poniedziałek, 10 marca 2014

Recenzja: Magdalena Zimny-Louis "Kilka przypadków szczęśliwych"

Przypadek - główny bohater powieści Magdaleny Zimny-Louis "Kilka przypadków szczęśliwych". Ucieszyło mnie ukazanie się tej publikacji na polskim rynku wydawniczym, wydała mi się świeżym powiewem w momencie, kiedy królują książki o odkrywaniu swoich korzeni, bo przecież tylko wtedy można osiągnąć szczęście, ewentualnie cukierkowate opowieści o tradycjach wigilijnych. Więc zakupiłam już jakiś czas temu, zasiadłam wygodnie i przeczytałam. Szybko, łatwo, ale czy coś we mnie z tej lektury pozostanie na dłużej?

Główna postać Emma Duda w wyniku kilku przypadków decyduje się na emigrację z Anglii.. do Polski. Już sam kierunek podróży wydaje się nieco przewrotny, biorąc pod uwagę fakt, iż to raczej Polacy migrują na Wyspy. Bohaterka jednak postanawia rzucić swą wymarzoną pracę w brytyjskiej policji i wyjechać do ojczystego kraju swojego ojca, który to przez - a jakże - przypadek nie wrócił już nigdy z wakacji ze Zjednoczonego Królestwa. Pojechał, poznał Glorię, założył rodzinę i zapuścił korzenie. Po latach jego córka ląduje w Polsce i pochłania nią niespodziewana lawina wydarzeń.

Największą zaletą tej książki, w moim odczuciu, jest wątek kryminalny. To powieść obyczajowa, ale obecność wspomnianego tematu w dużym stopniu dodaje powieści pikanterii i kolorku. Nie jest zagadką dla czytelnika, bo o tym wydawca pisze na tylnej okładce, iż morderstwo Damiana Rogalika i śmierć Monty Kolaczenko to jedne z tych "przypadków", które przyczyniły się do emigracji Emmy do Polski. Jednakże rozwiązanie zagadki, jak zginęły wymienione osoby i jaki miało to związek na decyzję kobiety, przychodzi później. Powieść toczy się trzy, a nawet czterotorowo. Z jednej strony mamy rzeczywistość, jaką zastała bohaterka po przyjeździe do kraju, z drugiej - wspomnienia związane z historią miłości jej rodziców, z trzeciej - sprawa Damiana Rogalika i Monty Kolaczenko, a jeszcze z czwartej - przeszłość, jaką Emma zostawiła w Anglii. Na początku może wydawać się to nużące, a opowieść zdaje się sięgać zbyt szeroko, ale po kilkudziesięciu stronach czytelnik pozbędzie się tego wrażenia i przywyknie to sposobu narracji.

Cały pogląd na rolę przypadku, jaki przedstawiła autorka powieści, kojarzy mi się z filmem "Efekt Motyla". Wszystko ma swój początek w zupełnie, wydawałoby się, błahym wydarzeniu. Śmierć obcego człowieka może zmienić nasze życie na zawsze, zwykła zmiana planów skutkuje spotkaniem na swej drodze miłości życia, a jeden głupi wybryk marnuje byt na dobre. Bliski jest mi tok myślenia przedstawiony przez Magdalenę Zimny-Louis, stąd pod względem filozoficznym jestem usatysfakcjonowana.

Polskim powieściom brakuje ironii i dobrego humoru. Nie twierdzę, iż jest to powszechnie obowiązująca tendencja, nie mniej jednak w literaturze naszych rodaków króluje komizm dialogów, sytuacyjny- jest już rzadkością, a co dopiero mówić o kpinie. Autorka "Kilku przypadków szczęśliwych" przedstawiła obraz dzisiejszego społeczeństwo w nieco krzywym zwierciadle. Dowcip polega na wyśmianiu wad ludzkich, sarkastycznym podejściu do cech narodowościowych Anglików i Polaków. Uśmiech sam ciśnie się na usta!

"Kilka przypadków szczęśliwych" to bez wątpienia powieść wielowątkowa i, niestety, autorka sama się w tym trochę pogubiła. Wynalazłam kilka tematów, które nie zostały pociągnięte dalej, wyjaśnione. Niektórzy bohaterowie pojawiają się na przysłowiową chwilę, po której znikają, nie wnosząc nic do powieści. Najgorsze jest jednak wrażenie, iż cała książka pozostała nieskończona. Rozumiem ideę zakończenia otwartego, ale ja poczułam się porzucona co najmniej kilkanaście stron przed końcem. Początkowo pomyślałam, że Magdalena Zimny-Louis planuje napisać drugą część przygód swoich bohaterów, jednakże nigdzie takiej informacji nie znalazłam. Moje odczucie jest następujące: zapoznałam się z postaciami powieści, można powiedzieć, iż zakolegowałam, po to, aby potem zniknęli bez żadnego śladu i kontaktu.

Mam trudności z ogólną oceną "Kilku przypadków szczęśliwych". Przeczytałam, ba! pochłonęłam tę książkę z przyjemnością, ale do tej pory zastanawiam się, o czym ona tak naprawdę była. Publikacja ma sporo widocznych zalet, nie można zaklasyfikować jej jako słabą, gdyż byłoby to niesprawiedliwe. Rewelacyjna jednak też nie jest, bo interesujące poglądy autorki, humor i obecność wątku kryminalnego to nie wszystko, czego wymagam od wolumenu. Lubię, kiedy przeczytana książka wpływa na mnie bezpośrednio, skłania do refleksji. Po wyśmienitej lekturze zatrzymuję się na chwilę, zanim otworzę kolejną. Tym razem tak nie było, więc najuczciwiej będzie zaklasyfikować utwór jako przeciętny. Ma potencjał, historia jest lekka i przyjemna. I to by było na tyle.


Magdalena Zimny-Louis "Kilka przypadków szczęśliwych"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2014

2 komentarze:

  1. Z recenzji wynika, że mamy do czynienia z interesującą i nietuzinkową książką. Dlatego nie rozumiem konkluzji autorki recenzji, która w ostatnich zdaniach klasyfikuje tę pozycję jako przeciętną.

    OdpowiedzUsuń