłać link do recenzji zamieszczonej na swoim blogu.
3 września 2015 r. zostaną podane wyniki II etapu. 
Zwycięzca otrzyma książki Edyty Świętek "Cienie przeszłości" oraz "Zanim odszedł", a na 3 tygodnie przed premierą "Cappuccino z cynamonem" zostanie przesłany do niego plik z tekstem powieści.

Powodzenia!

środa, 29 lipca 2015

Recenzja przedpremierowa | Katarzyna Kwiatkowska "Zbrodnia w szkarłacie"



Katarzyna Kwiatkowska to, obok Joanny Szwechłowicz, najgorętsze nazwisko polskiego kryminału retro tego lata. Kwiatkowska przenosi nas na tereny zaboru pruskiego i przybliża nam powstały w 1900 roku Związek Ziemian. Ale oprócz tego kawałka polskiej historii "Zbrodnia w szkarłacie" to przede wszystkim kryminał, z gęstym trupem, błyskotliwym detektywem i całą rodziną podejrzanych w rolach głównych. 

Rok 1900. W dworze Jezierskich pod Poznaniem trwają przygotowania do ślubu Heleny, córki właścicieli posiadłości. Daleki krewny Jezierskich, Jan Morawski, znany ze swojego zamiłowania do zagadek kryminalnych, poszukuje zaginionego skarbu dziadka. Sytuacja finansowa Jezierskich jest fatalna, rodzinie grozi bankructwo oraz utrata dworu. Zagubiony spadek to jedyna szansa na zachowanie honoru. Ślub zbliża się wielkimi krokami, a tymczasem w Jeziorach zostaje zamordowany człowiek. Podejrzani są wszyscy, każdy z członków rodziny miał motyw, aby zabić Józefa Szulca. Morawski rozpoczyna swoje prywatne dochodzenie. Sprawę równolegle próbuje rozwiązać również funkcjonariusz pruskiej policji. Niechęć do zaborcy w Jeziorach wzrasta, kiedy okazuje się, że dwór chce przejąć właśnie pruski najeźdźca.

"Zbrodnia w szkarłacie" jest genialna. Po prostu. Katarzyna Kwiatkowska napisała wybitną powieść kryminalną. Skomplikowana intryga, znakomite, nieco ironiczne dialogi i ciekawe tło historyczno-obyczajowe - tego możecie spodziewać się po najnowszej książce "pierwszej damy polskiego kryminału retro". Przez Kwiatkowską zaniedbałam wszystkie swoje obowiązki. Po prostu musiałam dowiedzieć się, kto zabił. Dobry kryminał to taki, w którym zabójca jest tuż przed nosem czytelnika, a w ogóle nie bierzemy go pod uwagę. Dlatego "Zbrodnia w szkarłacie" jest dobrym kryminałem. Powieść kończy się najmniej prawdopodobnym scenariuszem, a jednak, kiedy wraz z Morawskim jeszcze raz podsumujemy całość, wszystkie elementy wskakują na właściwe miejsce układanki. To niebywałe, w jaki sposób Kwiatkowska połączyła poszczególne ogniwa w niesamowitą, wspaniałą powieść. 

Związek Ziemski powstał w 1900 roku. Celem stowarzyszenia była pomoc zagrożonym upadłością majątkom. Związek utrudniał przejmowanie polskich ziem przez pruską Komisję Kolonizacyjną, a także ostrzegał przed zdrajcami, którzy jako podstawieni Polacy kupowali posiadłości w Poznańskiem, aby przekazać je Niemcom. Działalność Związku Ziemskiego posłużyła za inspirację do stworzenia powieści "Zbrodnia w szkarłacie". Samo stowarzyszenie i jego działalność jest ściśle związana z fabułą książki Kwiatkowskiej. Autorka doskonale wplotła elementy historyczne do fikcji literackiej. Aż nie chce się wierzyć, że pisarka to wszystko zmyśliła. "Zbrodnia w szkarłacie" to starannie dopracowana powieść. Katarzyna Kwiatkowska zadbała o najmniejsze szczegóły. Tu nawet kucharki mówią gwarą poznańską. Powieść jest rezultatem ogromu pracy, jaką autorka stworzyła w jej powstanie. Należą się gromkie brawa.

"Zbrodnia w szkarłacie" to jedna z lepszych powieści gatunku. Jeśli jesteście miłośnikami retro kryminału, nie możecie przegapić tej książki. Katarzyna Kwiatkowska jest w rewelacyjnej formie, a "Zbrodnia w szkarłacie" to mistrzostwo samo w sobie. Przepadłam na dobre. Kwiatkowska zafundowała mi mocne wrażenia i cięty język. Ależ mi się to spodobało!

Dziękuję Wydawnictwu Znak za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Katarzyna Kwiatkowska "Zbrodnia w szkarłacie"
Wydawnictwo Znak, 2015
ilość stron: 400
data premiery: 10.08.2015

poniedziałek, 27 lipca 2015

Katarzyna Woźniczka "We dwoje" | Recenzja




W przypadku powieści Katarzyny Woźniczki największy problem stanowi... tytuł. Tytuł i okładka. Podejrzewam, że większość czytelników ominie tę lekturę szerokim łukiem na księgarnianych półkach, właśnie z uwagi na tytuł. Przyznacie sami, że skojarzenia są aż nazbyt oczywiste. "We dwoje" wysyła jasny sygnał - mamy do czynienia z banalnym romansidłem. Uwaga, nic z tych rzeczy. Książka Katarzyny Woźniczki dowodzi, jakie znaczenie ma dobrze dobrany tytuł. W tym przypadku autorce nie wyszło to kompletnie, ale jeśli dacie publikacji drugą szansę, przekonacie się, że to naprawdę niezła powieść obyczajowa.

Zaczyna się nieco standardowo. Karolina i Krzysztof - dwie połówki jabłka. Są małżeństwem od dłuższego czasu, a jednak wciąż nie mają dziecka. Tyrolscy regularnie uczęszczają do kliniki leczenia niepłodności, wykonują szereg badań, szukają przyczyny. Kolejnym problemem jest uprzykrzająca Karolinie życie teściowa. Mimo mniejszych i większych kłopotów, Karolina i Krzysztof są szczęśliwi. Mają siebie, stanowią dobraną i zgraną parę, pod względem finansowym również niczego im nie brakuje. Jeden dzień zmieni życie Karoliny na zawsze. Od teraz musi radzić sobie sama. W jednej chwili spełnia się największe marzenie i największy koszmar. Karolina musi poukładać swoje życie na nowo, ale to wcale nie jest takie proste, gdyby inni wciąż próbują wtrącać się w jej życie i podejmować za nią decyzje.

"We dwoje" to lekka, przyjemna, a przede wszystkim niestandardowa lektura. To historia młodej kobiety, która zawsze żyła tak, by zadowolić innych. Realizacja swoich planów, spełnianie marzeń schodziło na dalszy plan, kiedy mogło się okazać, że w ten sposób nie sprosta oczekiwaniom osób trzecich. W końcu Karolina mówi "dość" i bierze życie w swoje ręce. Jej dotychczasowy świat legł w gruzach i bohaterka jest zmuszona teraz poukładać wszystko od początku. Wydawnictwo spisało się na medal, kiedy nie ujawniło szczegółów fabuły w krótkim opisie na tylnej okładce książki. Nie wiedziałam, czego spodziewać się po powieści, chociaż tytuł i okładka zniechęcały do lektury. Czytałam "We dwoje" na czytniku. Nie wiem, czy zdecydowałabym się na czytanie w miejscu publicznym wersji papierowej. No cóż, tytuł mocno sugeruje nam, że mamy do czynienia z romansidłem nie najwyższych lotów. Tymczasem okazuje się, iż rzeczywiście nie ma co oceniać po pozorach. "We dwoje" przybiera totalnie nieprzewidywalny dla czytelnika scenariusz. Zdziwiłam się, w jakim kierunku podążyła narracja.

Czytało się szybko i przyjemnie, mimo niedociągnięć. Pewne sytuacje życiowe bohaterów są nienaturalne i mocno naciągnięte pod kątem fabuły powieści. Brakowało mi również świeżości i prostoty dialogów. Były po prostu sztuczne. Poza tymi błędami, nie mogę zarzucić powieści żadnych poważnych nieścisłości. Cała historia rozbudza ciekawość czytelnika. Bohaterowie intrygują. Zastanawiamy się, co będzie dalej, jakie decyzje podejmą poszczególne postacie. "We dwoje" to lektura, która potrafi przyciągnąć uwagę. Wciąga od pierwszej strony. Jeśli macie ochotę na lekką rozrywkę, trafiliście pod dobry adres. Jednak ja przez ostatni czas za dużo przeczytałam takich prostych książek. Obecnie odczuwam pewien przesyt literatury "kobiecą", dlatego zakończenie mocno mnie zirytowało. Właściwie od połowy książki wiedziałam, w jakim kierunku to wszystko zmierza i odczuwałam złość, że znów będę świadkiem przerysowanego, przesłodzonego końca. Nie pomyliłam się. Zdecydowanie potrzebuję odpoczynku od tego typu literatury.

Ja funduję sobie wakacje od lekkich i przyjemnych czytadeł. Mam ochotę na coś mocniejszego. Ale jeśli wy akurat odczuwacie potrzebę czegoś prostego i nieskomplikowanego, "We dwoje" to dobry pomysł. Myślę, że duże znaczenie ma element zaskoczenia i nieszablonowość historii. Kończy się, jak wszystkie inne, ale gdzieś pomiędzy wstępem a zakończeniem można doświadczyć czegoś nowego.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Katarzyna Woźniczka "We dwoje"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2015
ilość stron: 368
data premiery: 09.07.2015

sobota, 25 lipca 2015

Gdzie zaczyna się Korczak, a gdzie kończy Wilczyńska? | Magdalena Kicińska "Pani Stefa"



"Przez cały czas, przed wojną i podczas wojny,
Korczak pracował razem z panią Stefanią Wilczyńską.
Współpracowali ze sobą przez całe życie.
Nawet śmierć ich nie rozłączyła.
Poszli razem na śmierć.
Wszystko, co związane jest z osobą Korczaka - internat,
propagowanie miłości do dzieci -
wszystko jest wspólnym dorobkiem obojga.
Trudno określi, gdzie zaczyna się Korczak, a gdzie kończy Wilczyńska."

E. Ringelblum "Kronika getta warszawskiego"

"Czy wiesz, kim był Janusz Korczak?" - pytam rodzinę, znajomych. Też mi pytanie, oczywiście, że wiedzą! "A wiesz, kim była Stefania Wilczyńska?" - kontynuuję. Cisza. Nie wiedzą. A przecież Korczak przez całe życie pracował razem z Wilczyńską. Magdalena Kicińska przywraca pani Stefie należne jej miejsce. W swoim debiucie autorskim przybliża czytelnikowi niezwykłą osobowość. Poznajcie panią Stefę. 

Stefania Wilczyńska urodziła się 26 maja 1886 roku. Niewiele wiemy o jej przeszłości i rodzinie. W 1912 roku razem z Januszem Korczakiem założyła Dom Sierot dla żydowskich dzieci w Warszawie przy ulicy Krochmalnej. Całe dorosłe życie poświęciła dzieciom. Wraz z Korczakiem stosowała nowoczesne, jak na tamte czasy, metody pedagogiczne. Przez cały czas była bliską współpracownicą Janusza Korczaka i wraz z nim zginęła w Treblince, a mimo to jest postacią zapomnianą. Wszyscy wiemy, kim był Janusz Korczak, ale kim była Stefania Wilczyńska?

Magdalena Kicińska w swoim autorskim debiucie wyciąga Stefanię Wilczyńską z otchłani niepamięci. Dociera do osób, które znały Wilczyńską, uważnie studiuje dokumenty, listy, zapiski. Grubą kreską oddziela to, co wiadomo, od tego, czego o Wilczyńskiej nie wiemy. Z jej reportażu wyłania się niezwykła kobieta, o której jej byli wychowankowie mówią: "Żyła tak, jakby jej nie było". Może właśnie dlatego została zapomniana przez potomnych? "Panią Stefę" czyta się rewelacyjnie. Kicińska posiada wszystkie cechy dobrego autora reportaży. Wie, jakie zadać pytania, by uzyskać satysfakcjonujące odpowiedzi. Na podstawie szczątkowych informacji i licznych hipotez udało jej się stworzyć fascynujący i intrygujący portret bliskiej współpracownicy Janusza Korczaka. Jeśli kiedykolwiek mamy się dowiedzieć, kim była Stefania Wilczyńska, odpowiedź znajdziemy właśnie w tym reportażu.

W 2014 roku Sylwia Chutnik opowiadała w jednym z wywiadów prasowych o kobietach, które, jej zdaniem, warto upamiętnić w stolicy. Wspomniała o Stefanii Wilczyńskiej.  W 2012 roku Fundacja im. prof. Mojżesza Schorra ogłosiła Dzień Kobiet 2012 Dniem Stefanii Wilczyńskiej. W 2013 roku wystosowano apel o uhonorowanie Stefanii Wilczyńskiej alejką obok Muzeum Historii Żydów Polskich. O Stefanii Wilczyńskiej zaczyna się mówić coraz głośniej. "Pani Stefa" Magdaleny Kicińskiej jest ważnym głosem w tej sprawie. Autorka swój debiut poświęciła wyjątkowej osobie i taka właśnie jest ta książka. Przeczytałam z zapartym tchem, mimo iż znałam już wcześniej jej smutne zakończenie. Życie Stefanii Wilczyńskiej to gotowy materiał na publikację, a Magdalena Kicińska wyszlifowała starannie ten diament. Dla mnie - rewelacja!

Gdzie zaczyna się Korczak, a gdzie kończy Wilczyńska? Ciężko powiedzieć. Z pewnością jednak "Pani Stefa" pomaga odpowiedzieć na to pytanie. To, i wiele innych pytań, które rodzą się w związku z osobą Stefanii Wilczyńskiej. Dawno nie czytałam tak wspaniale napisanego reportażu. Autorka do pracy przygotowała się perfekcyjnie. Polecam z całego serca!

Dziękuję Wydawnictwu Czarne za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Magdalena Kicińska "Pani Stefa"
Wydawnictwo Czarne, 2015
ilość stron: 272
data premiery: 26.05.2015

piątek, 24 lipca 2015

Recenzja przedpremierowa | Dorota Schrammek "Horyzonty uczuć"



Urlop jeszcze przed wami? A może już zdążyliście przyjechać z wakacji? Mam dla was wspaniałą wiadomość. W każdej chwili możecie powrócić na piaszczyste plaże nad Bałtykiem, poczuć na skórze powiew morskiego powietrza. Wszystko dzięki Dorocie Schrammek i jej najnowszej powieści "Horyzonty uczuć". Ja urlop mam wciąż przed sobą, ale po lekturze książki Doroty czuję się, jakbym właśnie wróciła znad Bałtyku. Magia!

Matylda jest kobietą po przejściach. Prowadzi pensjonat w Pobierowie i sprawuje funkcję sołtysa. Nadchodzące lato na zawsze odmieni życie kobiety oraz kilku innych osób, których ścieżki skrzyżują się nad Bałtykiem. Do Pobierowa przyjeżdża Iwona z córką Zosią. Próbuje ukryć przed dzieckiem, dlaczego wakacje spędzają tylko we dwie, bez taty. Zjawia się także syn Matyldy, Piotr wraz z żoną Dorotą. Ich małżeństwo przeżywa kryzys. Kilka dni po ich przyjeździe, w Pobierowie pokój wynajmuje Aldona. Kobieta pokonała chorobę, ale na jej ciele pozostał trwały ślad. Aldona próbuje radzić sobie ze swoją niepełnosprawnością. Ma tylko jedno marzenie - zajść w ciążę i urodzić dziecko. W tym samym czasie w pensjonacie zjawia się Ryszard wraz z małym chłopcem. Szybko okazuje się, że wbrew temu, co utrzymuje Ryszard, Antoś nie jest jego wnukiem.

"Horyzonty uczuć" to magiczna powieść. Przenosi nas do niewielkiego Pobierowa, które w okresie letnim zamienia się w nadmorski kurort. Dorota Schrammek wiernie oddała niesamowity nadbałtycki klimat. Każdy, kto chociaż raz oddychał morskim powietrzem, zachwyci się prozą autorki, pogrążając się we wspomnieniach. Pobierowo żyje na kartach "Horyzontów uczuć". Okazuje się, iż czytelnik nie musi nawet uruchamiać swojej wyobraźni, by poczuć zapach gofrów z owocami i bitą śmietaną, czy usłyszeć szum fal. To nie lada sztuka - opisać miejsce tak, by odbiorca tekstu czuł się, jakby fizycznie tam był, a Dorocie Schrammek udało się to doskonale. Podczas lektury "Horyzontów uczuć" przepełniała mnie radość z obcowania z przyrodą, tęsknota za Bałtykiem, który kocham miłością wierną i nieskończoną. Bałtyk uwielbia również Dorota Schrammek, i to widać. Nawet jeśli literatura kobieca nie leży w sferze waszych zainteresowań, koniecznie przeczytajcie tę książkę, gdyż rzadko spotyka się powieść, której autor w sposób absolutnie wyjątkowy i magiczny oddaje klimat miejsca.

Ale Bałtyk to nie jedyne, co oferuje Dorota Schrammek w "Horyzontach uczuć". Najnowsza powieść autorki "Stojąc pod tęczą" to świetna powieść obyczajowa. Pisarka stworzyła intrygujących bohaterów, w ciekawy sposób opisała sytuacje, w jakich znalazły się poszczególne postacie. Nie wszystko jest wiadome od samego początku, w książce funkcjonuje element zaskoczenia. Dorota Schrammek potrafi wzbudzić ciekawość. Jest autorką niezwykle sugestywną, nie odkrywa od razu wszystkich kart. Wraz z rozwojem akcji obnaża kolejne sekrety bohaterów, nawiązuje do tego, co zostało podpowiedziane już wcześniej. To sprawia, że jej powieść czyta się rewelacyjnie. "Horyzontów uczuć" nie da się tak po prostu odłożyć na półkę. Zanim pójdziemy spać, musimy wiedzieć, jak to się wszystko skończy, dokąd autorka zaprowadzi swoich bohaterów. Uwielbiam takie książki, jak "Horyzonty uczuć". To ciepła i mądra powieść, którą pochłonęłam jednym tchem.

Jestem przekonana, że "Horyzonty uczuć" sprostają oczekiwaniom czytelników. Dorota Schrammek stworzyła wspaniałą powieść, z jakiej garściami czerpiemy nadzieję, ciepło czy siłę. Miałam niesamowitą przyjemność przeczytać już książkę i szczerze zazdroszczę wszystkim tym, którzy lekturę mają jeszcze przed sobą. A teraz z niecierpliwością czekam na swoje wakacje. Dorota Schrammek podkręciła mój apetyt na Bałyk.

Dziękuję Wydawnictwu Szara Godzina za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Dorota Schrammek "Horyzonty uczuć"
Wydawnictwo Szara Godzina, 2015
ilość stron: 240
data premiery: 10.08.2015

czwartek, 23 lipca 2015

Katarzyna Archimowicz "W kolejce po życie" | Recenzja


Kiedy rozpoczynałam swą literacką przygodę z najnowszą powieścią Katarzyny Archimowicz, nie miałam bladego pojęcia, w jakie sfery ludzkiego życia zaprowadzi mnie autorka. Tymczasem okazało się, że "W kolejce po życie" to szalenie ambitna i ważna książka. Spodziewałam się raczej lekkiego, nieco banalnego czytadła, a dostałam doprawdy mądrą i przemyślaną powieść o zawiłych kolejach losu.

Ewa i Leszek są małżeństwem od ponad dwudziestu lat. Prowadzą spokojne życie, dorosłe już dzieci wyprowadziły się z domu i rozpoczęły studia. Leszek jest kierowcą, Ewa zajmuje się domem. Sylwestrowy poranek na zawsze odmieni życie Ewy. Policjant informuje kobietę o ciężkim wypadku, w którym ucierpiał Leszek. Mąż Ewy walczy o życie w szpitalu w Ciechocinku. Ewa w kilka godzin dociera do Ciechocinka, aby być przy pogrążonym w śpiączce mężu. Mijają miesiące, a Leszek nie wybudza się. Ewa zaprzyjaźnia się z Krzysztofem, lekarzem pracującym na oddziale neurologii, na którym przebywa Leszek. Krzysztof pomaga Ewie znaleźć lokum. Ewa przenosi się do starej willi i tam poznaje baronową Konstancję oraz jej rodzinę. Zdziwiona odkrywa przeszłość Podolskich, która w zadziwiający sposób łączy się z historią Ewy i Leszka.

"W kolejce po życie" to intrygująca i dojrzała lektura o kolejach życia ludzkiego. Została napisana przepięknym, subtelnym językiem. Katarzyna Archimowicz swą historię opowiada jakby szeptem, w sposób pełen empatii i swego rodzaju delikatności. Powieść skradła moje serce. Delektowałam się każdym zdaniem, powoli smakowałam niepowtarzalny klimat, jaki udało się stworzyć Katarzynie Archimowicz. "W kolejce po życie" nie jest książką, którą czyta się jednym tchem. Autorka stworzyła zawiłą i rozbudowaną opowieść, poruszyła szereg istotnych kwestii. Tej powieści nie można ot tak, zaklasyfikować i w jednym zdaniu napisać, o czym ona jest. W "W kolejce po życie" nic nie dzieje się przypadkiem, a całość kieruje się logiką, nawet jeśli czasem czytelnik odnosi wrażenie, że niektóre wątki są zbędne. Kiedy już będziemy zmierzać do końca, wszystkie elementy układanki wskoczą na swoje miejsce. Otrzymamy niebanalną, piękną, szczerą i bezkompromisową opowieść.

Powieść Katarzyny Archimowicz opowiada historię kilku osób, połączonych ze sobą w zupełnie niezwykły sposób. Rozstanie, złamane serce, choroba, śmierć, miłość - tutaj nic nie dzieje się tak po prostu. Archimowicz pisze o wartości życia ludzkiego. I w zasadzie, gdybyśmy chcieli zamknąć tę lekturę w jednym zdaniu, tak należałoby ją określić. Ale to wciąż za mało. Bo o tak pięknej książce nie można pisać tak krótko. Tak, pięknej. "W kolejce po życie" nie jest rewelacyjna czy wybitna. Jest piękna. Ten przymiotnik najpełniej określa istotę powieści. Katarzyna Archimowicz pisze o nadziei, bólu, miłości oraz rozczarowaniu. Autorka ma szczególny talent do opisywania ludzkich emocji. Swoich bohaterów stworzyła z dbałością o szczegóły i staranne portrety psychologiczne. Rzadko zdarza się powieść tak... skończona, jak "W kolejce po życie". Często odnoszę wrażenie, że chętnie bym coś dodała, ewentualnie odjęła, po prostu - czegoś mi w książce brakuje. Tym razem czuję, że powieść Katarzyny Archimowicz jest wypełniona aż po brzegi, idealnie wyważona. 

"W kolejce po życie" to wspaniała propozycja dla czytelników preferujących literaturę środka. Jest ambitnie, czasem poważnie, momentami zabawnie. To był mój pierwszy kontakt z twórczością Katarzyny Archimowicz. "W kolejce po życie" rozbudziła mój apetyt na więcej.

Dziękuję Wydawnictwu Black Publishing za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Katarzyna Archimowicz "W kolejce po życie"
Wydawnictwo Black Publishing, 2015
ilość stron: 368
data premiery: 17.06.2015

środa, 22 lipca 2015

Recenzja przedpremierowa | Natasza Socha "Rosół z kury domowej"



Spodobała wam się "Macocha" i "Maminsynek"? Z pewnością pokochacie tę książkę. "Rosół z kury domowej" to najlepsza powieść Nataszy Sochy. Kury biją na głowę pryszczatą pasierbicę tytułowej macochy i rozpieszczonego przez mamusię Leandra! Socha jest w swojej szczytowej formie, a jej książkę powinna przeczytać nie tylko każda kura domowa. "Rosół z kury domowej" to powieść, która rozbawi nie tylko kobiety, ale i mężczyzn.

Wiktoria zrezygnowała z ambicji i dyplomu magistra architektury. A wszystko dla Tymona, idealnego męża idealnej żony. Wiktoria do perfekcji opanowała prowadzenie domu, ogródka, gotowanie, rozróżnianie wszystkich dostępnych na rynku rodzajów garnków, usuwanie trudnych plam, prasowanie. I to nie byle jakie prasowanie! Wiktoria wie, jak (i czy w ogóle) prasować pościel, aby przyjemnie się pod nią spało. Pewnego dnia Tymon oświadcza zdziwionej Wiktorii, że oto docenił intelekt koleżanki z pracy i zamierza związać się z Anną. Wiktoria może zabrać ze sobą swoje garnki, bo Anna nie ma czasu i nie lubi gotować. Więc Wiktoria zabiera ze sobą swoje garnki i wyprowadza się. Do Niemiec. Tam przyjdzie jej porównać stereotypy z rzeczywistością i dowiedzieć się, jaki w rzeczywistości jest znienawidzony przez Polaka Niemiec. Znienawidzony z zasady, oczywiście. Wiktoria pozna trzy kobiety, z którymi połączy ją przyjaźń i... gotowanie. Nago! Filmiki z ich gotowania pobiją rekordy oglądalności w internecie. A to dopiero początek.

"Rosół z kury domowej" to przezabawna opowieść o czterech kobietach. Jak sugeruje nam sam tytuł - kurach domowych. Kurach, które w końcu wyrwały się z tego domu, by rozebrać się, założyć maski weneckie, włączyć kamerę i zacząć gotować. Niesamowita historia, pomoże każdej z pań na nowo odkryć swoją kobiecość. "Rosół z kury domowej" to słodko-gorzka powieść o całkiem zwyczajnych kobietach. Scenariusz napisało samo życie, a Natasza Socha doprawiła go humorem. I to nie byle jakim! Kury gotują wprost wyśmienicie, a ich stwórczyni sypie dowcipami jak z rękawa. Ma cięty język, nie pozostawia suchej nitki na tych "złych", ośmiesza i obala stereotypy. "Rosół z kury domowej" skrzy się dobrym, inteligentnym humorem. To doskonała pozycja dla wszystkich tych, którzy cenią sobie ambitny dowcip z połączeniu z niebanalną treścią.

Moim zdaniem "Rosół z kury domowej" to najlepsza powieść Nataszy Sochy. Autorka zawsze wyróżniała się wyjątkowym poczuciem humoru, ale tym razem to nie dowcip jest największym atutem publikacji. "Rosół z kury domowej" jest najciekawszą książką Sochy pod względem fabularnym. Historia jest rozbudowana, autorka porusza szereg wątków, a nie tylko ten jeden, główny, tak jak w "Macosze" czy "Maminsynku". Cała opowieść jest do bólu prawdziwa, a jej bohaterki tak bliskie przeciętnej Kowalskiej. Może dlatego książkę czyta się tak dobrze? Humor w połączeniu z życiowymi obserwacjami - to się zawsze sprawdza. Bo Socha uczy nas śmiać się z samych siebie. Sytuacje przez nią opisane często są elementami naszej codzienności, a sposób, w jaki przedstawia je autorka, pomaga nam złapać dystans do siebie i swoich problemów. "Rosół z kury domowej" to bardzo dobrze podana, lekkostrawna i mądra powieść dla inteligentnych kobiet i nie mniej inteligentnych facetów. Bo kto powiedział, że o kurach domowych mogą czytać tylko kobiety?

Podczas lektury "Rosołu z kury domowej" bawiłam się wyśmienicie. Książkę przeczytałam jednym tchem, bez reszty zatraciłam się w rzeczywistości wykreowanej przez Nataszę Sochę. Kombinowałam tylko, jak tu znaleźć chwilkę, by dokończyć rozdział, a potem zacząć kolejny. "Rosół z kury domowej" to emocjonująca rozrywka. Bardzo mocno polecam!

Dziękuję autorce i Wydawnictwu Pascal za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Natasza Socha "Rosół z kury domowej"
Wydawnictwo Pascal, 2015
data premiery: 29.07.2015

sobota, 18 lipca 2015

Wywiad | Róża Lewanowicz: "Całe moje życie zdeterminowane jest przez słowo pisane."

Najnowsza powieść Róży Lewanowicz, "Przebudzona" już w księgarniach

Kim jest Róża Lewanowicz, autorka świetnie przyjętej przed czytelników "Porwanej" i rewelacyjnej kontynuacji pod tytułem "Przebudzona"? Pisarka nie pojawia się w mediach, a zamiast Lewanowicz przemawia jej twórczość. Przegląd czytelniczy postanowił jednak to zmienić i zadał autorce kilka pytań. Przekonajcie się sami, co z tego wynikło. 

Podczas lektury „Porwanej” i „Przebudzonej” często zastanawiałam się, skąd u Pani taka świetna znajomość reguł panujących w polityce, wojsku, CBŚ-u? Jak udało się Pani odnaleźć połączenie pomiędzy tymi światami?

Na regułach panujących w wojsku znam się trochę z racji kontaktów zawodowych z branżą, które w tej chwili już się urwały. Na policji, a już zwłaszcza na polityce, nie znam się wcale. Rzeczy, o których piszę, są wynikiem subiektywnych obserwacji i odczuć. Nawet jedna ze znajomych osób, pracująca kiedyś w policji, zarzuciła mi prezentowanie „cukierkowego” obrazu tego rodzaju służb, bo prawda jest zupełnie inna. Podobnie kolega, który był kilka razy w Afganistanie, miał mi za złe kilka nieścisłości. Zapytałam go jednak, czy chciałby, abym ze szczegółami opisywała wygląd i położenie bazy albo panujące w niej zasady. Przyznał, że nie byłoby to korzystne, zwłaszcza że wtedy nasze wojska jeszcze tam były. 
Obecnie pracuję w warszawskiej korporacji i już wiem, że kiedyś napiszę o tym środowisku jakąś powieść, ale wiem też, że nie będzie ona odzwierciedlała rzeczywistości stuprocentowo, lecz posłuży mi jako didaskalia dla głównego wątku. Jeśli jednak moje przedstawianie fikcyjnego świata robi wrażenie tak bardzo realnego, to bardzo się cieszę.

Czym interesuje się kobieta, która pisze męską powieść?

Nigdy nie myślałam o swoich powieściach w kategoriach płci, a gdy dłużej się nad tym zastanowię, postrzegam całą tę historię jako bardzo kobiecą, a nawet romansową, bo w centrum mojej uwagi wciąż niezmiennie pozostaje małżeństwo Meyerów i ich uczuciowe perypetie. Także moje zainteresowania są mocno kobiece, to znaczy obracają się wokół robótek ręcznych, oglądania baletu na Youtube i rozmyślaniu o wyborze garderoby na kolejny dzień. Stanowią one przeciwwagę do tego, co robię zawodowo, bo od kilku lat pracuję w branżach zdominowanych przez mężczyzn i raczej te zajęcia wpływają na tematykę moich powieści.

Zastanawiam się, czy bohaterowie Pani powieści mają swoje pierwowzory w rzeczywistości?

Bardzo często jestem utożsamiana z osobą Justyny, ale nie jest to słuszna ocena. Ona, jej powieściowy mąż oraz Krokodyl są całkowicie zmyślonymi postaciami, które uosabiają moje, bardzo młodzieńcze, przeżycia i pragnienia. Natomiast w twarzach otaczających ich ludzi coraz częściej odnajduję rysy osób, z którymi się zetknęłam i których historie, opowiadane przy niezobowiązujących spotkaniach, zrobiły na mnie wrażenie. Co ciekawe, na co dzień o nich nie myślę, ale gdy siadam do pisania, one do mnie wracają, jakby chciały być opowiedziane. Uświadomił mi to jeden z kolegów, który powiedział, że niektóre postacie są nie do pomylenia z innymi i że od razu wiedział, że opisuję tę konkretną osobę z naszego otoczenia. Oznacza to, że odbieram to, co dzieje się wokół mnie, o wiele intensywniej, niż mogłabym przypuszczać.

Czy rzeczywiście mężczyźni boją się silnych kobiet i uciekają, tak jak Łukasz, gdy dowiedział się o przeszłości swojej żony?

Nie postrzegam w ten sposób wszystkich mężczyzn, choć muszę przyznać, że widziałam wielu, którym silne kobiety przeszkadzają, jakby stanowiły coś w rodzaju zagrożenia dla ich pozycji. Ale Łukasz ma swoją historię. Jeśli ktoś bliżej przyjrzy się osobie jego matki, zrozumie, że właśnie w relacji z nią ukrywa się odpowiedź na ten rodzaj niedojrzałości. Nie chcę zdradzać szczegółów – wątek ten pojawi się w finałowej części.

Skąd w ogóle pomysł na tak, przyzna Pani sama, oryginalną powieść?

Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Wszystkie pomysły na fabuły – a jest ich wiele – pojawiają się w mojej głowie pozornie znikąd. Ale myślę, że chodzi o to odbieranie rzeczywistości, o którym wspominałam wcześniej. Jakieś zdarzenie, film, czyjaś historia zrobiły na mnie tak duże wrażenie, że choć na co dzień o tym nie myślę, moja podświadomość chce się z tym jakoś uporać i robi to poprzez pisanie. Zresztą, w chwili, gdy kolejne strony powieści zapełniają się treścią, zachodzą we mnie oczyszczające zmiany. Na przykład niepokoi mnie sytuacja polityczna w naszym kraju, więc tworzę własną wersję zdarzeń, żeby to sobie poukładać w głowie i emocjach. Ciekawie się robi, gdy po fakcie okazuje się, że coś z tej fikcji jest prawdą, a tak miało miejsce w przypadku jednego z wątków „Porwanej”.

Jednoznaczne zaklasyfikowanie „Porwanej” czy „Przebudzonej” do gatunku literackiego sprawia trudność. Jak sama autorka opisałaby swoją twórczość?

Tak, nie jest to łatwe. Czasem ktoś pyta mnie o gatunek i zaczynam się plątać w zeznaniach. Dla mnie jest to romans, opowiadający o walce o małżeńskie szczęście z sensacyjno-kryminalną otoczką. Nie planowałam napisania kryminału czy thrillera; byłam wręcz przekonana, że to gatunki, których nie udźwignę warsztatowo.

Kim jest Róża Lewanowicz?

Pisarzem, który nie zawsze ma możliwość pisania tego, co chce i ile chce. Całe moje życie zdeterminowane jest przez słowo pisane; jeśli nie opiszę swoich przeżyć, na przykład w formie pamiętnika czy wpisu na blogu, one zaczną mnie tłamsić i nie pozwolą iść dalej. Możliwość ekspresji w formie powieści była dla mnie zaskoczeniem, choć muszę przyznać, że bardzo miłym. 

Co dalej? Czy był to jednorazowy flirt w dwóch aktach czy planuje Pani związać się z literaturą na stałe?

Gdybym miała tylko taką możliwość, zajmowałabym się samym pisaniem, w tym powieści. Mam dużo pomysłów, dwa z nich zmaterializowały się w postaci skończonych książek o zupełnie niesensacyjnym charakterze, trzy inne są rozpoczęte. No i chcę zamknąć historię Łukasza i Justyny w trzeciej, finalnej części. Długi czas złościłam się na fakt, że moje życie nie może wyglądać w ten sposób, że skupiam się tylko na pisaniu. Jednak teraz dostrzegam wiele pozytywnych stron tej sytuacji. Od zeszłego roku mam naprawdę ciekawą pracę, w którą chcę się zaangażować, nie tylko dlatego, że pozwala mi spłacać kredyt mieszkaniowy. Odnalazłam dawno zapomnianą pasję rękodzieła i trudno przewidzieć, dokąd mnie to zaprowadzi. Dzięki tym i innym doświadczeniom, niektórym bardzo trudnym, zmieniam się, inaczej patrzę na świat, co ma też wpływ na moje pisanie. Gdybym kontynuowała opowieść o Meyerach zaraz po skończeniu „Przebudzonej”, byłaby to inna powieść, niż ta, która powstaje. 

piątek, 17 lipca 2015

Agata Przybyłek "Nie zmienił się tylko blond" | Recenzje



Wydawnictwo Czwarta Strona wychodzi naprzeciw potrzebom czytelniczek z nową serią. Serią z babeczką. Pierwszą powieścią, jaka ukazała się w nowym cyklu, jest książka Agaty Przybyłek "Nie zmienił się tylko blond". Autorski debiut Przybyłek z pewnością przypadnie do gustu wszystkim sympatykom twórczości Magdaleny Witkiewicz.

Jak to zwykle bywa w komediach romantycznych, najpierw jest dramat. Mąż Iwonki, znany też jako bawidamek, ewentualnie Grzegorz, odchodzi do kochanki. Gwoli ścisłości, to Iwonka ma odejść, gdyż mieszkanie jest tak jakby jego, bo Iwonka podpisała przed ślubem intercyzę. Musi więc wynieść się z domu, wraz z czwórką dzieci, psem i ciężarną kotką. Ale to nie koniec atrakcji. Iwonka w wieku 37 lat dowiaduje się, że będzie babcią. Rodzice potencjalnej synowej na wieść o niechcianej ciąży wyrzucili nastolatkę z domu, a Iwonka, no cóż, ma dobre serce i postanawia przygarnąć dziewczynę. Wraz z całą ferajną wyrusza nocnym pociągiem do rodziców, by tam zamieszkać na czas bliżej nieokreślony. Kobieta musi na nowo poukładać sobie życie, a łatwo wcale, jak zapewne przypuszczacie, nie będzie.

Debiutancka powieść Agaty Przybyłek skrzy się humorem. Absurdalne sytuacje, zabawne dialogi i kolejne "dramaty" w życiu Iwonki rozchmurzą nawet najbardziej wymagającego czytelnika. Proza Przybyłek jest lekka i przyjemna. Podczas lektury często odnosiłam wrażenie, że czytam kolejną książkę Magdaleny Witkiewicz. Te dwie autorki łączy wiele podobieństw. Piszą w bardzo podobnym stylu i języku, tworzą taki sam typ bohaterki. Agata Przybyłek nie boi się ośmieszania stworzonych przez siebie postaci. Jest miło, ale nie bezmyślnie. "Nie zmienił się tylko blond" to świetna historia o kobiecie takiej, jak my. Niedoskonałej, z własnymi problemami. Iwonka śpiewająco radzi sobie z przeciwnościami losu, a jej przygody rozbawią nie jednego czytelnika.

Muszę przyznać, iż historia stworzona przez Agatę Przybyłek nie wyróżnia się niczym szczególnym od innych tego typu opowieści, a jednak "Nie zmienił się tylko blond" przeczytałam z największą przyjemnością. Lektura szalenie przypadła mi do gustu. Bo my, kobiety, po prostu lubimy takie książki! Coś mi się wydaje, że "Seria z Babeczką" na dobre zagości w moim sercu, a "Nie zmienił się tylko blond" to niezwykle udane rozpoczęcie nowego cyklu. Lektura grozi niekontrolowanymi wybuchami śmiechu. Autorce udało się stworzyć postać, która zostaje z czytelnikiem na dłużej. Iwonka to szalenie sympatyczna kobieta, niezwykle charakterystyczna, ale i charakterna. Jej perypetie zostaną ze mną na dłużej. Po lekturze "Nie zmienił się tylko blond" czuję się maksymalnie odprężona, a przecież o to chodzi w lekturach tego typu.

"Nie zmienił się tylko blond" to doskonała propozycja dla wielbicielek prozy w stylu Magdaleny Witkiewicz czy Nataszy Sochy. Jestem zachwycona autorskim debiutem Agaty Przybyłek i z chęcią sięgną po kolejną książkę tej pisarki, a wy tymczasem nadróbcie zaległości i koniecznie przeczytajcie "Nie zmienił się tylko blond". Jestem przekonana, że nie będziecie żałować.

Dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Agata Przybyłek "Nie zmienił się tylko blond"
Wydawnictwo Czwarta Strona, 2015
ilość stron: 342
data premiery: 01.07.2015

czwartek, 16 lipca 2015

Mila Rudnik "Miłość przychodzi z deszczem" | Recenzja



"Miłość przychodzi z deszczem" to nowy obyczaj w ofercie Prószyńskiego. Mila Rudnik postawiła na znane i sprawdzone przez innych pisarzy klimaty. Jej książka nie jest zła, przeczytałam ją z przyjemnością, ale w zasadzie nie wnosi nic nowego. To idealna powieść na długie, upalne dni, kiedy jesteśmy zbyt zmęczeni na ciężką, bardziej ambitną literaturę. Czego jeszcze możecie spodziewać się po romansie w wydaniu Mili Rudnik?

Marek i Marcin przez całe życie byli nierozłączni. Jedna błędna decyzja zaważyła na całym życiu bliźniaków. Marek bez słowa wyjechał z miasta, Marcin zmienił się nie do poznania. Nikt z rodziny ani przyjaciół nie wie, co poróżniło braci. Marek próbuje ułożyć sobie życie na nowo w Gdańsku. Tam poznaje Annę i wszystko wskazuje na to, że kobieta jest miłością jego życia. Między nimi układa się wspaniale. Do czasu, aż Marek zabiera Annę do domu rodzinnego. Dorota, żona Marcina, jest w ciąży. W końcu, po wielu latach starania przyniosły skutek. Marek jest przerażony na widok bratowej. Zanim bracia zdążą podjąć decyzję, co dalej, ulegają wypadkowi. Jeden z nich umiera. Kilka lat po tych wydarzeniach Anna przypadkiem spotyka brata swojego ukochanego. Odnosi wrażenie, jakby mężczyzna powrócił z zaświatów.

"Miłość przychodzi z deszczem" to jedna z tych lektur, których zakończenie można z powodzeniem przewidzieć już na początku, a jednak czyta się ją z najwyższą przyjemnością. Książka Mili Rudnik nie zaskakuje w zasadzie niczym nowym. Stanowi odskocznię od rzeczywistości, miłą i lekką rozrywkę. Autorka stworzyła ciekawe portrety bohaterów. Swoje postacie wyposażyła w bogate wnętrze. Ciąg zdarzeń wydaje się być logiczny i naturalny. Mila Rudnik wykorzystała znany w literaturze motyw. Katarzyna Bonda pisała o tym w "Pochłaniaczu", z kolei Mila Rudnik opiera swój romans na pytaniu "kto jest kim w tej grze?". Już sama obecność braci bliźniaków poniekąd nasuwa rozwiązanie. Co prawda, nigdy nie spotkałam się z taką sytuacją w rzeczywistości, ale autorom często zdarza się kombinować przy zamianie ról bliźniaków.

Sama nie wiem, czy czytam zbyt dużo i nic już nie jest w stanie mnie zaskoczyć, czy rzeczywiście ta historia jest nieco banalna oraz mało oryginalna. To jedna z tych książek, które przysporzyły mi problemy z ich oceną. Bo jest poprawnie napisana, wciągająca, czyta się ją naprawdę szybo i łatwo. Sęk w tym, że jest tak trochę.. nijako. Powieść nie jest zła, ale szału, niestety, też nie robi. Na rynku są setki książek takich, jak ta. "Miłość przychodzi z deszczem" niczym nie wyróżnia się na tle innych "kobiecych" powieści obyczajowych. Podejrzewam, że nie zwróciłabym na nią uwagi, gdyby nie została wydana przez jedno z moich ulubionych wydawnictw. Prószyński wydaje świetne obyczaje. Tym razem jednak książkę oceniam jako przeciętną. Przeczytałam ją z chęcią, ale nie wniosła niczego do moje życia i jestem przekonana, iż wkrótce o niej zapomnę. "Miłość przychodzi z deszczem" nie zostaje z czytelnikiem na dłużej.

Przeczytać można, raczej w ramach wakacyjnego relaksu, ale nie trzeba. Jeśli lubicie lekkie, niezobowiązujące i proste lektury, to pozycja dla was. Odkładam na półkę "przeczytane" i zapominam o niej. Spędziłam z nią miło czas. I w zasadzie to wszystko. 

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Mila Rudnik "Miłość przychodzi z deszczem"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2015
ilość stron: 280
data premiery: 02.07.2015

wtorek, 14 lipca 2015

Wywiad | Katarzyna Kołczewska: "Lekkie mi nie wychodzi"



Katarzyna Kołczewska powraca ze swoją trzecią powieścią. Po ciepło przyjętych "Kto, jak nie ja?" i "Idealnym życiu" przyszła pora na "Wbrew sobie". Sama autorka mówi: "Nie czytaj 'Wbrew sobie', jeżeli oczekujesz historii o uroczej i zagubionej trzydziestolatce". Bo o bohaterach Kołczewskiej wiele można powiedzieć, ale na pewno nie to, że są uroczy. Katarzynę Kołczewską czytają kobiety mądre życiowo i dzielne. A jaka jest sama autorka?

Jest Pani kolejną, po Małgorzacie Wardzie, polską autorką w klubie „Kobiety to czytają”. Czy jest to dla Pani wyróżnienie?

Oczywiście, że tak i to duże.

Czy zapoznała się już może Pani z innymi klubowymi propozycjami? Która z klubowych autorek interesuje Panią szczególnie?

Pani Małgorzata, „Miasto lodu” leży na mojej półce do przeczytania już od pewnego czasu, a konkretnie od czasu Festiwalu Literatury Kobiecej w Siedlcach we wrześniu ubiegłego roku. Jeszcze tylko jedna pozycja do przeczytania i nadejdzie pora na „Miasto lodu”.

Gdyby miała Pani w kilku zdaniach zachęcić czytelnika do przeczytania „Wbrew sobie”, opowiedzieć, o czym ta książka jest, co by Pani powiedziała?

Nie czytaj „Wbrew sobie”, jeżeli oczekujesz historii o uroczej i zagubionej trzydziestolatce. Nie polecam dla osób unikających refleksji. Nie czytaj jeżeli nie chcesz czytać o życiu takim jakie ono jest, i o ludziach takich jakimi są naprawdę, bez koloryzowania, bez zbędnych sympatii czy antypatii. Nie spotkasz w tej książce lepszej wersji samej siebie ani mnie ani nikogo innego. Jest to książka o życiu, takim jakie ono jest, bez koloryzowania, w jakąkolwiek stronę.

„Kto, jak nie ja?”, „Idealne życie” czy „Wbrew sobie” – która z Pani powieści w odczuciu autorki jest najważniejsza i dlaczego?

„Kto jak nie ja”. Zdecydowanie. Bo pierwsza.

Pisze Pani o tematach trudnych i bolesnych. Utrata dziecka, odpowiedzialność za siebie i innych, śmierć najbliższych. Dlaczego? Czy nie odczuwa Pani teraz potrzeby, aby napisać coś lekkiego?

Nie, nie odczuwam, obawiam się, że jeszcze nie czas dla mnie na pisanie czegoś lekkiego. Lekkie mi nie wychodzi.

Dla kogo Pani pisze? Porównajmy wyobrażenia autorki z rzeczywistością. Kto czyta Kołczewską? Jakie sygnały Pani odbiera?

Czytają głównie kobiety. Kobiety wymagające, oczekujące od książki niebanalności, oczekujące emocji, głębszej myśli. Kobiety mądre życiowo i dzielne. Wyobrażam sobie je jako osoby w ogóle dużo czytające, w wieku powyżej 30 lat. Oczywiście to tylko moje wyobrażenia.

Co jest najtrudniejsze w pracy nad powieścią?

Znalezienie czasu i poprawianie. Nie mam kłopotu, że nie wiem co pisać, że siadam przed komputerem z pustką w głowie. Ten problem mnie nie dotyczy. Mam kłopot, żeby w ogóle usiąść przed komputerem do tekstu. Ale jak już to zrobię, to wtedy pochłania mnie zupełnie. Świat zewnętrzny nie istnieje, jestem tylko ja, historia którą piszę i bohaterowie w nią uwikłani. To są piękne chwile.

Czy prace nad następną książką zostały już rozpoczęte? Ile trwa proces tworzenia?

I tak i nie, wolałabym o tym nie mówić, bo jeszcze nie wiem czy to będzie kolejną książką. Proces tworzenia trwa kilka, kilkanaście miesięcy, potem jest czas na poprawianie. Wielokrotne czytanie, analizowanie każdego zdania, akapitu, wątku na wiele sposobów. Muszę przyznać, że nadal korzystam z opinii i rad mojego mentora i nauczyciela pisania Jakuba Winiarskiego. Ciągle poprawiam warsztat, uczę się i dowiaduję. Pomimo trzech wydanych powieści nadal uważam, że jest dużo do poprawienia. Z każdą kolejną powieścią dojrzewam jako pisarz, każda jest kolejnym wyzwaniem pisarskim i z fabularnego i z warsztatowego punktu widzenia. Mam nadzieję, że to wszystko będzie na korzyść moich powieści i będą się coraz bardziej podobały Czytelnikom.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Magdalena Kawka, Robert Ziółkowski "Tuż za rogiem" | Recenzja



Co powstało w wyniku spotkania autora powieści sensacyjnych, byłego policjanta z wrażliwą, piszącą książki obyczajowe kobietą? "Tuż za rogiem". Powieść niezwykle oryginalna, inna, a przede wszystkim mądra. Wymyka się tradycyjnym schematom, ni to dramat, ni romans, sensacja też nie. Przeczytajcie koniecznie. Możemy wspólnie rozkoszować się słowem.

Tomek jest biznesmenem, Monika - niespełnioną artystką. Od ponad dwudziestu lat są małżeństwem. Każde żyje swoim życiem, a kiedy wejdą sobie w drogę, wybuchają kłótnie, toczą się spory. Tomek jest notorycznym kobieciarzem, zdradza żonę. Monika ukojenia szuka w kieliszku. Wydaje się, że nie ma już szans na osiągnięcie porozumienia. Dopiero rodzinna tragedia zmieni ich zachowanie. Ale czy nie jest za późno, aby zatrzymać się i zrozumieć, co w życiu ważne? Czy po latach poniżeń, zdrad i kłótni Monika oraz Tomek odnajdą się? I gdzie w tym wszystkim jest miejsce na morderstwo?

Rozpoczyna się naprawdę mocno. Podwójne morderstwo. A później już wszystko prowadzi do początku. Bohaterowie żyją i mają się dobrze, a my czekamy na rozwój wydarzeń. Co doprowadziło ich do tragedii? Na koniec zaskoczenie. W tej książce nic nie jest takie, jak nam się wydaje. "Tuż za rogiem" to powieść napisana z dbałością o szczegóły. Doskonałe opisy, staranna analiza psychologiczna bohaterów, intrygujące dialogi. To naprawdę bardzo dobra książka. Napisana przepięknym, rozbudowanym językiem, zachwyca kameralną atmosferą. Jest ciekawie, jednocześnie spokojnie, ale i "z pazurem". Na kartach tej książki ścierają się dwa charaktery. Ogień i woda. Dwa przeciwstawne pierwiastki łączą się w idealną całość. 

Kawka i Ziółkowski nie wierzą w przypadki. Fabuła jest do bólu dopracowana. Przemawia przez nią wiarygodność. Rzeczywistość nie trzeszczy. To jedna z tych opowieści, która mogła rozegrać się.. tuż za rogiem. Historia niczym z pierwszych stron gazet. Dzięki "Tuż za rogiem" przekonujemy się, jak mało wiemy o ludziach, którzy nas otaczają. Mieszkając tuż za rogiem nie dostrzegamy tego, co dzieje się przed naszym nosem. Powieść zaskakuje. Bo prawdziwy dramat odbywa się jakby... poza sceną. Tuż za rogiem. Historia wydaje się być tak oczywista, a jednak autorzy przygotowali dla nas niemałe zaskoczenie. Ciekawe rozwiązania, innowacyjne pomysły. "Tuż za rogiem" to świeży powiew na polskim rynku wydawniczym.

Polecam przede wszystkim miłośnikom dobrej i ambitnej współczesnej polskiej literatury. "Tuż za rogiem" to niebanalna powieść, która zostaje w czytelniku na dłużej. Trzeba jej poświęcić kilka wieczór, nie trawi się jej na raz. Obciążona olbrzymim ładunkiem emocjonalnym, z pewnością nie pozwoli o sobie zapomnieć.

Dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Magdalena Kawka, Robert Ziółkowski "Tuż za rogiem"
Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2015
ilość stron: 412
data premiery: 29.06.2015

sobota, 11 lipca 2015

Grażyna Mączkowska "Powiedz, że mnie kochasz, mamo" | Recenzja



Temat niebanalny i ważny. Spodziewałam się wzruszeń, silnych emocji. Tymczasem jest tak nijako. Przeczytałam bez większego zainteresowania, myślami odpływając gdzieś daleko. Jest zbyt monotonnie i zwyczajnie, bym mogła zaliczyć lekturę do udanych. Nie tego spodziewałam się po debiutanckiej powieści Grażyny Mączkowskiej.

Gabriela jest dojrzałą kobietą. Nigdy nie udało jej się uporać z bolesną przeszłością. Gabriela nie miała łatwego życia. Ojciec nadużywał alkohol, bił Gabrielę, jej rodzeństwo i matkę. Matka nigdy nie pochwaliła córki, nie powiedziała, że ją kocha. Gabrysia od dzieciństwa zmaga się z brakiem akceptacji i ciepła matczynej miłości. Mimo iż sama założyła rodzinę, nie potrafi w pełni cieszyć się ze swojego szczęścia. Krzywdy zaznane w dzieciństwie nie pozwalają jej spać spokojnie. Przez całe życie Gabrieli przewija się prośba "powiedz, że mnie kochasz, mamo".

Może się wydawać, że książki o tak trudnym i traumatycznych przeżyciach nie da się źle ocenić. Bo ważna, bo potrzebna, bo oczyszczająca, i tak dalej. Tymczasem nie jestem w stanie pozytywnie zrecenzować debiutanckiej powieści Grażyny Mączkowskiej, "Powiedz, że mnie kochasz, mamo". Mimo iż opowiada o bolesnych doświadczeniach, książka została napisana w taki sposób, że nie byłam w stanie odkryć w sobie jakichkolwiek emocji. Monotonna, mdła, usypiająca. Akcja nie przyspiesza nawet na moment. To raczej luźne przemyślenia, pozbawione określonego porządku. Całość została napisana takim samym tonem, odniosłam wrażenie, iż autorka nie podnosi głosu nawet wtedy, gdy mówi o przemocy wobec dzieci. Z całych sił starałam się znaleźć w tej książce coś pozytywnego, ale niestety, nie mogę powiedzieć, by była to udana lektura. A szkoda. Nie rozumiem, jak można przegadać tak ważną i potrzebną książkę.

Komu się spodoba? Osobom zainteresowanym syndromem DDA, współuzależnionym, ludziom, których pośrednio lub bezpośrednio dotyczy ten problem. "Powiedz, że mnie kochasz, mamo" to książka pozbawiona tradycyjnej fabuły. Ja zdecydowanie wolę powieści, w których dużo się dzieje, akcja pędzi w zatrważającym tempie. Tutaj tego nie ma. Jest refleksyjnie, więc przypuszczam, że może się spodobać miłośnikom tego typu lektur. Mnie jednak nie urzekła. Nie zaintrygowała. Nie byłam ciekawa, jak się skończy, dokąd to wszystko zmierza. Książka zainteresowała mnie, kiedy tylko ukazała się jej zapowiedź. Spodziewałam się potężnych emocji, olbrzymiego ładunku emocjonalnego. Zawiodłam się. Historia opowiedziana bez dbałości o szczegóły, "bez pazura".

Miałam ochotę na powieść niezwykle emocjonalną. Potrzebowałam uniesień i emocji, tymczasem dostałam nudną opowieść o nijakiej bohaterce. Grażyna Mączkowska nie przekonała mnie do swojej prozy i raczej nie mam ochoty na kolejne spotkanie z jej twórczością. 

Dziękuję Wydawnictwu Akurat za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Grażyna Mączkowska "Powiedz, że mnie kochasz, mamo"
Wydawnictwo Akurat, 2015
ilość stron: 03.06.2015
ilość stron: 336

czwartek, 9 lipca 2015

Małgorzata Rogala "Zapłata" | Recenzja



"Zapłata" to trzecia powieść Małgorzaty Rogali. Miejski, nieco kobiecy kryminał zapewnia doskonałą rozrywkę i przyspieszone bicie serca. Małgorzata Rogala skupia się na bolesnej przeszłości, jaka determinuje działania bohaterów. "Zapłata" to nie tylko kryminał, ale również obiecująca powieść psychologiczno-obyczajowa. Autorka zaprasza nas do okrywania sekretów, które zapewne nigdy nie ujrzałyby światła dziennego, gdyby nie dokonano okrutnej zbrodni.

Warszawa, lata współczesne. W toalecie jednego z modnych klubów zostają odnalezione zwłoki. Do sprawy zostają przydzieleni funkcjonariusze z Wydziału Zabójstw: Sławomir Tomczyk i Agata Górska. Szybko okazuje się, że ofiarą jest syn wpływowego i znanego adwokata. Agata podejrzewa, że zabójstwo może mieć związek z pewną niewyjaśnioną sprawą sprzed lat i dramatem jej najlepszej przyjaciółki, Justyny. Chłopak Justyny, Filip został zamordowany, a winni tej zbrodni nigdy nie zostali ukarani. Agata nie zamierza jednak przyznawać się do swojej znajomości z Justyną. Obawia się, iż mogłaby zostać odsunięta od sprawy. 

"Zapłata" trzyma w napięciu od pierwszego zdania do ostatniej strony. Jeśli spodobała się wam poprzednia powieść autorki "Kiedyś cię odnajdę", jestem przekonana, że również najnowsza książka Małgorzaty Rogali spełni wasze oczekiwania. Utrzymana w podobnym klimacie, doskonale łączy cechy powieści kryminalnej i obyczajowej. Śledztwo w sprawie morderstwa jest wiodącym wątkiem, ale nie jedynym. Małgorzata Rogala poświęca uwagę również życiu prywatnemu swoich bohaterów. Wplata elementy romansu. "Zapłata" to flirt klasycznego kryminału z innymi gatunkami. Mam wrażenie, że spodoba się głównie kobietom, ale również mężczyźni znajdą tu coś dla siebie. "Zapłata" wciąga od pierwszej strony. Czyta się błyskawicznie. Małgorzata Rogala pisze z dbałością o szczegóły, ale nie jest przesadnie drobiazgowa, dzięki czemu "Zapłatę" pochłonęłam jednym tchem. Odnoszę wrażenie, iż powieść nie jest ani za krótka, ani długa, a raczej idealnie wyważona. Nic dodać, nic ująć.

Jedyny minus za to, że odpowiedź na pytanie "kto zabił?" nasuwa się zbyt łatwo. Zdaję sobie sprawę, że "Zapłata" ma taką, a nie inną konstrukcję, która znacząco wpływa na skrócenie listy podejrzanych do minimum. Mam jednak wrażenie, iż można było ukryć mordercę trochę głębiej, nie podsuwać go czytelnikowi na tacy. Właściwie od początku obstawiałam dwie osoby i okazało się, że jedna z nich jest mordercą. Pozostaje lekki niesmak, wolę, gdy tożsamość zabójcy nie jest aż tak oczywista. W zasadzie to jedyny zarzut z mojej strony. "Zapłatę" zaliczam do lektur udanych. Lubię takie kryminały, jakie pisze Małgorzata Rogala. Akcja pędzi w zawrotnym tempie już od początku, autorka nie poświęca uwagi zbyt wielu detalom i przez cały czas trzyma czytelnika przy sobie. Wyraziste postacie, mocne i logiczne umotywowanie działań bohaterów dodatkowo zachęcają do lektury.

Z pewnością warto przeczytać "Zapłatę", gdyż to rozrywka w najczystszej postaci. Czyta się świetnie! Autorka potrafi wzbudzić zainteresowanie czytelnika. Małgorzata Rogala bardzo dobrze czuje się jako "kryminalistka" i z niecierpliwością czekam na jej kolejną powieść. A tymczasem wy koniecznie przeczytajcie "Zapłatę".

Dziękuję autorce za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Małgorzata Rogala, "Zapłata"
Wydawnictwo W.A.B., 2015
ilość stron: 288
data premiery: 17.06.2015