Na księgarnianych półkach właśnie ukazała się "Kolejność", obiecująca powieść kryminalna, której autor pozostaje raczej w cieniu swojej twórczości. Jest tajemniczy, czy może uważa, że dobra literatura obroni się sama? Kim jest? Czy Dolny Śląsk zajmuje szczególne miejsce w jego życiu? Przeczytajcie wywiad z szalenie intrygującym człowiekiem, jakim jest Hubert Hender, autor "Kolejności".
Niewiele mówi pan o
sobie. Czy jest to wynik wrodzonej skromności, a może uważa pan, że dobra
literatura obroni się sama, a jej autor może pozostać w cieniu?
Oczywiście,
autor może zostawać w cieniu, do tej pory zwykle nie ujawniałem się za często,
nie uczestniczyłem w spotkaniach. Wraz z nową powieścią trochę porzucam ten
stan i zaczynam się pojawiać i mówić o sobie, ale zawsze i tak będę twierdził,
że ważniejsze ode mnie są w tej kwestii moje książki. Z drugiej jednak strony myślę,
że dziś czytelnicy mają pełne prawo do tego, by spotykać się z autorami.
Wystarczy przywołać świetne imprezy, jak chociażby targi książki, na których
możemy spotkać swoich ulubionych twórców. To fantastyczne dla obu stron
doświadczenia i cieszę się, że tego typu imprez, które sprzyjają rozwijaniu się
środowiska czytelniczego, literackiego w ogóle, jest coraz więcej.
Kim zatem jest Hubert
Hender? Skąd pochodzi? Czy, tak jak i pana bohaterowie, mieszka na Dolnym
Śląsku?
Urodziłem
się i mieszkałem przez 25 lat na Dolnym Śląsku, bardzo blisko Jeleniej Góry. A
samo miasto znam doskonale. Przez te lata, zupełnie nieświadomie, czerpałem
natchnienie do swoich książek. Żyłem, mieszkałem, a gdzieś jakimś schowanym
nurtem wchłaniałem to miasto, te miejsca, okolice oraz ich klimat. Znam je na
tyle dobrze, że o wiele łatwiej mi się teraz o tym mieście i okolicy pisze.
Siłą rzeczy, pewnie nie miałbym takiej swobody pisania o miejscach, w których
nie byłem i których nie znam tak dobrze. Pomysł napisania powieści z Jelenią
Górą w tle był więc naturalny. To na pewno jeden z powodów dla których
postanowiłem osadzić akcję swoich powieści właśnie tam.
Przejdźmy do rozmowy o
pana najnowszej powieści, „Kolejności”. Książka właśnie ukazała się nakładem
Wydawnictwa Filia. To świetne wydawnictwo. Jak trafił pan pod opiekuńcze
skrzydła Filii? W jaki sposób dowiedział się, że pana powieść zostanie wydana
przez oficynę, która wypuściła w świat trylogię Mroza o komisarzu Forście?
Odpowiem
bardzo krótko. Szukałem dobrego wydawnictwa dla swojej drugiej powieści i po
paru miesiącach, od chwili jak wysłałem ją od dwóch, może trzech wydawnictw,
nawiązałem kontakt z Filią. Po spotkaniu w Poznaniu, zresztą bardzo
sympatycznym, ustaliliśmy wspólne priorytety i cele. Nakreśliliśmy wspólne
oczekiwania względem siebie. Ich filozofia bardzo przypadła mi do gustu.
Widziałem, że szukam właśnie takiego wydawnictwa. Przede wszystkim takiego
które skoncentrowane jest na wydawaniu dobrej literatury, czego przekładem może
być, jak Pani wspomniała, Remigiusz Mróz, czy doskonały wręcz thriller Obce dziecko Rachel Abbott. Widać więc,
że wydają z pasją, mają świetne wyczucie literackie, estetyczne. Gdy patrzę na
to jak działają, jak wydają, to wiem, że trawiłem w bardzo dobre ręce.
Pana bohaterowie to
postacie z krwi i kości. Już w recenzji zwracałam szczególną uwagę na ich
przeżycia wewnętrzne, rozterki i wątpliwości. Zastanawiam się, skąd taka dobra
znajomość specyfiki pracy policjantów i daleko idące wnioski na temat wpływu
patologii, z jakimi służby mundurowe spotykają się na co dzień, na ich życie
prywatne?
Nie
trzeba być wytrawnym psychologiem, by wiedzieć, że praca w policji do łatwych
nie należy. Oczywiście staram się podchodzić rzetelnie do swojej pracy, dlatego
bohaterowie muszą być prawdziwi. By stworzyć wiarygodnych bohaterów, trzeba
mieć pomysł, rozrysować ich charaktery, osobowość, wygląd. Tworzę również ich
życiorysy. Poza opisywaniem ich pracy, obowiązków, opisuję w równym lub
podobnym stopniu ich problemy, doświadczenia, wspomnienia, koszmary. Dla mnie
te osoby są jak żywe. Cały czas mam ich w wyobraźni, widzę ich jak chodzą, jak się
ruszają, widzę ich gesty, czy to jak się uśmiechają. Proszę mi wierzyć, że gdy
piszę daną scenę, widzę niemal każdy ich ruch, słyszę ich rozmowę. To trochę
tak jakbym był reżyserem stojącym tuż za kamerą. A zatem jako autor i osoba,
która tworzy ten świat, ich świat dodajmy, znam ich najlepiej. Chwilami czuję
się tak, jakbym ich podglądał w czasie pracy czy podczas wypoczynku. Jestem z
nimi myślami i to niejako spisuje. Słowem, muszę ich cały czas widzieć.
Nie
da się ukryć, że centralną postacią moich powieści jest Marek Iwanowicz. On
jest najważniejszy, jemu poświęcam najwięcej uwagi. W Zaporze, mojej pierwszej książce, było o nim niewiele, ale był to
celowy zabieg, bowiem już wtedy wiedziałem, że będzie to cykl powieści i już
wtedy jasno określony plan, by czytelnicy poznawali go stopniowo, bardzo
powoli. W Kolejności o Iwanowiczu jest
już znacznie więcej, zaś w trzeciej powieści poznają go jeszcze lepiej. Taki
miałem zamiar od początku i mocno się tego trzymam. Oczywiście podobnie rzecz
ma się z Gawłowskim, o nim również będzie więcej.
Słowem,
są to zwyczajni policjanci. Ze swoją historią, z życiem osobistym, z
problemami. Tacy, którzy noszą takie same lub podobne doświadczania co my, nie
są oni oderwani od tego, co się dzieje dookoła; potrafimy im współczuć,
potrafią nas rozbawić, bywa, że i zaskakują. Są osadzeni w konkretnym
kontekście, otoczeniu i środowisku. Mają swoje rodziny, swoje obowiązki,
marzenia, nawet wydatki. Kupują, chodzą na obiad. No ale są to bohaterowie
konkretnego gatunku, więc widzimy ich przede wszystkim jako policjantów.
W
największym skrócie, mniej więcej tak się tworzy bohaterów – trzeba ich
wykreować w całości, od szczegółu, aż po ogół, a potem wpuścić w opowieść i pozwolić
na to, by uczestniczyli w rozmaitych, często jednak nieprzewidywalnych,
wydarzeniach.
Pokopalniane tereny,
nieco uśpione miasteczko, a w tle majestatyczne szczyty – czy takie właśnie są
Kowary? Przyznam, że nigdy nie byłam w tym mieście, a umieszczając tam akcję
swojej powieści, rozbudził pan we mnie ciekawość.
Na
pomysł napisania powieści osadzonej w Kowarach wpadłem kilka dni po tym, jak skończyłem
pisać swoją pierwszą książkę. Na początku powstał tylko plan, było to chyba w
2011, a w 2012 roku zacząłem nad nią pracę, a rok później już ją skończyłem.
Żeby napisać o tym miasteczku, musiałem je lepiej poznać, dlatego pojechałem tam
kilka razy, sfotografowałem interesujące mnie miejsca. Dużo też o tym miejscu
czytałem, zbierałem sporo informacji. Starałem się wchłonięć to miejsce, poczuć
klimat, a potem dokonać mojej osobistej interpretacji tego miejsca. Na pewno
nie jest ona bardzo realistyczna, nie odtwarzam tego miejsca w skali jeden do
jeden, ponieważ nie tworzę literatury non-fiction. Dokonuje bardzo niewielkiego
zaciemnienia tego miejsca, trochę tak jakbym nakładał na swoją opowieść pewien
filtr. W dzień być może nie jest ono aż takie mroczne jak je opisuje. Niemniej,
ma ono swój klimat. Tak też rozumiem pojęcie klimatu w książkach – jako zakładanie
na opisywane zdarzenia, miejsca czy bohaterów rozmaitych filtrów, ciemniejszych
bądź jaśniejszych. Według mojej teorii thriller czy kryminał posiadają ciemny,
reportaż czy powieść obyczajowa nie mają żadnego (lub tylko delikatny), komedia
czy powieść romantyczna nieco rozjaśniają rzeczywistość.
Nie zdradzając za
wiele, aby nie zepsuć czytelnikom lektury, skoncentrujmy się przez chwilę na
fabule „Kolejności”. Jak zrodziła się w głowie autora? Skąd czerpał pan
inspiracje?
Jak
wspomniałem wcześniej, dla mnie ważne jest miejsce akcji. Podkreślę tutaj, że
musi to być realnie istniejące miejsce, miejscowość. Nie przekształcam
topografii. Staram się odtwarzać ją dość wiarygodnie, poza pewnymi wyjątkami.
Owszem, zdarza się, że z jakichś szczególnych powodów nie podaję konkretnego
miejsca, nie zawsze podaję ulicę czy szczegółowo opisuję czyjś dom (świadka,
mordercy), ale to wynika trochę z innych powodów.
Wracając
do pytania, gdy pojechałem do Kowar, wiedziałem, że to jest to. Sztolnie.
Ciemność. Mrok. Pomysł na kryminał zrodził się błyskawicznie. Miejsca w ogóle
są dla mnie ważne. Nie tylko sama fabuła, nie tylko bohaterowie, a właśnie równorzędnie
z nimi miejsce akcji. Dlatego wybór padł na Kowary. Piękny, mroczny tunel
kolejowy, część odnowionych sztolni, opuszczone miejsca, górzysty teren, lasy. Lubię
takie miejsca.
Wiemy, że to jeszcze
nie koniec, a Iwanowicz powróci. Rozumiem, że w duecie z Gawłowskim?
Oczywiście.
Kilka tygodni temu skończyłem pisać trzecią powieść, jej akcja będzie się
działa w samej Jeleniej Górze. Mojej ulubionej miejscowości, do której zawsze
chętnie wracam – zarówno w rzeczywistości, jak w swoich literackich opowieściach.
Czy to będzie odrębna
historia, tak zwana „luźna kontynuacja”, czy może znajomość treści „Kolejności”
będzie niezbędna? No, i kiedy możemy spodziewać się powieści w księgarniach?
Akcja
tej powieści nakłada się z „Kolejnością”, łączy je wspólny wątek, bardzo ważny
dla mnie. W Kolejności było to
śledztwo drugoplanowe. I nierozwiązane. Więcej niestety nie mogę zdradzić.
Trzecia część będzie gotowa niebawem, także podejrzewam, że w księgarniach
pojawi się w przyszłym roku. A ja już przygotowuje się merytorycznie do następnej
książki.
Dziękuję za rozmowę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz