środa, 9 marca 2016

Olga Rudnicka "Były sobie świnki trzy" | Recenzja przedpremierowa



Kiedy na drodze do szczęścia i względnego spokoju stoi... intercyza małżeńska, trzy kreatywne kobiety dość szybko dochodzą do wniosku, że w ich sytuacji najbezpieczniej byłoby zostać wdową. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. "Były sobie świnki trzy" to najnowsza komedia kryminalna znanej i lubianej przedstawicielki młodego pokolenia piszących Polek, Olgi Rudnickiej.

Jolka, Kama i Martusia prowadzą życie nie do końca usłane różami, ale w gruncie rzeczy nie mają na co narzekać. Pełne konto w banku, całe mnóstwo rozrywek i nadmiar wolnego czasu. Problemy zaczynają się, kiedy dodatkowe kilogramy zamiast ubywać zaczynają przybywać, a kurze łapki pod oczami wcale nie ułatwiają sytuacji. Jakby tego było mało, ich mężowie zaczynają jawnie romansować z młodszymi, bardziej atrakcyjnymi kobietami, nic nie robiąc sobie z oddania i wierności swoich małżonek. Cóż, zawsze można byłoby wziąć rozwód, ale... No właśnie. Jolka, Kama i Martusia na chwilę przed ślubem, niesione wizją romantycznej i wiecznej miłości, podpisały intercyzy. W przypadku rozwodu zostałyby z niczym, a na to przecież nie mogą sobie pozwolić. Najbezpieczniej byłoby zyskać status wdowy. I tutaj zaczynają się schody. Przecież nie jest tak łatwo wykończyć męża, wbrew ogólnie przyjętej przez społeczeństwo wizji. Chyba że...

"Były sobie świnki trzy" to świetna zabawa i niebanalna rozrywka. Autorka trzyma wysoki poziom, jaki narzuciła sobie podczas pisania "Diabli nadali" i sprawnie posługuje się żartem sytuacyjnym. Cięte, inteligentne dialogi, podszyte zdrową dawką ironii, ciekawe portrety głównych bohaterów i mnóstwo humoru - tego możecie spodziewać się po lekturze najnowszej powieści bestsellerowej autorki. Bawiłam się znakomicie. "Były sobie świnki trzy" to idealna lektura na wieczory, w których odczuwamy tak zwane "zmęczenie materiału" i najzwyczajniej w świecie nie mamy ochoty na arcyważną i skomplikowaną lekturę. Olga Rudnicka zapewniła mi doskonałą zabawę!

Wielokrotnie podczas lektury książki "Były sobie świnki trzy" parskałam niepohamowanymi wybuchami śmiechu i dostawałam ataków kaszlu, próbując powstrzymać się od chichotu i jednocześnie starając się nie obudzić dzieci. W moim życiu ostatnio naprawdę dużo się dzieje, a ja potrzebowałam lekkiej i przyjemnej literatury Olgi Rudnickiej. Możliwe, że ta powieść najzwyczajniej w świecie trafiła na odpowiedni moment w moim życiu i właśnie dlatego tak bardzo mnie zachwyciła, ale chyba o to chodzi w literaturze typowo rozrywkowej - zapewnić doskonałą zabawę i odskocznię od rzeczywistości? Absurd sytuacyjny goni poprzedni absurd, a na dokładkę mamy tutaj przystojnego, inteligentnego, chociaż nieco zbyt przewrażliwionego detektywa. Uwielbiam!

Najnowsza powieść Olgi Rudnickiej z pewnością sprosta oczekiwaniom fanów autorki. A jeśli jeszcze nie znacie prozy młodej pisarki i akurat macie ochotę na coś przyjemnego i nietrudnego w odbiorze, doskonale trafiliście. "Były sobie świnki trzy" to doskonały początek przygody z twórczością Rudnickiej. Polecam!

Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego!

Olga Rudnicka "Były sobie świnki trzy"
Wydawnictwo Prószyński Media, 2016
liczba stron: 360
data premiery: 15.03.2016

4 komentarze:

  1. Ja też już chcę! Ja też! Jeju, jak tu wysiedzieć do premiery, skoro tak kusicie wczesnymi recenzjami?!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam tylko "Fartowny pech", ale pokochałam humor autorki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam poczucie humoru autorki!!!

    OdpowiedzUsuń