środa, 15 kwietnia 2015

Wywiad | Jolanta Czarkwiani: "Anoreksja to nie wybór"



Do grona piszących (ze znakomitymi skutkami!) lekarzy dołączyła właśnie Jolanta Czarkwiani. Jej literacki debiut "Nie waż się" spotkał się z ciepłym przyjęciem czytelników i pochlebnymi opiniami recenzentów. Obraz chorej na anoreksję dorosłej kobiety i jej przyjaciółki zachwycił odbiorców. O tej niezwykle groźnej chorobie, nieudanych próbach tworzenia literatury, nauce sztuki opowiadania i swojej kolejnej książce opowiada Jolanta Czarkwiani.


Rzadko kiedy zdarza się, aby debiut był tak dojrzały i przemyślany, jak Pani debiutancka powieść „Nie waż się”. Zastanawiam się, ile czasu upłynęło od zamysłu „napiszę książkę” do postawienia ostatniego znaku?

Pewnie będzie Pani zawiedziona, ale sprawa mojego debiutu wygląda trochę inaczej. Parę słów wyjaśnienia, bo choć przyjemnie jest słuchać tak dobrych opinii na swój temat, wolę, by czytelnicy znali prawdę. „Nie waż się” jest debiutem wydawniczym, ale nie jest pierwszą książką, którą napisałam. Te zdania kieruję ku pokrzepieniu serc tych wszystkich, którzy piszą, ale na przykład nie mogą znaleźć wydawcy. Zaczęłam od trylogii fantasy pt. ”Stwórca”. To rzecz absolutnie nieudana, nie nadająca się do czytania, ale na której uczyłam się pisania. W sumie około 900 stron. Gdy tak jak ja, nie ma się ukończonych studiów humanistycznych tylko medycynę i podyplomowe zarządzanie, gdzieś trzeba zdobyć szlify i nauczyć się snuć historie. Sądzę ,że niewielu autorów po prostu rodzi się z gotowymi, perfekcyjnymi  scenariuszami na powieść. Sztuki opowiadania trzeba się nauczyć, tak samo jak gry na instrumentach czy malowania obrazów. Jakąś predyspozycję czy zdolność należy posiadać, ale większość pracy nad książką to codzienna, ciężka robota. Z tej perspektywy czas spędzony nad „Stwórcą” wydaje mi się nieoceniony.  „Nie waż się” powstała jako czwarta moja powieść i pewnie dlatego udało mi się uniknąć najbardziej typowych błędów. Do tego temat był mi bliski, więc i fabuła układała się bardzo naturalnie. Pierwszy draft napisałam bardzo szybko, w dwa miesiące. Za to poprawiałam ją ponad rok.

Dlaczego postanowiła Pani napisać powieść o kobiecie chorej właśnie na anoreksję? Uważa Pani, że świadomość społeczna jest zbyt niska?

Świadomość istoty ,objawów i możliwości leczenia wbrew pozorom nie jest wysoka. Powszechnie wiadomo, że taka dolegliwość istnieje. Ale  oprócz stereotypowych opinii,że anoreksja to wybór stylu życia nastolatki, zapatrzonej w gwiazdy show biznesu, przeciętny człowiek mało wie o tej chorobie. Ten obraz jest nieprawdziwy. Anoreksja to nie wybór, mimo iż tak chcą ją postrzegać sami chorzy. Dotyka nie tylko nastolatek, bo chorują także dzieci już nawet kilkuletnie, a także osoby w podeszłym wieku, kobiety i mężczyźni oraz - tak jak w mojej książce - kobiety w ciąży. Nie zgadzam się też z tezą, że to lansowana przez mass media moda na szczupłość jest przyczyną choroby. Ta moda ma wpływ, ale raczej jako zasłona, swoisty urban legend, usprawiedliwienie dla patologicznych  myśli o byciu chudym jako recepty na szczęście oraz braku czujności otoczenia osoby chorej, bo przecież to nic dziwnego, że ktoś chce się odchudzić, tak robią wszyscy. Kto nie zna osoby, która choć raz w życiu nie podejmowała próby obniżenia swojej wagi?  Tak, tylko, że zmiana trybu życia na bardziej aktywny, świadome wybieranie produktów zdrowych i zróżnicowanych to jednak coś zupełnie innego niż celowe, choć moim zdaniem nieuświadomione dążenie do wyniszczenia organizmu i śmierci.  W świadomym wyborze stylu życia jest dążenie ku zdrowiu , a w anoreksji ku śmierci. I to jest zasadnicza różnica.  Zapytacie: jak to rozróżnić? Dosyć prosto. Jeśli waga osoby spada poniżej odpowiedniego dla wieku i wzrostu wskaźnika BMI, a człowiek uporczywie dąży do jej dalszego obniżania i odrzuca możliwość powrotu do zdrowych granic jest to sygnał ostrzegawczy, którego bagatelizować nie wolno. Ale się rozgadałam. Proszę wybaczyć ale to pasjonujący dla mnie temat.

W moim odczuciu anoreksja jest tu tylko narzędziem, a źródło tkwi w przyjaźni, niezabliźnionych ranach z przeszłości, traumach z dzieciństwa. Zastanawiam się, jak postrzega to sama autorka – czy „Nie waż się” jest książką przede wszystkim o anoreksji, czy raczej o… życiu właśnie?

W zamyśle „Nie waż się „ to  opowieść o trudnej przyjaźni dwóch dorosłych kobiet, z których każda ma własny bagaż doświadczeń i zmaga się z problemami codzienności. Anoreksja jest swego rodzaju zapłonem, czynnikiem sprawczym, radykalnie odmieniającym koleje życia Brygidy i Agaty. To życiowe wyzwanie, którego nie można zbagatelizować, zapomnieć, zignorować. Uważam ,że  z podobnymi  sytuacjami dorośli , a niestety także dzieci spotykają się w życiu zawsze. Nie koniecznie jest to choroba , może to być niespodziewana  utrata pracy, wyjazd na stałe za granicę czy śmierć kogoś bliskiego. To punkty przełomowe, z którymi należy sobie jakoś poradzić. W książce pokazuję, jak to robią moje bohaterki. Więc zgadzam się z Pani tezą. Jest to historia bardziej o trudzie życia niż o procesie chorobowym.  

Proszę opowiedzieć czytelnikom, jak powstawała ta książką, co sprawiło Pani największą trudność, a co okazało się najłatwiejsze?

Najtrudniejsze było realistyczne pokazanie sytuacji tworzących się między osobą dotkniętą anoreksją i jej otoczeniem. Tu kluczem była precyzyjna, starannie przemyślana i wiarygodna motywacja chorego i jego bliskich. Nie chciałam, by był to podręcznik czy tym bardziej poradnik o anoreksji. Tego typu literatury jest sporo. Nie poważyłabym się też by próbowac pisać dziennika czy autobiografii  z punktu widzenia anorektyczki. Napisałam o tym, co znam i czego sama doświadczyłam. Nie jest tajemnicą, że mam przyjaciółkę cierpiąca na tę dolegliwość i bardzo wiele opisanych sytuacji to wydarzenia, które miały miejsce w rzeczywistości. Niekoniecznie moje i przyjaciółki, ale jednak wzięte z życia. To był trudny proces, często bolesny, jednak na swój sposób oczyszczający i przynoszący zrozumienie.  Najłatwiejsze było wybranie typu narracji czyli pierwszoosobowa retrospekcja w stylu zapisów na blogu. To przyszło naturalnie i nie miałam problemów z utrzymaniem tego punktu widzenia.

A czy spotkała się Pani, czy to w pracy zawodowej, czy podczas tworzenia powieści, a może w życiu prywatnym, z osobą chorą na anoreksję? Jaki to miało wpływ na kreację Agaty?

