czwartek, 12 listopada 2015

Rozmowa Agnieszki Olejnik z czytelnikami | Rozwiązanie konkursu


Dziękujemy za nadesłane propozycje pytań! Oto zapis niezwykłej rozmowy, jaką z pisarką przeprowadzili jej czytelnicy. O co pytali Agnieszkę Olejnik miłośnicy jej prozy i jak odpowiadała sama autorka? Zapraszamy do lektury wywiadu!

Autorki najciekawszych odpowiedzi - Martucha180 oraz Kasia zostaną nagrodzone egzemplarzami powieści "A potem przyszła wiosna". Gratulacje!

W pani powieściach postacie kobiece są niezwykle, ulotne, jakby nie z tego świata. Czy łatwiej jest wykreować postacie kobiece czy męskie? Które z nich uważa Pani za cięższy materiał do obróbki...?
Anna

Dla mnie jako pisarki trudniejsi są mężczyźni, ponieważ konstruując męskich bohaterów nigdy nie mam pewności, czy potrafiłam odpowiednio „wgryźć się” w męską psychikę. Wprawdzie od dziecka otaczali mnie się chłopcy (mam dwóch braci), zawsze miałam mnóstwo przyjaciół płci męskiej, no i jestem matką trzech synów; siłą rzeczy dobrze znam męski świat. A mimo to, jak by nie patrzeć, widzę ich z kobiecej perspektywy.
Zupełnie inną rzeczą jest, że moim zdaniem różnice między płciami są zwykle nieco wyolbrzymiane. Znam wielu mężczyzn emocjonalnych, wrażliwych i subtelnych, oraz całkiem sporo kobiet tak twardych, silnych psychicznie i stanowczych, że powinny być jakimiś przywódcami wojskowymi.

Kilka dni temu przeczytałam Pani książkę pt. "Zabłądziłam", cytuje w niej Pani piosenki Starego Dobrego Małżeństwa (osobiście uwielbiam, słucham od tego czasu bez przerwy;)) Jest to wyraz Pani prywatnych sympatii, przekazuje Pani swoim bohaterom swoje upodobania muzyczne, czytelnicze itp, czy też wyszukuje im zainteresowania w inny sposób?
Beata

Oczywiście, że swoje. Na przykład w „Dziewczynie z porcelany” Michał słucha zmysłowego, bluesowego głosu Liz Wright, a to jedna z moich ulubionych wokalistek. Również w „Dziewczynie…” bohaterowie rozmawiają o literaturze, wymieniają się ulubionymi lekturami – są to powieści, które bardzo cenię: „Córka fortuny” (przepiękna, jedna z najlepszych książek Isabel Allende) oraz „Trafny wybór” Rowling, książka niełatwa, nieprzyjemna, ale mądra i ważna. W najnowszej mojej powieści – „A potem przyszła wiosna” – główny bohater, Konrad, wspomina o „Pogodzie dla bogaczy”. To świetna książka, jedna z moich ulubionych, a trochę ostatnio zapomniana.
No a Stare Dobre Małżeństwo – to jest zespół w pewnych kręgach wręcz kultowy, i ja do tych kręgów należę.

Gdyby miała przyrównać pani swoje życie do jakiejś książki, to jaka by to była książka i dlaczego?
Bartłomiej

Nie mam pojęcia, nie czytałam nic podobnego. Musiałaby to być powieść o kimś, kto jako dziecko kompletnie w siebie nie wierzył, był wręcz do bólu nieśmiały. Poturbowany emocjonalnie przez rozwód rodziców, ten ktoś następnie twardnieje i przechodzi okres buntu – w tym czasie wielokrotnie balansuje na krawędzi, ale na szczęście udaje mu się utrzymać jaką taką równowagę. Potem nasz bohater uczy się, że marzenia są po to, żeby je spełniać, a nie biadolić, że się nie da - aż wreszcie, już jako dojrzały człowiek, doznaje objawienia: trzeba żyć tak, by pewnego dnia postawić znak równości między słowami „szczęście” i „życie”.
Znacie taką książkę? Chętnie bym przeczytała.

Czy wśród wszystkich Pani bohaterów jest taki, który wzbudził Pani szczególną sympatię i trzymała Pani mocno kciuki, żeby mu się powiodło, a może jest jakiś, który bardzo Panią denerwował, czy po prostu wszystkich Pani lubi, bo to przecież Pani bohaterowie?
Jacek

Oczywiście, że nie wszystkich lubię. Irytuje mnie Aneta, jedna z bohaterek „A potem przyszła wiosna”, choć bardzo się starałam znaleźć coś na jej usprawiedliwienie. Sama – jako czytelniczka – nie znoszę powieści, w których świat jest czarno-biały i wszystko da się łatwo rozpisać w tabelce: dobre/złe. To takie baśniowe, kompletnie nieprawdziwe. Dlatego staram się nie konstruować postaci w taki sposób. Wszyscy moi bohaterowie mają i wady, i zalety. Michał i Zuza z „Dziewczyny z porcelany” są nieporadni wobec uczucia, które ich dopadło, dają się podpuszczać, robią sobie na złość – dokładnie tak, jak to bywa w życiu. Konrad z mojej najnowszej książki jest cudowny, romantyczny i wrażliwy, ale zarazem daje się wodzić za nos swojej dziewczynie. Wiele razy chciałam nim porządnie potrząsnąć. Podobnie jak Majką z „Zabłądziłam”, która w swym nastoletnim buncie popełnia okropne błędy i nawet jeśli już wie, że postępuje głupio, duma nie pozwala jej się wycofać. Majka jest trochę podobna do mnie z okresu dojrzewania. Tylko że ja byłam jeszcze trudniejsza ;).
Bardzo lubię Polę z „A potem przyszła wiosna” oraz postaci drugoplanowe – Ulkę i pana Stefana. Pola jest krucha, subtelna, szalenie kobieca, ale jest w niej zaskakująca siła. A Ulka i pan Stefan to po prostu dobroć – nienachalna, cicha, codzienna dobroć. Obyśmy wszyscy spotykali na swojej drodze takich ludzi.

Załóżmy, że istnieje możliwość przeniesienia się na jeden dzień do świata przedstawionego w dowolnej powieści. Jaką Pani by wybrała i dlaczego? A może żadną?
Iza

Wybrałabym świat przedstawiony mojej powieści fantasy dla dzieci – „Ava i Tim. Droga na północ”. Teraz właśnie czytam ją wieczorami mojemu najmłodszemu synkowi i razem „wędrujemy” przez górzystą krainę, w której wody trzeba szukać w jaskiniach, gdzie wieczorem i rano pojawia się mgła gęsta jak śmietana, za każdą skałą mogą czyhać groźni ghornowie, rzeki roją się od zielonoskórych pławców, a mewy są szpiegami na usługach Zła. Jednocześnie zaś w tym świecie można znaleźć taką przyjaźń, o jakiej się marzy przez całe życie.

Wiosna jest porą roku, kiedy przyroda na nowo budzi się do życia, a człowiek z nową energią zapomina o mroźnej zimie. Czy według Pani, wiosna stanowi również dobry czas na początek tworzenia nowej książki?
Edyta

Zapewne, ale nie dla mnie. Ja wiosną zapadam na dziwną chorobę, która polega na kompletnym zidioceniu ogrodniczym. Dziesięć razy dziennie sprawdzam, czy tulipany wystawiły łebki, czy młodziutkie, czerwone listki na różach nie pomarzły, czy coś już kwitnie, czy coś się zieleni. Wiosnę kocham żywiołowo i trudno mi wtedy wysiedzieć w domu, a pisanie to jednak wielogodzinne zamknięcie. Nie zniosłabym tego. W marcu zakładam wysokie gumowce i rękawice robocze, i cały wolny czas spędzam babrząc się w ziemi, wdychając jej zapach. Wracam nieziemsko zmęczona, ale szczęśliwa jak świnka wietnamska. Dopiero gdy wszystko ruszy, zazieleni się i zacznie radzić sobie beze mnie, wracam do pisania. Na ogół zbiega się to w czasie z początkiem wakacji.


Zauroczyła mnie okładka powieści "A potem przyszła wiosna", stąd moje pytanie - czy jest ona Pani autorstwa, a jeżeli nie, to czy przy jej projektowaniu były brane pod uwagę Pani sugestie odnośnie jej wyglądu?
Małgorzata

W wydawnictwie Czwarta Strona panuje tak wspaniała atmosfera, że gdy autor wtyka nos w sprawę okładki, nikt go nie beszta, nie daje po łapach i w ogóle wszyscy cierpliwie słuchają, co ma do powiedzenia. Dlatego pozwalam sobie podsyłać mojej Redaktor Prowadzącej zdjęcia, które mi się podobają, a potem razem robimy selekcję. Nie pamiętam już, czy zdjęcie, które widnieje na okładce „Wiosny”, podesłałam ja, czy też otrzymałam je jako odpowiedź na moje propozycje. Tak czy owak, upierałam się, żeby jakoś połączyć je z motywem desek, ponieważ Konrad, główny męski bohater tej powieści, kocha zapach żywicy, pracę z surowym drewnem i naturalne ciepło, które ma w sobie ten materiał. I tak właśnie powstała ta okładka – klimatyczna, subtelna, po prostu piękna.

Czym jest dla Pani SŁOWO?
Martucha180

Oho, pytanie natury filozoficznej. Słowo… Jest dla mnie tworzywem. Tym, z czego stwarzam nowe światy, w czym rzeźbię swoje postaci. To jest mocne tworzywo, twarde, silne – potrafi zranić, pokaleczyć głębiej niż prawdziwe ostrze, nawet zabić. Ale może też ratować życie, goić rany, łagodzić ból i dawać radość.
Słowa są dla mnie ważne i bardzo długo je pamiętam. Zawsze traktowałam je bardzo poważnie. Jeśli ktoś mi coś obiecał, potrafiłam to pamiętać przez kilka lat, sama także bardzo poważnie traktowałam własne obietnice. To niekoniecznie dobre podejście. Ludzie często mówią coś, żeby zabić ciszę, żeby odwrócić uwagę albo chwilowo pozbyć się kłopotu. Musiałam dorosnąć, żeby zrozumieć, że nie wszystkie słowa mają jednakową wartość, i żeby nie cierpieć z tego powodu, że ludzie niekiedy mówią jedno, a robią coś zupełnie innego.

Czy lubi Pani kończyć pisać książki, czy może wręcz przeciwnie, odwleka Pani moment postawienia ostatniej kropki, bo podczas powstawania powieści związała się Pani na tyle z bohaterami, ich historiami, relacjami, uczuciami, że aż żal ich opuścić?
Kasia

Uwielbiam kończyć i zaczynać. Nie lubię natomiast pewnego etapu, który nadchodzi gdzieś w okolicach setnej strony. Jest to faza bezsilności. Zawsze mi się wtedy wydaje, że to koniec, pomysł się skończył, wystarczyło go tylko na rozpoczęcie historii, i choć wiem, jak cała sprawa się skończy, nie mam pojęcia, jak do tego finału dojść. Często w tym momencie przerywam pisanie, niekiedy zaczynam kolejną książkę. Potem, ni stąd, ni zowąd, wracam do pierwszego tekstu i po prostu ciurkiem piszę kolejne 200 stron. Dziwne, ale tak to właśnie wygląda.
Co do rozstania z bohaterami, to postawienie ostatniej kropki wcale nie oznacza takiego rozstania. Po krótkim odpoczynku do tekstu należy wrócić, czyta się go jeszcze dwa lub trzy razy, zwykle w odstępach kilku tygodni. Potem, już po negocjacjach z wydawcą, wprowadza się ewentualne poprawki – i na koniec czeka nas jeszcze korekta autorska. To jest moment, kiedy czytam własną książkę czwarty lub piąty raz, i szczerze mówiąc, mam jej serdecznie dosyć.

Jak przekonałaby Pani kogoś, kto nie lubi czytać książek, by jednak się przełamał i spróbował, zaczynając właśnie od Pani powieści?
Katarzyna

Przykro mi to stwierdzić, ale nie da się przekonać kogoś takiego. Można mu ewentualnie podsunąć naprawdę dobrą książkę i zobaczyć, czy „zaskoczy”  – ale to, co dla mnie jest dobrą książką, może nie być interesujące dla kogoś innego, i w tym szkopuł.
Po latach pracy w szkole jako polonistka wiem jedno: większość ludzi nie lubi czytać z bardzo prostego powodu: zwyczajnie nie potrafią tego robić bez wysiłku. Chodzi mi o umiejętność czytania nie na głos, lecz w myślach – z taką swobodą, z jaką oddychamy czy pijemy wodę. Niestety, jest to właśnie UMIEJĘTNOŚĆ, a to znaczy, że nauczenie się tego wymaga treningu i starań. Proszę sobie wyobrazić, że jest piękna pogoda, jesteśmy na wczasach nad jeziorem. I teraz kogoś, kto słabo pływa, zachęcamy do przepłynięcia na drugi brzeg owego jeziora. Będzie to dla niego udręka. Nawet jeśli to zrobi, będzie psioczył, że bez sensu, że to było okropne, że nigdy więcej. Ja pływam dobrze, więc rozkoszowałabym się dotykiem słońca na karku i szeptem trzcin, z przyjemnością rozgarniałabym wodę ramionami. Dokładnie tak samo jest z czytaniem książek.

4 komentarze:

  1. Czekałam na ten wywiad, wyszedł super :) Gratuluję nagrodzonym za najciekawsze pytania.

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny wywiad, miło się czyta słowa Pani Agnieszki :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakże mi miło! Dziękuje i gratuluję koleżance.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę o kontakt na FB bądź przesłanie adresu do wysyłki nagrody na maila przegladczytelniczy@interia.pl :)

      Usuń