wtorek, 2 września 2014

Wywiad z Anną Karpińską. "Serce rośnie i chce się dalej pisać!"



Jak sama mówi, nie zajmuje się pisaniem "na pół gwizdka". Tak się nie da. W pełni oddaje się temu, co robi. I widać tego rezultaty! Anna Karpińska coraz częściej pojawia się na księgarnianych półkach. Dotychczas wydała cztery książki, wydawca na listopad zapowiada już piątą. O tym, dla kogo i o czym pisze, skąd czerpie pomysły i dlaczego wątek bałkański pojawił się już w kilku powieściach pisarki, rozmawiam z Anną Karpińską.

Pani powieści scharakteryzowałabym jako „powieści obyczajowe z kluczem”. Co jest dla Pani inspiracją, kiedy Pani pisze? Skąd biorą się pomysły?

Nie chciałabym określać gatunku moich książek,  chociaż ma pani dużo racji nazywając je powieściami obyczajowymi. Zawierają jednak również wątki psychologiczne, czasami kryminalne, romansowe. Kieruję się zasadą, że książka „ma się dobrze czytać”, być ciekawa, wciągająca i do końca trzymać w napięciu. Pozwolę sobie przytoczyć kilka opinii, które miałam przyjemność otrzymać od Czytelników i za które przy tej okazji serdecznie dziękuję.
„Książki nie mogłam odłożyć na wirtualną półkę, dopóki nie skończyłam.”
„Za jakie grzechy” pozyskały moją ciekawość, utrzymały ją do końca i był to bardzo przyjemny stan.”
„Zaczytywałam się w książce, nie mogłam oderwać się nawet w autobusie.”
„Czytałam wieczorem, pól nocy i poranek, kończyłam na parkingu przed biurem, inaczej nie poszłabym do pracy.”
Serce rośnie i chce się dalej pisać. W końcu piszę dla czytelnika i on ma być zadowolony.

       Dla kogo Pani pisze?

Nie ukrywam, że głównie dla pań, kobiet,  dziewczyn w każdym wieku.  Target od lat piętnastu do stu, żeby nie obrazić pań, które przekroczyły ten wiek.  Głównymi bohaterkami są kobiety i ich problemy, nic więc dziwnego, że książki trafiają głównie w ręce pań. Nie chcę przez to powiedzieć, że moje książki pozbawione są postaci męskich. Wręcz przeciwnie. Nawet klasyczny romans nie obędzie się przecież bez mężczyzny i relacji męsko-damskich.

    Zastanawiam się nad obecnością wątku bałkańskiego w dwóch Pani powieściach, które dotychczas przeczytałam: „Chorwacka przystań” i „Za jakie grzechy?”. Dlaczego akurat Bałkany?

Po ukazaniu się „Chorwackiej przystani” Czytelniczki na spotkaniach autorskich często  zadawały mi to pytanie. Odpowiadałam – ponieważ lubię Bałkany. Odwiedzałam to miejsce kilkakrotnie, uległam jego czarowi, mogłabym jeździć tam co roku. Za trzy tygodnie czeka mnie wielka frajda. Jadę do Dubrownika!

       Kto jest pierwszym czytelnikiem i recenzentem Pani książek?

Moje dorosłe dzieci – Marta, Maciej i ostatnio Jędrzej. Przesyłam im każdy napisany rozdział. Taka powieść w odcinkach. Niestety nie mają ze mną łatwo, ponieważ nie znoszę krytyki, mobilizuje mnie aprobata.  Nie mogę jednak narzekać na moich pierwszych Czytelników. Potrafią mnie zachęcić do dalszej pracy.

    Która z Pani powieści wymagała od Pani najwięcej zaangażowania, sprawiła najwięcej trudności?

Z pewnością pierwsza  „Chorwacka przystań”.  Wbrew temu co sądzą niektórzy nie „obsługiwałam” wojny bałkańskiej jako reporterka i musiałam przerzucić sporo gazet, by czegokolwiek się na jej temat dowiedzieć.  Wymagało to sporo pracy.

    „Za jakie grzechy?” zaczyna się, można powiedzieć, banalnie. Ślub jak z bajki, piękna panna młoda i pan młody, który dochodzi do wniosku, że jednak „nie może”… Sama przekonałam się, iż powieść to coś więcej niż tylko czytadło dla kobiet, ale czy nie boi się Pani zaszufladkowania do kategorii „komedii romantycznych”? Czy to żadna ujma dla pisarza?

Pozwoli Pani, że się nie zgodzę. Opuszczenie panny młodej przed ołtarzem nie jest sprawą banalną.  Nie zdarza się chyba zbyt często.  Żart na bok.  Staram się zaczynać swoje książki, jak to zdefiniowała jedna z recenzentek „uderzeniem w splot słoneczny”. Taki trik, żeby zaaferować Czytelnika. Problem w tym, by utrzymać napięcie do końca.


    Z jakim tematem chciałaby się Pani zmierzyć w literaturze? Co Panią w tej chwili najbardziej intryguje?

Pytanie bardzo na czasie. Właśnie skończyłam pisać kryminał. Też obyczajowy, też z udziałem Pań, które szukają mordercy, kobiet uwikłanych w skomplikowane układy rodzinne i damsko-męskie. Akcja toczy się w niewielkim gronie osób, są zmiany akcji i można pobawić się w odgadywanie kto zabił.


      Czy Pani pisze „pełnoetatowo” czy to  takie dodatkowe zajęcie?

Po latach zatrudnienie u wielu pracodawców i prowadzeniu firmy postanowiłam pisać, czyli robić coś o czym myślałam od wieków.  I robię to, jak to Pani określiła „pełnoetatowo”, na pełen gwizdek. Inaczej się nie da. Każda praca twórcza jest wymagająca i bezlitosna. Zrobisz sobie przerwę, zapomnisz o czym pisałaś kilka dni temu, tracisz wątek, a kolejne linijki tekstu zaczynają się rwać i wychodzi bubel.  Dlatego trzeba ustalić sobie reżim pisania, stałe godziny, dyscyplinę. A rozpraszać się można jedynie na sprawy rodzinne.

    Jakie plany literackie ma Pani na najbliższy czas?

Plany muszą poczekać do końca września, kiedy wrócę z Dubrownika.  Właśnie dzisiaj skończyłam pisać mój obyczajowy kryminał…i odetchnęłam z ulgą.  Ale oczywiście myślę o kolejnych książkach. Mam pomysł na następną „obyczajówkę”, ale może warto by się pokusić o kontynuację którejś z wydanych książek? To jednak zależy od mojego Wydawcy. Zobaczymy co czas przyniesie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz