czwartek, 11 czerwca 2015

Kasia Bulicz-Kasprzak "Inna bajka" | Recenzja



Ktoś inny mógłby rzec, że książka Kasi Bulicz-Kasprzak jest pełna banałów, utartych frazesów. Ale ja jestem mamą i twierdzę inaczej. Czuję tę powieść całą sobą. "Inna bajka" to książka o macierzyństwie, a właściwie o jego początkach. Z nostalgią wspominam te wszystkie pierwsze razy, kiedy usłyszałam bicie serca moich dzieci, zobaczyłam synów na monitorze USG, poczułam delikatne ruchy... Kasia Bulicz-Kasprzak obudziła we mnie wspomnienia. Chyba nigdy nie czytałam powieści, która z taką wrażliwością, a jednocześnie lekkim przymrużeniem oka, opowiada o dziewięciu wyjątkowych miesiącach w życiu kobiety.

Karolina jest studentką ostatniego roku chemii. Miała skończyć magisterkę, zostać na uczelni jako doktorantka, zrobić karierę. Dzieci i rodzina były gdzieś w odległych planach. A jednak los zadecydował za młodą dziewczynę. Karolina jest w ciąży. I czuje się kompletnie niegotowana na bycie mamą. Jak powiedzieć o ciąży rodzicom, konserwatywnej babci, przyjaciółce, znajomym, w końcu ojcu dziecka, z którym, nie ukrywajmy, nie znają się zbyt dobrze? Karolina musi porzucić swoje dotychczasowe życie (i spodnie!), kupić ciążowe ciuchy, które okażą się trzykrotnie droższe od tradycyjnych, zacząć brać kwas foliowy i zdrowo się odżywiać. A przy okazji skończyć studia i nie zwariować z babcią, która, ku jej zaskoczeniu, tryska entuzjazmem na myśl o prawnuku i rodzicami, entuzjazmem tryskającymi jakby mniej.

"Inna bajka" to powieść, która kończy się tak, jak przypuszczamy. Nietrudno przewidzieć jej zakończenie, ale.. Odkrywanie w sobie tej miłości do nienarodzonego jeszcze dziecka jest piękne. Dlatego też ta książka jest piękna. Bo pięknie opowiada o tym, co piękne. Starczy tego piękna, bo jeszcze się za bardzo rozczulę! "Inna bajka" trafia prosto do serca. Jestem zachwycona emocjami, jakie we mnie wywołała. Powieść Kasi Bulicz-Kasprzak pomaga nam przywołać najcudowniejsze wspomnienia. A dla tych kobiet, które same nie mają jeszcze swoich dzieci, może okazać się udaną próbą zrozumienia, o co tak naprawdę tym wszystkim matkom chodzi. Bo przecież noworodek jest pomarszczony, czerwony i brzydki. "Inna bajka" to opowieść o kobiecie, której życie okazało się być zupełnie... inną bajką niż ta wyśniona. Czy lepszą? To jasne, ale odkrywanie, dlaczego odpowiedź na to pytanie przybiera taki kształt sprawia niesamowitą frajdę. I właśnie tę frajdę dostarcza nam powieść "Inna bajka".

Momentami jest zabawnie, by za chwilę łza wzruszenia zakręciła się w oku. Bo książka Kasi Bulicz-Kasprzak, niczym życie, jest słodko-gorzka. Autorce udało się zachować idealne proporcje, dzięki czemu powieść czyta się z największą przyjemnością. Jest kameralnie i kobieco. Pisarka pisze o ciąży i emocjach z nią związanych w sposób niepozbawiony empatii i humoru. Ale "Inna bajka" nie jest tylko opowieścią o macierzyństwie, rozstępach i hemoroidach. To przede wszystkim książka o uczuciach i dojrzewaniu do odpowiedzialności. Za życie swoje i innych. Autorka zaraża optymizmem, a ja jej książkę pochłonęłam w jeden dzień. Trzymając przy piersi niemowlę, a jak! Kasia Bulicz-Kasprzak zagrała na moich emocjach. "Inna bajka" to powieść, która z pewnością zagości w mojej domowej biblioteczce na dłużej, bo ja będę chciała do niej wracać. Fabułę już znam, ale warto raz jeszcze poczuć te emocje. Sekret "Innej bajki" tkwi w jej rzeczywistości. Uczucia i bohaterowie są prawdziwi.

Jestem pod wrażeniem tego, w jaki sposób Kasi Bulicz-Kasprzak na dwustu siedemdziesięciu dwóch stronach udało się oddać cud tworzenia i wyjątkowość tego wspaniałego stanu. "Inna bajka" nie jest cukierkową opowieścią o niedojrzałej panience, która zrobiła sobie dziecko i nie wie, co dalej. To książka o młodej, ale bardzo dojrzałej kobiecie i jej wątpliwościach w momencie, kiedy zostaje mamą. Bo przecież każda z nas miała takie wątpliwości. Są one naturalne, tak jak i naturalna jest ta powieść. Bardzo, baaardzo mocno polecam. Ja przepadłam. Wspaniała lektura.

Dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Kasia Bulicz-Kasprzak "Inna bajka"
Wydawnictwo Świat Książki, 2015
ilość stron: 272
data premiery: 03.06.2015

środa, 10 czerwca 2015

Karolina Wilczyńska "Stacja Jagodno. Zaplątana miłość" | Recenzja



Najnowsza powieść Karoliny Wilczyńskiej otwiera cykl osadzonych w przepięknej scenerii Gór Świętokrzyskich książek z serii "Stacja Jagodno". Pierwszy tom, wbrew sugestywnemu tytułowi, nie jest banalnym romansem, a dojrzałą powieścią o trudnych relacjach matki z nastoletnią córką. Sekret twórczości Karoliny Wilczyńskiej tkwi w tym, że w jej bohaterkach każda kobieta znajdzie część siebie. Autorka przedstawia obdartą z fałszu rzeczywistość i pisze tak, że chwyta czytelnika za serce. Poznajcie Tamarę i Marysię, matkę i córkę, które odnajdą się na nowo w białym domku tajemniczej babci Róży.

Tamara jest zapracowaną samotną matką. Jest rozdarta pomiędzy pracą a domem. Chciałaby spędzać więcej czasu ze swoją nastoletnią córką Marysią, jednak musi mieć środki, by utrzymać siebie i dziecko. Tamara jest specjalistką od PR-u i właśnie otrzymała zlecenie zorganizowania kampanii wyborczej jednego z kandydatów na wójta gminy Jagodno. Podczas spotkania z wyborcami jeden z uczestników zarzuca Tamarze zakłamanie. Tamara promuje politykę prorodzinną, a sama zostaje oskarżona o zaniedbywanie rodziny. Pada nazwisko starej Marciszowej, która mieszka w białym domku na końcu wsi. Ale Tamara jest przekonana, że nie zna tej kobiety, a jej wątpliwości rozwiewa jej matka. Nie są spokrewnione z Marciszową i Ewa nie wie, kim jest starsza pani. Tymczasem córka Tamary ma poważne problemy w szkole, zaczyna pić alkohol, a jej nowy chłopak wciąż oczekuje od niej dowodu miłości. 

"Stacja Jagodno. Zaplątana miłość" to wyjątkowa powieść o trudnych relacjach matki i córki. Karolina Wilczyńska bez fałszu pisze o trudach rodzicielstwa. Jej książka jest swoistym hołdem złożonym każdej samotnej matce. Opowieścią o codzienności z dorastającą nastolatką, która zaczyna się buntować. Historią dylematów matki, kiedy dopadają wątpliwości i powraca pytania "czy na pewno jestem dobrą matką?". Z każdej strony tej wyjątkowej powieści płynie miłość. Głęboka, bezgraniczna, prawdziwa. "Zaplątana miłość" opowiada o kobietach takich, jak my. Ich problemy są również udziałem naszej codzienności, dlatego tak łatwo przywiązujemy się do losów bohaterek. Bez problemu odnajdujemy w nich nasze lustrzane odbicie. W zależności od wieku i życiowych doświadczeń, każda z czytelniczek znajdzie coś dla siebie. Nastoletnia Marysia, trzydziestokilkuletnia Tamara, czy też przedstawicielki starszego pokolenia - Ewa i Róża. 

Ale płynąca z lektury mądrość to nie jedyna zaleta powieści. "Stacja Jagodno. Zaplątana miłość" to przede wszystkim rozrywka na najwyższym poziomie, emocjonująca opowieść, od której nie sposób się oderwać. Karolina Wilczyńska prezentuje zupełnie nowe oblicze. W swojej poprzedniej książce "Jeszcze raz, Nataszo" pokazała się od strony autorki powieści psychologiczno-obyczajowej, tym razem oddaje w ręce czytelników książkę łączącą w sobie elementy sagi, obyczaju i romansu. Powieść pochłania się błyskawicznie. "Zaplątana miłość" czyta się sama. Intrygująca fabuła, lekki styl wypowiedzi czynią lekturę doskonałą rozrywką na weekend po męczącym tygodniu. To książka, która koniecznie musi znaleźć się w walizce, kiedy będziecie pakować się na urlop!

Z niecierpliwością czekam na kolejną część cyklu "Stacja Jagodno", a wam koniecznie polecam "Zaplątaną miłość". To doprawdy niebanalna powieść, na którą autorka miała niecodzienny i oryginalny pomysł. A jej scenariusz.. No cóż, mam wrażenie, że napisało samo życie! Przepiękna książka o trudnych relacjach matek i córek.

Dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Karolina Wilczyńska "Stacja Jagodno. Zaplątana miłość"
Wydawnictwo Czwarta Strona, 2015
ilość stron: 344
data premiery: 20.05.2015

wtorek, 9 czerwca 2015

Lisa Genova "Sekret O'Brienów" | Recenzja



"Choroba Huntingtona (...) nazywana jest najokrutniejszą chorobą znaną człowiekowi."


Huntington atakuje znienacka. Zapisana w DNA choroba ujawnia się najczęściej pomiędzy 35. a 45. rokiem życiem. Każde dziecko osoby chorej na Huntingtona ma pięćdziesiąt procent szans na odziedziczenie choroby. W swojej najnowszej powieści "Sekret O'Brienów" bestsellerowa autorka Lisa Genova uderza w rodzinę od środka. Wysuwa najcięższe działo. Chorobę Huntingtona. Huntington atakuje głowę rodziny i zasiewa niepewność w sercach jego dzieci. Każde z nich może wykonać test, by przekonać się, czy w przyszłości zachoruje. Tylko czy... dobrze jest wiedzieć?

Joe O'Brien jest szanowanym funkcjonariuszem bostońskiej policji, mężem i głową rodziny. Ma czwórkę dorosłych dzieci, od lat żyje w szczęśliwym związku z żoną Rosie. Kiedy zaczyna mieć problemy z koncentracją i drgawki, początkowo przypisuje te objawy przemęczeniu. W końcu daje się namówić na wizytę u neurologa, a diagnoza, jaką usłyszy, zmieni na zawsze życie Joego i jego rodziny. To choroba Huntingtona, nazywana najokrutniejszą chorobą znaną człowiekowi. Huntington stopniowo odbiera Joemu kontrolę nad własnym życiem. Traci pracę, władzę nad swoim ciałem i o wiele, wiele więcej. Każde z dzieci Joego ma pięćdziesiąt procent szans na odziedziczenie choroby. Wystarczy wykonać badanie krwi, aby poznać odpowiedź zapisaną w DNA. Rodzeństwo zmaga się z dylematem, czy wykonać test? 

Huntington odbiera Joemu władzę nad własnym życiem, ale nie zabiera mu tego, co najcenniejsze - rodziny. "Sekret O'Brienów" to wzruszający portret rodziny w momencie próby. Są łzy, zwątpienie, złość, bezsilność, ale piękne w tej książce jest to, że jej bohaterowie nie poddają się. Nie pozwalają zabrać chorobie tego, co dla nich najważniejsze. Zawsze mogą liczyć na wsparcie najbliższych. "Sekret O'Brienów" to opowieść o życiu w cieniu ryzyka, o nadziei i miłości. Książka jest próbą akceptacji tego, co podsyła nam los. To wielka powieść o całkiem (nie)zwykłych ludziach. Zapierająca dech w piersi historia o rodzinie zaatakowanej przez śmiertelną chorobę i jedności, z jaką stają do walki z chorobą. "Sekret O'Brienów" jednocześnie opowiada o najokrutniejszej przypadłości, jaka może dotknąć człowieka, i jest swoistą afirmacją życia.

Jestem przekonana, iż "Sekret O'Brienów" zadowoli wszystkich sympatyków twórczości Lisy Genovy, a tych czytelników, którzy jeszcze nie znają dorobku artystycznego autorki, z pewnością przekona rekomendacja książek Genovy jako powieści obyczajowych w stylu Jodi Picoult z mocno rozbudowanym wątkiem medycznym. Lisa Genova jest lekarzem, dzięki czemu jej książki są perfekcyjnie dopracowane pod względem merytorycznym. "Sekret O'Brienów" to nie tylko świetny obyczaj, ale również wiarygodny obraz życia z chorobą Huntingtona. Lisa Genova pisze w sposób niepozbawiony empatii i wrażliwości, z poszanowaniem dla chorego i jego przypadłości. Joe O'Brien jest po prostu niesamowity. Podziwiamy jego postawę, zastanawiamy się, skąd czerpie siły do walki z chorobą. Z zachwytem odkrywamy, że motorem do działania Joego jest jego rodzina. Przepiękna historia!

"Sekret O'Brienów" to emocjonująca powieść, a jej otwarte zakończenie sprawia, że jeszcze długo nie możemy zapomnieć o historii rodziny O'Brienów. Przygotujcie chusteczki i pozwólcie się ponieść tej pięknej opowieści. Przekonajcie się, jak ważna jest rodzina w momencie próby. "Sekret O'Brienów" to książka, z której czerpiemy życiową mądrość. Garściami!

Dziękuję Wydawnictwu Filia za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Lisa Genova "Sekret O'Brienów"
Wydawnictwo Filia, 2015
ilość stron: 448
data premiery: 13.05.2015

niedziela, 7 czerwca 2015

Małgorzata Sobieszczańska "Kilka dni lata" | Recenzja przedpremierowa



A gdyby tak... Mieć innego męża, nie wyjechać wtedy z rodzinnej miejscowości, nie iść na studia, nie urodzić dziecka? Czy... żałuję, że nie jest inaczej? Na te pytania odpowiedzi poszukują bohaterki powieści Małgorzaty Sobieszczańskiej "Kilka dni lata". Zanim przekonają się, że nie, nie żałują, bo to właśnie ich życie, dokonają starannej analizy i przywołają swoją przeszłość. To, co wydaje się dziś końcem świata, za rok, dwa, pięć okaże się tylko bladym wspomnieniem. Czymże więc będzie, kiedy upłynie całe życie? 18 czerwca w księgarniach pojawi się nowa powieść Małgorzaty Sobieszczańskiej. Genialna powieść!

Amelia na łożu śmierci chce opowiedzieć o swojej przeszłości. W pobliżu jest tylko kilkuletni prawnuczek, który nie do końca rozumie, co też babcia próbuje mu przekazać, więc Amelia zabiera swoje tajemnice do grobu. Aby Amelia mogła godnie odejść z tego świata, jej córka, Janina, zrezygnowała z pracy, żeby móc opiekować się matką. Maja liże rany po rozwodzie. Wciąż kocha byłego męża i ma nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Tymczasowo, a konkretnie od roku, pomieszkuje wraz z synem u rodziców. Na kilkudziesięciu metrach kwadratowych krzyżują się losy trzech pokoleń kobiet - Amelii, Janiny i Mai. Są dla siebie najbliższą rodziną, mieszkają razem, a jednak nic o sobie nie wiedzą. Po śmierci Amelii Janina i Maja śladami zmarłej wracają do Gdańska, aby uporządkować mieszkanie i sprawy Amelii. Czy uda im się uporać z trudną przeszłością rodziny?

Schemat wydaje się być znany: opowieść o kilku pokoleniach kobiet z historią Polski w tle. A jednak w tej książce jest coś wyjątkowego, totalnie świeżego, czego nie doświadczymy w innych powieściach tego typu. Wnioski płynące z lektury okażą się być zaskakujące, a i całość mocno wyróżnia się na tle innych publikacji. Ale po kolei. Amelia, nestorka rodu, w chwili, gdy odchodzi z tego świata, ma niespełna dziewięćdziesiąt lat i piękne życie za sobą. Przeżyła II wojnę światową, panowanie komunistów w Polsce po to, by zaznać smaku demokracji i jeszcze długo móc się nim delektować. Amelia żyła w czasach, kiedy wojna odbierała ludziom miłość i trzeba się było zadowolić tym, co los podesłał w zastępstwie. Ale... czy tamta miłość była bardziej właściwa, bardziej prawdziwa? Odpowiedzi na to pytanie poszukuje również córka Amelii, Janina. Janka brała czynny udział w sierpniowych wydarzeniach osiemdziesiątego roku w Gdańsku. Wyjechała do Warszawy, gdzie urodziła córkę Maję. Co zostawiła w Gdańsku, oprócz matki, z którą nie rozmawiała przez długie lata? W końcu Maja. Musi spojrzeć w lustro i odpowiedzieć sobie na pytanie: czy tęskni za byłym mężem czy poczuciem bycia kochaną? Jak się okaże, są to zupełnie różne rzeczy. Małgorzata Sobieszczańska w fenomenalny sposób splata ze sobą losy trzech kobiet i elementy polskiej historii współczesnej. "Kilka dni lata" to świeża i rześka powieść obyczajowa, z której czerpie się garściami. Nie sposób przejść obok tej książki obojętnie.

"Kilka dni lata" to opowieść o trzech pokoleniach kobiet, które, zupełnie nieświadomie, popełniają te same błędy. Ich skomplikowane relacje nie ułatwiają życia. A przecież wystarczyłoby porozmawiać i czerpać mądrość z doświadczeń poprzednich pokoleń. To książka o dojrzewaniu do prawdy, poszukiwaniu odpowiedzi na trudne pytania. Ale zanim nasze bohaterki znajdą odpowiedź, muszą trafnie postawić pytania, co wcale nie jest łatwe. Powieść Małgorzaty Sobieszczańskiej to pokrzepiająca historia o zwykłych kobietach, takich jak ja, ty, czy pani z sąsiedztwa. Autorka przekonuje nas, że mamy najlepsze z możliwych życie. Najlepsze, bo nasze. I nie ma potrzeby tego zmieniać. Człowiek jest istotą błądzącą, często zadajemy sobie pytanie "a co by było gdyby?". "Kilka dni lata" uczy odkrywać radość w codziennym życiu, doceniać szczęście, jakie staje się naszym udziałem. Genialna książka. Czyta się znakomicie, a losy bohaterek stanowią doprawdy porywającą historię.

"Kilka dni lata" to powieść, która z pewnością znajdzie się w moim podsumowaniu najlepszych polskich powieści 2015 roku. To jedna z lepszych, obok takich tytułów jak "Jedenaście tysięcy dziewic" czy "Dante na tropie", polska książka, jaką czytałam w tym roku. Bardzo gorąco polecam, jestem przekonana, że nie będziecie zawiedzeni.

Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Małgorzata Sobieszczańska "Kilka dni lata"
Wydawnictwo Literackie, 2015
data premiery: 18.06.2015

sobota, 6 czerwca 2015

Rowan Coleman "Słowa pamięci" | Recenzja przedpremierowa



Pamięć z natury bywa ulotna, jednak w wyniku choroby, na którą cierpi bohaterka najnowszej powieści w klubie "Kobiety to czytają", poszczególne słowa, imiona, czynności i wspomnienia uciekają z jej pamięci o wiele szybciej. Kiedy twoje wspomnienia stają się niczym przeciekająca przez palce woda, której nie sposób zatrzymać, wiesz, że każda chwila spędzona z bliskimi jest bezcenna. Być może to już ostatni raz, kiedy jesteś sobą. Być może jutro nie poznasz swojego męża, swoich dzieci, swojej matki. A to nie jedyne problemy, z jakimi boryka się bohaterka książki "Słowa pamięci". Bo, oprócz tego, że ma Alzheimera, jest również córką, żoną i matką. I, jak każdy z nas, miewa problemy rodzinne.

Claire choruje na Alzheimera. Choroba sukcesywnie wymazuje z pamięci Claire imię córki, wiek, adres, twarz ukochanego, wspomnienia. Claire zaczyna pisać swoją księgę pamięci. Wie, iż jest to jedyny sposób, aby ocalić przeszłość. Przyszłość mieni się barwami szarości, pamięć stopniowo owija mrok. Rodzina Claire cierpi wraz z nią. Mąż Greg cierpi podwójnie, gdy orientuje się, że to właśnie w niego uderza najpierw choroba Claire. Musi pamiętać, że zanim Claire zachorowała, kochała go nad życie.. Tymczasem starsza córka Claire, Caitlin ma swoje własne problemy. Claire postanawia pomóc córce ułożyć jej sprawy. Musi zdążyć, zanim choroba zabierze jej świadomość i resztki pamięci. Claire poszukuje w sobie odwagi, by wyznać córce prawdę na temat jej ojca. Czasu jest coraz mniej, a każda chwila może okazać się tą ostatnią.

"Słowa pamięci" to kolejna w klubie "Kobiety to czytają" powieść o walce z chorobą, utracie kontroli nad własnym życiem. Dla wiernych czytelniczek (i czytelników, bo, wbrew nazwie, to nie są książki tylko dla kobiet) książka może okazać się zbyt schematyczna. W kwietniu klub wydał rewelacyjną powieść "Ostatnie pięć dni", a "Słowa pamięci"w kluczowych kwestiach w zasadzie niewiele różnią się od "Ostatnich pięciu dni". Trzeba jednak przyznać, że to właśnie debiut Julie Lawson Timmer jest książką o wiele bardziej udaną niż "Słowa pamięci". Powieść Rowan Coleman jest ciekawa, poprawna, dobra, ale autorce brakuje bardzo ważnej umiejętności. Nie potrafi grać na uczuciach czytelnika, dlatego odczuwam pewien niedosyt, czegoś mi brakuje. Czegoś bardzo ważnego. Przeczytałam z największą przyjemnością, lektura okazała się być wciągająca, jednak nie przywiązałam się do bohaterów na tyle, by pamiętać o nich przez długi czas. Podejrzewam, że za miesiąc zapomnę, o czym w ogóle jest ta książka.

"Słowa pamięci" są powieścią przede wszystkim o matkach i córkach. O więzi silniejszej niż choroba, o poświęceniu matki dla dziecka, w końcu o największej z możliwych miłości. To świadectwo istnienia pewnego rodzaju instynktu, który każe nam działać, gdy nasze dziecko znajdzie się w niebezpieczeństwie. Relacja łącząca matkę z dzieckiem okazuje się być mocniejsza niż choroba. To również opowieść o tym, że tak naprawdę dla naszych rodziców nigdy nie przestajemy być dziećmi. "Słowa pamięci" opowiadają historię trzech pokoleń matek i córek. A wszystko to wzbogacone w wydźwięku przez chorobę, która odbiera człowiekowi władzę nad swoją pamięcią i świadomością. Powieść Rowan Coleman jest ciekawym studium ludzkich emocji i zachowań w momencie próby. 

Przeczytajcie, a nie będziecie rozczarowani, bo książka opowiada ciekawą historię, w intrygujący sposób przedstawia relacje łączące ludzi, nawet jeśli autorka nie do końca potrafi poruszyć czytelnika. To prawdziwy obraz choroby i tego, jakie spustoszenie sieje w życiu rodziny. Gdybym miała oceniać w skali od jeden do dziesięciu, przyznałabym książce siedem punktów. Jest dobrze, ale odnoszę wrażenie, iż mogłoby być lepiej.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Rowan Coleman "Słowa pamięci"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2015
ilość stron: 400
data premiery: 09.06.2015

środa, 3 czerwca 2015

Karolina Domagalska "Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro" | Recenzja



In vitro to jeden z tych tematów, które dzielą Polaków w zależności od poglądów politycznych i wyznawanej religii. Temat zawsze powracający podczas kampanii wyborczych, a potem nagle zapada cisza i nikt nie wraca do in vitro, które w Polsce wciąż wzbudza wiele kontrowersji. Bohaterowie reportażu Karoliny Domagalskiej "Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro" są poza tym sporem, chociaż to właśnie ich ten temat najbardziej dotyczy. Dla nich to jedyny sposób, by mieć dzieci. I dzisiaj, przy okazji tej recenzji, chciałabym zmusić was do refleksji nad pytaniem, które postawiła przede mną Karolina Domagalska. Czy ktokolwiek, czy to premier, prezydent czy ortodoksyjny katolik ma prawo decydować o tym, czy i ile drugi człowiek będzie miał dzieci?

Zazwyczaj unikam w swoich tekstach wyrażania osobistych poglądów, jednak ta książka jest na tyle specyficzna, że, recenzując ją, nie można uciec od poruszenia swojego światopoglądu. Jestem całym sercem za in vitro i kibicuję ludziom, którzy w żaden inny sposób nie mogą począć dziecka. Sama jestem matką dwóch cudownych synów i wiem, że żadna wiara czy nawet prawo nie powstrzymałyby mnie od tego, aby zostać mamą. Dlatego z takim zapałem sięgnęłam po książkę Karoliny Domagalskiej. Reportaż polskiej dziennikarki w mojej wyobraźni jawił się jako opowieść o polskich rodzinach, którzy po latach bezskutecznych prób podejmują decyzję o in vitro.

Tymczasem "Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro" traktuje o in vitro w ogóle, a nie tylko o polskich rodzinach. Wątek polski stanowi tutaj zaledwie niewielką część. Nie do końca przekonuje mnie taki kształt książki, może dlatego, że spodziewałam się czegoś innego? Brakuje mi opowieści o ludziach żyjących w podobnych warunkach, jak ja, w tym samym środowisku, mieście, województwie czy kraju. "Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro" jest, jak na polskie warunki, reportażem nieco, hm, egzotycznym i totalnie wyrwanym z naszego kontekstu. In vitro w związkach lesbijek i gejów, samotne matki, które lata swojej świetności mają już za sobą, partnera wciąż brak, a biologiczny zegar tyka, dawcy spermy, dzieci, które są jednocześnie dziećmi i wnukami, surogatki... Reportaż wiernie odzwierciedla rzeczywistość, ale chyba nie do końca takiej tematyki się spodziewałam. 

"Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro" to starannie opracowana, wiarygodna książka. Spodziewałam się nieco innej tematyki, ale jako reportaż spełnia doskonale swoją funkcję. Poszerza wiedzę, przedstawia różnorodne spojrzenie na prezentowaną tematykę, skłania do refleksji nad omawianą sprawą. 

Dziękuję Wydawnictwu Czarne za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Karolina Domagalska "Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro"
Wydawnictwo Czarne, 2015
ilość stron: 208
data premiery: 18.02.2015

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Grażyna Jeromin-Gałuszka "Złoty sen" | Recenzja



Grażyna Jeromin-Gałuszka pisze książki klimatyczne, osadzone gdzieś na końcu świata, w miejscach zapomnianych przez ludzi. Pisze o miłości, przyjaźni oraz, chyba przede wszystkim, o przemijaniu. Zakochałam się w atmosferze jej literatury podczas lektury "Długiego lata w Magnolii". Klimat jednak to nie wszystko. Nie wiem, jak w innych książkach autorki, ale tam był podkręcony suspens, element zaskoczenia, skomplikowana intryga, czego, niestety, zabrakło w "Złotym śnie".

Lili jest właścicielką podupadającej willi w opuszczonym kurorcie, który lata świetności ma już dawno za sobą. Sześćdziesiąt pięć lat temu obiecała sobie i swojej przyjaciółce, że nigdy się do niej nie odezwie i słowa dotrzymała. Dziś spogląda wstecz, aby przeanalizować swoje przemijające życie. Niespodziewanie w domu Lili pojawia się Ada. Ada w dzieciństwie każde lato spędzała ze swoją matką w willi Lili. Po latach zjawia się bez słowa wyjaśnienia i zaszywa się w sennym kurorcie na długie miesiące. Kalina marzyła, by stać się wielką artystką, lecz teraz wydaje się, że przegrała swoje życie. Ada wyciąga do niej pomocną dłoń i sprowadza do willi Lili. Jest jeszcze Józefa, dawna pomoc domowa Lili. Losy kobiet krzyżują się pod jednym dachem.

Możliwe, że z moją wrażliwością jest coś nie tak i nie potrafię znaleźć w tej powieści drugiego dna, ale dla mnie... jest to książka o wszystkim i o niczym. Jeromin-Gałuszka lubi pisać o ludziach, którzy z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego, a ich historie zdają się być wyrwane z kontekstu. Na samym końcu dowiadujemy się, co w rzeczywistości łączy bohaterów, w jaki sposób życie splotło ze sobą ich losy. I faktycznie, schemat ten powtarza się również w "Złotym śnie", ale całość jest przewidywalna i nieco banalna. Już w połowie można z sukcesem przewidzieć zakończenie powieści, gdyż rozwiązanie nasuwa się samo. W tej książce brakuje elementu zaskoczenia. I puenty. Przeczytałam, po czym pomyślałam, że właściwie nie wiem, jakie przesłanie płynie z powieści. Fakt, było kilka interesujących momentów, które w jakiś sposób kształtują światopogląd czytelnika, ale czy dla kilku chwil warto czytać całą książkę? Nie przekreślam całkiem tej powieści. Możliwe, iż to nie jest słaba lektura, a ja znajduję się w takim momencie swojego życia, że "Złoty sen" najzwyczajniej w świecie do mnie nie przemawia. 

Nie kupuję tej historii, ale muszę przyznać, że książka została napisana pięknym językiem, a potem starannie doszlifowana. Grażyna Jeromin-Gałuszka wyróżnia się na tle innych polskich autorek właśnie swym niebanalnym stylem. I klimatem, o którym pisałam na samym początku. Jeśli ktoś poznał twórczość pisarki, mając w ręku jej każdą kolejną książkę, jednocześnie nie znając tożsamości autora, czytelnik bez problemu przypisze autorstwo Grażynie Jeromin-Gałuszce. "Złoty sen" doskonale wpasowuje się w swoisty nurt, w jakim tworzy autorka, ale w mojej opinii jest zbyt schematyczna i przewidywalna, by mogła mnie zachwycić. Tak jak w przypadku poprzednich książek pisarki, podoba mi się atmosfera i język, ale to chyba za mało, aby powieść rzucała na kolana. Momentami "Złoty sen" wywoływał moje znudzenie i znużenie. Naprawdę mocno chciałam przeczytać całość, pełna nadziei, że, jak to Jeromin-Gałuszka ma w zwyczaju, najlepsze przyjdzie na koniec. Niestety, nie przyszło, dlatego książkę uważam za mocno przeciętną.

W książce podobało mi się nawiązanie do powstania warszawskiego, okresu w historii, który szczególnie mnie interesuje i o którym lubię czytać. Czekałam na te wstawki, ale w międzyczasie moje serce nie zabiło szybciej ani razu. Nie dogadałyśmy się z tą książką. Przeczytałam, ale nie znalazłam w niej nic dla siebie. Nie będzie jednak jednoznacznego stwierdzenia "nie polecam". Bo są zapewne osoby, które ta książka zachwyci, o czym świadczy chociażby bardzo wysoka ocena powieści na portalu Książka zamiast Kwiatka. "Złoty sen" to spokojna, niegłupia literatura o miłości, przyjaźni, życiu i jego przemijaniu. Dla mnie jednak to za mało.

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Grażyna Jeromin-Gałuszka "Złoty sen"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2015
ilość stron: 440
data premiery: 19.05.2015