Do grona piszących (ze znakomitymi skutkami!) lekarzy dołączyła właśnie Jolanta Czarkwiani. Jej literacki debiut "Nie waż się" spotkał się z ciepłym przyjęciem czytelników i pochlebnymi opiniami recenzentów. Obraz chorej na anoreksję dorosłej kobiety i jej przyjaciółki zachwycił odbiorców. O tej niezwykle groźnej chorobie, nieudanych próbach tworzenia literatury, nauce sztuki opowiadania i swojej kolejnej książce opowiada Jolanta Czarkwiani.
Rzadko kiedy zdarza się, aby debiut był tak dojrzały i
przemyślany, jak Pani debiutancka powieść „Nie waż się”. Zastanawiam się, ile
czasu upłynęło od zamysłu „napiszę książkę” do postawienia ostatniego znaku?
Pewnie
będzie Pani zawiedziona, ale sprawa mojego debiutu wygląda trochę inaczej. Parę
słów wyjaśnienia, bo choć przyjemnie jest słuchać tak dobrych opinii na swój
temat, wolę, by czytelnicy znali prawdę. „Nie
waż się” jest debiutem wydawniczym, ale nie jest pierwszą książką, którą napisałam. Te
zdania kieruję ku pokrzepieniu serc tych wszystkich, którzy piszą, ale na
przykład nie mogą znaleźć wydawcy. Zaczęłam
od trylogii fantasy pt. ”Stwórca”. To rzecz absolutnie nieudana, nie nadająca
się do czytania, ale na której uczyłam się pisania. W sumie około 900 stron. Gdy
tak jak ja, nie ma się ukończonych studiów humanistycznych tylko medycynę i
podyplomowe zarządzanie, gdzieś trzeba zdobyć szlify i nauczyć się snuć
historie. Sądzę ,że niewielu autorów po
prostu rodzi się z gotowymi, perfekcyjnymi
scenariuszami na powieść. Sztuki opowiadania trzeba się nauczyć, tak
samo jak gry na instrumentach czy malowania obrazów. Jakąś predyspozycję czy
zdolność należy posiadać, ale większość
pracy nad książką to codzienna, ciężka robota. Z tej perspektywy czas spędzony
nad „Stwórcą” wydaje mi się nieoceniony.
„Nie waż się” powstała jako czwarta moja powieść i pewnie dlatego udało
mi się uniknąć najbardziej typowych błędów. Do tego temat był mi bliski, więc i fabuła układała się bardzo
naturalnie. Pierwszy draft napisałam bardzo szybko, w dwa miesiące. Za to
poprawiałam ją ponad rok.
Dlaczego postanowiła Pani napisać powieść o kobiecie chorej
właśnie na anoreksję? Uważa Pani, że świadomość społeczna jest zbyt niska?
Świadomość
istoty ,objawów i możliwości leczenia wbrew pozorom nie jest wysoka.
Powszechnie wiadomo, że taka dolegliwość istnieje. Ale oprócz
stereotypowych opinii,że anoreksja to wybór stylu życia nastolatki, zapatrzonej
w gwiazdy show biznesu, przeciętny człowiek mało wie o tej chorobie. Ten obraz
jest nieprawdziwy. Anoreksja to nie
wybór, mimo iż tak chcą ją postrzegać sami chorzy. Dotyka nie tylko nastolatek, bo chorują także dzieci już nawet kilkuletnie, a także osoby w podeszłym
wieku, kobiety i mężczyźni oraz - tak jak w mojej książce - kobiety w ciąży. Nie
zgadzam się też z tezą, że to lansowana przez mass media moda na szczupłość jest
przyczyną choroby. Ta moda ma wpływ, ale raczej jako zasłona, swoisty
urban legend, usprawiedliwienie dla patologicznych myśli o byciu chudym jako recepty na
szczęście oraz braku czujności otoczenia osoby chorej, bo przecież to nic
dziwnego, że ktoś chce się odchudzić, tak robią wszyscy. Kto nie zna osoby, która
choć raz w życiu nie podejmowała próby obniżenia swojej wagi? Tak, tylko, że zmiana trybu życia na bardziej
aktywny, świadome wybieranie produktów zdrowych i zróżnicowanych to jednak coś
zupełnie innego niż celowe, choć moim zdaniem nieuświadomione dążenie do wyniszczenia
organizmu i śmierci. W świadomym wyborze
stylu życia jest dążenie ku zdrowiu , a w anoreksji ku śmierci. I to jest
zasadnicza różnica. Zapytacie: jak to rozróżnić? Dosyć prosto. Jeśli waga osoby spada poniżej odpowiedniego dla wieku
i wzrostu wskaźnika BMI, a człowiek uporczywie dąży do jej dalszego obniżania i
odrzuca możliwość powrotu do zdrowych granic jest to sygnał ostrzegawczy,
którego bagatelizować nie wolno. Ale się
rozgadałam. Proszę wybaczyć ale to pasjonujący dla mnie temat.
W moim odczuciu anoreksja jest tu tylko narzędziem, a źródło
tkwi w przyjaźni, niezabliźnionych ranach z przeszłości, traumach z
dzieciństwa. Zastanawiam się, jak postrzega to sama autorka – czy „Nie waż się”
jest książką przede wszystkim o anoreksji, czy raczej o… życiu właśnie?
W zamyśle „Nie waż się „ to
opowieść o trudnej przyjaźni dwóch dorosłych kobiet, z których każda ma
własny bagaż doświadczeń i zmaga się z problemami codzienności. Anoreksja jest swego rodzaju zapłonem,
czynnikiem sprawczym, radykalnie odmieniającym koleje życia Brygidy i Agaty. To
życiowe wyzwanie, którego nie można zbagatelizować, zapomnieć, zignorować. Uważam ,że
z podobnymi sytuacjami dorośli ,
a niestety także dzieci spotykają się w życiu zawsze. Nie koniecznie jest to
choroba , może to być niespodziewana
utrata pracy, wyjazd na stałe za granicę czy śmierć kogoś bliskiego. To
punkty przełomowe, z którymi należy sobie jakoś poradzić. W książce
pokazuję, jak to robią moje bohaterki.
Więc zgadzam się z Pani tezą. Jest to historia bardziej o trudzie życia niż o procesie chorobowym.
Proszę opowiedzieć czytelnikom, jak powstawała ta książką,
co sprawiło Pani największą trudność, a co okazało się najłatwiejsze?
Najtrudniejsze było realistyczne pokazanie sytuacji
tworzących się między osobą dotkniętą anoreksją i jej otoczeniem. Tu kluczem
była precyzyjna, starannie przemyślana i wiarygodna motywacja chorego i jego bliskich. Nie
chciałam, by był to podręcznik czy tym bardziej poradnik o anoreksji. Tego typu
literatury jest sporo. Nie poważyłabym się też by próbowac pisać dziennika czy
autobiografii z punktu widzenia
anorektyczki. Napisałam o tym, co znam i czego sama doświadczyłam. Nie jest
tajemnicą, że mam przyjaciółkę cierpiąca na tę dolegliwość i bardzo wiele
opisanych sytuacji to wydarzenia, które miały miejsce w rzeczywistości.
Niekoniecznie moje i przyjaciółki, ale jednak wzięte z życia. To był trudny
proces, często bolesny, jednak na swój sposób oczyszczający i przynoszący
zrozumienie. Najłatwiejsze było wybranie
typu narracji czyli pierwszoosobowa retrospekcja w stylu zapisów na blogu. To
przyszło naturalnie i nie miałam problemów z utrzymaniem tego punktu widzenia.
A czy spotkała się Pani, czy to w pracy zawodowej, czy
podczas tworzenia powieści, a może w życiu prywatnym, z osobą chorą na
anoreksję? Jaki to miało wpływ na kreację Agaty?
Na to pytanie już odpowiedziałam. Dodam tylko,że miałam
praktyki na oddziałach psychiatrycznych, w tym dla dzieci i młodzieży
dotkniętej anoreksją, w szpitalu przy ul. Litewskiej w Warszawie. Bardzo wiele
się tam nauczyłam i zrozumiałam, za co jestem serdecznie wdzięczna całemu
zespołowi tej znakomitej placówki. Zrobiłam też duży research naukowy, czyli
przeczytałam niezliczoną ilość artykułów w prasie medycznej polskiej i
zagranicznej na temat zaburzeń odżywiania. To coraz poważniejszy problem, więc i
prac dotyczących tematu jest sporo. Mam również w gronie znajomych osoby, które miały w przeszłości epizody anorektyczne i były tak miłe, że dzieliły się
ze mną swoimi przemyśleniami na temat
psychiki i postrzegania kwestii związanych z jedzeniem w trakcie choroby oraz
po ustaniu objawów. To były cenne i odkrywcze uwagi. Jestem im wszystkim bardzo
wdzięczna. Postać Agaty nie jest realną osobą, choć wielu czytelników
pisze, że zna dokładnie takich ludzi.
Cieszy mnie to, bo oznacza,że stworzyłam postać niepapierową, realną , która
budzi żywe emocje.To wielki komplement dla autora.
Zaczęły się sypać recenzje „Nie waż się”. Recenzenci są
zgodni – to rewelacyjny, niecodzienny debiut. Czy spodziewała się Pani takiego
przyjęcia?
Absolutnie nie. Nie sadziłam,że tak wiele osób zainteresuje
się moją książką. To przecież tylko
debiut nikomu nie znanej pani po pięćdziesiątce. Wszelkie opinie na temat
książki są dla mnie źródłem nieustającej radości i nauki. Za ciepłe,
wspierające słowa serdecznie dziękuję. Z krytyki obiecuję wyciągnąć
konstruktywne wnioski.
Coraz więcej w Polsce piszących lekarzy. Skąd w ogóle taki
zamysł, aby zacząć pisać?
Pomysł, by pisać podsunęły mi moje córki Anna i Olga. Zawsze
lubiły słuchać moich opowieści. Teraz to już dorosłe kobiety i nie często mamy
możliwość spędzać ze sobą tyle czasu co kiedyś. Poprosiły, bym opowiedziała im
naprawdę długą historię i stąd wzięło się moje pisanie. Nic nadzwyczajnego .
Jeśli jest popyt znajduje się i podaż. Prawa ekonomii rządzą także w życiu
rodzinnym. Śmiech. Pisząc nie myślałam o publikowaniu. Książka „Nie waż
się” pierwotnie w ogóle nie była
przeznaczona do druku. Powstała dla i z myślą o mojej chorej przyjaciółce i ona
była jej pierwszą czytelniczką. To jej zawdzięczam też podjęcie decyzji o
fabularyzacji swoich zapisków i wysłanie ich do wydawnictwa.
Proszę zdradzić, nad czym teraz Pani pracuje? O czym będzie
Pani druga powieść? Kiedy możemy się jej spodziewać?
Cóż, jestem lekarzem, więc świat chorób jest dla mnie
naturalnym źródłem inspiracji. Piszę powieść o „alkoholizmie szpilkowym” - czyli o
kobiecie przed czterdziestką, całkiem dobrze funkcjonującej, nie zdającej sobie
sprawy jednak, że jest uzależniona od alkoholu. Chemiczna zmiana stanu
świadomości jest jej naturalnym odruchem obronnym przed wymaganiami dorosłego
życia. Nie będzie to jednak „powieść alkoholowa” raczej „obyczaj z problemem w
tle”. Mam nadzieję,że jeśli uda mi się skończyć ją do jesieni to w przyszłym
roku być może się ukaże.
Dziękuję serdecznie za rozmowę i pozdrawiam ciepło
czytelników.
Ciekawy wpis!
OdpowiedzUsuń