Na to pytanie już odpowiedziałam. Dodam tylko,że miałam praktyki na oddziałach psychiatrycznych, w tym dla dzieci i młodzieży dotkniętej anoreksją, w szpitalu przy ul. Litewskiej w Warszawie. Bardzo wiele się tam nauczyłam i zrozumiałam, za co jestem serdecznie wdzięczna całemu zespołowi tej znakomitej placówki. Zrobiłam też duży research naukowy, czyli przeczytałam niezliczoną ilość artykułów w prasie medycznej polskiej i zagranicznej na temat zaburzeń odżywiania. To coraz poważniejszy problem, więc i prac dotyczących tematu jest sporo. Mam również w gronie znajomych osoby, które miały w przeszłości epizody anorektyczne i były tak miłe, że dzieliły się ze mną swoimi przemyśleniami na temat psychiki i postrzegania kwestii związanych z jedzeniem w trakcie choroby oraz po ustaniu objawów. To były cenne i odkrywcze uwagi. Jestem im wszystkim bardzo wdzięczna. Postać Agaty nie jest realną osobą, choć wielu czytelników pisze, że zna dokładnie takich ludzi. Cieszy mnie to, bo oznacza,że stworzyłam postać niepapierową, realną , która budzi żywe emocje.To wielki komplement dla autora. 

Zaczęły się sypać recenzje „Nie waż się”. Recenzenci są zgodni – to rewelacyjny, niecodzienny debiut. Czy spodziewała się Pani takiego przyjęcia?

Absolutnie nie. Nie sadziłam,że tak wiele osób zainteresuje się moją książką. To przecież  tylko debiut nikomu nie znanej pani po pięćdziesiątce. Wszelkie opinie na temat książki są dla mnie źródłem nieustającej radości i nauki. Za ciepłe, wspierające słowa serdecznie dziękuję. Z krytyki obiecuję wyciągnąć konstruktywne wnioski. 

Coraz więcej w Polsce piszących lekarzy. Skąd w ogóle taki zamysł, aby zacząć pisać?

Pomysł, by pisać podsunęły mi moje córki Anna i Olga. Zawsze lubiły słuchać moich opowieści. Teraz to już dorosłe kobiety i nie często mamy możliwość spędzać ze sobą tyle czasu co kiedyś. Poprosiły, bym opowiedziała im naprawdę długą historię i stąd wzięło się moje pisanie. Nic nadzwyczajnego . Jeśli jest popyt znajduje się i podaż. Prawa ekonomii rządzą także w życiu rodzinnym. Śmiech. Pisząc nie myślałam o publikowaniu. Książka „Nie waż się”  pierwotnie w ogóle nie była przeznaczona do druku. Powstała dla i z myślą o mojej chorej przyjaciółce i ona była jej pierwszą czytelniczką. To jej zawdzięczam też podjęcie decyzji o fabularyzacji swoich zapisków i wysłanie ich do wydawnictwa.

Proszę zdradzić, nad czym teraz Pani pracuje? O czym będzie Pani druga powieść? Kiedy możemy się jej spodziewać?

Cóż, jestem lekarzem, więc świat chorób jest dla mnie naturalnym źródłem inspiracji. Piszę powieść o „alkoholizmie szpilkowym” - czyli o kobiecie przed czterdziestką, całkiem dobrze funkcjonującej, nie zdającej sobie sprawy jednak, że jest uzależniona od alkoholu. Chemiczna zmiana stanu świadomości jest jej naturalnym odruchem obronnym przed wymaganiami dorosłego życia. Nie będzie to jednak „powieść alkoholowa” raczej „obyczaj z problemem w tle”. Mam nadzieję,że jeśli uda mi się skończyć ją do jesieni to w przyszłym roku być może się ukaże.  
Dziękuję serdecznie za rozmowę i pozdrawiam ciepło czytelników. 

1 komentarz: