sobota, 1 kwietnia 2017

Dagmara Andryka "Trąf Trąf Misia Bela" | Recenzja




Pamiętacie „Dziesięciu Murzynków” Agathy Christie? Dziesięć osób, które z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego, zostaje zaproszone przez tajemniczego pana Owena do posiadłości na wyspie. Każde z nich znajduje  w swoim pokoju kartkę z dziecięcym wierszykiem – wyliczanką o dziesięciu Murzynkach, które po kolei giną. W rytmie dziecięcej wyliczanki umierają po kolei również goście Pana Owena a ich śmierć ma być karą za popełnione zbrodnie, których nikt nigdy im nie udowodnił…

Dagmara Andryka wpadła na podobny pomysł. Zbrodnia sprzed lat, za którą nikt nie odpowiedział, dziwna loteria, jak wyliczanka pana Owena, zapowiadająca kolejne śmierci. I grupa ludzi, którzy są tak różni, że z pozoru nic ich dziś nie łączy. Z pozoru, bo trzydzieści lat temu, na obozie sportowym  założyli tajemnicze bractwo, którego więzy, chociaż osłabły, to wciąż łączą ich ze sobą mocno. Bo przecież nie ma trwalszego spoiwa, niż wspólnie popełnione zło… I tak jak u Christie, w powieści Andryki również zaczynają ginąć ludzie. Po kolei, jak w dawnej przepowiedni… Marta Witecka, dziennikarka śledcza zostaje poproszona o rozwikłanie zagadki – kto zabija członków bractwa?

Andryka stara się komplikować fabułę, zaskakiwać zwrotami akcji – i to jest największy plus tej książki. Brawo! Konstrukcyjnie – pierwsza klasa. Cała reszta jest poprawna. Postaci – jak na moje oko chcrakterystyczne, choć nieco przerysowane, ich życiorysy nie do końca wiarygodne a sama Marta Witecka nie za bardzo miała szansę przebić się przez ten gąszcz postaci i zaistnieć. Mam pewien niedosyt, bo uważam że w postaci Witeckiej jest duży potencjał – ta neurotyczna, smutna dziewczyna jest dobrym materiałem na bohaterkę serii, ale musi jeszcze nabrać trochę „krwi i kości”. Chciałabym poznać motywy, jakie nią kierują, chciałabym dowiedzieć się więcej na temat jej emocji i chyba chciałabym, żeby była trochę bardziej charakterna. Ale dość marudzenia. I tak jest dobrze!

Podsumowując – powieść Andryki czyta się bardzo dobrze. Pochłonęłam w dwa wieczory. Intryga wciąga, nastrój tajemniczości i zagrożenia czuje się niemal cały czas. Autorka prowadzi czytelnika za rękę – raz w przeszłości, raz w teraźniejszości – odkrywając po kawałeczku brudne tajemnice członków bractwa. A na koniec nic nie jest takie, jakim się wydaje…

Czy Dagmara Andryka, konstruując fabułę książki inspirowała się powieścią Christie, czy nie – uważam tę książkę za dobry, poprawnie napisany kryminał. Do mistrzyni gatunku jeszcze autorce trochę brakuje, ale biorąc pod uwagę, że to dopiero jej druga powieść, jestem w stanie wybaczyć wiele. I kibicuję pani Dagmarze, bo z cała pewnością nie pokazała nam jeszcze wszystkich swoich możliwości. Czekam na więcej!

Justyna Gałka

3 komentarze:

  1. Odebrałam tę książkę nieco inaczej, nuda, większość "akcji" odbywała przy stole, masa płaskich bohaterów, których nie dało się lubić i dziennikarka śledcza, która kręci się w kółko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomysł i główny wątek są bardzo interesujące. To wszystko na plus. Zgadzam się z w/w opinią, że żadnego z bohaterów nie dało się naprawdę polubić, nie mówiąc już o utożsamieniu się z kimkolwiek. Język bez wyrazu, czasem dość nieporadny. Błędy redakcyjne (raz nazwisko pisane przez "j", raz przez "y" itd.)

    OdpowiedzUsuń