sobota, 31 stycznia 2015

Maria Ernestam "Córki marionetek" [Recenzja]



"Trzymający w napięciu thriller psychologiczny osadzony w bajkowym krajobrazie szwedzkiego miasteczka" - czytamy rekomendację na okładce. Od razu zapragnęłam przeczytać "Córki marionetek". Ostatnio trafiają mi się same "babskie" lektury, lekkie powieści obyczajowe, romansidła.. Potrzebowałam mocnych wrażeń. Bardzo mocnych wrażeń. "Córki marionetek" wydawały mi się idealną lekturą. Niestety, tylko wydawały. Przeczytałam, bo przeczytałam, ale żeby mnie coś ruszyło? Absolutnie nie. Nie podobało mi się. Bo przez ponad 400 stron puls nie przyspieszył mi nawet na sekundę. 

Mariana jako dziecko dokonała przerażającego odkrycia. To ona znalazła ciało swojego ojca. Mariana, która miała wówczas zaledwie 11 lat, przez lata starała się wyprzeć to zdarzenie z pamięci. Jednak widok zastrzelonego, przywiązanego do karuzeli ojca pozostał z nią na zawsze. Nigdy nie udało się znaleźć sprawcy morderstwa. Mariana, już jako dorosła kobieta, prowadzi rodzinny sklep z lalkami. Mieszka w tym samym miasteczku, w którym zginął jej ojciec. Spokój mieszkańców małej miejscowości budzi pojawienie się Amerykanina Amnona Goldsteina. Mężczyzna ma zamiar wyjaśnić sekrety z przeszłości, co nie do końca odpowiada niektórym z tubylców.

Pięćdziesiąt stron. Nic się nie dzieje. Jest trup, ale wyjątkowo zimny, bo sprzed trzydziestu lat. Nie ma żadnego śledztwa, żadnych zagadek. Myślę sobie: okej. Szwedzi zazwyczaj starannie kreują rzeczywistość, tworzą klimat, zagęszczają atmosferę, a tu nagle bum. Poczekam. Sto stron. Nadal nic. Hm, mogłoby się już coś ruszyć, prawda? Co prawda, głównej bohaterce wybito okno, ale chyba nie o to chodzi w tym "trzymającym w napięciu thrillerze"? Sto pięćdziesiąt. Dwieście. Dwieście pięćdziesiąt... Uprowadzono i wykastrowano konia (wybaczcie spoiler). Toż to doprawdy mrożąca krew w żyłach, "trzymająca w napięciu" zagadka. A co z tym trupem z prologu? Dawno wystygł i nikt do jego sprawy nie wraca. Trzysta stron. Trzysta pięćdziesiąt. O, ktoś się zainteresował trupem. Ale nie, to jednak tylko retrospekcje. Czterysta stron. Wiemy, kto zabił. Śledztwa dalej brak. Zagadka jakby rozwiązana, ale tak naprawdę rozwiązanie zostało jedynie zasugerowane. Koniec książki. Serio? Wynudziłam się. Niestety, nie otrzymałam nic, czego oczekiwałam. Zero napięcia. No nic, będę szukać dalej.

"Córki marionetek" to powieść dobrze napisana, z ciekawymi portretami psychologicznymi postaci, ale mnie to absolutnie nie wystarcza. Cóż z tego, że autorka sprawnie operuje słowem, skoro mnie nim nie zainteresowała? Moje zainteresowanie przed lekturą było wprost proporcjonalne do rozczarowania, jakie przeżyłam w zderzeniu z tekstem. Czekałam na "Córki marionetek" długo, a kiedy tylko otrzymałam książkę, od razu zaczęłam czytać. Zaangażowałam się całą sobą, nie przejęłam się początkowym niepowodzeniem i brakiem iskrzenia pomiędzy nami "od pierwszego wejrzenia". Cały czas miałam nadzieję, że może chociaż zaskoczenie mnie zaskoczy, a akcja nabierze tempa. "Córki marionetek" to żaden thriller, a średnio porywająca powieść obyczajowa.

Reasumując - jestem na nie. Starałam się znaleźć dobre strony, ale poza intrygującymi postaciami, gęstą atmosferą charakterystyczną dla szwedzkiej literatury oraz faktem, iż książka została dobrze napisana, nic nie odkryłam. Według mnie nie warto, gdyż, nawet jeśli jesteście miłośnikami skandynawskich autorów, na rynku jest wiele ciekawszych powieści.

Dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Maria Ernestam "Córki marionetek"
Wydawnictwo Czwarta Strona, 2015
ilość stron: 432
data premiery: 28.01.2015

8 komentarzy:

  1. Hm. Chciałam przeczytać, ale po Twojej recenzji wiem, że szybko się to nie stanie, choć na pewno kiedyś do tego dojdzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właściwie to bardzo chciałam sięgnąć po tę książkę. Teraz mój zapał trochę się osłabił.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zygzak. - J. Osmoza polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A szkoda... Okładka zapowiadała smaczny kąsek :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, powieści obyczajowe to nie moja bajka. Miałam wprawdzie nieśmiałą ochotę na ten tytuł, ale skutecznie ją ze mnie wyplewiłaś ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Okładka budzi dreszcze. Szkoda, że zawartość niekoniecznie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki Tobie uniknę rozczarowania :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A już myślałam, że to będzie ciekawa książka.... http://pizama-w-koty.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń