wtorek, 15 grudnia 2015

Lucyna Olejniczak | Boże Narodzenie to najbardziej rodzinne ze wszystkich świąt





Dzisiaj o swoim Bożym Narodzeniu w... Chicago opowiada Lucyna Olejniczak, autorka między innymi sagi rodzinnej "Kobiety z ulicy Grodzkiej", której dotychczas ukazały się dwa tomy: "Hanka" i "Wiktoria".
Jedna z powieści pani Lucyny, "Opiekunka, czyli Ameryka widziana z fotela" zostanie wkrótce przeniesiona na duży ekran!

Boże Narodzenie to najbardziej rodzinne ze wszystkich świąt. Nie zdajemy sobie nawet sprawy, ile w tym prawdy, póki nie doświadczymy na własnej skórze, jak to jest spędzać je bez rodziny. Dopiero wtedy dociera do nas, że kiedy nie ma z kim dzielić radości, wszystko nagle  traci swój urok i magię.
Boże Narodzenie z końca lat osiemdziesiątych zastało mnie w Chicago, gdzie wyjechałam „za chlebem”, zostawiając na ten czas dzieci z mamą. Tęsknota za nimi zabijała mnie, nie pomagała nawet myśl o tym, że wszystko to było dla nich, że im właśnie chciałam poprawić byt. Nigdy wcześniej nie rozstawałam się z dziećmi, każde święta spędzaliśmy razem. Skromniej, biedniej, ale razem. Doceniłam to dopiero tam, na obczyźnie.
Nastrój przedświąteczny w Stanach w niczym nie przypominał naszego, w kraju. Nie było szarych, zabieganych kobiet stojących w kolejkach, żeby zdobyć coś na święta. Uśmiechnięci Amerykanie robili zakupy w bogato zaopatrzonych sklepach, przed którymi stali Mikołaje ze złotymi dzwoneczkami. Pięknie udekorowane wystawy sklepowe zachęcały do wejścia, ozdobione kolorowymi lampkami domy i ogródki wyglądały jak wyjęte z bajki o Bożym Narodzeniu. Ale to nie była moja bajka. Zabrakło w niej bliskich, z którymi mogłabym to wszystko przeżywać, komentować, cieszyć się.
Wigilię spędziłam z jedyną przyjazną mi duszą w Chicago. Siedzieliśmy przy bogato zastawionym stole w ponurym milczeniu, zastanawiając się, co w tym czasie robią nasi bliscy w Polsce. Z powodu różnicy czasu, nie mogliśmy nawet symbolicznie podzielić się z nimi w tej samej chwili opłatkiem. Kiedy my siedzieliśmy już przy stole, oni dopiero przygotowywali się do wieczerzy wigilijnej.
Na Pasterkę wybraliśmy się do polskiego kościoła. Kiedy wchodziłam do przyciemnionej świątyni wypełnionej po brzegi Polakami, nadal nie czułam żadnych emocji. Dopiero, kiedy o północy rozbłysły wszystkie światła i z całą mocą gruchnęła kolęda „Bóg się rodzi”, poczułam jak coś we mnie pęka. Nie byłam w stanie śpiewać, płakałam, a wraz ze mną wszyscy ci, którzy tego właśnie dnia byli z dala od swoich rodzin.
 To było najsmutniejsze Boże Narodzenie w moim życiu, ale dzięki tamtym chwilom nauczyłam się bardziej doceniać obecność najbliższych w swoim życiu. Naprawdę, trudno o większe szczęście.
Tego właśnie życzę wszystkim Czytelnikom z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. Miłości i ciepła w rodzinnym gronie!

Lucyna Olejniczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz